Rozdział XI

Honor była tak zakopana w papierkowej robocie związanej z prowadzeniem Zaawansowanego Kursu Taktycznego, że nie usłyszała pukania do drzwi gabinetu. Dotarło do niej dopiero drugie pukanie, a raczej towarzyszące mu znaczące chrząknięcie.

Uniosła głowę znad ekranu i spojrzała pytająco na MacGuinessa.

— Przyszła komandor Jaruwalski, ma’am — oznajmił James MacGuiness tonem zarezerwowanym wyłącznie na okazje, gdy byli sami i gdy uznał, że podopiecznej należy się reprymenda.

Honor uśmiechnęła się.

A w jego oczach coś błysnęło, ale mina pozostała poważna i pełna wyrzutu. Toteż Honor czym prędzej udała skruszoną.

— Tak jest, Mac — przytaknęła grzecznie. — Mógłbyś ją wprowadzić?

— Za moment, ma’am — odparł już nieco normalniejszym tonem i podszedł do biurka.

Panował na nim nieład twórczy składający się z: papierów, chipów, elektrokart, pozostałości lunchu, zaschniętych resztek po placku cytrynowym na talerzyku, w trzech czwartej opróżnionej miski selera, nie pierwszej czystości kubka po kakao i pustego kufla po piwie. Honor jak zawsze z rozbawionym podziwem obserwowała, jak Mac „zniknął” wszystko poza papierami i chipami, które teleportowały się uporządkowane do odpowiednich pojemników podobnie jak elektrokarty, które ułożyły się w zgrabny stosik. To nie miało prawa być takie szybkie i proste jak wyglądało, a Mac zdążył jeszcze poprawić kwiatki w wazonie i obrzucić krytycznym spojrzeniem jej uniform. Zmarszczył brwi, widząc pyłek na jej prawym ramieniu, zdmuchnął go i oznajmił:

— Teraz mogę wprowadzić gościa, ma’am.

Po czym oddalił się majestatycznie z pełną tacą, na której jednakże nic nie brzęknęło, zostawiając za sobą gabinet czysty i uporządkowany jakby za sprawą magii.

Nimitz bleeknął radośnie, a wyciągnięta obok niego na podłodze Samantha zawtórowała mu.

Honor nie była pewna, czy rozweselił ich magiczny zgoła sposób, w jaki Mac stworzył porządek z chaosu czy też spokojne zdecydowanie, z jakim zorganizował ją samą, ale w sumie było to bez znaczenia.

— Nie — oświadczyła, wybierając pierwsze wyjaśnienie. — Ja też nie mam pojęcia, jak on to robi.

Odpowiedzią były kolejne dwa bleeknięcia i bezgłośny telepatyczny śmiech obojga.

Pogroziła im pięścią i odchyliła fotel, czekając na zapowiedzianego gościa.

Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że James MacGuiness był najbogatszym stewardem w dziejach Royal Manticoran Navy, o ile w ogóle w niej służył. Honor zapisała mu w testamencie czterdzieści milionów dolarów, a Mac zbyt dobrze ją znał, by próbować je oddać, gdy powróciła z martwych. Większość ludzi dysponujących taką gotówką sama najęłaby sobie służbę. MacGuiness nie dość, że tego nie zrobił, to stanowczo dał do zrozumienia (bo nigdy słowa na ten temat nie powiedział), że zamierza pozostać stewardem Honor.

Próbowała go przekonać, by pozostał na Graysonie jako majordom Harrington House, jako że okazał nadzwyczajny talent do kierowania służbą. Która zresztą w opinii Honor była zdecydowanie zbyt liczna, ale jej o to akurat nikt nie pytał. Nie włożyła w to serca, choć wiedziała, że Clinkscalesowi i rodzicom będzie brakowało wszechobecnej a niezauważalnej skuteczności Maca oraz że Samantha pozostawiła tam młode. Kociaki były już w odpowiednim wieku do chwilowej adopcji, a dorosłych treecatów było dość, by ich przypilnować mimo wybitnego talentu całej trójki do psot. Wśród treecatów była to normalna procedura w stosunku do matek, które adoptowały ludzi, gdy młode osiągnęły wiek 2-3 lat standardowych. Samantha była bardziej potrzebna Nimitzowi, nadal mającemu problemy w wyniku utraty telepatycznego głosu, i dlatego proces uległ przyspieszeniu.

