5

Syn czarnoksiężnika się wahał.

– Obawiam się, że szafir jest bardzo zanieczyszczony.

– Nie, tu nie chodzi o szafir, Dolgu – odezwał się Marco, a wszystkim obecnym w tej sali nagle jakby otworzyły się oczy i dopiero teraz ujrzeli, jak szczególnego mają gościa. – Farangil!

– Jest jeszcze mętniejszy.

– Nic na to nie poradzimy. Kamień spełni teraz dobry uczynek, może to choć trochę wróci mu przejrzystość.

Dolg z rezygnacją pokręcił głową, lecz mimo wszystko wyjął olbrzymią czerwoną kulę znalezioną w ziemi przez Obcych jeszcze na długo przed pojawieniem się pierwszego człowieka.

Na widok ciemnoczerwonej poświaty, jaka rozlała się po sali, więźniowie wcisnęli się w ścianę, Minotaur zaś poprosił Dolga, by cofnął się jak najdalej w głąb, żeby przypadkiem źli władcy nie dostrzegli światła. Dolg natychmiast usłuchał, chociaż wiedział, że przecież będzie musiał zająć się także tymi, którzy znajdują się w pobliżu zejścia do doliny.

Armas zauważył, że kamień jest niezwykle ciemny i mętny, a bijący od niego promienny ognisty blask ma w sobie teraz jakieś szarobure odcienie. Zmartwiło go to bardzo, dostrzegł też rozpacz Dolga.

Armas widział także niedowierzanie na twarzach uwięzionych. Ten i ów uśmiechał się nawet z politowaniem, widząc taką naiwność. Jak można wierzyć, że zdołają ich uwolnić? Wszak w niewoli czarodziejskich okowów tkwili od tysięcy lat!

– Co to takiego? – spytała Armasa Córka Żony.

Opowiedział jej o świętych kamieniach Królestwa Światła i o Dolgu, opiekunie klejnotów. Dziewczyna słuchała go, nie odrywając oczu od jego twarzy.

– Masz chyba jakieś imię? – spytał ją Armas. – Trochę dziwne wydaje mi się nazywać cię Córką Żony.

Uśmiechnęła się, a jej udręczona, ściągnięta, nieładna twarz stała się przy tym bardziej otwarta i niemal piękna, chociaż baśń zdecydowała, że ta dziewczyna powinna być tak brzydka, jak Córka Męża była piękna. Cóż, w bajkach zwykle piękno utożsamia się z dobrem, brzydotę zaś ze złem.

To chyba najgorsza z reguł rządzących światem baśni!

– O, tak – odparła. – Mam na imię Kari.

– Kari – powtórzył Armas. – Będę pamiętał.

Chłopak nie bardzo wiedział, co myśleć. Wprawdzie przywykł do obcowania z prawdziwymi pięknościami w Królestwie Światła, nie brakowało ich także w najbliższej grupie przyjaciół, nie wywierały jednak na nim szczególnego wrażenia. Od czasu do czasu na widok jakiejś dziewczyny serce zabiło mu mocniej, lecz sam starał się trzymać od nich z daleka, zdawał sobie bowiem sprawę, że te dziewczęta nie są dla niego. Ojciec stanowczo wbijał mu to do głowy setki razy, a Armasowi nieangażowanie się w żaden romans nie sprawiało najmniejszych trudności.

I oto teraz zafascynowała go nieznajoma dziewczyna, której w ogóle nie dało się nazwać ładną, z baśni znana jako wyniosła, zimna i niedobra. Rozpieszczona i nielojalna. Baśniom jednak nie należało ufać, poza tym wiele czasu już upłynęło od tamtej pory, gdy Kari opuściła baśniowy świat i znalazła się w tym piekle. Armasowi patrzenie na nią sprawiało przyjemność, było w niej coś, czego nie potrafił nazwać, a co go pociągało. Nie mógł się nadziwić, że żaden inny mężczyzna nie podziela jego uczuć.

Armas był niedoświadczony, nie pojmował istoty zainteresowania drugą osobą, nie rozumiał, że może ono obudzić się niespodziewanie w dowolnej chwili, że między dwiema osobami może nieoczekiwanie pojawić się coś, czego nigdy nie da się wyjaśnić.

Indra zaskoczona obserwowała małomównego syna Obcego. Co się z nim dzieje? Wygląda, jakby coś niezmiernie go radowało!

Podeszła do niego i mruknęła po cichu:

– Czyżbyśmy zapominali o ojcu, Strażniku Góry, Armasie?

– O co ci chodzi? – obruszył się.

– Nie zapalaj w oczach gwiazd, które z góry skazane są na zgaśniecie, stary przyjacielu – ostrzegła Indra i odeszła, zanim Armas zdążył zaprotestować.

Na pytanie Kari odparł, że Indra plecie jakieś głupstwa.

Teraz do Farona zwróciła się ohydna istota, mająca węże zamiast włosów. Nie mógł to być nikt inny jak Meduza.

