Rozdział 30

Nazajutrz dzięki Juniorowi Ania przeżyła najdłuższy dzień swego życia. Junior chciał zrobić dla niej wszystko, by w efekcie Ania odwdzięczyła mu się tym samym. Od chwili, kiedy zobaczył ją przez szybę w studiu „Chicagowskiego Kogutka” zrozumiał, że dotąd marnował tylko czas z Holenderkami, Włoszkami i Szwedkami: które były niczym plastykowe atrapy egzotycznych owoców przy prawdziwym rajskim jabłku… Postanowił już pierwszego dnia doprowadzić Anię do zawrotu głowy, oszołomić ją ogromem osiągnięć amerykańskiej cywilizacji, by pojęła, że tylko on może byćjej przewodnikiem. Zawiózł ją najpierw do Muzeum Techniki, ale ona wcale nie kwapiła się usiąść w wyścigowej rakiecie „The Spirit of America”, w której Craig Breedlove, jadąc 608 mil na godzinę, pobił w 1965 roku rekord świata, gdyż obiecał to swojej żonie przed ślubem…

– Big deall – powiedziała Ania, wzruszając ramionami.

– Ja wyskoczyłam w biegu z wartburga zootechnika Palimąki, bo też obiecałam mężowi, że nie dam się nikomu dotknąć! Nie obchodziły ją modele rakiet kosmicznych, za to na widok szklanej zagrody dla świń przystanęła w oniemieniu: to tu wycieczki szkolne przychodzą, żeby zobaczyć, jak maciora rodzi prosiaki! Ona nie ma czasu gapić się w muzeum na to” co ma we własnym chlewie!” Mieli szukać Shirley! Chyba Junior zna polskie środowisko w Chicago? – Trzymam się od Polonii z daleka – oświadczył Junior.

– Oni z zawiści potrafią bezinteresownie oczernić każdego, kto wysunie głowę ponad rynsztok! Ojciec też mówi, że gdzie trzech Polaków, tam pięć zdań! – Ale twój ojciec jest za nami! – A ja tylko za tobą! Między nami jest generation gap… W mustangu Ania wysłuchała wykładu Juniora o generation gap: jego i ojca dzieli przepaść pokoleniowa. Senior w duszy jest wciąż Polakiem, Amerykaninem będąc z konieczności, Junior zaś z konieczności jest Amerykaninem polskiego pochodzenia i jak widzi kogoś z plakietką I am proud that I am Polish, stara się go omijać: Nie darmo Polacy są tu przedmiotem polish jokes. Czy wie, jak Polacy wkręcają żarówkę? Jeden stoi na taborecie z żarówką, a drugi okręca ten taboret. Co? Nie śmieszne? Lepiej niech sama nie przyznaje się, skąd przyjechała, jeśli chce złapać pracę „na czarno”. Jeśli powie, że jest Polką, to dostanie gorszą pracę niż „asfalty”. Nie wierzy? Więc niech się dowie, gdzie zwykle pracują „na czarno” jej rodacy: na azbestach, zrywając stare pokrycia dachowe, na „kontraktorce” czyli remontach budowlanych, „na klinowaniu” czyli czyszczeniu okien, „na plejsach” czyli przy sprzątaniu domów lub biur…

– Gorzej jak czarneccy…

– Jacy Czarneccy? Nie znam. Gestem głowy wskazał przechodzących właśnie przed maską mustanga dwóch Murzynów w słomkowych kapeluszach. Szli kołyszącym się krokiem, jakby byli na estradzie podczas konkursu tańca, a nie na skrzyżowaniu ulic. Stanęli przed maską samochodu, zagradzając drogę i zaśmiewając się. Traktowali maskę mustanga jak bęben, wybijając na niej pięściami rytm samby. Na wściekłe trąbienie obaj odwrócili się plecami do Juniora i wypięli tyłki, obleczone w postrzępione dżinsy. Klepali się po pośladkach, rycząc ze śmiechu.

– Zaraz im zrobię z dupy garaż! – rzucił September przez zaciśnięte zęby.

– Te „Czarne Pantery” trzeba z powrotem zapędzić na drzewo! Za wcześnie z niego zleźli! – Jesteś rasistą? – zdziwiła się Ania.

– Łatwo nie być rasistą komuś, kto jest tu gościem. Żyć z czarneckimi przez płot to nie do wytrzymania! – Dziadek Pawlak z Kargulem też długo przez płot nie mogli się dogadać, ale w końcu musieli! – Tu nie ma komunizmu. Tu się nic nie musi! – Jeśli tyjesteś przeciwko swoim i przeciwko Murzynom, to za kim ty jesteś, Bob? – Za tobą -Junior uśmiechnął się, jakby reklamował pastę do zębów „Frenix”.

