82. ZAH-MAH-KI-BO

Generał major Franklin Hoenikker nie przybył na kolację.

Zatelefonował i oświadczył, że chce rozmawiać tylko ze mną i z nikim innym. Powiedział mi, że czuwa przy łożu “Papy” i że “Papa” umiera w strasznych cierpieniach. Mówił głosem człowieka samotnego i przestraszonego.

— Może w takim razie pojadę do swojego hotelu — powiedziałem — i spotkamy się, kiedy kryzys minie.

— Nie, nie, nie. Proszę zostać na miejscu! Chcę, żeby był pan tam, gdzie będę mógł natychmiast skontaktować się z panem.

Bał się, że mu gdzieś zginę. Nie mając pojęcia, skąd bierze się to jego zainteresowanie moją osobą, ja też poczułem strach.

— Czy może mi pan powiedzieć z grubsza, o co chodzi? — spytałem.

— Nie przez telefon.

— Czy to ma związek z pańskim ojcem?

— Chodzi o pana.

— O coś, co zrobiłem?

— O coś, co pan zrobi.

Usłyszałem w słuchawce gdakanie kury. Potem otworzono drzwi i rozległy się dźwięki ksylofonu. Była to znowu melodia Gdy kończy się dzień. Potem drzwi zamknięto i muzyka ucichła.

— Byłbym bardzo wdzięczny, gdyby dał mi pan przynajmniej do zrozumienia, na czym ma polegać to moje zadanie, tak żebym mógł się przygotować — powiedziałem.

— Zah-mah-ki-bo.

— Co?

— To taki bokononistyczny termin.

— Nie znam żadnych bokononistycznych terminów.

— Czy jest tam Julian Castle?

— Jest.

— Niech pan jego zapyta — powiedział Frank. — Muszę już iść.

Frank odłożył słuchawkę. Spytałem więc Juliana Castle, co to znaczy zah-mah-ki-bo.

— Chce pan usłyszeć prostą odpowiedź czy pełną?

— Zacznijmy od prostej.

— Przeznaczenie, nieunikniony los.

Загрузка...