6

– Nie róbcie tego więcej! – poprosił Marco, gdy dzwonienie w uszach wreszcie ucichło. – W każdym razie uprzedźcie nas wcześniej.

– Bębenki mi popękały – poskarżyła się Indra.

– Tylko one? – odparł Jori. – Mnie żelazne szydło przeniknęło aż do mózgu. Wybaczcie więc, jeśli moja inteligencja nie będzie już taka jak przedtem.

– Wcześniej też nie miałeś czym się chwalić – odparowała Indra.

Marco uspokoił ich.

– Wygląda na to, że całkiem nieźle się nawzajem słyszycie. Czy możemy teraz zająć się najważniejszą sprawą? Minotaurze, pojawił się nowy problem. W jaki sposób zdołamy stąd wydostać was wszystkich? Czy naprawdę, tak jak mówiłeś, chcecie po prostu zniknąć?

– Naprawdę tak myślimy, ale… nie sądziłem, że nastąpi to tak prędko. A co wy na to, drodzy przyjaciele?

Pomruk, jaki się podniósł, potwierdził, że wszyscy woleliby najpierw rozejrzeć się trochę po świecie.

– Chcielibyśmy na przykład obejrzeć wasze pojazdy, które widzieliśmy z daleka – powiedziała jakaś kobieta, w której przybysze z Królestwa Światła natychmiast rozpoznali czarownicę z piernikowej chatki.

– Chcielibyśmy także zobaczyć świat poza Górami Czarnymi, choćby raz i tylko przez chwilę.

– To bardzo rozsądne życzenie – odparł Marco. – Ale na tym właśnie polega problem. W jaki sposób zdołamy was wszystkich niezauważenie przemycić? Zakładam bowiem, że teraz, gdy jesteście już wolni, nie będziecie chcieli siedzieć tu i czekać na naszą pomoc do czasu, gdy znajdziemy jasne źródło.

– Raczej nie starczy nam na to cierpliwości – uśmiechnął się Minotaur. – Zwłaszcza gdy już poczuliśmy tchnienie swobody. W dodatku zawsze istnieje pewne ryzyko, że źli władcy przyślą tu kogoś, i co wtedy poczniemy?

– Owszem, takie niebezpieczeństwo rzeczywiście istnieje. No i co zrobimy ze wszystkimi nieszczęsnymi niewolnikami? – spytał Ram. – Gdzie oni właściwie się znajdują?

– W dolinie, po drugiej stronie tej góry – odparł wielki wezyr z „Baśni z Tysiąca i Jednej Nocy”. – Tam gdzie mieści się jądro Gór.

Wielu uczestników ekspedycji westchnęło w duchu. Wydawało im się, że w miarę, jak odkrywają kolejne tajemnice, ich zadanie staje się coraz trudniejsze i bardziej niepewne.

Po jeszcze jednej pełnej zakłopotania pauzie Minotaur rzekł z wymuszoną wesołością:

– Jest wśród nas kobieta, która potrafi przewidzieć, co się stanie, rodem ze starej wschodniej baśni, w której oskarżano ją o to, że radość sprawia jej wywróżenie nieszczęść i biedy ludziom. Może ona nam powie, co powinniśmy robić? Teraz nie wróży już samych tylko nieszczęść.

– Doskonale – rzekł Faron, choć tak naprawdę odniósł się do propozycji sceptycznie. Uprzejmość jednak wymagała, by również gospodarze mieli coś do powiedzenia.

Ale wróżka, niedużego wzrostu Azjatka o świdrującym spojrzeniu, okazała się prawdziwym skarbem. Była bardzo już wiekowa, aż Jori pomyślał z przestrachem, że jeśli ktoś jej dotknie, kobieta rozsypie się w proch.

Wróżka długo przypatrywała się uczestnikom ekspedycji, a w końcu spytała:

– Czy wolno mi mówić swobodnie?

Jej głos był kruchy niczym lód w pierwszą noc mrozu.