Ale MacGuiness był przybranym ludzkim rodzicem kociaków przez ponad dwa lata standardowe i Honor wiedziała, jak ciężko było mu zostawić te puszyste rozrabiaki mające wrodzony talent do tworzenia wokół chaosu. Czuła też ich żal z powodu jego odejścia, a przecież nie musiał jej towarzyszyć. Na jej własne „pośmiertne” życzenie Admiralicja zgodziła się na jego odejście ze służby, by na stałe pozostał w Harrington House. Honor zrobiła to nie dlatego, że uznała, iż jest na Graysonie niezbędny, ale dlatego, że dzięki niej wziął udział w zbyt wielu bitwach, i chciała, by choć po jej śmierci był bezpieczny.

Tylko że gdy się okazało, że zmartwychwstała, nic z tego nie wyszło. Nadal zresztą nie do końca miała świadomość, jak Mac postawił na swoim. Nigdy na ten temat nie dyskutowali — nie było potrzeby. Dzięki jakiejś odmianie umysłowego judo jak zwykle osiągnął to, co chciał, unikając jakiejkolwiek rozmowy, i zjawił się na pokładzie Paula Tankersleya przed odlotem, zachowując się jak właściwy człowiek na właściwym miejscu.

Królewskiej Marynarce też nie powiodła się próba wprowadzenia zwyczajowego porządku. MacGuiness nigdy się ponownie nie zaciągnął i nie wykazywał ku temu skłonności… a wyglądało na to, że nikt w RMN nie był tego świadom. Jako cywil nie miał prawa przebywać w roli stewarda na pokładzie okrętu Jej Królewskiej Mości czy jakiegokolwiek innego obiektu wchodzącego w skład Królewskiej Marynarki. A fakt, że miał dostęp do supertajnych materiałów, powinien doprowadzić kontrwywiad floty do zbiorowego stanu przedzawałowego.

A tymczasem wszędzie wokół panowały cisza i spokój.

Zupełnie jakby nikt nie miał odwagi powiedzieć mu, że łamie przepisy.

Co prawdę mówiąc, było stanem, który idealnie wręcz Honor odpowiadał. Pamiętała czasy, gdy sama myśl o posiadaniu osobistego służącego była niedorzecznością i szczytem głupoty. I pod wieloma względami nadal tak było… tylko że MacGuiness był w takim samym stopniu jej służącym co Nimitz maskotką. Nie do końca wiedziała, jak scharakteryzować ich wzajemny stosunek, ale było to nieważne. Ważne było tylko to, że nadal była kapitanem Jamesa MacGuinessa, a on nadal był jej przyjacielem i opiekunem.

I najmniejszego znaczenia nie miało ani to, że ona jest admirałem, patronką i księżną, a on multimilionerem i cywilem.

Przestała się uśmiechać, widząc go w drzwiach.

Mac wprowadził ciemnowłosą kobietę o ostrych rysach twarzy i ciemnej karnacji, noszącą uniform komandora Royal Manticoran Navy. Pani komandor miała twarz pozbawioną wyrazu, ale w jej uczuciach dominowały ostrożność, obawa i żal rozjaśnione jedynie odrobiną ciekawości. Honor mało co się nie skrzywiła — to, co podejrzewała, zaczynało okazywać się prawdą.

— Komandor Jaruwalski, Wasza Książęca Mość — zaanonsował z nienaganną poprawnością MacGuiness.

— Dzięki, Mac — Honor kiwnęła mu głową i wstała, wyciągając dłoń. — Dobry wieczór, pani komandor. Dziękuję za tak szybkie przybycie po zaproszeniu praktycznie bez uprzedzenia.

— Nie było tak całkiem bez uprzedzenia, milady — sopran Jaruwalski brzmiał dziwnie podobnie do jej własnego, tylko był dziwnie zmęczony… jakby pokonany. — Poza tym prawdę mówiąc, nie cierpię na nadmiar zajęć.

I spróbowała się uśmiechnąć, co jej jednak nie bardzo wyszło.

— Rozumiem… — Honor uścisnęła jej dłoń, po czym wskazała fotel stojący przed biurkiem. — Proszę usiąść wygodnie i przyznać się uczciwie, czy przypadkiem nie jest pani miłośniczką piwa?

— Jestem, milady — zapytana nawet nie próbowała ukryć zaskoczenia.

