20

Ram był wstrząśnięty ostatnią rozmową z Armasem. Obawiał się, ze para młodych ludzi jest już bezpowrotnie stracona. Nikt wszak nie mógł dotrzeć do najświętszego pomieszczenia. Być może duchy, zostali z nimi jeszcze Heike i Cień, lecz Ram bał się narażać ich na oddziaływanie ciemnej wody. On sam tylko by pogorszył sprawę, był jedynie Strażnikiem, co prawda w jego żyłach płynęła krew Obcych, lecz to nie wystarczało. Dolg zaś absolutnie nie mógł tam pójść, ani jego szlachetnych kamieni, ani też ich opiekuna nie wolno było narażać na oddziaływanie zła.

Niestety, Kari i Armasa nie da się uwolnić przed odnalezieniem jasnej wody. Jeśli oczywiście w ogóle odnajdą źródło jasnej wody, wszak co do tego wciąż nie mieli żadnej pewności.

Ram wydostał się poza obręb jądra Gór Czarnych i teraz mógł już nawiązać kontakt z Faronem.

Przekazał mu ponury raport o Armasie i Kari. Faron, słysząc to, westchnął ciężko. Wszyscy darzyli Armasa wielką sympatią. Poza tym jeśli go utracą, będą musieli dźwigać wielki ciężar w powrotnej drodze do Królestwa Światła. Co powiedzą jego rodzice?

Faron także miał coś do przekazania Ramowi.

Wyglądało na to, że grupę w pojazdach czekają naprawdę ciężkie chwile, najwyraźniej uczestnikom ekspedycji nic nie miało zostać oszczędzone.

Faron nie zagłębiał się w szczegóły ich kłopotów, nie chciał widać jeszcze bardziej obciążać Rama, przynajmniej na razie. Poprosił tylko, by przetrzymał transport niewolników w tunelu tak długo, jak się da.

Dlaczego? zastanawiał się Ram.

No cóż, na razie nie powinni wychodzić, to może być dla nich zbyt niebezpieczne.

Obcy prosił też, by zachowali czujność. Opowiedział mu, co przydarzyło się Kirowi i Sol, gdy eskortowali niewielką grupkę zbiegłych niewolników. Mówił o czerwonych ślepiach, które nagle zaczęły się jarzyć, o straszliwej masakrze. Ram w każdej chwili mógł stanąć w obliczu podobnego problemu.

I co wtedy? dowiadywał się Ram. Co robić w tak niebezpiecznej sytuacji?

Wtedy pozostawało im jedno: strzelać tak, by zabić. Innego wyjścia nie ma, twierdził Faron.

Ram przekazał tę wiadomość dalej, Cieniowi, Joriemu, Dolgowi i Indrze.

– Ja mam tylko pistolet obezwładniający – powiedziała Indra przez telefon. – I bardzo się z tego cieszę.

– Ale używaj go, my dokończymy za ciebie.

Mam nadzieję, że nie będzie zbyt wielu takich, którzy przejdą na stronę zła, pomyślał Ram. Może nam być trudno w tym ciasnym korytarzu.

Na szczęście dysponowali samoładującymi się pistoletami laserowymi, nie było więc ryzyka, że zabraknie im amunicji.

Czy właściwie do tej pory zdołaliśmy jakoś posunąć się naprzód? zastanawiał się Ram. Nie bardzo jest się czym chwalić, Kiro i Sol oczywiście na pewno już bezpiecznie dotarli do Królestwa Światła wraz z żałośnie zredukowaną grupą baśniowych istot. I – na szczęście – dowiedzieliśmy się, że owych trzydziestu niewolników, których tu brakowało, przeszło już przez granicę do Ciemności, lecz tylko dziewięciu z nich przeżyło.

A co poza tym? No tak, zdołaliśmy uwolnić dziewięciuset osiemnastu niewolników, lecz oni wcale nie są jeszcze ocaleni. Musimy wciąż tkwić w podziemnym korytarzu, w którym mogą nas spotkać naprawdę wielkie problemy, a jutro, skoro tylko wstanie dzień, zapewne ścigać nas będą rozwścieczone straże z pałacu. Armas i Kari są bezpowrotnie straceni, Faronowi i tym, którzy są razem z nim, zagraża najwyraźniej wielkie niebezpieczeństwo, a grupa Marca, przed którą stoi najtrudniejsze zadanie, w ogóle nie daje znaku życia.

