23

W toczącym się pojeździe Heike usiłował przemówić do rozumu kompletnie załamanemu Armasowi. Nie było to łatwe w sytuacji, gdy każdy centymetr kwadratowy wewnątrz J1 był wykorzystany do granic możliwości.

– To nie jej wina, wiesz przecież! To była dobra dziewczyna. A wtedy, w pokoju Tsi, wciąż jeszcze pozostawała sobą.

Młody syn Obcego kiwnął głową.

– Musisz starać się zapomnieć o tych ostatnich strasznych minutach i traktować to jak pierwszą miłość w życiu. Pamiętaj o wszystkich wspaniałych chwilach, które razem przeżyliście, pamiętaj też, że twój ojciec najprawdopodobniej nigdy nie zaakceptowałby jej jako synowej.

– To nie on się miał z nią ożenić, tylko ja! – odparł Armas z gniewnym uporem.

– Wiem, wiem. Ale spotkasz jeszcze inne dziewczęta. Zdaję sobie sprawę, że to w tej chwili marna dla ciebie pociecha. Pamiętam swoją pierwszą miłość, ona mnie nie chciała, ale trudno mi mieć do niej o to pretensje, wyglądałem przecież tak strasznie, kiedy żyłem w świecie na powierzchni Ziemi. Prawdę powiedziawszy, to Sol mnie wtedy pocieszyła, a raczej jej duch, ona żyła wszak dwieście lat wcześniej. Wtedy po raz pierwszy ukazała się żywemu człowiekowi z rodu Ludzi Lodu. Cieszę się, że nie związałem się z tamtą pierwszą. Miała na imię Gunilla, a mnie wydawało się, że już nigdy żadnej nie pokocham. Potem jednak spotkałem Vingę, która stała się towarzyszką mego życia. Większej miłości od tej, która nas połączyła, nie potrafię sobie wyobrazić.

Armas, nieobecny duchem, tylko kiwał głową.

– Ciesz się, że spędziliście razem tak krótki czas, Armasie. Dzięki temu rany nie będą aż tak głębokie, w sumie nie było tego wiele godzin, prawda? Ale uczyniłeś je dla niej bogatymi, myśl sobie o tym i traktuj to wszystko jako słodko-gorzkie wspomnienie. Wiedz, że z czasem właśnie w to się ono zmieni.

Armas w żalu przymknął oczy.

– Musisz, niestety, pogodzić się, że to jeszcze przez długi czas będzie bolało – mówił Heike ze współczuciem. – Ale pamiętaj, że jesteśmy tu, gdybyś nas potrzebował. Zawsze możesz liczyć na swoich przyjaciół.

– Wiem o tym – odparł Armas z wdzięcznością. Wreszcie podniósł wzrok na Heikego. – Myślisz, że należycie ją pochowają?

– Wiem, że Faron wyprawi ją w tę samą drogę co pozostałe postaci z baśni, które po prostu chciały zniknąć. Tam, gdzie czeka ją odpoczynek na zawsze, nirwana, do krainy, gdzie nie ma żadnych wichrów.

– To dobrze – westchnął Armas.

J1 toczył się dalej po pustkowiach Gór Czarnych.


Gdy uprzątnięto już plac boju, wszyscy, którzy pozostali w J2, zebrali się w pokoiku Tsi.

Było ich teraz tak niewielu. Faron, Ram i Indra, Dolg i Cień, Tich, Siska i Tsi oraz Freki. Wśród nich znaleźli się również tacy, których Faron najchętniej wyprawiłby do domu, do bezpiecznego Królestwa Światła, na przykład Indrę, Siskę i Tsi, lecz oni nie mogli wyruszyć. A wszystkich pozostałych bardzo tutaj potrzebował.

– Mamy zatem olbrzymi problem – mówił Faron, czując, jak wielką sympatią darzy każdego z członków swego ciężko doświadczonego oddziału. – Jak przekazać grupie Marca wiadomość o tym, że Armas jest bezpieczny? Nie możemy do nich dotrzeć przez system komunikacyjny i…

Cień uniósł rękę na znak, że chce mu przerwać.