— To dobrze! — ucieszyła się Honor i dodała, spoglądając na MacGuinessa: — W takim razie, Mac, przynieś nam dwa Old Tilmany, dobrze?

— Oczywiście, milady — steward spojrzał na gościa i spytał: — Czy pani komandor życzy sobie czegoś do piwa?

— Nie, dziękuję. Wystarczy samo piwo… panie MacGuiness.

Sekundowa przerwa świadczyła o tym, że jest świadoma niesprecyzowanego statusu MacGuinessa, ale cała wypowiedź o tym, że jest zdezorientowana rozwojem wydarzeń. Czemu trudno było się dziwić, jako że od roku standardowego żaden oficer flagowy nie miał zwyczaju zapraszać jej na piwo.

— Jak pani sobie życzy, ma’am — zgodził się MacGuiness i wyszedł równie bezszelestnie jak uczciwy treecat.

Jaruwalski odprowadziła go wzrokiem, po czym spojrzała na Honor. W całej mowie jej ciała widać było mimo wszystko niezłamaną dumę i Honor stłumiła kolejne przekleństwo.

— Z pewnością zastanawia się pani nad powodami mego zaproszenia — zagaiła.

— Zgadza się, milady — odparła matowym głosem Jaruwalski. — Jest pani pierwszym oficerem flagowym, który chciał się ze mną spotkać, odkąd sąd zakończył deliberację w sprawie Seaford. Prawdę mówiąc, jest pani pierwszym starszym rangą oficerem, który nie zrobił wszystkiego, by się ze mną nie spotkać, jeśli wybaczy mi pani szczerość.

— Nie mam czego wybaczać i nie dziwi mnie to — odparła spokojnie Honor. — Biorąc pod uwagę okoliczności, byłabym zaskoczona, gdyby było inaczej. Od zarania dziejów skłonność do obwiniania posłańca przynoszącego złe wieści jest silnie zakorzeniona, nawet wśród ludzi, którzy powinni wiedzieć, że posłaniec nie jest niczemu winien. A raczej którzy po rozprawie wiedzą, że nie jest winien.

Jaruwalski nie wytrzeszczyła oczu, ale widać wręcz było, jak się najeżyła. I nie trzeba było Nimitza ani żadnych zdolności empatycznych, by wiedzieć, co czuje. Przybyła tu niechętnie, ale nie mogła odmówić. Była pewna, że Honor chce rozdrapać stare rany, i ukryła się za bezsilną dumą, natomiast to, co usłyszała, świadczyło o tym, że gospodyni nie ma takiego zamiaru. Nie wiedziała już więc, czego ma się spodziewać, i odruchowo przyjęła postawę obronną. Pogardę, z jaką ją dotąd traktowano, była w stanie zrozumieć, teraz zaś nie miała pojęcia, co przyniesie to spotkanie.

A na nadzieję nie chciała sobie pozwolić, bo rozczarowanie byłoby zbyt bolesne.

W tym momencie zjawił się MacGuiness z dwoma oszronionymi kuflami ciemnobursztynowego płynu i talerzykiem z pokrojonym serem i warzywami. Postawił tacę na rogu biurka, zmaterializował skądś dwie śnieżnobiałe serwetki i położył po jednej przed każdą z nich.

— Zbyt dobrze wychodzi ci rozpieszczanie ludzi, Mac — oceniła z naganą Honor.

— Nie powiedziałbym tego, milady — odparł spokojnie, stawiając kufle na serwetkach.

— W każdym razie nie przy gościu — dokończyła.

Mac potrząsnął głową, dostawił talerzyk z przekąskami na blat i zniknął bezszelestnie wraz z tacą.

Honor spojrzała na Jaruwalski — ta wbrew sobie uśmiechnęła się, słysząc tę wymianę przycinków. Teraz spoważniała, ale była już znacznie mniej spięta.

— Proszę się częstować. — Honor wskazała jej gestem kufel i zajęła się swoim.