– Bardzo cię o to prosimy – odrzekł Faron.

– Musicie się rozdzielić – oświadczyła, przyglądając im się kolejno. – Droga do jasnego źródła nie jest dla każdego.

– Jakbyśmy tego nie wiedzieli – mruknął Mar.

Wróżka popatrzyła na niego groźnie.

– Żadnych duchów! – oświadczyła surowo. – Ta droga przeznaczona jest tylko dla ludzi.

– Ależ Shira musi iść z nami! – zaprotestował Marco.

– Tylko kawałek.

– Ach, dzięki za to – westchnęła Shira z ulgą.

– Niewielka grupa towarzyszyć będzie Wybranemu – przy tych słowach kobieta bez wahania wskazała na Oko Nocy. Jej zdolności naprawdę zaczęły budzić podziw uczestników ekspedycji. – Ale tylko jemu wolno dojść do celu.

– Ta grupka… Czy byłabyś tak dobra i wskazała, kto powinien do niej należeć? – poprosił Marco. – Tak, abyśmy nie popełnili żadnego błędu.

Widać było wyraźnie, że kobieta ceni sobie jego zaufanie.

– Ty, szlachetny książę – rzekła, patrząc na Marca. – I jeszcze Shira. – Teraz przeniosła wzrok na Mara. – Ty będziesz jej towarzyszył, lecz nie wolno ci pójść ani o krok dalej. Wy dwoje zatrzymacie się pierwsi, książę będzie szedł z Indianinem tak długo, jak będzie mógł, lecz nie dalej.

Marco usiłował domyślić się, co oznacza owo „jak będzie mógł”, lecz to zapewne miało wyjaśnić się po drodze.

Wróżka ciągnęła:

– My, więźniowie, chcielibyśmy mieć silną eskortę. Potężny Obcy, czy zechcesz nas poprowadzić?

Zaczęła teraz mówić trochę zbyt wyniośle i Minotaur usiłował przywołać ją do porządku. Powtórzyła więc pytanie skierowane do Farona już bez takiej pewności siebie.

– Z radością – odparł Faron.

– Doskonale, dziękuję. Powinieneś zabrać z sobą… tych dwóch Strażników… – Wskazała na Kira i Armasa. – I… tę młodą kobietę o przestraszonych oczach. Czyżby się bala, że nie zostanie wybrana? Czy tak?

Sol zarumieniła się.

– Zgadza się.

Staruszka zmarszczyła czoło.

– Ale czym ty właściwie jesteś? Nie zaliczasz się ani do żywych, ani do umarłych.

– To bardzo słuszna uwaga – wtrącił z aprobatą Marco, zaskarbiając sobie coraz większą sympatię wróżki. – Sol jest duchem, któremu na próbę pozwolono być człowiekiem.

Wróżka uznała to za niebywale zabawne, ze śmiechem aż pokręciła głową.

– No cóż, powinniście też zabrać z sobą tego potężnego wojaka, chyba mego pobratymca.

Wskazawszy Yorimoto, zaśmiała się głośno, samuraj także poważył się na uśmiech. W istocie pod względem pochodzenia nie byli sobie bardzo dalecy.

Indra z wielkim zadowoleniem doszła tymczasem do wniosku, że prawdopodobnie zostanie przydzielona do grupy Rama. I rzeczywiście.

– Trzecia grupa, ta, która ma uwolnić niewolników, potrzebuje silnych ukrytych mocy…

Skład tej grupy nietrudno było ustalić, mieli do niej wszak wejść ci, których nie wybrano wcześniej, ale, zdaniem Indry, była to wspaniała grupa. Jej przywódcą został Ram, a dołączyć do niego miała właśnie ona i Jori, zaś za potężne ukryte moce odpowiadać mieli Dolg i Cień.

Nie obyło się bez dociekań, dlaczego Dolg nie może wyruszyć do źródła, lecz stara wróżka tylko kręciła głową.