– Ale Armas zdołał nawiązać z nimi łączność z pałacu. Nie wiem, niestety, gdzie przebywa teraz ta grupa, nie mogę więc się do nich udać, zresztą nie powinienem tego robić ze względu na święte zadanie, jakie mają przed sobą, ale jeśli pożyczysz mi jeden z tych swoich aparacików, Ramie, i nauczysz mnie posługiwać się tym przedmiotem, zdecydowanie nie wywodzącym się z mojej epoki, to chyba mógłbym przemieścić się na obszar, z którego zdołam nawiązać z nimi łączność.

Popatrzyli po sobie.

– Geniusz – cicho powiedziała Indra, a na surowej twarzy Cienia pojawił się uśmiech, co było dość niezwykłe.

Ram natychmiast wyjął swój telefon, a Faron tylko przestrzegł Cienia przed zbytnim zbliżaniem się do pałacu zła.

– Będę się pilnował – oświadczył olbrzym. – Myślałem o tym, żeby przenieść się na szczyt tej góry, o której opowiadał Armas.

– Doskonale, ale uważaj na siebie, nie wiemy, na ile wy, duchy, jesteście podatne na działanie niebezpiecznych oparów.

– My? – obruszył się wesoło Cień. – My jesteśmy twardzi jak stal!

Zniknął.

Czekali w milczeniu, pamiętając, że wypady duchów trwają najwyżej parę minut.

Siska leciutko głaskała Tsi po połyskujących zielono włosach, a leśny elf przytulił policzek do jej ręki. Przyjaciele myśleli to samo: jakże wyjątkowo silna okazała się w tym czasie miłość Siski. Ram i Indra popatrzyli na siebie, aż ich spojrzenia nabrały głębi, a powietrze między nimi zdawało się drżeć. Freki ziewnął szeroko i głośno.

Wreszcie Cień powrócił.

– I jak? – spytali chórem.

– Połączyłem się z nimi – odparł zadowolony. – Marco otrzymał moją wiadomość. Powiedział, że świadomość, iż Armas nie znajduje się już w pałacu, to dla nich wielka ulga.

– Świetnie – ucieszył się Faron. – A co z nimi?

Cień wahał się.

– Wydaje mi się, że nie jest im zbyt łatwo. Spytałem, gdzie są, a wtedy Marco milczał przez chwilę. Myślałem już nawet, że połączenie się przerwało, ale potem jego drogi głos znów się rozległ. Poprosił, żebym pozdrowił Armasa i powiedział mu, że jego teoria o rurociągu może się im bardzo przydać. Być może w ten sposób zdołają dotrzeć do źródła z ciemną wodą, a zdaniem Shiry jasne źródło nie może być od niego zbyt oddalone. Ona wszak była przy źródłach, w Górze Czterech Wiatrów na Ziemi, tam leżały bardzo blisko siebie.

– Brzmi to całkiem nieźle, dlaczego więc sądzisz, że nie wszystko dobrze im się układa?

– Sądzę, że oni z czymś walczą. Takie przynajmniej odniosłem wrażenie na podstawie tonu głosu Marca i tych ciągłych przerw. A potem zakłócenia stały się już nieznośne i nagle wszystkie dźwięki umilkły. Później, chociaż bardzo się starałem, nie mogłem już nawiązać połączenia.

– No cóż, najważniejsze zadanie wypełniłeś. Doskonała robota, Cieniu, zaraz skontaktuję się z Armasem. Potrzeba mu wszelkich słów otuchy, jakie tylko jesteśmy w stanie mu powiedzieć.

Faron zadzwonił. Usłyszeli, że przekazuje chłopcu podziękowania Marca za teorię na temat rurociągu, a z odpowiedzi Farona wywnioskowali, że wiadomość bardzo ucieszyła nieszczęśliwego Armasa.

Faron, niezwykły Obcy, niepodobny do żadnego z nich, odłożył telefon.

– A teraz proponuję, żebyśmy wszyscy odpoczęli. Został nam tylko ten nudny rezerwowy prowiant, w zamian za to mamy go dużo. Wystarczy, byśmy nie głodowali tu nawet przez rok, gdyby tak miało się stać.

– Za to serdecznie dziękuję – natychmiast odparowała Indra.

Faron uśmiechnął się.

