Rozdział 22

… Aj, Bożeńciu, co tu za życie, kiedy krowy aby z tej stereofonii usłyszeć można. Ile to się Jaśko musiał mordować na tej obcej ziemi? I co z tego, że on na koniec żywota tego domu dobiwszy sia, jak w bezlitosnej samotności on żył, nawet sąsiada nie miał, bo naokoło same czarne, a jak takiemu ty drzwi otworzysz, to zaraz jego musisz pałką po łbie, żeby on przykociurbił sia i krzywdy tobie nie zrobił! Najgorzej, że jak mówił ten artysta-muzyk, należy sia uważać, żeby on padający nożyska miał choć czut-czut za twoim progiem. Ot, pomorek! U nas w demokracji ludowej takich ograniczeń jak w tym imperializmie nie ma. Ile to jeszcze czasu przyjdzie nam tu przed powrotem przecierpieć? Dzień na ten testament, drugi, żeby Jaśka do drogi przysposobić, może uda sia przed niedzielą z tego amerykańskiego raju uciec… Tak rozmyślał Kaźmierz Pawlak w tę pierwszą amerykańską noc, kiedy nie mogąc zasnąć wsłuchiwał się w budzące przerażenie odgłosy chicagowskiej nocy. Obok niego leżał na szerokim łożu Władysław Kargul, mrucząc coś do siebie, jakby prowadził jakieś obliczenia… Ot, chytra sztuka ten

Amerykaniec: krów nie musi trzymać, gnoju spod nich nie wynosi, nagra krowy na taśmie i słucha jak dziedzic Dubieniecki. Czego to tutaj ludzie z tego głodu nie wymyślą! Ajakby tak ponagrywać u nas te krowiny i wszelki ruchomy inwentarz,tak można by tu tym stęsknionym za naszą bidą dolarowym patriotom takie cudeńka za dobre moniaki sprzedawać! A bo to nie mamy z Kaźmierzem praktyki? Nie przerabialiśmy to raz przy pomocy dwudziestu pudełek czarnego szuwaksu naszego parsiuka na dziką świnię? W kraju ten model dzika jakoś nie przyjąwszy sia, ale tu cent rodzi dolara, my mamy ruchomy inwentarz, oni dolary! Możemy ponagrywać tych krów ile chcieć i na eksport te taśmy słać! Ot, człowiecze, ja tu po jednym dniu do cała po amerykańsku myśleć nauczył sia, a ten konus, co koło mnie w pościeli szasta sia jakby go zmora dusiła, już do powrotu pogania! Ot, chabaź! Jemu pastuszkiem być, a nie biznesy robić! Do tego głowa potrzebna! Nu, ciekawość, czy John mnie w tym zapisie coś zaintabulował. Taż chyba mnie także samo coś za te bliznę od jego kosy należy sia. Jako bezlitosny chrześcijanin ja jemu wybaczył, tak chyba on także samo miłością bliźniego odpłaci sia… Kargul, dręczony wizją interesów i nadzieją na zapis, zwlókł się w nocy z łóżka i poczłapał do kuchni, by dokończyć pęto jałowcowej kiełbasy. Nie znalazł jej jednak. Przed nim na ten sam pomysł wpadł Franciszek Przyklęk, który z kolei nie mógł spokojnie zasnąć, dręczony gorączkowym pożądaniem, jakie wzbudziła w nim Ania…… Mamy wracać? Przecież wszystkim zapowiedziałam, że nie wrócę bez dolarów na fiacika! Dopiero byłby obciach: wraca po tygodniu, bo się dziadkom tęskniło do swoich krów! Nie ma co, wszyscy zza Buga to niedocofy, co żyją do tyłu. Niech sobie dziadek Kaźmierz wraca. Ja zostaję! Jestem wolna. Przyjechałam tu właściwie na zaproszenie tego Septembra. On mi znajdzie jakąś pracę, żebym mogła się ubrać jak ta Jane Fonda i wrócić z kapitałem na malucha z Pewexu. A może spadek po dziadku Janie ustawi mnie na całe życie? Całe szczęście, że u nas dolar tak wysoko stoi. Nie każdy ma takie szczęście, że w chwili przyjazdu umiera mu stryjeczny dziadek. Ameryka to jedno wielkie kino! A ja myślałam, że spadkobiercą zostaje się tylko w filmie. Tylko dlaczego mister September zapowiedział, że mamy być przygotowani na najgorsze? W tej chwili rozległo się skrzypienie. Ania z przerażeniem spostrzegła w uchylonych drzwiach sypialni postać stroiciela. Franciszek Przyklęk patrzył na nią pożądliwym wzrokiem, jakim przed chwilą jeszcze lustrował zawartość wypełnionej zapasami lodówki. Ania krzyknęła przestraszona i stroiciel zniknął jak płomień zdmuchniętey świecy. A może jej się to tylko przyśniło.

Загрузка...