Rozdział 26

Widać lekcja historii była obowiązkowa dla wszystkich świeżo przybyłych do Chicago rodaków, bo September wiózł ich tą samą trasą, jaką wczoraj odbyli ze Steve'em Fayem i mówił nieomal te same zdania co prezydent Związku Podhalan. A więc usłyszeli informację, że Milkvaukee Avenue to najdłuższa ulica świata, gdyż łączy Rzeszów, Białystok i Nowy Targ z Chicago. Może i te „Milwaki” – jak je tu nazywano – były najdłuższą ulicą świata, ale chyba tylko dla Polaków. Przed ich oczyma-jak wczoraj -migały kolorowe szyldy: E.Zaremba – Futra, Restauracja Sżajewskiego, Delikatesy – Bacik, Dom pogrzebowy braci Smuklych, Parcel Service – poleca się Bogucki, Travel-office „White Eagle” czyli „Biały Orzeł”… „Na Milwakach” spotykała się cała chicagowska Polonia. Tu od dziesiątków lat najpierw osiedlili się pierwsi emigranci, tu dzielnice wzięły swą nazwę od wezwania poszczególnych kościołów: Trójcowo, od kościoła św. Trójcy, Stanisławowo, Kantowo, Wojciechowo i najstarsze Szczepanowo. September pokazał im miejsce, gdzie w tak zwanym „trójkącie polskim” miał stanąć pomnik Paderewskiego.

– No i czemu jego nie uczcili? – zaciekawił się Pawlak.

– Jak on w domu mego brata nocował, to znaczy, że on nie byle kto! – Dlaczego? – September smętnie pokiwał głową. -Przez nasz polski charakter. Bo gdzie pięciu Polaków, tam sześć zdań, a przecież wiadomo, że wjedności siła! – spojrzał wymownie na Anię.

– Może wy nam teraz pomożecie to przełamać.

– Gierek za tym samym nas agituje – przerwał niechętnie Pawlak.

– My tu nie przyjechali zakładać frontu jedności narodu, bo nam jeden front wystarczy! Sunęli wzdłuż szyldów głoszących chwałę polskich banków, polskiej kiełbasy oraz polskich płyt i polskiego masażu. Kargul odetchnął uspokojony: nawet jakby tu zabłądził, to nie znając języka jakoś do Polski znalazłby drogę. Jednak po chwili stracił to przekonanie: za szybami lincolna pojawiły się

obcojęzyczne napisy: Pasajes a Puerto Rico, La moda, Mueblas Hispanas.

– I ja bym miał tu Jaśka zostawić? – Pawlak patrzył ze zgrozą na ciemne twarze przechodniów.

– Taż tu sam „asfalt”. -Pawlak, zobaczysz po drodze inne polskie ślady i zmienisz zdanie! – Chyba żeby ja był bleszczaty na oba oczy – mruknął pod nosem Pawlak.

– Jak czarne dali radę wypchnąć naszych z dzielnicy, to i cmentarze zdobędą! – Nie dadzą rady – uspokajał go September.

– Zaraz ci pokażę, że mocno tu stoimy! Kiedy przejeżdżał przez down-town, nie omieszkał ich poinformować, że zwodzony most budował Polak, a ten drapacz chmur, w którym mieści się First National Bank, projektował inżynier Gładych – ten sam, co budował lotnisko O'Hare. Potem specjalnie skręcił nad jezioro Michigan, żeby pokazać im ten sam pomnik, który już wczoraj kazał im po drodze z lotniska podziwiać Steve Fay.

– Kopernik! – ze znudzeniem stwierdził Kargul, a Pawlak dodał od siebie sarkastyczną uwagę: – Awo! On raz wstrzymał słońce, a wy go dziesięć razy pokazujecie! – Cóż ja na to poradzę, Pawlak, że Polska to moje hobby. Będę musiał jakiegoś egzorcysty poszukać, żeby wygnał ze mnie tego polskiego diabła – uśmiechnął się smutnie September i wrzucił w usta kolejną pastylkę. Złapał w lusterku spojrzenie Pawlaka, który nie mógł pojąć, dlaczego ten September wciąż coś przełyka jak przeznaczona na tuczenie gęś.

