Ten drugi skok był zupełnie inny. Sean nie czuł już oszołomienia i chaosu w głowie ani późniejszego przerażenia. Nie było początkowego odczucia martwoty, które kazało mu podejrzewać, iż nie nastąpiło żadne przemieszczenie. Tym razem nastąpił tylko jeden czy dwa łagodne wstrząsy. I nadal wydawało się, że wszystko jest w najlepszym porządku.
Pomyślał, że może tylko pierwszy skok powoduje taki wstrząs, lub może teraz jest łatwiej, ponieważ podróżuje wstecz zamiast do przodu.
Rozejrzał się po laboratorium.
Wszyscy biegali tam i z powrotem jak gromada lunatyków, po raz setny sprawdzając każdy element aparatury. Eksperyment rozpocznie się za niecałą godzinę. Więc tak to właśnie wyglądało. Sprawdzanie kodów, ostatni przegląd sprawności obwodów, porządkowanie. Dostrzegł błyszczącą od potu twarz doktora Ludwiga wrzeszczącego coś do kieszonkowego telefonu, l była też doktor White ogarnięta niezwykłym dla niej nerwowym podnieceniem. Harrell, matematyk, pracował na dwóch komputerach jednocześnie. Inni naukowcy wystukiwali coś na maszynach w szaleńczym pośpiechu końcowych przygotowań. Technicy biegali dookoła, a ich sposób poruszania się przypominał stare, nieme filmy: ruchy były zbyt szybkie, gwałtowne i urywane. Wyglądało to dość głupawo.
Jedynymi ludźmi, którzy zachowywali spokój, byli Ricky i Sean. Nieustraszeni bracia Gabrielsonowie. Stali z boku ze zdrętwiałymi, przeraźliwie zmęczonymi twarzami, czekając na pozwolenie zajęcia miejsc na platformie manewrowej, by w końcu zasiąść po którejś ze stron torusu przemieszczenia.
Niesamowite, jak bardzo to wszystko wydało mu się znajome. Bądź co bądź, niecałą godzinę temu przeżył już raz tę scenę. Teraz był tu ponownie, lecz tym razem nie czekał na wejście na platformę. Czekali na to tamci dwaj. On był kimś innym — Seanem2, wędrowcem w czasie, człowiekiem z pięćdziesiątej minuty przyszłości.
— Cześć — powiedział. — Jestem tutaj. Może by ktoś się ze mną przywitał?
W pokoju zapanowała nagle pełna konsternacji cisza. Do tej pory wszyscy byli tak zajęci procedurą przygotowawczą, że zupełnie nikt go nie dostrzegł. Ale teraz go zauważono.
— Drugi wsteczny ruch wahadła! — krzyknął ktoś. — Zjawił się!
— Oczywiście — odparł Sean. — Wielka niespodzianka. Paradoks Jasia Wędrowniczka, który na dodatek gada. Jeszcze czegoś podobnego nie widzieliście, co? Nie pamiętacie, że widzieliście któregoś z nas idącego wstecz. Zgadłem?
— Na razie nie pamiętamy — odrzekł doktor Ludwig. — Sprawiał wrażenie lekko oszołomionego. Tak, jakby nie był w pełni przygotowany na to, co się właśnie stało. Nawet on, który spędził lata, ślęcząc nad teorią i przygotowaniem eksperymentu, był zaskoczony. — Jesteś pierwszy — dodał — ale oczywiście, nie ostatni. Inni pojawią się przed tobą, tyle że my ich także nie pamiętamy. Ty jesteś Sean, prawda? Jesteś po drugim przemieszczeniu, minus-pięćdziesiąt-minut. A wkrótce zmaterializuje się tu Erik na poziomie minus-pięciuset-minut. To będzie wczorajszego wieczora.
— Będzie tu Erik, bo zmaterializuje się wczorajszego wieczora? — roześmiał się Sean. — Nieźle to brzmi. Podoba mi się.
— Tak, przypomnimy sobie jego wizytę dopiero po fakcie. Trzeba by zmienić gramatykę, żeby mówić o takich sprawach. Czas przeszły i przyszły straciły sens. Przyczyna i skutek stały się wolne od wszelkich uwarunkowań. Rozumiesz, o co mi chodzi?
— W zupełności — odparł Sean.