Po naprawdę solidnym łyku z największym tylko trudem powstrzymała się, by nie westchnąć z rozkoszą. Piwo było naprawdę znakomite. Często myślała, że najbardziej na Hadesie brak jej było właśnie Old Tilmana. Naturalnie w magazynach obozu Charon znaleźli piwo, nawet kilka różnych gatunków. Wszystkie produkcji Ludowej Republiki i według opinii Harknessa przypominające do złudzenia końskie szczyny. Harkness nie zdawał sobie sprawy ani z tego, że usłyszała jego wypowiedź ani też z tego, że całkowicie się z nim zgadzała. Podjęte przez byłych jeńców próby uwarzenia własnego piwa miały równie żałosny skutek, choć wyłącznie w opinii osób pochodzących z systemu Manticore. Reszcie jakoś i zdobyczne, i własnoręcznie uwarzone piwo smakowały.

Prywatnie Honor podejrzewała, że chmiel na Sphinksie musiał ulec jakiejś subtelnej mutacji, co zaowocowało niepowtarzalnością wyrobów browaru Tilmana.

Jaruwałski jakby usłyszała to nie wydane westchnienie, gdyż prawie się uśmiechnęła, nim sięgnęła po kufel. Usiadła wygodniej i upiła wolno pierwszy łyk.

Honor starała się, by satysfakcja z powodu częściowego odprężenia się gościa nie odmalowała się na jej twarzy. Rzadko się zdarzało, by oficer flagowy częstował podkomendnego piwem czy innym alkoholem w czasie służbowego spotkania. Ale okoliczności tego spotkania także były dość niezwykłe, a Jaruwałski nie była jej podkomendną w dosłownym znaczeniu tego słowa. No i od drugiej bitwy o Seaford miała z pewnością serdecznie dość formalnych spotkań.

Honor dała jej jeszcze parę sekund na rozkoszowanie się piwem, a potem odstawiła kufel i powiedziała cicho:

— Jak już powiedziałam, z pewnością zastanawia się pani, dlaczego chciałam się z panią zobaczyć.

Jaruwalski zesztywniała, ale mniej niż poprzednio, i nic nie odrzekła. Przyglądała się tylko wyczekująco gospodyni.

— Najprawdopodobniej ma pani kilka hipotez i żadna z nich nie jest przyjemna, jak sądzę, ale nie bardzo pani wie, która może okazać się prawdziwa — dodała Honor. — Najprawdopodobniejsza jest ta, że zamierzam uczynić z pani przykład dla kandydatów na Młyn. Przykład negatywny. Powód: jest dla pani oczywiste, że nie ma pani żadnych szans na awans po drugiej bitwie o Seaford.

Honor powiedziała to spokojnie i dlatego zabolało to gościa szczególnie mocno; w tonie Honor nie było śladu potępienia czy złości, którą musiała słyszeć w głowie wielu innych starszych rangą.

— Zastanawiałam się nad tym, milady — przyznała po chwili, próbując nie okazać goryczy i bólu. — I wątpię, by miała pani zamiar zaproponować mi stanowisko instruktora na Młynie.

— Fakt, nie mam takiego zamiaru. Ale być może będę w stanie zaproponować coś, co okaże się równie interesujące.

— Naprawdę? — Zaskoczenie spowodowało, że Jaruwalski popełniła kardynalny błąd, czyli przerwała admirałowi.

Ledwie zdała sobie z tego sprawę, zarumieniła się po cebulki włosów.

— Być może będę — powtórzyła Honor, siadając wygodniej. — Zanim do tego przejdę, powinnam wyjaśnić pani, że zdarzyło mi się służyć pod Elvisem Santino.

I umilkła. Tym razem było oczywiste, że czekała na reakcję; Jaruwalski przekrzywiła głowę i przyjrzała jej się zmrużonymi oczyma.

— Nie wiedziałam o tym, milady — powiedziała ostrożnie, nie wiedząc, do czego Honor zmierza.

— Spotkałam go na pierwszym patrolu po ukończeniu akademii. Na War Maiden mającym przydział antypiracki do Konfederacji. Był pomocnikiem oficera taktycznego — wyjaśniła Honor i uśmiechnęła się bez śladu wesołości, widząc, jak Jaruwalski drgnęła. — Sądzę, że zaczyna pani się domyślać, dlaczego jestem mniej niż większość pani rozmówców zaskoczona tym, co stało się w Seaford.

— Jak sądzę można by powiedzieć, że… nie był świetlanym wzorem do naśladowania dla midszypmenów, milady? — starała się mówić spokojnie, ale w jej głosie słychać było nienawiść.