– Strzeż dobrze swoich skarbów, młodzieńcze – rzekła, zwracając się do Dolga. – Droga do jasnego źródła prowadzi obok źródła zła, a to nie byłoby dobre dla tych drogocenności, które nosisz przy pasku.

– Rzeczywiście widzisz chyba wszystko – mruknął Faron. – Muszę przyznać, że już chciałem powiedzieć, iż sami potrafilibyśmy podzielić się na takie grupy, ale teraz to odwołuję. Bez wątpienia przydzieliłbym Dolga do grupy, która wyruszy do źródła z jasną wodą.

Wróżka, zadowolona z siebie, pokiwała głową.

Indra poważyła się na dość śmiałe pytanie:

– Czy widzisz, co się z nami wszystkimi stanie? Oczywiście głównie z Okiem Nocy?

– Nic wam nie powiem, bo wtedy nie zechcecie wyruszyć.

– No cóż, dziękuję. Nie wiem, czy to dodało nam otuchy.

Do rozmowy włączył się Minotaur:

– A teraz usłyszycie najgorsze: Aby iść dalej, musicie najpierw przedrzeć się przez samą Górę Zła, a my nie wiemy nawet, w jaki sposób dostać się do jej wnętrza.

– Za to my wiemy! – zatriumfował Ram. – Sassa słyszała hasło i dobrze je zapamiętała.

Wyraźnie zaimponowało to więźniom, a jeszcze bardziej oszołomieni patrzyli na Rama, który wyciągnął z kieszeni jakiś nieduży przedmiot, nacisnął guzik i zaczął do niego mówić, w dodatku zaraz potem uzyskał odpowiedź.

– Chor – powiedział Strażnik. – Poproś Sassę, żeby podała nam hasło.

– Dobrze, zaraz się tym zajmę – odparł Madrag gardłowym głosem, który miał w sobie jakieś nieludzkie brzmienie. – Co z wami?

Ram opisał krótko sytuację i Chor roześmiał się, zadowolony i zatroskany jednocześnie.

– Naprawdę chcecie wyruszyć wprost w paszczę lwa?

– To najwyraźniej konieczne.

Ram uprzedził Chora, że ci, którzy pozostali w pojazdach, muszą być przygotowani na spotkanie setek gości, o ile oczywiście uda się ich bezpiecznie przeprowadzić przez czarną dolinę.

Wreszcie Sassa podała hasło, które przetłumaczone z języka gór okazało się czymś w rodzaju: „nasz najpiękniejszy przywódca nie ma równych sobie”, i rozmowa się zakończyła.

– No cóż… – Minotaur z uśmiechem przeciągał słowa. – Czyż ów najpiękniejszy nie ma sobie równych? Tego nie wiemy, nigdy bowiem go nie widzieliśmy, lecz on dysponuje dwoma potwornymi siłami, których wszyscy powinni się strzec. Jedną nazywają Niezwyciężonym i z tą mocą nikt nie może walczyć. Ta druga bez cienia wahania i najmniejszego trudu zmienia nieproszonych gości w niewolników. To niezwykle groźna istota, której zdecydowanie należy unikać.

– Rozumiemy – powiedział Marco. – Najwyraźniej wszystko sprzysięgło się przeciwko nam.


Kari siedziała w milczeniu, przysłuchując się dyskusji. Jej oczy bezustannie poszukiwały wysokiego, młodego człowieka o czarnych włosach i czarnych oczach, ubranego w jasny strój Strażników. Było jej ciężko na sercu. Czegóż innego poza złem dokonałam w życiu? myślała ze smutkiem. Co mam do zaofiarowania, gdybym chciała zdobyć czyjąś miłość?

Opowiadająca o mnie baśń wciąż żyje na świecie, czytana przez mniejsze i większe dzieci, które radują się moim upadkiem. Najpierw mnie nienawidzą i gardzą mną, potem zaś cieszą się, że tak źle mi się ułożyło. „Dobrze jej tak, skoro jest taka podła!” – mówią, gdy spotyka mnie kara.

