1 Erik – 5 minut

Siła przemieszczenia wstrząsnęła nim jak nagły cios w brzuch. Walczył ze sobą, by nie zgiąć się wpół, żeby opanować kaszel i wzbierające wymioty. Był oszołomiony, a jego nogi usilnie próbowały umknąć gdzieś pod sufit. Doznania te trwały tylko ułamek sekundy. Potem poczuł się znacznie lepiej.

Nadal znajdował się w laboratorium, stał dokładnie naprzeciw swego brata bliźniaka — Seana oraz siebie samego. Sean i ta druga, bliźniacza wersja jego samego, siedzieli obok siebie, na platformie manewrowej na dziwacznych, trzynożnych krzesełkach. I czekali, aż to wszystko się wreszcie zacznie.

Dokładnie za pięć minut dojdzie do sprzężenia punktu osobliwego i siła przemieszczenia weźmie ich w swoje objęcia. Zanim zostaną wyrzuceni poza bramę czasu, przemkną z nieskończoną prędkością pomiędzy czarną a białą dziurą. Tymczasem siedzieli ogarnięci zdumieniem i wpatrywali się w niego — jeszcze jednego Erika — Erika2, który wyłonił się z tajemniczej, bezdennej studni czasu. Tego, który wyszarpnął pięć minut z przyszłości, aby stanąć tu przed nimi.

Erik pomyślał, że to niesamowite obserwować tak samego siebie. Widzieć się z zewnątrz…

Oczywiście w pewnym sensie przez całe swoje życie miał ku temu mnóstwo sposobności. Wystarczyło po prostu popatrzeć na brata. Spoglądanie w oczy Seana było prawie jak spoglądanie w lustro. Ten sam kolor oczu, w nich ten sam błysk czujności, te same szybkie i sprawne ruchy.

Teraz jednak było inaczej. Sean był jak jego lustrzane odbicie, lecz przecież nie był nim samym. Odbicie w lustrze pozostaje zawsze tylko wierną kopią. A poza tym Erik czuł, że wcale nie jest aż tak podobny do swego brata, jakby się wydawało. Teraz zaś patrzył na siebie samego, nie na Seana czy też swoje odbicie w lustrze. Widział siebie takim, jakim oglądali go przez cały czas inni ludzie.

Dziwne. Jego nos — nos tego drugiego Erika — był jakiś nie ten, uśmiech zaś wykrzywiał w niewłaściwe strony kąciki ust. Lewa brew znalazła się po prawej stronie, a prawa po lewej, przy czym prawa była uniesiona w górę. Cała twarz została zniekształcona…

Erik wędrował po laboratorium, zaglądając tu i tam jak bezcielesna zjawa. Ktoś zaczął go filmować, a on złapał się za uszy i machając dłońmi, zaczął stroić miny do kamery.

— Dokładnie pięć minut — odezwał się doktor Ludwig. — Perfekcyjne przemieszczenie. Perfekcyjna widoczność.

— Paradoks numer jeden — oświadczyła doktor White. — Duplikacja. Podwojenie tożsamości.

— I paradoks numer dwa-dodał Ludwig.-Kumulatywne i samomodyfikujące się parametry korekcji strumienia czasu.

— Co proszę? Mógłbyś to powtórzyć? — wtrącił Erik.

Doktor Ludwig zignorował pytanie, zachmurzył się i pogrążył w gąszczu pochłaniających go, zawiłych rozważań. Zdawało się, że dręczy go fakt, iż Erik w ogóle coś powiedział. Zupełnie jakby był dla niego irytującą muchą w tym wymagającym skupienia momencie.

Technicy rozciągali po całym pomieszczeniu przewody i przekazywali polecenia na terminale. Wszystkie twarze były pełne napięcia. Dla tych ludzi Czas Zero, moment pierwszego przesunięcia, był wciąż odległą o cztery i pół minuty przyszłością. Dokonywano ostatecznych wyskalowań i końcowych precyzyjnych wyrównań.

Paru ludzi z obsługi stało, wytrzeszczając na niego oczy. Wprawiło go to w zakłopotanie. Z pewnością właśnie tak patrzyliby na ducha. Dziwne. Asystowali już przecież przy wędrowcach pojawiających się na wstecznym czasie. Sean dopiero co przebył przesunięcie minus-pięćdziesiąt-minut, a sam Erik kilka godzin temu pojawił się na poziomie minus-pięćset-minut. Chociaż wiec on jeszcze tego nie doświadczył, to oni musieli mieć to za sobą. Lub przynajmniej powinni.

I wtedy przypomniał sobie o paradoksach modyfikujących czas przeszły. Każdy ruch wahadła koryguje wstecz ludzkie wrażenia i wspomnienia. Tak działo się przy wcześniejszych eksperymentach ze zwierzętami i robotami. Naukowcy spodziewali się, że i tym razem wystąpią podobne efekty. Nikt nie pamiętał pojawienia się Seana ani żadnego innego wcześniejszego przesunięcia, ponieważ one jeszcze się nie wydarzyły. Ale w momencie, kiedy wahadło zacznie się poruszać, one wydarzą się — w przeszłości. Zaczną działać modyfikujące korekty i wszyscy przypomną sobie tę przeszłość, która jeszcze nie zaistniała… Czy coś w tym rodzaju. Dawny sposób myślenia nie wystarczał, by odnaleźć w tym wszystkim sens. Teraz, kiedy podróż w czasie stała się faktem, należało odrzucić stare schematy myślowe.

Światła ostrzegawcze zapaliły się na wszystkich tablicach kontrolnych. Krytyczny pęd przemieszczenia był prawie osiągnięty. Za parę chwil Sean i ten drugi Erik wyruszą każdy w swoją drogę. I on również nie pozostanie tutaj długo. Nie mógłby. Następny Erik2 w każdej chwili może rozpocząć swoją wędrówkę z Czasu Zero do poziomu minus-pięć-minut, wędrówkę, którą on sam właśnie kończy. Matematyka czasu nie pozwoli mu tu zostać. Kolejny cykl został wznowiony. Erik i Erik2 mogli zaistnieć razem w tym samym miejscu i czasie, lecz nie dwóch Erików2. On musiał zniknąć im z oczu i zgodnie z ruchem wahadła podążyć w kierunku swojego przystanku na poziomie plus-pięć-dziesiąt-minut.

Poczuł wyrywającą go w górę siłę.

Beztrosko pomachał ręką Erikowi i Seanowi siedzącym na platformie. Kiedy się znów spotkamy we trójkę? — zapytał siebie samego. Prawdopodobnie nigdy. Oczywiście zobaczy się z Seanem po eksperymencie. Jeżeli wvszystko pójdzie dobrze. Nie było jednak żadnych logicznych przesłanek ku temu, by miał ponownie stanąć twarzą w twarz z samym sobą.

I dobrze, że tak było. Jest w tym patrzeniu we własne oczy coś, od czego cierpnie skóra.

— Szerokiej drogi, przyjaciele! — krzyknął.

I potężna siła wessała go w strumień czasu.

Загрузка...