21

– Ram, Heike widzi pewną możliwość pokonania tego monstrum. Ale chciałby wypożyczyć na jakiś czas Cienia, czy możesz go tu przysłać?

Ram tak nastawił system komunikacyjny, że cała przebywająca w korytarzu piątka mogła przysłuchiwać się rozmowie.

– Akurat w tym momencie tutaj jest spokojnie – powiedział Ram. – Co ty na to, Cieniu?

– A o co chodzi? – spytał Cień Farona.

Dowódca wyjaśnił.

– Idę tam – oświadczył Cień. – Dolgu, podejdź tu do wyjścia, przypilnujesz mojej i swojej grupy.

– Dolg także będzie nam potrzebny – wtrącił się Faron.

– Rozumiem – odparł Cień. – Ale nie wszystko naraz. Przybędziesz, kiedy dam ci sygnał.

– Dobrze, ojcze – powiedział Dolg.

Cień uśmiechnął się krzywo.

Oddał swój pistolet godnemu zaufania niewolnikowi i wyjaśnił, jak i do czego ma używać broni. Mężczyzna zrozumiał.

A potem Cień po prostu zniknął.

Niewolników bardzo to wystraszyło, nie mogli niczego pojąć, Dolg jednak zaraz do nich podszedł i zaczął uspokajać.

Ram na końcu długiej kolejki wcale nie był tak spokojny. Czas płynął, wkrótce nadejdzie ranek.

A jeśli jeden lub wielu stłoczonych w korytarzu niewolników zdecyduje się uderzyć? Kiro przestrzegał, że mają zwyczaj przegryzać gardła przeciwników. Do tego właśnie służą ich kły.

A przecież Indra była wśród nich sama.

Ram poczuł, że oblewa go zimny pot.


Cień unosił się w powietrzu, z tyłu za Łowcą Niewolników i wszystkimi wrzeszczącymi, hałasującymi bestiami.

Heike opuścił pojazd. Również on fruwał w powietrzu, obaj byli niewidzialni, choć nie dla siebie nawzajem.

Olbrzym z Ludzi Lodu wyjął z kieszeni sznur elfów i rzucił jego koniec Cieniowi. Cień podobnie zrobił ze swoim kawałkiem sznura po drugiej stronie Łowcy Niewolników.

Teraz zaczęli krążyć wokół potwora w szalonym pędzie, coraz szybciej i szybciej, cały czas dookoła.

Zdumieni niewolnicy usłyszeli, jak ich potężny przywódca wrzeszczy z rękami bezsilnie przyciśniętymi do boków. Potem zachwiał się na nogach, zaniósł jeszcze głośniejszym krzykiem i przewrócił na ziemię. Heike i Cień wykazali się wielką zręcznością, dbając o to, by nie obalił się na Juggernauty.

– Dolg, teraz łotr jest twój! – zawołał Cień. – Idę po ciebie!

Klapa przy wyjściu uniosła się w górę. Wśród niewolników zapanował niepokój, pragnęli się wydostać, dobrze znali rytm dnia i czuli, że pora przewidziana na sen dobiega już końca. Dolg doskonale rozumiał ich lęk, stłoczeni w ciasnym korytarzu nie mieliby żadnej możliwości obrony, gdyby straże zaatakowały od tyłu.

– Już niedługo – tłumaczył im. – Bardzo niedługo, jak sądzę. Starajcie się zostać na swoich miejscach, jeśli będziecie tak napierać, zgnieciecie tych, którzy stoją z przodu.

Jori przesunął się na czoło grupy i razem z mężczyzną, któremu zaufali, przemówił im do rozsądku. Dolg mógł więc wyjść.

Otulony obszerną peleryną Cienia był niewidzialny, przeszli tak wśród przerażonej gromady rozkrzyczanych niewolników, tłoczących się przy swym powalonym bohaterze i próbujących uwolnić go z więzów.

– Nie bój się jego oczu – uprzedził Cień Dolga. – Heike i ja zatroszczyliśmy się o to, by zasłonić je sznurem. Sznury elfów są doprawdy bardzo długie, och, jakież długie! No tak, ty to wiesz, od ciebie przecież je dostaliśmy.

Dolg uśmiechnął się przelotnie, w roztargnieniu. Przyjrzał się leżącej postaci i wyraźnie się zawahał.

– Przecież on nie może się bronić! To niesprawiedliwe.

– A czy niewolnicy mogli bronić się przed nim? Czego byś chciał? Żebyśmy go nagrodzili? Pozwolili zrobić to, po co tu przyszedł?

– Nie – przyznał Dolg. – Chyba rzeczywiście muszę się przełamać.

– Zostawiliśmy odsłonięte miejsce na środku piersi.

– Dobrze, ale przynajmniej go rozwiążcie.

– Zgoda, ale musisz działać prędko.

– Chcę także być widzialny.

– Ty i te twoje zasady!

