Kiro zarządził kilka godzin snu dla wszystkich, co przynajmniej oswobodzeni niewolnicy przyjęli z wdzięcznością.
Dla siebie i dla Sol znalazł odpowiednie miejsce, w którym mogli bez przeszkód rozmawiać, mając jednocześnie widok na całą wielką grupę. Smok długo patrzył za nimi tęsknym spojrzeniem, Kiro jednak udawał, że tego nie zauważa, i wskazał mu miejsce w sporej odległości od nich, za to niedaleko od Grendela.
Kiro ułożył się na plecach i podpierając się łokciami przyglądał się zgromadzeniu, które z wolna ogarniał spokój. Sol siedziała przy nim z kolanami podciągniętymi pod brodę, twarz opierała na rękach.
– Co się stało, Sol? Wyglądasz mi na zmartwioną.
Odwróciła się w jego stronę.
– Chyba rzeczywiście tak jest. Tak bardzo się przejęłam nowymi uczuciami, które się we mnie przebudziły, że znajdowałam się cokolwiek jakby poza rzeczywistością, nie uczestniczyłam w wydarzeniach tak, jak powinnam.
– Och, zrobiłaś, co do ciebie należało.
– Nie – odrzekła zamyślona. – Zabijaliśmy, Kiro, a to sprawiło, że staliśmy się bardzo podatni na oddziaływanie zła w Górach Czarnych. To było bardzo niebezpieczne, bez najmniejszego trudu mogliśmy paść ofiarą złych mocy, w dodatku budzi to we mnie wstręt. A jednak to zrobiłam.
– Ale wyszliśmy z opresji cało i zdrowo. Ja traktuję to jako najwyższą konieczność, nie mogliśmy przecież stać i przyglądać się, jak bestie znęcają się nad nieszczęśnikami. Innego wyjścia niż zgładzenie tamtych strażników nie było.
– Wiem o tym, ale mimo wszystko! Zresztą dopiero teraz obudził się we mnie ten wstręt… Wtedy znaczenie miałeś dla mnie jedynie ty i właściwie działałam automatycznie.
Kiro uśmiechnął się.
– To znaczy, że już teraz nie znaczę dla ciebie tak wiele?
Sol roześmiała się i przelotnie pogładziła go po policzku. Kiro zrozumiał, że nie chce być zbyt natarczywa ani okazywać zbyt dużej śmiałości. Ujął ją za rękę i na moment przytulił do swojej twarzy. Był teraz bardzo poważny.
– Podzielam twoje zmartwienie, Sol, chociaż jesteśmy teraz już bezpieczni. Widzisz, rozmawiałem z jednym z tych niewolników, który sprawiał wrażenie, że ma trochę rozumu. Twierdził, że powinniśmy się cieszyć, iż tak łatwo się z tego wywinęliśmy. Podobno w Górach Czarnych jest istota, która z każdego potrafi zrobić niewolnika. I jeśli ma się bodaj odrobinę słabości, potrafi wedrzeć się w duszę.
– Wiem o tym, słyszałam o nim już wcześniej.
– No właśnie. Zabiliśmy, a to z naszej strony było słabością, mimo to jednak nic nam się nie stało. Ten człowiek powiedział natomiast coś jeszcze.
– Tak?
– Wszyscy trzydzieścioro więźniów, których zabraliśmy ze sobą, miało styczność z tym, którego nazywają Łowcą Niewolników. Oparli mu się, ale ten człowiek, wieśniak z Ciemności, podejrzewa, że przynajmniej u niektórych zaczęły się rozwijać… niedobre skłonności. Nie wiadomo, co by się z nimi stało, gdyby zostali tam dłużej. Dobrze więc, że i im udało się uciec z niewoli. Tu już nie grozi im dalsze oddziaływanie złych sił.
Sol poczuła ciarki na plecach.
– Domyślam się, o których może chodzić. To ci, którzy tak narzekają i tak wiele wymagają. Nie są zadowoleni z tego, co dla nich zrobiliśmy.
– Tak, on także sugerował coś podobnego. No, ale teraz powinnaś troszkę się zdrzemnąć, kochana.
– Chyba masz rację. Czy nie będziesz miał pretensji, jeśli położę się kawałeczek dalej od ciebie?
– Ależ skąd! – roześmiał się. – Byle nie za daleko!
– O to się nie bój. – Sol skuliła się na bladym mchu. – Kiro, jak zdołamy pomieścić ich wszystkich w Królestwie Światła? Stu osiemdziesięciu nowych przybyszy? W dodatku wielu z nich to bardzo szczególne istoty. Jak zostaną przyjęte?