– Nie bardzo wiem, co zamierzacie zrobić – powiedziała – lecz ten młody człowiek z czerwoną kulą powinien wiedzieć, że przez setki lat staraliśmy się przepiłować nasze kajdany. Nic się ich nie ima, są zaczarowane, zamknięte za pomocą czarnej magii.

– Pozwólcie mu spróbować – uśmiechnął się Faron. – Dlaczego by nie zacząć od ciebie? Na pewno nie wyrządzi ci krzywdy.

Meduza-Gorgona wyniośle pokręciła głową, zgodziła] się jednak przybrać pozycję, jaką wskazał jej Dolg.

– A więc próbuj, piękny młody człowieku! – powiedziała zalotnie.

Dolg poprosił, żeby wszyscy inni trzymali się z dala, a potem szepnął coś czule do farangila, który natychmiast się rozjarzył. Armas spostrzegł, że moc blasku kamienia nie jest taka jak zwykle, miał jednak nadzieję, że mimo wszystko okaże się wystarczająca. Poprzedniego dnia oglądał też szafir i widział, jak żałośnie mętny stał się niebieski kamień. Jak oczyścić go tutaj, w tej krainie zła? Odpowiedź na to pytanie pozostawała wielką zagadką i troską.

Teraz jednak rzecz dotyczyła farangila.

Dolg skierował wiązkę światła na kajdany, które naciągnęli Cień i Yorimoto, starając się jak najbardziej odsunąć je od Meduzy. Samuraj wyglądał na niezmiernie dumnego z wyznaczonego mu zadania.

Dziwny ten Yorimoto, pomyślał Armas. Nikt wśród nas tak ogromnie się nie stara, by ukryć swoje uczucia. Pragnie pozostać bardziej nieprzenikniony nawet niż Indianie, lecz przez to najłatwiej go też przejrzeć. W tym jego kamiennym obliczu da się czytać jak w otwartej księdze.

Żarzący się ciemnym blaskiem promień bijący od farangila stał się bardziej skupiony. Dolg skierował go na kajdany, które puściły z przytłumionym szczękiem.

– Palnik gazowy najwyższej klasy – trzeźwo zauważyła Indra.

– Żaden palnik na świecie nie poradziłby sobie z tymi kajdanami – zauważył Armas.

– Magia stawia czoło magii – stwierdził Minotaur lakonicznie. – Coś mi się wydaje, że wasza jest silniejsza.

Meduza podniosła się uradowana, obracając w ręku luźny kawałek łańcucha.

– Jestem wolna! – westchnęła w uniesieniu. – Wolna po raz pierwszy od stuleci.

Objęła Dolga i mocno go ucałowała, choć on bronił się jak potrafił przed wijącymi się wężami.

– Dziękuję – powiedział zakłopotany syn czarnoksiężnika, którego wszelkie oznaki serdeczności zawsze wprawiały w zakłopotanie. – Dobrze, że udało się rozkuć twoje więzy jednym jedynym ruchem, bo teraz uwolnienie wszystkich pójdzie znacznie szybciej, niż myślałem.

– Momencik – wtrąciła Indra, występując w przód. – Mam pytanie… – zawahała się. – Czy mogę je zadać?

– Bardzo proszę – odparli jednogłośnie Faron i Minotaur. Ten ostatni wydawał się niezwykle poruszony uwolnieniem Meduzy. Zresztą wszystkich przebywających w sali ogarnął zapał, Indra miała więc nawet wyrzuty sumienia, że zabierając głos opóźnia uwalnianie jeńców.

– Jedno mnie dręczy, odkąd tu przyszliśmy. Do kogo należał ten warkocz Roszpunki, dzięki któremu wydostaliśmy się na ląd, jeśli wolno mi tak powiedzieć?

– Ach, to – uśmiechnęła się kobieta, która, jak się domyślali, była złą macochą Śnieżki. – Wszyscy poświęciliśmy swoje włosy, żeby upleść linę, po której moglibyśmy spuścić się w dół. Oczywiście gdybyśmy zdołali wyrwać się z więzów, na co nie mieliśmy zbyt wielkich nadziei…

– Rozumiem – odparła Indra przygnębiona, bo jeszcze dobitniej uświadomiła sobie rozpaczliwą sytuację, w jakiej znajdowali się więźniowie. Zaraz jednak rozjaśniła się, patrząc na Meduzę. – Założę się, że ty nie mogłaś dołożyć włosów do warkocza? – rzuciła z uśmiechem.

– Rzeczywiście, nikt nie chciał moich węży – odparła Gorgona z wyraźnym smutkiem. – Ach, dziewczyno, gdybyś wiedziała, jak bardzo bym chciała mieć tak piękne włosy jak twoje!

– Moje? – zmieszała się Indra, choć jednocześnie słowa te sprawiły jej wielką przyjemność. – Nigdy nie uważałam swoich włosów za…

Marco przerwał jej ruchem dłoni. Podszedł do Meduzy, która dotychczas jeszcze go nie zauważyła i której na widok księcia Czarnych Sal ugięły się teraz nogi.