Ale Cień i Heike zrobili to, czego Dolg sobie życzył. To on czuwał nad szlachetnymi kamieniami i gdy one wchodziły w grę, najlepiej wiedział, jak należy postąpić. W dodatku obaj doskonale zdawali sobie sprawę, że warunkiem powodzenia całej ekspedycji jest unikanie za wszelką cenę zadawania gwałtu i zabijania. Nie tylko dlatego, że takie postępowanie budziło w nich wstręt. Tu, w Górach Czarnych, mogło okazać się po prostu niebezpieczne. Mogli bez trudu paść ofiarą takich jak na przykład Łowca Niewolników. Teraz jednak ich los się ważył. Nie mieli innego wyjścia, niż na gwałt odpowiedzieć gwałtem.

Dobrze, że Marco nic o tym nie wie. On z całej grupy był najsurowszy, gdy w grę wchodziła miłość bliźniego.

W tym samym momencie, gdy sznury elfów zostały przyciągnięte i zmieniły się znów w krótkie kawałeczki, Cień zdjął swoją pelerynę z Dolga, a ten natychmiast skierował farangil na bestię leżącą na ziemi. Łowca Niewolników nie zdążył nawet ruszyć palcem, nie zdołał spojrzeć na postać, która tak nagle się pojawiła. Czerwony promień go unicestwił.

Jego podwładni, którzy już zamierzali się rzucić na tego nowego człowieka, z początku stanęli jak skamieniali, lecz gdy Dolg przesunął po nich promień farangila i niektórzy zmienili się w kupki popiołu, reszta natychmiast rzuciła się do ucieczki.

Heike i Cień poszli wypuścić oswobodzonych niewolników z tunelu, ale Dolg nie ruszał się z miejsca. Rozmyślał o tej chwili, gdy stał otulony w opończę Cienia. Kiedyś dawno, dawno temu jego brat Villemann stał podobnie osłonięty opończą ich dziada, Hraundrangi-Móriego, na wietrznych wrzosowiskach Islandii. Jakże dawno temu to było!

Dolg poczuł w piersiach ukłucie tęsknoty. Nie powinno się żyć tak długo jak on, wspomnienia dawno minionych czasów wywołały w nim taki smutek, że odczuwał wręcz fizyczny ból.

Otrząsnął się z marzeń o pięknej Islandii i rozejrzał po tej czarnej, zapomnianej przez Boga krainie, pogrążonej w wiecznym mroku.

Właśnie szerokim strumieniem napływali ci, którzy czekali w podziemnym korytarzu. Wszystko najwyraźniej potoczyło się dobrze, żaden z niewolników nie wykazywał złych skłonności, a nagonka na nich jeszcze się nie rozpoczęła. A może po prostu tu nie dotarła, wszak od Złej Doliny dzielił ich kilkugodzinny marsz.

Przyjaciele również wyszli z pojazdu, by powitać gromadę oswobodzonych z niewoli. Dolg wolnym krokiem ruszył w stronę J1 i J2. Teraz najważniejsze, by znaleźć dla nich bezpieczne schronienie, bo z całą pewnością mogą spodziewać się kolejnych ataków. Chwilowo jednak wszyscy byli zadowoleni.

Dolg jednak w niczym nie mógł znaleźć pociechy.

– Popatrzcie! – jęknął. – Farangil całkiem poczerniał!


Wysoko na szczycie Góry Zła Nardagus stał przed obliczem swoich władców.

– Co ja słyszę? – odezwał się najpotężniejszy z nich, jak gdyby Nardagus był osobiście za wszystko odpowiedzialny. – Nie wierzę własnym uszom, czyżby zdołali unicestwić samego Łowcę Niewolników?

– Na to-to-to wy-wygląda – wyjąkał Nardagus. Bardzo żałował, że nie jest teraz akurat w innym miejscu. – Nie pojmuję, jak się to mogło stać. Ale mamy w zanadrzu jeszcze najlepsze atuty, dwoje u Tego we Własnej Osobie.

– To wcale nie twoja zasługa – warknęła kobieta. – Jak mogłeś dopuścić, aby tak wielu naszych wiernych niewolników zostało zabitych razem z Łowcą?

Wy nie zrobiliście nic, siedzieliście tylko na tyłkach, pomyślał Nardagus z wściekłością. Ze ściągniętą twarzą zaś odparł:

– Oni mają jakąś tajemniczą broń, jakiej my nie znamy. Czerwoną, niesłychanie groźną broń.

– Dlaczego więc nie użyli jej wcześniej? Tak nas oszukać! Do tej pory tchórzliwie unikali walki, jak gdyby bali się zabijać. To żałosne, czego oni chcą?

W drzwiach pojawił się onieśmielony, wystraszony niewolnik. Najpotężniejszy z władców ze złością spytał, o co chodzi.

Niewolnik wręcz bał się powiedzieć to na głos:

– Otrzymaliśmy właśnie meldunek. Zabrali wszystkich naszych niewolników, tych od ciężkich prac. W ogóle wszystkich niechętnych nam niewolników. Oczywiście nie nas, lojalnych, ale całą resztę.

– Co? Co masz na myśli, mówiąc, że ich zabrali?

– Zostali, na pewno wbrew własnej woli, uprowadzeni z sali sypialnej. Ale wierne nam służby już ich ścigają.