– Przypuszczam, że dobrze. Przynajmniej dopóki nie trafią do miasta nieprzystosowanych, bo tam by się to nie udało. Spróbujemy im pomóc się zaaklimatyzować. Wciąż jest sporo miejsca na łąkach i w lasach Królestwa Światła, a niektórzy być może poczują się dobrze nawet między ludźmi.
– Może i tak. Kiro, a może zaadoptujemy smoka? – parsknęła śmiechem.
– Bardzo przyjemny pomysł. Świadczy o tym, że bierzesz pod uwagę czekającą nas wspólną przyszłość.
– Och, czyżbym przypadkiem ci się teraz oświadczyła?
– Ja zrobiłem to już wcześniej, tak więc ty ze swej strony nie popełniłaś żadnego nietaktu. Ale tym, co powiedziałaś, sprawiłaś mi wielką radość.
Sol usiłowała sobie przypomnieć, kiedy to Kiro się jej oświadczył, lecz doszła do wniosku, że czynił to właściwie każdym wypowiadanym przez siebie słowem.
Życie w jednej chwili stało się takie cudowne. Na niebie Sol nigdzie nie było widać ani jednej chmurki.
Zmęczeni, zasnęli bardzo prędko.
Sol obudziła się na ostry krzyk Kira. Usiadła gwałtownie, zmarznięta i mokra z jednego boku, z mchem we włosach i odciśniętym wzorem na policzku.
Zdezorientowana rozejrzała się dokoła. Kiro rzucił się na jakąś postać, która stała z głową zanurzoną w jej przepastnej, wypełnionej po brzegi różnościami torbie. Ku swemu przerażeniu ujrzała, że w półmroku oczy stwora jarzą się czerwono.
– Ach, nie! – jęknęła.
Skąd wzięła się tu ta bestia?
A potwór ochrypłym głosem syczał do Kira:
– Wy łotry, chowacie jedzenie tylko dla siebie, a nam każecie głodować!
Kiro wyciągnął obezwładniający pistolet i strzelił. Siła uderzenia odrzuciła mężczyznę w tył. Upadł na ziemię i już się nie podnosił.
– Co za szczęście, że ty… – zaczęła Sol, która zdążyła podnieść się na nogi. Nagle gwałtownie urwała. Zewsząd świeciły czerwone ślepia. Usłyszała czyjś prędko przerwany krzyk.
– Niech ktoś nam pomoże, prosimy – szepnęła cicho.
Kiro podał jej pistolet.
– Strzelaj! – powiedział. – Strzelaj po kolei do wszystkich potworów, one zabijają naszych przyjaciół!
Sol wzięła broń z jego ręki i wycelowała w najbliżej stojącą bestię. To nie jest wcale broń obezwładniająca, uświadomiła sobie, ale cóż, niech będzie jaka chce, dodała zaraz, zobaczyła bowiem martwą Meduzę i ogarnęła ją potworna wściekłość. Gdy jednak nadbiegł wieśniak z Ciemności, oddała mu pistolet, przypomniała sobie bowiem, że przecież ma własną broń, taką, która tylko obezwładnia.
Bestie zdołały dokonać katastrofalnych zniszczeń, dookoła leżały martwe istoty z baśni, a także kilku niewolników, którzy nie ulegli działaniu Łowcy.
Sol zawołała:
– Grendelu, smoku, zostańcie tam, gdzie jesteście! Oni są śmiertelnie niebezpieczni!
Rozszlochała się zrozpaczona, gdy spostrzegła, jak wiele istot zdążyły zgładzić bestie. Musiały działać bardzo prędko, zachowując całkowitą ciszę. Bez skrupułów już strzelała do każdego napotkanego potwora. Jej pistolet, co prawda, nie był śmiercionośną bronią, lecz wieśniak i Kiro, który odstąpił swój pistolet obezwładniający innemu rozumnemu niewolnikowi, strzelali tak samo bez oporów jak ona – strzelali, by zabić. Niewolnicy zła wkrótce zostali pokonani. Większość już nie żyła, a tych, którzy leżeli tylko oszołomieni, dobito bez litości.
W lesie zapadła cisza, przerywana od czasu do czasu zduszonymi jękami rannych.
Kiro przymknął oczy.
– Musimy przeliczyć żywych i opatrzyć ich zranienia.
Pomagali wszyscy, którzy mogli. Przy życiu pozostało dziewięciu niewolników i pięćdziesiąt baśniowych istot.
