Claudio odstawia samochód do garażu. Na szczęście nie ma skutera. Żadna z córek nadal jak dotąd nie wróciła do domu. To lepiej. Przynajmniej nie ryzykuje, że jeszcze bardziej zniszczy sobie bok samochodu. Chociaż i tak ciężko byłoby zejść poniżej ceny, którą zaproponowano mu za mercedesa. To jego ostatnia swobodna refleksja, poświęcona marzeniu wejścia w posiadanie bmw Z4, gdy zamyka garaż i idzie na górę do siebie do domu.
– Jesteście?
Mieszkanie wydaje się pogrążone w całkowitej ciszy. Wzdycha z ulgą. Cudownie jest pozwolić sobie na odrobinę wytchnienia. Choćby po to, żeby lepiej dopracować wieczorne wyjście. Nie będzie łatwo. Myślał nad tym całe popołudnie, ale chce po raz kolejny przeanalizować plan działania, udoskonalić go w najdrobniejszych szczegółach. Chce się upewnić, że nie wydarzy się nic nieprzewidzianego. Ale dokładnie w tej samej chwili Raffaella zachodzi go od tyłu.
– Ja tu jestem i… to.
Wymachuje mu przed samym nosem wyciągiem z konta jego karty kredytowej, z przedostatnią pozycją podkreśloną żółtym flamastrem fluorescencyjnym. Claudio bierze go do ręki, cały sparaliżowany. Raffaella podchodzi jeszcze bliżej.
– No i co to ma znaczyć? Potrafisz mi to jakoś wytłumaczyć? Claudio czuje, jak zaczyna mu się kręcić w głowie. Jego wyciąg z konta bankowego rozpieczętowany. Rzucony ot tak, każdy może go sobie zobaczyć. Każdy… w tym i jego żona. O Boże, myśli, czego takiego się doszukała? Dokonuje pospiesznie rachunku sumienia. Nie. Nic podejrzanego nie miało prawa się tam znaleźć. I wreszcie to dostrzega. Na samym dole kolumny, przedostatnia pozycja odcina się od pozostałych. Bezsporny dowód jego winy, świadczący o tym, że uległ pokusie powrotu na miejsce zbrodni. Ale przecież ona nie może tego wiedzieć ani nawet sobie wyobrazić.
– Ach, to… ależ to nic, nic takiego.
– Sto osiemdziesiąt euro za nic? Coś mi to nie wygląda na świetny interes?
– Ależ skąd, tyle zapłaciłem za kij bilardowy.
– Ach tak? To już wiem. Na wyciągu z konta jest napisane czarno na białym: Pracownia bilardowa. Nie wiem natomiast czegoś zupełnie innego, a mianowicie odkąd to grywasz w bilard. A zwłaszcza, co za tym idzie, ile jest jeszcze takich rzeczy, o których nie mam zielonego pojęcia.
– Raffaello, proszę cię. Wierz mi, że się mylisz, to nie dla mnie.
I nagle przychodzi olśnienie, nieoczekiwanie niczym światło pośród ciemnej nocy, a wraz z nim szansa, że uda się przetrwać bez najmniejszego uszczerbku ten gwałtowny sztorm, ocalić skórę z tego lawirowania między wyrastającymi ni stąd, ni zowąd, ostrymi skałami, niewidocznymi z powodu szalejącego huraganu Raffaella.
– Nie miałem pojęcia, co takiego podarować magistrowi Fariniemu, a ponieważ wiem, że w domu nad morzem ma stół bilardowy, to pomyślałem, że byłby to fajny prezent! I rzeczywiście bardzo mu się spodobał. Sama tylko pomyśl, że mamy spotkać się dziś wieczór, razem wybieramy się na kolację, a potem czeka nas partyjka bilardu!
Nie taki akurat plan opracował sobie przez całe dzisiejsze popołudnie, ale niekiedy improwizacja okazuje się nieoceniona przy wymyślaniu najbardziej przekonujących kłamstw. Raffaella sama nie bardzo wie, czy ma mu wierzyć.
– Czyli że się spotykacie, by pograć razem w bilard?
– Tak, to ty jeszcze nie wiesz? Mówi, że po tym, jak sprezentowałem mu ten kij, obudziła się w nim dawna pasja do gry. Od kiedy wrócił do bilardu, sprawy w firmie znów zaczęły mu iść znacznie lepiej, rozumiesz? Bilard go relaksuje, czyż to nie cud? – Duma go rozpiera, kiedy chwali się zadowolony: – Sama tylko pomyśl, że powierzył mi fundusze w wysokości setek tysięcy euro, i to wszystko za kij do bilardu, wart jedyne sto osiemdziesiąt euro. Czyż nie spisałem się na medal?
Widzi, że wciąż jeszcze nie do końca udało mu się ją przekonać. I wobec tego decyduje się postawić wszystko na jedną kartę, nieustraszony ekwilibrysta balansujący nad przepaścią kłamstwa, akrobata na trampolinie plugawego łgarstwa, kaskader wyspecjalizowany w ewolucjach z najbardziej absurdalnego fałszu.
– Posłuchaj, nie wiem, jak cię przekonać, zrozum, o, już mam, moglibyśmy zrobić tak, że wybrałabyś się razem z nami! Zjemy sobie kolację, a potem, na bilardzie, zajmiesz się podliczaniem nam punktów, hę, co ty na to?
Raffaella przez chwilę się nie odzywa.
– Nie, dziękuję.