— Można by tak powiedzieć — przyznała Honor. — Albo też można by powiedzieć, że jako oficer taktyczny potrzebował czterech namiarów astro, logu nadprzestrzennego, radiolatarni i dyżurnego oficera z pełnym wsparciem komputerowym, żeby znaleźć własną dupę, używając obu rąk. Jeśli miał dobry dzień, ma się rozumieć.

Tym razem Jaruwalski wytrzeszczyła oczy i znieruchomiała z otwartymi ustami. Powody były dwa: treść wypowiedzi i ton Honor, również pełen nienawiści i pogardy.

— Czytałam wniosek sądu wraz z uzasadnieniem — dodała Honor normalniejszym już tonem. — Znając Santino, podejrzewam, że lepiej rozumiem, o czym myślał, albo raczej o czym nie myślał, bo w jego przypadku to pierwsze zawsze było rzadkością. Pojęcia nie mam, jakim cudem przeszedł przez Młyn, nigdy też nie byłam w stanie zrozumieć, jak zdołał zdobyć stopień flagowy. Wiem, jakie miał plecy i koneksje rodzinne, ale przy jego przebiegu służby to i tak nie powinno być możliwe. Natomiast absolutnie nie zaskoczyło mnie to, że spanikował, gdy zrobiło się gorąco, bo to u niego naturalna reakcja.

— Przepraszam, milady, ale odniosłam wrażenie, że wielu starszych rangą oficerów uważało, że powinien „spanikować” i tego nie zrobił. Albo że powinien wykazać większą ostrożność i nie dążyć do boju spotkaniowego z przeciwnikiem, który tak bardzo go przewyższał i liczebnością, i siłą ognia.

— To wrażenie należy odnieść z powrotem — uśmiechnęła się lekko Honor. — Istnieją bowiem różne rodzaje paniki. Strach przed przeważającymi siłami, przed przeciwnikiem czy przed śmiercią to jedno. Każdy z nas go odczuwa; to normalna reakcja. Ale uczymy się, że ten strach nie może dyktować naszych zachowań, bo inaczej nie będziemy w stanie wykonywać naszych obowiązków. To jest normalny rodzaj paniki i to mają na myśli oficerowie, używając tego słowa. Natomiast jest też drugi: przerażenie wywołane myślą o przegranej, o tym, że zostanie się obwinionym o klęskę czy inne nieszczęście, albo tym, że trzeba wziąć na siebie odpowiedzialność. Nie należy tego mylić ze strachem przed śmiercią; to strach przed życiem po czymś takim jak druga bitwa o Seaford, gdy wszyscy będą śmiali się po kątach i mówili, jakim to trzeba być idiotą, by dać przeciwnikowi tak kompletnie się zaskoczyć. Fakt, że Elvis Santino był takim idiotą, jedynie powiększył jego panikę. Bo w przypadku takich jak on w grę wchodzi wyłącznie ten drugi rodzaj strachu. A z tego nie zda sobie sprawy nikt, kto nie miał nieprzyjemności poznania takiego ktosia w sytuacji choćby zbliżonej do kryzysowej.

Umilkła i przyglądała się Jaruwalski uważnie. Ta nie spuściła wzroku, ale widać było, że czuje się nieswojo. Zgadzała się całkowicie z oceną, którą właśnie usłyszała, ale była tylko komandorem… i to na dodatek o złamanej karierze. A komandor nie powinien krytykować oficjalnie żadnego admirała. Na dodatek wszystko, co by powiedziała, mogło zabrzmieć jak wybielanie samej siebie.

— W raporcie uderzyły mnie zwłaszcza trzy kwestie — podjęła rzeczowo Honor. — Wszystkie w mniejszym lub większym stopniu związane z panią, komandor Jaruwalski. Po pierwsze fakt, że oficer dowodzący, mając do czynienia z przeważającymi siłami wroga, przed rozpoczęciem bitwy pozbawił się oficera taktycznego. I to doświadczonego oficera taktycznego, stacjonującego na placówce dłużej niż on sam, a więc mającego lepsze rozeznanie lokalnej sytuacji i warunków. Po drugie fakt, że tenże oficer dowodzący zadał sobie trud usunięcia rzeczonego oficera taktycznego z pokładu okrętu flagowego i tracił czas na dyktowanie wiadomości uzasadniającej tę decyzję. Jeśli dobrze pamiętam, było tam coś o „braku ofensywnego ducha, braku przygotowania i niemożności właściwego wypełniania obowiązków”. A po trzecie zastanowiło mnie, że nigdy nie próbowała pani obronić się przed tymi zarzutami. Czy zechciałaby pani skomentować którąkolwiek z tych kwestii?