Kari zamknęła oczy w bolesnym wstydzie.

Czy musiałam być taka brzydka, skoro już i tak byłam zła? Albo odwrotnie, czy musiałam być taka niedobra, nie wystarczyło, że jestem brzydka?

Tyle tu pięknych kobiet, dlaczego on miałby patrzeć na mnie? To bardzo życzliwe z jego strony, że trzymał mnie za rękę, ale tak się bałam, że wyczuje bicie mego serca w pulsowaniu tych drobnych cienkich żyłek. Drżącego serca, które właśnie się przebudziło.

Wolałabym go wcale nie mieć, bo już wiem, że to będzie bolało.

Poproszono go, by towarzyszył mojej grupie, ma nas wyprowadzić z tego przedsionka piekła. Najpierw tak strasznie się ucieszyłam, teraz sama już nie wiem… Cierpienie będzie tym dotkliwsze, im dłużej będę patrzeć na jego obojętność, na to, jak rozmawia z innymi, z kobietami i z mężczyznami, jak zapomina o moim istnieniu. To nastąpi bardzo prędko, przecież ja tak okropnie wyglądam! W dodatku ten balast, który dźwigam jako złośliwa i rozpieszczona bogata córka z wciąż jeszcze żywej baśni…

Rozmawiają o unicestwieniu, o tym, że wszyscy pragniemy całkiem zniknąć.

Czy ja tego pragnę? Czy teraz, kiedy przez moment dane mi było doznać odrobiny zainteresowania ze strony drugiej osoby, będę chciała zniknąć, gdy tylko zobaczę świat znajdujący się poza Górami Czarnymi?

Rozmawiają teraz właśnie o tym. Och, co to takiego? To Minotaur mówi: „Jeśli zostaniemy odkryci przez którąś z tych dwóch istot, o których wspomniałem, Niezwyciężonego albo Łowcę Niewolników, cóż, jeśli w ogóle zostaniemy odkryci podczas naszej ucieczki, poprosimy o unicestwienie, i to natychmiast”. Ten piękny książę pyta: „Ale w jaki sposób zdołacie zniknąć?” „Sami nie jesteśmy w stanie tego zrobić”, odpowiada Minotaur. „Myślicie, że nie zrobilibyśmy tego już przed wieloma stuleciami? Potrzeba do tego kogoś z zewnątrz, kogoś, kto jest dostatecznie potężny, by był w stanie zniweczyć moc baśni, a raczej tej siły, która powołała nas do życia”.

Teraz ci, którzy przybyli nas uwolnić, najwyraźniej spoważnieli i milczą. Minotaur widocznie boi się tej ciszy, bo przerywa ją słowami: „Ty to potrafisz, szlachetny książę”. „Może i tak, lecz mnie nie będzie w waszej grupie”. „A młody Dolg? Opiekun cudownych kamieni?” „Jego też z wami nie będzie”.

Wygląda na to, że Minotaur traci nadzieję. Książę Marco patrzy na grupę, która ma nam towarzyszyć. „Faron jest dostatecznie silny, jego poproście, jeśli zapragniecie natychmiast zniknąć”.

Minotaur dziękuje i oświadcza, że ta świadomość sprawia nam wielką ulgę na wypadek, gdyby unicestwienie okazało się konieczne.

Nie wiem, czy tego chcę. I tak, i nie. To skróciłoby moją udrękę, a mam na myśli nie tylko tortury, jakich doznawałam w niewoli w Górach Czarnych. Lecz jednocześnie oznacza to, że już więcej go nie zobaczę. Wszystko jest dla mnie takie nowe! Gdzieś we mnie, w środku, budzi się takie cudowne uczucie, wystarczy, że na niego patrzę! Lecz jednocześnie to rozpala tęsknotę, która łatwo może przemienić się w smutek.

Nie potrafię więc się zdecydować.

Zaczęła uważnie przysłuchiwać się dyskusji przywódców.