– Nie w taki sposób chciałam zredukować gromadę zmierzającą do Królestwa Światła – powiedziała cicho Sol do Kira. – Tak strasznie mi przykro!
– Mnie także, nic więcej nie umiem powiedzieć. One sobie na to nie zasłużyły, tak długo wszak cierpiały przez chorą wyobraźnię ludzi.
– Stali się naszymi przyjaciółmi i tak się cieszyli na życie, jakie ich czeka w Królestwie Światła. A ci dzielni dobrzy niewolnicy, którzy zginęli z rąk towarzyszy niedoli… Dlaczego oni musieli zginąć?
– Z powodu odwiecznej prawdy: umierają dobrzy, ponieważ to ich mordercy są źli. Ci, z których świat nie ma pożytku ani radości, uważają się za lepszych od innych ludzi, więc ich zabijają. Nie ma chyba bardziej wypaczonego poglądu. Chcielibyśmy przecież ocalić ofiary, a nie tych wynaturzonych nędzników.
Wspólnie pogrzebali zmarłych w dwóch znacznie oddalonych od siebie grobach. Doprawdy, bardzo starannie oddzielili dobro od zła. Sol przez cały czas nie przestawała popłakiwać i przeklinać takiej niesprawiedliwości, pięknie też przystroiła grób przyjaciół i życzyła im wiecznego spokoju w nirwanie czy tam, gdzie teraz przebywali.
Wreszcie opuścili to miejsce, milczący, przygnębieni. Ich grupa liczyła teraz sześćdziesiąt jeden istot. Sol przez cały czas trzymała Kira za rękę, a Grendel i smok starali się zbytnio od nich nie oddalać, jak gdyby chcieli ich uchronić przed kolejnym atakiem.
Dużo później, gdy wspięli się na wzgórze, dostrzegli wreszcie pierwsze blaski z Królestwa Światła.
Mieli przed sobą jeszcze bardzo długą drogę. Królestwo Światła zasłaniały częściowo inne pasma wzniesień, lecz mimo to Sol i Kiro usłyszeli nabożne westchnienie, jakie wyrwało się z wielu piersi.
– Meduza powinna to zobaczyć – szepnęła Sol i na nowo wybuchnęła płaczem. – Wszyscy powinni ujrzeć ten widok, postacie z baśni i niewolnicy! – Po chwili, pragnąc zająć myśli czym innym, spytała Kira: – Czy wiesz, gdzie jesteśmy?
– Nie jestem całkiem pewien – odparł wolno. – A czy wy wiecie? – zwrócił się do wieśniaków z Ciemności
– Być może poznaję tamtą górę w oddali – odparł jeden z nich – lecz jeśli tak jest, to oglądam ją od innej strony niż w domu. No i jeszcze ten przeklęty mrok…
– Temu możemy zaradzić – odparł Kiro, przeszukując wyposażenie. – Gdybyś tylko mógł powiedzieć nam, gdzie jesteśmy, to wszystko będzie dobrze.
Podał wieśniakowi lornetkę, w której wszystko robiło się jaśniejsze. Chłop przyjął ją z nabożeństwem.
Na dłuższą chwilę zapadła cisza, zapewne pełna zdumienia.
– Tak, to tamta góra. Co prawda od tyłu, ale wobec tego wiem już, gdzie jesteśmy.
Wyjaśnił najlepiej jak umiał, co wcale nie było łatwe, Kiro jednak wyłapał w opowieści jakiś wątek.
– Powiedz mi, czy również za tą górą jest jakaś niewielka osada? Jeśli tak, to musi być położona daleko za waszą wioską i całkowicie odizolowana od Królestwa Światła przez łańcuchy wysokich gór.
Wieśniacy popatrzyli na siebie z niepewnością.
– Owszem – rzekł drugi po namyśle. – Ale tam przecież mieszkają dzicy. No, może nie dzicy, mają swoją kulturę, ale myślą tak dziwnie, składają ofiary z dziewic.
– To wioska Siski! – wykrzyknęli jednogłośnie Sol i Kiro. Już wcześniej stwierdzili, że ich myśli wędrują podobnym torem, i często zdarzało się, że wypowiadali te same słowa.