— Ma’am… milady… ja nie mogę ich skomentować — odparła zapytana lekko załamującym się głosem i z trudem przełknęła ślinę. — Admirał Santino nie żyje, podobnie jak członkowie jego sztabu i wszyscy, którzy mogli słyszeć lub widzieć to, co zaszło. Byłoby… jak mogłabym oczekiwać, że ktokolwiek uwierzy…

Głos jej się załamał i jedynie bezradnie wzruszyła ramionami. W tym momencie maska opanowania opadła i na jej twarzy wyraźnie widać było poczucie krzywdy i żalu z powodu niesprawiedliwości, jakie ją spotkały. Ale trwało to tylko moment — potem wzięła głęboki oddech i maska wróciła na miejsce.

— Zdarzyło się kiedyś, komandor Jaruwalski — powiedziała Honor tonem, jakim zwykle rozmawia się o pogodzie — że ja również byłam przekonana, że nikt nie uwierzy w moją wersję wydarzeń. Winny pochodził z wysoko postawionej arystokratycznej rodziny, miał wpływowych przyjaciół i dłuższe starszeństwo. Ja byłam córką wolnych posiadaczy ziemskich ze Sphinksa, bez pleców i koneksji rodzinnych czy pieniędzy. Więc nie powiedziałam, co próbował zrobić… a to w efekcie bardzo zaszkodziło mojej karierze. I to nie raz, a kilka razy, dopóki nie spotkaliśmy się w końcu na honorowym polu Landing.

Jaruwalski powtórnie zamarła z otwartymi ustami, gdy dotarło do niej, o kim Honor mówi. Ta zaś kontynuowała równie spokojnie:

— Patrząc z perspektywy czasu, wiem, że każdy, kto go znał, rozpoznałby, że mówię prawdę, gdybym tylko miała dość zaufania do przełożonych, by to zrobić. Albo raczej nie tyle zaufania do przełożonych, ile pewności siebie i wiary w to, że Królewska Marynarka może naprawdę cenić mnie równie wysoko jak aroganckie tchórzliwe zero, które jest synem earla. I prawdę mówiąc, było jeszcze coś: takie dziwne wrażenie, że w jakiś sposób musiałam przyczynić się do tego, co zaszło, a więc jestem współwinna. I to także zdecydowało o tym, że milczałam.

Honor uśmiechnęła się krzywo i spytała naprawdę cicho:

— Czy coś nie zabrzmiało dziwnie znajomo?

— Ja… — zaczęła Jaruwalski i zamilkła.

Honor westchnęła ciężko.

— No dobrze. W takim razie ja opowiem, co moim zdaniem zaszło na pomoście flagowym Hadriana, gdy Lester Tourville wyszedł z nadprzestrzeni. Jestem pewna, że Santino nie zadał sobie trudu zapoznania się z planami taktycznymi, które odziedziczył po admirale Hennesym. Został całkowicie zaskoczony, a ponieważ nie znał planów przygotowanych przez swojego poprzednika i przez panią, nie miał też pojęcia, co powinien zrobić. Spanikował, bo zdał sobie sprawę, że każdy z przełożonych, który przeczyta jego raport z bitwy, będzie wiedział, że zawalił sprawę, bo nie zapoznał się z tymi planami. Sądzę, że wydał jakieś głupie polecenie, któremu pani się sprzeciwiła, więc wyładował na pani strach i gniew. A ponieważ z natury było to mściwe bydlę, już po podjęciu decyzji, jaką uznał za najlepiej chroniącą jego tyłek, włożył tyle wysiłku w takie sformułowanie raportu na temat zdjęcia pani ze stanowiska i wyrzucenia z okrętu, by nie było w nim nic konkretnego, a jedynie same ogólniki, którym nie sposób rzeczowo zaprzeczyć. W ten sposób miał satysfakcję, że złamał pani karierę, a równocześnie zrobił z pani chłopca do bicia winnego wszystkiemu, co nastąpiło po opuszczeniu przez panią okrętu flagowego. No bo skoro jednym z powodów zwolnienia pani był brak przygotowania, to znaczy, że musiał improwizować, gdyż to pani nie przedstawiła stosownych planów. Czy to się zgadza, komandor Jaruwalski?