– Weźcie sobie teraz po paczuszce, a potem trochę się prześpimy. Wszyscy na to zasłużyliśmy. Cień będzie pełnił straż w wieżyczce kontrolnej, prawda?

– Oczywiście – odparł surowy Lemuryjczyk, prawdopodobnie jedna z najstarszych istot w całym Królestwie Światła, chociaż być może Madragowie byli starsi. Wieku Obcych nie znał nikt.

Nikt nawet się nie skrzywił, kiedy Ram z Indrą skierowali się do wolnego pokoju chorych. Tsi i Siska przebywali wszak w schronie, zresztą wszędzie było dosyć miejsca dla wszystkich.

Tak bardzo już tęsknili za towarzyszami.

Freki odprowadził Cienia do schodów, prowadzących na wieżyczkę. Tam wilk stanął, pytając oczami.

Cień także się zatrzymał.

– Ach, mój przyjacielu, jakże bardzo bym chciał, byś dotrzymał mi towarzystwa na górze – rzekł ciepłym tonem, jaki z rzadka słyszał tylko Dolg. – Sądzę, że wszyscy czulibyśmy się znacznie bezpieczniej, gdybyś spał przy wyjściowych drzwiach. Nikt nie ma tak dobrego słuchu jak ty, a przecież dobrze wiesz, że horda niewolników wstąpiła na wojenną ścieżkę.

Freki, najtwardszy i najbardziej dziki ze wszystkich trzech wilków, ogromnie sobie cenił te słowa. Westchnął z zadowoleniem i ciężko ułożył się przed wyjściowymi drzwiami.


Ram wziął Indrę w ramiona. Oparła się o niego, przechylając się niczym krzywa wieża w Pizie.

– Ram, nareszcie zostaliśmy sami, a ja jestem tak nieprawdopodobnie zmęczona!

– Zaraz położymy się spać – odrzekł z uśmiechem. – Przecież mamy przed sobą całe życie, chyba wiesz.

– Czy wiem? Nie mogę się pozbyć wrażenia, że nigdy się stąd nie wydostaniemy.

– Mogłaś wrócić J1.

– Tak ci się wydaje? Chcę być z tobą.

Ram rozejrzał się wokół i uznał leżankę za stanowczo zbyt wąską.

– Pościelimy sobie na podłodze.

Zdaniem Indry był to doskonały pomysł. Wspólnie przygotowali sobie posłanie, a potem przez chwilę dyskutowali o kołdrze, w końcu jednak ułożyli się wygodnie. Ram wsunął Indrze rękę pod głowę.

– Nasza pierwsza wspólna noc – westchnęła zadowolona dziewczyna. – A my ją prześpimy.

– To prawdziwy skandal – roześmiał się Ram. – Rzeczywiście, wydaje mi się, że od wielu lat nie byłem tak zmęczony. Wygodnie ci, kochana?

– Mhm – mruknęła Indra z błogim uśmiechem na ustach i przytuliła się do niego. Akurat w tej chwili nie miała sił na inną odpowiedź.


Spokój ogarnął J2, Juggernauta osamotnionego w mrocznym upiornym świecie.

W pojeździe słychać było jedynie delikatne piski rozmaitych urządzeń, głęboki przytłumiony głos Cienia, rozmawiającego z Chorem w J1, i metaliczne odpowiedzi Madraga przez głośnik.

Chor informował, że natknęli się na oddział żołnierzy, to znaczy czerwonookich, którzy skakali dookoła Juggernauta, wygrażając mu pięściami i obrzucając pojazd garściami ziemi. Poza tym panował spokój, mieli tylko pewne problemy związane z terenem, ale Chor martwił się, co będzie przy przekraczaniu granicy. Miał wprawdzie pewien pomysł, musiał tylko najpierw trochę się rozejrzeć.

Ale nigdy nie wiadomo, co zdążą wymyślić przeciwnicy, zanim J1 dotrze aż tak daleko.

Cień przekazał mu, że u nich również panuje spokój, lecz czerwone ślepia czają się dookoła, choć w dość bezpiecznej odległości. Prawdę powiedziawszy, musiał używać lornetki, by dojrzeć je w skamieniałym lesie, skąd bacznie, lecz z lękiem obserwowały Juggernauta.

Ale również Cień miał wrażenie, że to cisza przed wielką burzą.

Загрузка...