Rozdział 9

Kolorowe zdjęcie jako niezbity dowód ich statusu zostało wysłane do Chicago pocztą lotniczą. Teraz znajomi Johna nie będą mogli podejrzewać, że oni wybrali się do Ameryki głodni cudzych dolarów, a jedynie by spełnić prośbę najstarszego z żyjących Pawlaków. Ania liczyła, że to zdjęcie spełni inną rolę: będzie jakby ich rodzinnym portretem, który pozwoli Johnowi Pawlakowi rozpoznać swoich wśród tłumu pasażerów na lotnisku w Chicago. Ale fakt, że właśnie na lotnisku ma nastąpić spotkanie rodzinne, Ania skrzętnie ukrywała przed dziadkiem Kaźmierzem od momentu, gdy ten z góry zapowiedział, że on nie latawiec, żeby w powietrzu fruwać. Raz, jeszcze przed wojną, na odpuście w Jagielińcach wsiadł na karuzelę i tak mu się po tym w głowie kręciło, że rzygał przez całą drogę do Krużewników jakby flaszkę rycyny połknął. W ogóle ten odpust w Jagielińcach źle się w pamięci Pawlaków zapisał: mieli z matką dać zebrany za jajka grosz na mszę, by święty Erazm, biskup-męczennik, który był patronem chorych na brzuch, postarał się o poprawę zdrowia Kacpra Pawlaka. Ale zanim do zakrystii kościoła dotarli przez odpustowy plac – już z kapoty Kaźmierza wyparowały odłożone w chustce pieniądze. Jak nic Cyganki, co łapały za ręce, by szczęście wywróżyć, postarały się, by Kacper został pozbawiony opieki świętego Erazma. Odtąd to Kaźmierz do tego stopnia darzył nieufnością wszystkich o smagłej cerze, że nawet żołnierzy węgierskich, którzy przemaszerowali przez Trembowlę, zdążając bez entuzjazmu na front wschodni, nazywał „cyganami”. Skoro Kaźmierz tak źle zniósł przejażdżkę na karuzeli, to mowy nie było o locie nad Atlantykiem. Stanowczo odmówił skorzystania z polskich skrzydeł. Nie wzbije się w powietrze, bo nie jest ani orłem, ani sroką, ani Panem Bogiem, by miał ziemię z góry oglądać. Kiedy Zenek jął go nawracać na nowoczesność i powołał się na sukcesy Gagarina w dziedzinie lotów kosmicznych, Kaźmierz spojrzał na niego koso i oświadczył: – A zapomniał on, jak ten Gagarin skończył? Można jeździć i w siwki, i w kare, ale europlanem tylko jakiś pierekiniec i samobójca może telepać sia! Nie było sposobu, żeby go przekonać, jak bardzo jest zacofany. Im bardziej Kargul nastawał, żeby skorzystali z postępu technicznego, tym bardziej Kaźmierz upierał się, że woli już odbyć tę podróż drogą morską. – A ty myślisz, że na morzu mniej kiwa jak w europlanie? – Kargul nie dawał za wygraną.

– A jak ciebie zacznie w brzuchu mulić, tak ty choć przewal sia – nie wysiądziesz! – A z europlanu ty wysiądziesz, a?.

– Spadochrony są!

– Na takiego bambaryłę jak ty to jednego spadochrona mało! -uciął dyskusję Kaźmierz. Nie pozostawało nic innego, jak załatwić bilety na statek 'Batory'. Ania załatwiła bilety na podróż morską, ale tylko Zenek wiedział, że potem z Montrealu, dokąd przybijał 'Batory', do Chicago mogą się dostać tylko samolotem. Ania bała się, że Zenek może zdradzić tę informację Pawlakowi i na wszelki wypadek odebrała od Zenka przysięgę, że dochowa tajemnicy. Zgodził się pod warunkiem, że ona złoży mu przysięgę dochowania wierności małżeńskiej. – Już ci dwa razy przysięgałam: przy cywilnym ślubie i w kościele.