– A ja za Shirley! Mówiłeś, że wiesz, gdzie można szukać jej tropów.

– Tak! Ale będziesz musiała tam ze mną zatańczyć. Zajechał pod brudny budynek w bocznej ulicy. Wprowadził Anię do towarowej windy, którą opuścili się w dół. W piwnicach urządzone było studio telewizyjne mister Kwiatka, w którym dwa razy w tygodniu odbywała się „polka-party”. Kto chciał, by widziano go na ekranie telewizora, wpłacał przy wejściu do ciasnego i dusznego studia dwa dolary od osoby i mógł za to przy dźwiękach na ludowo ubranej kapeli tańczyć przez godzinę. Każdy starał się być najbliżej kamery, bo nie chodziło przecież o to, by sobie potańczyć, lecz by być zauważonym… Junior zostawił ją na chwilę i przecisnął się przez spocony tłum rodaków, którzy tańczyli, odrabiając swoje dwa dolary. W blasku dwóch reflektorów Ania rozpoznała wśród tańczących Steve'a Faya. Z przytupem obracał w tańcu katastrofistkę, która najwyraźniej znalazła w nim prawdziwego tatusia dla swoich dwóch córeczek. Pozdrowił Anię serdecznie i z radosnym uśmiechem zapowiedział swój udział w pogrzebie Johna Pawlaka, zupełnie jakby był zaproszony na jego wesele… Junior polecił przywołać właściciela programu „Czerwone Maki”. Kiedy pojawił się pulchny pan Kwiatek, pogadał z nim na boku, po czym, nie płacąc taksy, wprowadził Anię na parkiet. -Nie mogę tańczyć! Jestem w żałobie po Johnie Pawlaku.

– Musisz to zrobić właśnie dla niego – przekonywał ją Junior.

– I dla Shirley! Jeśli Shirley-Glynesse Wright jest pochodzenia polskiego, to na pewno siedzi teraz przed telewizorem i gapi się na „polka-party”! Ona się gapi, oni zatańczą, pan Kwiatek skieruje na Anię kamerę i powie, że goście z Polski, rodzina Johna Pawlaka, zaprasza jego córkę do Funeral Home braci Malec na pożegnanie jego doczesnych szczątków… Wciągnął ją w spocony tłumek tańczących i wyjaśnił, dlaczego pan Kwiatek tak czujnym i niechętnym spojrzeniem śledzi każdy jego krok: ostatni raz był tu siedem lat temu i pan Kwiatek ma słuszne powody, by chcieć się go stąd jak najprędzej pozbyć. Dlatego zgodził się na wygłoszenie komunikatu o poszukiwaniu Shirley, bo wie, że z rodziną

Septembrów nie wygra. Na tym parkiecie Junior siedem lat temu złamał nogę i wystąpił o odszkodowanie. Ogłosił, że udział w „polka-party” grozi utratą zdrowia i właściciel „Czerwonych Maków”, bojąc się ruiny, wypłacił mu tysiąc dolarów! To były pierwsze zarobione przez Juniora pieniądze. Teraz pan Kwiatek czujnie obserwował Juniora. Chłopak w trakcie polki przyciskał Anię, bez przerwy przekonując ją, że make love it s big fun! -Mam zazdrosnego męża…

– Zazdrość to jego kłopot – Junior nie przestawał ją przekonywać, że miłość to wielka frajda, o czym śpiewałjego przyjaciel, Bobby Vinton.

– To ty go znasz?! Więc była w towarzystwie kogoś, kto mógł się powołać na przyjaźń z taką gwiazdą?! Będzie miała o czym opowiadać! – O yes – bez wahania potwierdził Junior.

– Jego żona była moją dziewczyną, a jego dziewczyna została moją pierwszą żoną. Spotykamy się często u adwokatów… Późnym wieczorem mustang zajechał przed dom Johna Pawlaka: Junior spodziewał się nagrody za swoje starania na rzecz rodziny Ani.

– Kiedy dasz się pocałować? – spytał, gdy Ania lekko musnęła na pożegnanie wargami jego policzek.

– Jak znajdziesz Shirley! – Zrobiłem wszystko, co mi przyszło do głowy.

– Może jutro dać ogłoszenie w jakiejś polonijnej gazecie? – Nie -zdecydował Junior.

– Lepsze będzie FBI.

– FBI? – wykrzyknęła Ania.

– Przecież Shirley nie jest kryminalistką! – Skąd wiesz? – Bo u nas w rodzinie nikt jeszcze w więzieniu nie siedział, chyba że za poglądy! – U nas nie trzeba mieć poglądów, żeby siedzieć – nieomal z dumą stwierdził Junior.

– To wolny kraj!

Загрузка...