Niezmiernie deprymujące podsumowanie.

Zadzwoniła Indra i to trochę podniosło go na duchu.

– Ram, jeśli Oko Nocy zdoła odnaleźć źródło i zdobędzie jasną wodę… Wiem, że to jest hipotetyczne, ale nie wolno nam zapominać o tych obrzydliwcach w Górze Zła, tej trójce pewnych siebie łotrów, których widział Heike, ani też o Nardagusie i całej tej jego gromadzie, o parę stopni niżej w hierarchii.

– Nie umkną nam, nie bój się, na pewno się o to zatroszczymy.

– Doskonale. Sassa mówiła, że Nardagus ma brodę, ale bez wąsów. Zawsze odnosiłam się dość sceptycznie do takiego zarostu. Uważam, że bardzo często noszą go mężczyźni żądni władzy, szczególnie wtedy, kiedy broda jest długa.

– Czy zbytnio nie generalizujesz?

– O, tak, na pewno, ale nie myślę teraz o dziewiętnastym wieku, kiedy to było modne.

– Posłuchaj, kochana, czy uważasz, że to jest odpowiedni moment na taką rozmowę?

– A dlaczego nie? Czy nie lepsze to niż rozpaczanie nad marnym losem, jaki nas tu czeka?

– No tak, masz rację, Indro. Och, kiedyż wreszcie będziemy mogli pobyć razem tylko we dwoje? Tak wiele chciałbym ci powiedzieć, ale w spokoju.

– Ja też, tyle rzeczy chciałabym zrobić.

– Wobec tego jest nas dwoje chętnych – uśmiechnął się. – No, chyba teraz już doszliśmy, pochód się zatrzymał.

– Na razie żaden niewolnik się nie wyłamał, nie zapałał żądzą krwi, a oczy nie świecą mu się na czerwono.

– O ile dobrze zrozumiałem, to zawsze czekają na odpowiednią okazję.

– Uważam, że ten ścisk tutaj jest właśnie odpowiedni – mruknęła Indra.

– Niestety, ja też. Niepokoję się, Indro, powinienem być teraz przy tobie.

– Będę wrzeszczeć, jak tylko zobaczę gdzieś coś czerwonego.

– Kocham cię, Indro.

– Ja też, to znaczy ciebie.

Potem do całej piątki zadzwonił Faron. Jego spokojny głos nie zwiódł nikogo. Za tym spokojem kryła się głęboka troska.


Jedenastka przebywająca w Juggernautach naprawdę miała kłopoty.

Faron rozmieścił ich w strategicznych punktach. Chor i Tich oczywiście pilnowali wieżyczek kontrolnych, a do pomocy mieli Farona i Yorimoto. Trzy wilki stały przy drzwiach wejściowych, gotowe rozerwać na strzępy każdego, kto tylko próbowałby dostać się do środka. Siska musiała opuścić Tsi, żeby razem z Sassą trzymać straż w wielkim pokoju ogólnym, stały za drzwiami, ściskając swoje obezwładniające pistolety. Heike krążył.

Nic jednak nie mogło uchronić ich przed tym, co pojawiło się teraz.

To, na co czekali źli niewolnicy czy też może należałoby ich nazywać żołnierzami, dudniąc powoli wędrowało przez czarną spaloną ziemię i stało teraz przed J1 i J2.

– Nie patrzcie na niego! – zawołał Faron do wszystkich na pokładzie.

Sądzili, że mają do czynienia z Niezwyciężonym, lecz Geni, Freki i wilk z bajki o Czerwonym Kapturku uświadomili im, że tak nie jest. Przed nimi stał Łowca Niewolników.

– Ci dwaj są niemal równie straszni – mówił Freki. – Ale nigdy jeszcze nie widziałem, żeby Łowca Niewolników zapuszczał się tak daleko poza swój teren. Na ogół nowych niewolników prowadzi się do niego, on patrzy na nich swymi przenikliwymi oczami i jeśli ich dusze okazują się słabe, wkrótce wpadają w macki zła. Niekiedy trwa to trochę dłużej, ale prędzej czy później rozwijają się w nich te złe cechy, które poznaliśmy już tak dobrze.