Przywódcy pospieszyli do ekranów.

– Są tom, przy pojazdach!

– Rzucić do walki ciężkie oddziały!

– To już zrobione. To one ich ścigają, pod ziemią.

– Włączyć szary batalion!

– Już został rozbity.

– A więc sprowadzić Niezwyciężonego!

– Nie, nie – zaprotestowała kobieta. – Nasze oddziały szturmowe bez trudu sobie z nimi poradzą. Powiedziałeś, że już maszerują przez tunel? Możemy wobec tego spokojnie siedzieć i czekać

Niewolnik odszedł, uszczęśliwiony, że udało mu się przeżyć nawet przyniesienie takiej wiadomości. Ale, doprawdy, następnym razem pójdzie kto inny.


Farangil został umieszczony w niewielkiej szafce razem z jednym ze Świętych Słońc, które z sobą zabrali, a z których tylko jedno dotychczas wykorzystali, wtedy w osadzie rybackiej, zanim jeszcze wjechali w Dolinę Róż.

Potem Faron zebrał przyjaciół na krótką naradę.

– Chor i Tich, teraz musicie się rozdzielić. Chor poprowadzi J1 w stronę Ciemności i zabierze wszystkich niewolników. To będzie niezwykle niebezpieczna przeprawa. Po pierwsze, będziecie narażeni na niebezpieczeństwo z zewnątrz, ze strony złych władców Gór Czarnych. Po drugie, przez cały czas będziecie musieli się wystrzegać niebezpieczeństwa grożącego wam wewnątrz – wśród niewolników mogą znaleźć się tacy, u których rozwinęły się złe skłonności, dlatego musi was być więcej. Yorimoto, Jori, Heike, Geri i wilk Czerwonego Kapturka, wy będziecie towarzyszyć temu transportowi. Nie, nie chcę słyszeć żadnych protestów, to naprawdę ogromnie niebezpieczne przedsięwzięcie. Zabierzecie też do domu, do Królestwa Światła, Sassę. Czy tam dotrzecie, zależy wyłącznie od waszej odwagi i rozsądku.

– A Tsi? I Siska? Czy oni z nami nie wyruszą? – zdziwiła się Sassa.

– Jedyna możliwość, aby Tsi przeżył, to jasna woda – odrzekł Faron ze smutkiem. – Dlatego musi tu zostać. Wobec tego zostanie i Siska, inaczej się nie da.

Teraz zaprotestował Chor.

– Ale przecież ja nie zmieszczę blisko tysiąca ludzi w J1?

– Wiem o tym – odparł Faron. – Weźmiesz do środka wszystkich tych, którzy nie mają siły iść, plus tych, którzy się zmieszczą. I bardzo ważne, nikt poza tobą i naszymi ludźmi nie ma wstępu do wieżyczki kontrolnej. Reszta pójdzie za J1. Dopilnowanie ich będzie zadaniem Heikego. Wy inni będziecie czuwać na pokładzie. Na najmniejszy znak, że coś jest nie w porządku, podniesiecie alarm. To dotyczy również ciebie, Sasso.

Dziewczynka kiwnęła głową. Podczas tej strasznej ekspedycji bardzo dojrzała.

Faron ciągnął:

– Będziecie ich zmieniać. Tak, żeby ci idący piechotą mogli chociaż trochę odpocząć w J1, i odwrotnie. Wyruszacie natychmiast. Musimy założyć, że pościg za niewolnikami już się rozpoczął.

Dolg zadał pytanie:

– Co z Armasem i Kari?

Faron popatrzył na niego zasmucony.

– Zobaczymy, co da się zrobić. Akurat w tej chwili nie widzę żadnego wyjścia, może ktoś z was ma jakiś pomysł?

Wszyscy bardzo chcieli pomóc, ale co mogli zrobić? Najgorsza była myśl, jak zdołają zanieść Strażnikowi Góry wieść o śmierci jedynego syna.

Wreszcie Sassa odezwała się żałośnie:

– Czy Indra też nie wraca z nami do domu?

Faron uśmiechnął się lekko.

– Nam, którzy tu zostajemy, potrzebny będzie Ram, a wydaje mi się, że powinniście już się nauczyć, że tych dwojga nie można rozdzielać.

Te słowa przywołały uśmiech na twarze zebranych.

– Ktoś musi tu zostać, żeby zaczekać na grupę Marca – ciągnął Faron. – Będę to ja, Ram, Indra, Dolg i Cień, musimy mieć jednego ducha. Poza tym Tich, Siska, Tsi i Freki. Wydaje mi się, że to dość sprawiedliwy podział. Jakieś protesty?

Jeśli nawet komuś nie podobała się taka organizacja, i tak się z tym nie zdradził. Faron zdecydował, a jego należało słuchać.

A potem ze schronu przybiegła Siska.

– Tsi się obudził!

Popatrzyli na siebie. Być może nie wszyscy od razu zrozumieli, co to oznacza, lecz ci, do których to dotarło, rozjaśnili się niczym Święte Słońce nad Królestwem Światła.

Загрузка...