Mówił Ram:

– Nie bardzo potrafię pojąć, dlaczego trzymają was tutaj jako więźniów. Jaki jest tego cel?

Minotaur wzruszył ramionami.

– Nic ich nie kosztujemy. Nie potrzebujemy jedzenia ani opieki, po prostu tu jesteśmy. Myślę, że dręczenie nas sprawia im przyjemność, a poza tym nasze żałosne krzyki przerażają i odstraszają ewentualnych intruzów. Być może źli władcy uważają, że kiedyś w przyszłości będą nas mogli wykorzystać do realizacji jakichś swoich celów. Słyszałem kiedyś coś takiego. Uważają nas wszak za złe istoty, nieprawdaż?

Armas zerknął z uśmiechem na Kari, a ona oblała się rumieńcem.

Nieszczęsna dziewczyna w popłochu starała się sprawdzić, jak wygląda. Właściwie dobrze o tym wiedziała, lecz właśnie teraz… Teraz tak bardzo chciała wyglądać ładnie! Włosy, rozczochrane? Czy też splecione w porządne warkocze? Nie, chyba raczej nie są w porządku, wszędzie sterczą jakieś kosmyki. Czy odważy się je teraz zapleść? Czy w ogóle ma jakiś grzebień?

Nic jednak nie zdążyła zrobić, bo nagle wszyscy powstali. Nadszedł czas rozstania.

Kari ogarnęła panika.

Dlaczego nie dano im choćby odrobiny czasu na zastanowienie się, czy konieczny jest aż taki pośpiech?

W głębi duszy jednak wiedziała, że muszą się spieszyć, i to z całych sił.

Pożegnanie, życzenia szczęścia i powodzenia. Nie bardzo mogła słuchać, czuła, że zaraz wybuchnie płaczem.

Grupa, której celem było oswobodzenie niewolników, na razie miała iść tą samą drogą co ci, którzy podążali w głąb Góry Zła do źródła jasnej wody.

Odeszli… Piękny książę Marco uzyskał przybliżony opis drogi prowadzącej do źródła, nikt przecież nie znał jej w całości. Wraz z nim Indianin, ogromnie spięty, nieduża krucha Shira i jej olbrzymi, budzący przerażenie towarzysz Mar.

Powędrowali wraz z drugą grupą, ze Strażnikami Ramem i Jorim, z tą sympatyczną dziewczyną Indrą i niezwykłym Dolgiem, którego Kari nie bardzo potrafiła zrozumieć. I jego towarzyszem, potężnym duchem zwanym Cieniem.

Nie zdążyła ich nawet bliżej poznać, a teraz odchodzili już na spotkanie z nieznanym losem, by wypełnić śmiertelnie niebezpieczne zadanie.

Usłyszała, jak Marco wypowiada hasło, i hermetycznie zamykane drzwi otwierają się same z siebie, przepuszczają ich, a potem znów się zamykają.

Teraz pozostała olbrzymia gromada tak zwanych złych postaci z baśni, które z nadzieją, lecz nie bez lęku patrzyły na swych przewodników: potężnego Obcego, Farona, dwóch Strażników, Kira i Armasa, na piękną czarownicę Sol i Yorimoto. Wróżka wzięła samuraja pod rękę.

Kari zapragnęła uczynić to samo z Armasem, lecz oczywiście nie starczyło jej odwagi.

Była wszak jedynie chimerą, wytworem ludzkiej wyobraźni, skazanym na istnienie przez innych. W każdej chwili mogła zniknąć.

Nie, nie teraz, jeszcze nie. Proszę jeszcze o krótką chwilę!

Boże, uczyń mnie piękną, daj zwykłe ludzkie życie!

Lecz w świecie baśni Bóg nie istnieje, są w nim jedynie wiedźmy i czarownicy, a oni nie umieją dokonać tego, co potrafi Bóg: ocalić życie, powstrzymać powódź, uchronić ludzi przed utratą najbliższych.

Wszystko to Bóg potrafi.

Jeśli tylko zechce.

Загрузка...