– Zaczekajcie – Kiro usiłował uporządkować informacje. – Stoimy teraz obróceni plecami do Gór Czarnych, osada Siski leży gdzieś w tym kierunku, z lewej strony od nas. Wiecie, ta część Królestwa Światła, którą teraz widzimy, to tereny Obcych, północna część Królestwa Światła. To dla nas nieznana kraina, ale mogło być jeszcze gorzej. O wiele, wiele gorzej. Mogliśmy trafić na wielkie nieznane obszary, ciągnące się na południowy wschód od Królestwa w pobliżu Nowej Atlantydy. Stamtąd dotarcie do domu zajęłoby nam całe tygodnie. Tak jest o wiele lepiej, nie musimy też wędrować tą długą doliną potworów. No, to dodało mi otuchy. Co wiecie na temat tych obszarów, przyjaciele?
– Dla nas kraina po tej stronie góry to również nieznany teren. Podobno żyje tu dzika zwierzyna, ale też i wody są pełne ryb, jeśli ktoś śmie zapuścić się aż tutaj. A dzikich zwierząt znów nie jest aż tak dużo.
– Żadnych osad ludzkich?
Co do tego nie mieli pewności.
– Owszem, słyszeliśmy coś o tym, ale nic nie wiemy na pewno.
– Rzeczywiście jest tak, jak mówisz, tu jest bardzo ciemno – stwierdził Kiro.
– To oczywiście przez ten łańcuch górski, który zasłania światło z waszego królestwa, ale powinniście zobaczyć, jak ciemno jest wokół tej osady, którą nazwaliście chyba wioską Siski. Tam skalna ściana jest tak wysoka, że nie przepuszcza nawet odrobiny światła.
– Księżna Theresa mówiła, że gdy tu przybyli, musieli iść pewien odcinek w ciemności – przypomniała sobie Sol. – Napomknęła też, że byli tam jacyś dziwaczni ludzie, których co prawda nigdy nie mieli okazji zobaczyć, ale czuli, że mają jedwabiste włosy i jakby gumową skórę.
– Och, ależ ja wiem, gdzie to jest – ucieszył się Kiro. – To nie tutaj, tylko bardziej na południe, a na zachód od Królestwa Światła. Rzeczywiście, tam jest ciemno, bo za murem w tym miejscu wznosi się ogromna skała.
– Kiro – zaczęła Sol z namysłem – nie przedostaniemy się zapewne do części Królestwa Światła należącej do Obcych?
– Zastanawiałem się nad tym i nie miałem ochoty odbierać wam otuchy, skoro jednak ty o tym mówisz… Masz rację, północna część należąca do Obcych to zakazane terytorium, nie dotrzemy też do tego strasznego morza piasku, zresztą wcale tego nie chcę. Żeby dotrzeć do Królestwa Światła, musimy kierować się bardziej w prawo, a to daleka droga.
– Czy mogę coś zaproponować? – nieśmiało odezwał się jeden z wieśniaków.
Zachęcili go.
– Trochę się boimy krążyć po tych okolicach bez żadnej opieki…
– Och, ależ przecież my zamierzamy towarzyszyć wam aż do domu – czym prędzej zapewnił go Kiro.
– Bardzo dziękujemy, bo właśnie chciałem was o to poprosić. Potem przenocowalibyście u nas, posilili się co nieco…
– Doskonale, przyjmujemy tę propozycję z wdzięcznością, ale czy twoi ziomkowie zaakceptują naszych przyjaciół? – Kiro ruchem ręki wskazał grupkę, w której znajdowali się smok, Grendel i jeszcze kilka budzących grozę postaci. – Tak, żeby ich niczym nie urazić?
– Mogę ich przygotować.
Takie rozwiązanie wydawało się bardzo dobre.
Niezadowolony był tylko jeden z niewolników.
– Ja także pochodzę z tej wioski – odezwał się. – Ale nie mam tam żadnej rodziny, czy nie mógłbym więc pójść z wami do Królestwa Światła?
– Tę kwestię rozważymy dziś wieczorem, w twojej osadzie – przyrzekł Kiro. – Jest tu chyba więcej takich, którzy nie pochodzą z tej wioski?
Owszem, niektórzy przybyli bezpośrednio ze świata na powierzchni Ziemi i nie mieli zupełnie dokąd pójść. Kiro obiecał, że tych na pewno zabierze do Królestwa Światła, lecz wcześniej będą musieli poddać się dokładnym badaniom i długotrwałej kwarantannie, przybywają wszak z Gór Czarnych, a ponadto mieli kontakt z Łowcą Niewolników. Jak powiedział Kiro, już sam fakt, że nie rozwinęły się w nich złe skłonności, przemawia na ich korzyść, lecz jeśli chodzi o wstęp do Królestwa Światła, należy zachować absolutnie wszystkie względy bezpieczeństwa.