– A więc on zamierza zrobić z nas niewolników? – spytał Faron zamyślony. – Hm, myślę, że czeka go trudna praca. Ale nie wolno mu dawać okazji, nie patrzcie mu w oczy!

Nie musieli tego robić, zdążyli mu się już przyjrzeć z daleka. Przemieszczał się bardzo wolno, najwidoczniej nie nawykły do chodzenia, wielu złych niewolników musiało pożegnać się z życiem za to, że zmusili go, by się poruszył. Łowca Niewolników nie był dobroduszną istotą.

Zbudowany był jak człowiek, lecz o wiele, wiele większy, miał też w sobie sztywność drewna, był ciężki, jakby nie wstawał z miejsca od trzystu lat. Ogniście płomienne oczy żarzyły się w mroku, a kiedy się zbliżył, zobaczyli, że jest groteskową karykaturą złych niewolników. Miał takie jak oni przypominające szpony palce, skórę porośniętą szczeciną, kościstą twarz i ostre zęby. Na biodrach nosił jedynie przepaskę. Siska nie przypuszczała, by kryło się pod nią coś szczególnego, jako że nie miał swego kobiecego odpowiednika.

Siska musiała zaciekle walczyć z chęcią, by czym prędzej pobiec do Tsi i tam go bronić. Wiedziała jednak, że najbardziej przyda się tutaj, w tej wielkiej sali za plecami Frekiego. Dwa inne wilki były w sąsiednim pojeździe razem z Sassą i jej opiekunem Heikem.

Tich i Chor zaciemnili wszystkie szyby tak, aby nikt nie mógł zajrzeć do środka i określić, gdzie kto z nich się znajduje.

Niewolnicy zaczęli wychodzić teraz ze swoich kryjówek, podskakiwali i tańczyli ze złośliwym zapałem wokół Łowcy Niewolników, gotowi rzucić się na Juggernauty, gdy tylko on zrobi swoje.

A w Juggernautach obserwowano, jak potworny Łowca się zbliża. Nieustannie starali się przyglądać czubkom swoich butów, aby nie ulec hipnotycznemu spojrzeniu.

Przeciwnik poruszał się powoli, a przez cały ten czas z pokładowych głośników rozlegało się upomnienie Farona: Nie patrzcie na niego, odwracajcie głowy!

Wreszcie doszedł. Górował nad wieżyczkami kontrolnymi. Chor i Tich z całej siły zacisnęli oczy.

Siska spostrzegła, że Łowca Niewolników się pochyla. Kątem oka zauważyła jakieś błyski za szybą i ogromnie się cieszyła, że Tsi na szczęście leży w schronie umieszczonym w samym środku pojazdu i przez to całkowicie pozbawionym okien.

Sama odwróciła głowę na cały ten czas, gdy dwa jarzące się punkty lśniły za szybą. Zobaczyła, że Freki przywarł na podłodze i łapami zasłonił oczy.

Siska także dla pewności je zamknęła, błyski za szybą były takie pociągające… Miała nadzieję, że Sassa w drugim pojeździe wie, co ma robić. I że Heike dobrze jej pilnuje.

Łowca Niewolników wyprostował się, a potem zirytowany, że nikogo nie może pochwycić wzrokiem, z całej siły kopnął w bok pojazdu. Na szczęście Madragowie przygotowali się na takie uderzenie i żelazne kolce umocowały pojazd w ziemi. Łowca Niewolników ryknął ze złości i zaczął skakać w koło na jednej nodze.

Ogarnięty wściekłością walnął pięścią w dach wieżyczki J2. Tich skulił się, zasłaniając rękami uszy i mocno zaciskając oczy, kiedy pojazd zatrząsł się, jak gdyby uderzył w niego piorun. Dach wybrzuszył się, ale wytrzymał.

Tich wezwał głównodowodzącego:

– Faronie, tak dłużej być nie może, jeszcze dwa takie uderzenia i on się przebije!

Właśnie wtedy Faron zadzwonił do Rama.

Загрузка...