W obliczu takiej brawury odzyskuje spokój. Claudio też. A gdyby się zgodziła? Gdzież ja bym dorwał Fariniego o siódmej wieczór? Już od co najmniej roku z nim nie rozmawiałem, ciężko byłoby zorganizować na poczekaniu taką kolację, a już zwłaszcza rozgrywkę w bilard, zważywszy że sam Farini w ogóle nijak się ma do zaprawionego gracza. Claudio postanawia tego nie roztrząsać. Już na samą tylko myśl robi mu się słabo. I uśmiecha się do niej, starając się rozwiać wszelkie, nawet najmniejsze wątpliwości. Ale Raffaella w ostatnim podrygu nie przestaje dociekać.
– Wybacz, ale skoro chodziło o prezent w związku z pracą, to dlaczego nie zapłaciłeś kartą firmową?
– Oj, przecież sama znasz Panellę, wiesz, że każe się rozliczać z każdego najdrobniejszego wydatku, a gdyby, dajmy na to, Farini nie zdecydował się powierzyć nam swoich spraw? Już to widzę, przez cały rok w kółko by mi to wypominał! Pomyślałem sobie, że za cenę stu osiemdziesięciu euro gotów jestem podjąć to ryzyko! – I dokładnie wtedy, kiedy o tym mówi, Claudio uświadamia sobie, ile on sam tym razem zaryzykował. Zdejmuje marynarkę, cały spocony. Idzie w stronę sypialni, by zejść jej z oczu i nie dać po sobie poznać, jak dramatyczna i pełna napięcia jest dla niego ta rozmowa.
– Aha, Raffaello, ty już nic się nie martw, dobrze? Teraz, kiedy Farini został naszym klientem, każę sobie zwrócić te sto osiemdziesiąt euro, nie myśl sobie!
Raffaella nie odstępuje go na krok i idzie za nim do pokoju. Ma zamiar jeszcze coś powiedzieć, ale Claudio nie jest w stanie już dłużej tego wytrzymać. Podchodzi i kładzie jej ręce na ramionach.
– Wiesz, podoba mi się, że po tylu latach wciąż jeszcze jesteś zazdrosna. To znaczy, że nasz związek jest nadal żywy.
Raffaella się uśmiecha. W jakiejś mierze znów czuje się jak młoda dziewczyna, no, a w każdym razie czuje się młodziej, tak jakby w jednej chwili te zmarszczki, które zobaczyła w lustrze, znikły bez śladu. Claudio podchodzi bliżej i ją całuje. Powoli zaczynają się rozbierać, tak jak nie robili tego już od dawna, od zbyt dawna. I Claudio czuje podniecenie pomieszane z poczuciem winy. Rafafella patrzy na niego.
– Owszem, wydawało mi się absurdalne, że mógłbyś zrobić coś podobnego, a teraz ogarnęła mnie przemożna ochota, wiesz na co, czuję złość, która zamienia się w pożądanie.
Claudio opuszcza sobie spodnie i podwija jej spódnicę, czeka, aż sama powoli osunie się na łóżko i zdejmuje jej majtki, unosi jej do góry nogi, na których ma nadal buty. W półmroku pokoju, w ciągle niepewnej jeszcze atmosferze, przesyconej wątpliwościami i kłamstwami, łgarstwami, desperackim poszukiwaniem prawdy, zaczynają się pieścić. Wkrótce Claudio sam zdejmuje slipy, rozkłada jej nogi, by posiąść swoją żonę, porusza się w górę i w dół. Dyszy i się poci, wciąż ma na sobie koszulę. Raffaella to dostrzega.
– Rozbierz się całkiem.
– A jeśli zaraz zjawią się nasze córki?
Raffaella uśmiecha się i zamyka oczy, daje się ponieść rozkoszy, przyciąga go do siebie.
– Masz rację… tak jest cudownie… nie przerywaj… rób tak dalej…
Claudio napiera mocno, próbując ją zaspokoić, podniecony, ale zaniepokojony. Czy da radę wykazać się później na stole bilardowym – łóżku z tą, która tak naprawdę ukrywa się za postacią Fariniego? Woli o tym nie myśleć. Czytał jakiś artykuł o męskiej obawie, zrodzonej z konieczności spisania się w łóżku. Należy zwłaszcza wystrzegać się myślenia o tym. Jedno jest pewne: zadrapania na ciele z zeszłego tygodnia pozostały skrzętnie ukryte pod przepoconą koszulą. Nagle z głębi korytarza dobiega głos Babi:
– Tato, mamo… jesteście w domu?
Lekko zdławionym głosem Raffaella odpowiada jej z pokoju, chcąc zyskać na czasie.
– Chwileczkę, już idziemy.
I dokładnie w tym samym momencie Claudio, podniecony absurdalnością całej sytuacji, szczytuje. Raffaella nie zdąża, nagła przerwa ma miejsce w najprzyjemniejszym momencie. Wbrew własnemu rozczarowaniu nie może się powstrzymać od uśmiechu. Już po wszystkim Claudio całuje ją w usta.
– Przepraszam… – I idzie do łazienki. Myje się błyskawicznie. Twarz też. Było z nim dziś krucho, niewiele brakowało. Ale ostatecznie wszystko dobrze się ułożyło. Teraz ma jedynie nadzieję, że sprosta i spisze się jak należy wieczorem, skoro już sam plan jest wprost doskonały. I zaraz przypomina sobie, że pod żadnym pozorem nie powinien o tym myśleć. W przeciwnym razie wie, czym się to skończy. Obawa, że nie podołasz, może cię sparaliżować.