– To na uspokojenie.

– Ot pomorek! A nie lepiej to spokojniej żyć? Przejechali pod jakimś wiaduktem. Wśród płaczących wierzb i strzelistych jałowców Ania dostrzegła jakieś nagrobki i figury.

– Dziadku! Patrz, jaki zielony cmentarz! Pawlak rozpłaszczył nos na szybie i chłonął widok zielonego, rajskiego ogrodu, który w porównaniu z kamiennym światem wokoło wyglądał jak oaza spokoju.

– Może tó dobre miejsce dla Johna? – głośno rozważał Pawlak, któryjuż widać pogodził się z myślą, że miejsce koło babci Leonii niejest przeznaczone jego bratu.

– Nie, Pawlak – gwałtownie zaprotestował September.

– To na pewno nie dla niego! To dla bogatych ludzi! – Że drogi?! Człowiecze, u mnie rodzina droższa pieniędzy! Ano niech on stanie! – Zaraz się sam przekonasz, Pawlak, że mnie trzeba słuchać! Ale Kaźmierz wcale nie chciał go słuchać. Zmierzał szybkim krokiem ku bramie cmentarza. Ale ledwie ją przekroczył, zatrzymał się jak wryty. Rozglądał się naokoło, jakby nie wierząc własnym oczom.

– Aj, Bożeńciu! Taż gdzie ja trafił? – szepnął w bezgranicznym zdumieniu. Z kamiennych nagrobków patrzyły na niego wierne psie oczy: na nagrobnych fotografiach widniały owczarki, pudle, bull-teriery i collie. Podpisy uwieczniały ich imiona oraz wierną pamięć ich właścicieli: Brandy darling, I Iove you, Our Gretchen -1971-1978, Bingo (1969-1979). Nagrobek psa o imieniu Tommy zawierał nazwisko właściciela – Mr Gregor Sterling – i w ten sposób połączeni zostali na zawsze pan i jego pies… Pawlak wybałuszył oczy na widok porcelanowego wilczura naturalnej wielkości, który tkwił pośrodku trawnika nad poświęconą jego pamięci płytą; wcale nie szczerząc zębów do gipsowego buldoga, który stał obok. Pod zwisającymi gałęziami płaczącej wierzby, która mogłaby szumieć nad grobem Johna, ujrzał Kaźmierz sylwetkę spiżowego psa: spanielek służył na tylnych łapkach, patrząc mu w oczy jakby w oczekiwaniu na kostkę cukru. Pawlak wzdrygnął się i gwałtownie wcisnął kapelusz na głowę. Spojrzał na Kargula z rozpaczą, jakby oczekiwał od niego potwierdzenia, że taki ustrój, w którym pies ma równe człowiekowi prawa, musi przegrać z socjalizmem, który nawet nie zawraca sobie głowy prawami człowieka.

– A coż ty, Kaźmierz, tak oczy wypuczył jak ta czerepacha? – Kargul z podziwem przyglądał się rzeźbie przedstawiającej suczkę rasy pinczer.

– To jest Ameryka! U nas trzeba komunistą być, żeby na pomnik zasłużyć, a u nich wystarczy być sobaką! Czego to ludzie z głodu nie wymyślą! – Awo, mnie dusza omalże z zawiasa nie wyskoczy, a on mnie za imperializmem agituje! Odwrócił się na pięcie i ruszył przez trawnik ku bramie, nie bacząc wcale, że depcze po grobach najbliższych przyjaciół człowieka.

– Co chcesz, Pawlak – September objął go ramieniem, chcąc go pocieszyć -Ameryka to big country! Ją na wszystko stać, bo ona jeszcze nigdy nie przegrała żadnej wojny.

– Awo – niechętnie wzruszył ramionami Kaźmierz – wszystko jeszcze przed nimi. Co innego my: cośmy mieli przegrać, tośmy przegrali. To jedno przynajmniej mamy już z głowy…

Загрузка...