Tym razem wszystkie te zawiłości były dla niego klarowne i zrozumiałe. Było całkiem inaczej niż na poziomie plus-pięciu-minut, gdy umysł zdawał się kompletnie zamroczony. Teraz, dzięki Bogu, znów pracował sprawnie! Przeżył chwilę paniki na myśl, że mógłby tę podróż w czasie przypłacić głupotą do końca życia.
Rzecz jasna fakt, iż wsteczna zmiana zdarzeń przyszłych będzie się dokonywać stopniowo w kilku fazach, nie był /godny z logiką. Wraz ze wspomnieniami godzin i dni sprzed Czasu Zero, które zmieniać się będą w sposób fazowy, każde przesunięcie wahadła przynosiło ze sobą nowego Erika i nowego Seana. I każda z tych postaci będzie materializować się w coraz odleglejszej przeszłości.
Logicznie rzecz biorąc, wszystkie te zmiany powinny pojawić się równocześnie. Lecz od momentu włączenia ostatniego przełącznika, zawsze będą Erikowie i Seanowie rozproszeni po całym strumieniu czasu o rozpiętości stu dziewięćdziesięciu milionów lat, jakie obejmował eksperyment.
Ale w tym, co zdarzyło się podczas pierwszego skoku w czasie, nie było absolutnie nic logicznego. O tym Sean był przekonany. To, co przeżył, przeczyło wszelkim prawom przyczyny i skutku. Wyglądało na to, że każdy ruch wahadła tworzył nową wersję przeszłości. Od momentu rozpoczęcia eksperymentu rzeczywistość stała się płynna. Żaden człowiek żyjący w tej zmieniającej kierunek rzeczywistości nie będzie świadom jej przemian. Przeszłość ulegnie przeobrażeniu pod wpływem zachodzącej zmiany, a ludzie nie będą w stanie zapamiętać przeszłości takiej, jaką była wcześniej.
Tylko on i Erik, młodzi śmiałkowie na trapezie, będą mogli pojąć rozmiary spustoszeń i wpływu, jaki wywrą, mknąc tam i z powrotem przez strukturę czasu i budując ją na nowo. I jeśli liczba paradoksów będzie rosła, to nawet oni mogą stracić z oczu trakt, po którym przebiegają zmiany.
Podszedł do Erika i Seanal. Boże, jacy bladzi i spoceni! Wyglądają na potwornie zdenerwowanych!, pomyślał. A przecież nie przypominał sobie tego zdenerwowania, kiedy to on był Seaneml pięćdziesiąt minut temu. Był wówczas przekonany, że wyczekuje momentu startu spokojnie, bez napięcia i lęku.
Zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie wtedy oszukiwał samego siebie. Przyglądał się minie Seanal i wiedział, że pięćdziesiąt minut temu tak właśnie musiał wyglądać. Nie było ucieczki od tej prawdy. W tamtym momencie po prostu drętwiał z przerażenia.
Pięćdziesiąt minut temu siedział, wyczekując, aż zmienią go w wiązkę tachionów, cząsteczek poruszających się szybciej od światła i wędrujących w antyczasowym uniwersum w kierunku wstecznym. Sprzężenie punktu osobliwego spowodowało transformację jego osoby w tachionową replikę w postaci chmury antyczasowej energii, która była ściśle równoważona przez czasową siłę uwalnianą w przeciwnym kierunku. Były to jednak bardziej naukowe przypuszczenia niźli pewniki. A on siedział tam, zastanawiając się, czy cały proces rzeczywiście przebiegnie w ten sposób.
Cóż, przypuszczenia sprawdziły się. I oto znalazł się tutaj cały i zdrowy. Wpatrywano się w niego okrągłymi ze zdumienia oczami, jak gdyby nie miał prawa tu się znajdować. Jakby był jakimś złowieszczym duchem, który nawiedził laboratorium.
Sean uśmiechnął się.
— Nie ma się co denerwować — powiedział. — Wszystko będzie w porządku. Tylko zaakceptujcie odczucia, które się pojawią, i nie próbujcie z nimi walczyć. Z początku nie będzie to przyjemne, ale właśnie na początku zdarzy się to, co najgorsze. A potem wszystko pójdzie gładko.
Odrobina pocieszenia, przyjacielskiej otuchy. Pomyślał, że przynajmniej tyle może dla nich zrobić. Dla Ricky'ego i dla Seanal, który miał tak przygnębiony i mizerny wyraz twarzy. Jego brat i jego drugie ja. Jeżeli jest na tym świecie ktoś, kto jest ci droższy i bliższy niż twój brat bliźniak, to jest to twoje drugie ja.