– Na Amerykę muszę mieć specjalne gwarancje! Zenek, choć pozornie zaakceptował plany Ani, to w gruncie rzeczy cały czas prowadził działalność dywersyjną, by odwieść Kargula i Pawlaka od zamierzonej podróży. Zdobył od weterynarza Jeżewskiego tygodnik „Enquirer” i głośno przeczytał wszystkie przepowiednie grona tak sprawdzonych jasnowidzów,jak reverende David Bubar z Memphis, Irene Hughes z Chicago, słynna Brytyjka Evy Petulengro oraz Jacquelina Eastland z Los Angeles. Przewidywali oni, że konflikt na Bliskim Wschodzie jeszcze w tym roku, doprowadzi do nuklearnej wojny światowej, a komunistyczny premier Kuby, Fidel Castro, zostanie przy pomocy Rosjan pozbawiony władzy i zgładzony… – Aj, Bożeńciu, taż wtenczas ja by uwierzył w Twoje miłosierdzie – westchnął szczerze Pawlak, unosząc oczy ku obrazowi świętej Rodziny. Zenek czytał dalej litanię faktów, które dopiero miały nastąpić, ale których wedle jasnowidzów powstrzymać już nie było można: afera Watergate będzie dziecinną zabawką wobec skandali przywódców demokratycznych, jakie będą wyciągnięte na światło dzienne; silne trzęsienie ziemi nawiedzi Kalifornię, wywołując olbrzymi wylew morza, który pochłonie San Francisco; wylądują w USA goście -pasażerowie latających talerzy – którzy wzbogacą naszą wiedzę medyczną i spowodują przełom w leczeniu raka, ale równocześnie pojawi się tajemniczy grzybek, który zatruje żywność… – Taż ja by nie wytrzymała w takiej niepewności żyć, jak oni w tym imperializmie żyją – Marynia ze zgrozą pokręciła głową.

– U nas żaden jasnowidz niepotrzebny, każdy sam z siebie wie, że tylko gorzej może być. – Ot, dziermolisz, Marynia – ofuknął ją Kargul.

– Patrzaj, jakie u nich za to bezlitosne możliwości: trzęsienie ziemi, powódź, a jeszcze te kosmity! – A jak ta wojna będzie, co Zeniu o niej przeczytawszy? – nieśmiało spytała Anielcia, która wierzyła we wszelkie przepowiednie od czasu, gdy z kart jej wyszedł wielki wstyd w rodzinie i faktycznie córka Hania wyszła za milicjanta, Franciszka Marczaka. – Zapomniała, co robić? -Kargul miał sprawdzony wariant ocalenia.

– Niech do Pawlaków do piwnicy skryją się jak wtenczas, co nas te czołgi wyzwalać przyszły, bo Kaźmierz moją Mućkę na minie wysadził! – Bo w szkodę lazła!

– Baśniaki opowiadasz!

– Ty mnie w denerwację nie wprowadzaj, boś zawsze lubił na cudzym się spasać! – Żeby moja krzywda tobie bokiem wyszła! – obruszył się Kargul na to oświadczenie sąsiada. – Z ciebie, Władek to prosto bezlitosny cham! Czyją ty 'Żmijówkę' wtenczas pił?! – A czyja krowa do nieba na minie pofrunąwszy, a?!

– Ciesz się, że ty wtedy ocalał! Bo kto na moje wlizie, ten kolacji nie dożyje, tak mi dopomóż Bóg! I w ten sposób, zanim wedle przepowiedni jasnowidzów amerykańskich doszło do wybuchu wojny nuklearnej, o mały włos nie doszło znowu do dalszego ciągu wojny Pawlaków z Kargulami. Dla Ani byłaby to ruina jej marzeń. Odkąd usłyszała od mister Septembra obietnicę, że wróci z Ameryki bogatsza, niż do niej wyjedzie, zrobiła wszystko, by dać losowi szansę. Każdy konflikt Pawlaków z Kargulami mógł zamknąć przed nią furtkę do raju. Obu dziadków jakoś przekonała, że Mućka to już zamierzchła historia, teraz są na innym etapie i jadą do Ameryki, by dać świadectwo, że dzięki wzajemnej zgodzie przetrwali nawet socjalizm… – Ot, jako żeś mądrze rzekła, moja ty dziewuchna, tak ja Kargulowi jako patriota jego podłość zapomnę! – powiedział Pawlak.

– Przyjdzie te podróż przecierpieć – westchnął Kargul.

– Ale jak już wrócimy, w tu poru przyjdzie nam historyczne rachunki wyrównać…

Загрузка...