W gabinecie zapadła cisza. I trwała, stając się coraz cięższa.

Jaruwalski spoglądała prosto w zdrowe oko Honor i milczała… aż w końcu zapadła się w sobie i powiedziała tak cicho, że ledwie było ją słychać:

— Tak, ma’am. Prawie wszystko się zgadza.

Honor nie dała tego po sobie poznać, ale oboje z Nimitzem szczególnie uważnie badali w tym momencie emocje gościa, bo Jaruwalski, gdyby była winna zarzutów postawionych przez Santino, teraz właśnie miała idealną okazję, by przyznając Honor rację, oczyścić się choćby w jej oczach. Ale w emocjach Andrei Jaruwalski nie było radości czy satysfakcji. Były za to ból i żal, że nikt przed Honor nie zadał sobie trudu, by dojść do tych wniosków, które były całkowicie zgodne z prawdą. Honor odetchnęła z ulgą i pokiwała głową z satysfakcją.

— Tak też sobie myślałam — powiedziała prawie równie cicho jak przed chwilą Jaruwalski. — Sprawdziłam pani wyniki z oficerskiego kursu taktycznego i nie znalazłam niczego, co mogłoby wskazywać na brak skłonności ofensywnych czyli woli walki. Podobnie zresztą jak w przebiegu pani służby — ma pani prawie same doskonałe oceny umiejętności taktycznych. Druga strona medalu jest taka, że ktoś musiał być winien, a prawdziwy winowajca był martwy. No i nawet ci, którzy go znali, musieli mieć wątpliwości, czy przypadkiem nie miał trochę racji, no bo przecież nawet kompletny idiota nie pozbawiłby się bez powodu oficera, którego najbardziej potrzebował. Tyle że Elvis Santino nie był kompletnym idiotą: był klasą bezdennego kretyna samą w sobie. Ale to pani już wie, prawda?

Jaruwalski przytaknęła bez słowa.

— Oczywiście, że pani wie. A nie broniła się pani, mówiąc, co naprawdę zaszło, bo czuła pani, że nikt jej nie uwierzy, że wszyscy uznają to za rozpaczliwą próbę odparcia zarzutów, które postawił przełożony zabity na posterunku.

— Nie sądziłam, by ktokolwiek mi uwierzył — potwierdziła zmęczonym głosem Jaruwalski. — A nawet gdyby ktoś taki się znalazł, to jak pani powiedziała, byłoby to tylko moje słowo przeciwko zarzutom oficera dowodzącego, którego moje tchórzostwo i niekompetencja zirytowały wystarczająco, by idąc do samobójczego ataku, poświęcił sporo czasu na pisanie raportu, abym nie uniknęła sprawiedliwości. Próba obrony z mojej strony byłaby żałosna i…

Zamiast kończyć, wzruszyła tylko wymownie ramionami.

— Tak sądziłam — Honor pokiwała głową. — Nikt, kto nie służył pod jego rozkazami, nie jest w stanie sobie wyobrazić, jak tchórzliwe, bezgranicznie głupie, leniwe i przekonane o własnej wyższości było to bydlę. I tego, że zawsze obijał sobie dupę blachą, a zwalanie winy na innych było jego drugą naturą, oprócz tego że sprawiało mu satysfakcję.

I też wzruszyła wymownie ramionami, po czym sięgnęła po kufel.

W gabinecie ponownie zapadła cisza, ale był to inny rodzaj ciszy — pełnej zrozumienia i uspokajającej. Bez trudu można było wyczuć olbrzymią ulgę Jaruwalski, gdy zrozumiała, że jest we wszechświecie ktoś, kto pojął, co się stało, i kto naprawdę jest przekonany, że w tym, co nastąpiło, nie było śladu jej winy.

Opróżniła połowę swego kufla duszkiem, po czym odetchnęła głęboko. Z jej twarzy spadła maska i teraz była to twarz kogoś bardzo zmęczonego, prawie zaszczutego, kto przygląda się rozmówcy uważnie i z prawdziwą wdzięcznością.