– Taka fryzura musi być niewygodna – stwierdził Marco z uśmiechem. – Pozwól mi, że ją poprawię.

Położył dłonie na jej „włosach”, najwyraźniej bez cienia strachu przed syczącymi wężami. Meduza, zafascynowana twarzą Księcia, wpatrywała się weń jak pod działaniem hipnozy. On jednak na nią nie patrzył, szepnął tylko coś po cichu, głaszcząc ją po głowie.

– O, tak – powiedział łagodnie. – Teraz już lepiej.

Indra natychmiast się zorientowała, czego potrzeba w tej chwili Meduzie. Nie wiadomo skąd wyciągnęła puderniczkę z lusterkiem.

Meduza przejrzała się w lusterku i nie mogła się nasycić swoim widokiem. Kiedyś jej spojrzenie niosło śmierć, było to jednak dawno i właściwie nikt już o tym nie pamiętał. Niezmiernie ucieszyły ją nowe piękne ciemne włosy, równie ładne jak Indry, obsypała więc Marca pocałunkami, co księcia wprawiło w niepomierne zmieszanie.

Z kłopotliwej sytuacji wybawił go Dolg.

– Patrzcie! – zawołał syn czarnoksiężnika z ogromną radością. – Farangil odzyskał nieco swojego dawnego blasku!

– To dlatego, że nareszcie, wyjątkowo, może spełnić dobry uczynek – uśmiechnął się Faron. – No, bierz się do roboty, Dolgu. Wygląda na to, że reszta zaczyna się już bardzo niecierpliwić.

Rzeczywiście tak było. Kiedy więźniowie zobaczyli, co spotkało Meduzę, zaczęli pobrzękiwać łańcuchami, dopominając się, by jak najszybciej farangil zajął się także nimi. Dolg musiał uruchomić cały swój zmysł dyplomacji, żeby sprawiedliwie zdecydować, w jakiej kolejności należy zająć się oczekującymi. Yorimoto i Cień doprawdy dzielnie z nim współdziałali i zasłużyli sobie na pochwałę.

A cóż to za istoty mieli przed sobą! Stworzenia, które w świecie baśni i legend byłyby bez wątpienia śmiertelnie niebezpieczne: ludzie, potwory, zwierzęta, duchy, smoki…

Pod ścianą dostrzegli jeszcze jednego wilka. Wilka z baśni o Czerwonym Kapturku. Dolg spytał go, czemu i on nie uciekł razem z Gerim i Frekim. Wtedy zwierzę wyjaśniło, że tamte dwa wilki miały wykonać jakieś nieznane im zadanie. Dlatego zostały uwolnione i zabrane przez nędznych dobrowolnych niewolników. Właśnie podczas tego transportu zdołały zbiec.

Wilk z bajki o Czerwonym Kapturku podziwiał je za odwagą, jaką się wykazały, wracając tutaj, lecz Dolg odparł, że właściwie nie miały wyboru, mogły albo wrócić, albo też zginąć w Dolinie Róż.

– Ale, doprawdy, bardzo się nam przydały – rzekł Dolg. – Są zupełnie wyjątkowe. No, teraz i ty jesteś wolny.

Wilk podziękował i przyłączył się do swych pobratymców. Geri i Freki, które przysłuchiwały się całej rozmowie, po ostatnich słowach Dolga wprost promieniały.

Uwalnianie więźniów trwało dość długo, lecz wreszcie wszyscy zostali oswobodzeni. Dolg przez cały czas musiał zachowywać największą ostrożność – pilnował, by blask farangila nikomu nie wyrządził krzywdy, jego promienie padały wszak tak blisko żywych istot. Więźniowie jednak gotowi byli wytrzymać wiele, byle tylko Dolg ich wyzwolił.

Oczywiście syn czarnoksiężnika niekiedy czuł się mały i słaby, zwłaszcza stojąc twarzą w twarz z jakimś olbrzymem czy też wyjątkowo paskudnym potworem. Na szczęście jednak obyło się bez żadnych kłopotów.

Wreszcie wszystkie kajdany leżały na skalnej posadzce. Armas z wielką ulgą stwierdził, że żadna z tych złych, jak to mówiły baśnie, istot nie zamierzała rozerwać na strzępy swoich gości.

Minotaur podniósł ogromny byczy łeb i popatrzył na Farona.

– A teraz, przyjacielu… Porozmawiamy o drodze do źródła?

Mroźny powiew wiatru jęknął w ogromnym pomieszczeniu, jak gdyby niósł wieść o nadchodzącym niebezpieczeństwie. Faron i jego przyjaciele zadrżeli, przeniknięci chłodem.

Ale uwolnieni więźniowie odpowiedzieli na to krzykiem radości z rodzaju tych, który docierał do Królestwa Światła. Wybawiciele zgięli się wpół, rękami zatykając uszy i krzywiąc się z nieznośnego bólu. Jori wcisnął głowę w jakiś kąt i sam zaniósł się krzykiem.

Загрузка...