Gorzej przedstawiała się sprawa z tymi, którzy pochodzili z zupełnie innych części Ciemności, Kiro przyrzekł jednak, że zatroszczy się również o nich. Gdy dotrą do muru, mogą zostać przetransportowani do domu gondolami.
– Jesteś doprawdy doskonałym przywódcą – oświadczyła Sol, gdy wyruszyli wreszcie w dalszą drogę, kierując się ku osadzie, z której pochodzili wieśniacy. – Radzisz sobie niemal równie świetnie jak Ram.
– Dziękuję – uśmiechnął się zadowolony. – Jestem jednym z jego najbliższych podwładnych. Ram to dowódca, zajmuje najwyższe miejsce w hierarchii, po nim jest Rok, a dalej ja, Tell i Goram, jako równi rangą. Dopiero po nas są następni, wśród nich Jori i Armas i wielu, wielu innych.
Sol uścisnęła go za rękę, żeby w ten sposób dać mu do zrozumienia, jak bardzo jest z niego dumna.
– Ale coś mnie niepokoi, Sol. Do muru jest o wiele dalej, niż nam się wydaje, zwłaszcza że musimy go okrążyć i nie sądzę, aby wszyscy to wytrzymali. Na przykład nasz miły przyjaciel smok, on jest już naprawdę bardzo zmęczony, choć nie chce tego dać po sobie poznać.
I wtedy Sol przyszedł do głowy kolejny pomysł:
– Dlaczego by nie pomówić z Faronem? Masz z nim chyba jeszcze kontakt?
Kiro podchwycił propozycję i zaraz zadzwonił.
Faron poprosił o podanie ich dokładnej pozycji. Nie było to dla Kira najłatwiejszą rzeczą, ale jakoś zdołał wyjaśnić, gdzie są.
Potem usłyszał dyrektywy.
– Wiesz, Kiro, że dopóki jesteśmy w Ciemności, nie mamy możliwości nawiązania kontaktu z Królestwem Światła. Ale posłuchaj uważnie…
Kiro że swoją grupą miał dojść do pewnego konkretnego miejsca w pobliżu muru na zewnątrz terytorium Obcych. Tam znajdzie tajny korytarz, bardzo starannie ukryty. Gdy tam dotrze, powinien zadzwonić do wartownika Obcych i przekazać mu pozdrowienia od Farona…
Gdy ci dwaj rozmawiali, Sol cierpliwie czekała w pewnym oddaleniu. Trwało to dość długo. Zrozumiała, niestety, że nie wejdą do tej części Królestwa Światła, która należy do Obcych, lecz czymś w rodzaju tunelu przedostaną się do głównego Królestwa.
Rysowało się to rozsądnie, lecz jakże miała ochotę ujrzeć tajemniczą północną część! No cóż, tym razem też nic z tego nie będzie.
Muszą być wdzięczni za każdą pomoc.
Teraz Kiro i Faron rozmawiali o straszliwej rzezi, jakiej dokonano na baśniowych istotach i przyjaźnie nastawionych niewolnikach. Dowiedzieli się także, jak się przedstawia obecna sytuacja grupy Farona.
Chwilę później mogli ruszyć w drogę.
Dotarcie do niedużej wioski w Ciemności zajęło sporo czasu. Wieśniacy ruszyli przodem, uprzedzeni mieszkańcy wioski przyjęli więc niezwykłych gości należycie, chociaż dzieci chowały się za dorosłymi na widok złych wiedźm, smoków i innych bestii, które wmaszerowały do wioski.
Liczną gromadę przybyszów serdecznie ugoszczono, w wiosce uradowano się bowiem odzyskaniem mężczyzn, którzy, jak sądzono, straceni już byli na zawsze. Kiro i Sol poczuli wtedy, że postąpili słusznie, oswobadzając niewolników z mocy zła. Po masakrze mieli wiele wątpliwości.
Gdy wszyscy najedli się już do syta, gości zabrano do różnych domów na nocleg.
Miły wieśniak i jego żona nalegali, by Sol i Kiro zamieszkali właśnie u nich. Oboje przyjęli ich zaproszenie z wdzięcznością, gdy jednak przekonali się, jak ich zakwaterowano, oboje zaniemówili ze zmieszania.
Mieli zająć najlepszą izbę gospodarzy, w której stało wielkie wygodne małżeńskie łoże.
Kiro z maską pozornej obojętności na twarzy starał się nie patrzeć na Sol. Odmówić gospodarzom jednak nie mogli, bo przecież wieśniacy tak bardzo się starali, by podjąć ich jak najserdeczniej.