— Milady, nigdy nie zdołam wyrazić, jak wiele znaczy dla mnie to, co pani przed chwilą powiedziała — odezwała się Jaruwalski z uczuciem. — Pewnie i tak jest już za późno, by cokolwiek mogło uratować moją karierę, ale sam fakt, że jest ktoś, kto rozumie, co naprawdę się wydarzyło… to dla mnie bardzo ważne. I jestem pani naprawdę głęboko wdzięczna. Natomiast przyznam, że nie wiem, dlaczego zadała sobie pani tyle trudu, by mi to powiedzieć.

— Bo mam do pani pytanie, komandor Jaruwalski. Bardzo ważne pytanie.

— Proszę pytać, milady — nic w głosie Jaruwalski nie wskazywało na to, że wrócił strach.

Honor wiedziała o tym tylko dzięki więzi z Nimitzem. I wiedziała też, że nie jest to wielki strach, ale niebezpieczny, bo mogący zniszczyć świeżo odzyskaną wiarę w siebie.

— Jaką radę dała pani Santino? — spytała.

— Poradziłam mu natychmiastowe opuszczenie systemu wraz z konwojem ewakuacyjnym, ma’am — odparła natychmiast Jaruwalski.

Widać było, że odpowiedź jest uczciwa, choć Jaruwalski miała świadomość, że może ją to kosztować utratę sympatii jedynej od standardowego roku osoby, która nie odnosiła się do niej z pogardą. Znała bowiem reputację Honor: fakt, że ona też uważała Elvisa Santina za kretyna i tchórza, nie oznaczał, iż decyzję o ucieczce uznałaby za słuszną. Mogła mieć inną koncepcję, na przykład inteligentnie przeprowadzonego kontrataku przed wycofaniem się z systemu, i jeśli tak właśnie było, mogła teraz dojść do wniosku, że jej gość także spanikował, choć w „normalnym” znaczeniu tego słowa. Ponieważ jednak pytanie padło, odpowiedziała na nie uczciwie.

— To dobrze — oceniła Honor z krzywym uśmiechem. — Cieszę się, że to właśnie mu pani doradziła, bo była to słuszna decyzja, biorąc pod uwagę bezużyteczność infrastruktury w Seaford 9 i przewagę atakujących sił Ludowej Marynarki. I cieszę się, że nie wahała się pani przed odpowiedzią na pytanie. Ktoś taki mógł nadepnąć na odcisk Santino na tyle mocno, by chęć zemsty przeważyła na chwilę panikę. Tak podejrzewałam, a teraz mam pewność, i cieszę się, że ją mam.

— Przepraszam, ma’am? — Jaruwalski przeżyła kolejny szok, ponownie nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy.

Honor pokiwała głową i powiedziała łagodnie:

— Zakładamy, że królewscy oficerowie będą mieli pewien poziom fizycznej odwagi, Andrea. I generalnie się nie mylimy. Być może to, że wolą do końca zachowywać się zgodnie z tradycjami wpojonymi im w akademii, niż przeżyć, nie najlepiej świadczy o nich z punktu widzenia generalnej oceny inteligencji, ale jest wysoce użyteczne, jeśli chce się wygrywać wojny. Natomiast znacznie cenniejszą u oficera cechą jest moralna odwaga stawienia czoła wszystkim obowiązkom. A do nich należy przełamanie tej tradycji, jeśli jego śmierć czy zniszczenie jego okrętu byłoby pustym, nic nie dającym gestem. Albo jeśli musi zrobić coś innego, co może zakończyć jego karierę czy też narazić go na pogardę innych, których opinię ceni, ale których tam nie było i w związku z tym nie znali sytuacji i możliwych rozwiązań.

Prawdziwego oficera poznaje się po tym, czy potrafi zdać sobie sprawę z tego, co jest ważniejsze, i czy ma dość odwagi, by postąpić zgodnie z tą świadomością. Wydałam kiedyś rozkaz poddania okrętu jednemu z moich najlepszych przyjaciół, mimo że był gotów walczyć do końca, tak jak sądzę, ja bym była gotowa na jego miejscu. Ale moim ważniejszym obowiązkiem w tamtej sytuacji było dopilnowanie, by jego ludzie przeżyli, zamiast ginąć niepotrzebnie w walce, której nie można było wygrać, a zadanie strat nieprzyjacielowi nie uzasadniało takiego poświęcenia. Była to trudna decyzja. Jedna z najtrudniejszych, jakie w życiu podjęłam, i omal nie skończyła się dla mnie śmiercią przez powieszenie. Ale nawet pewność, że skończę na sznurze, nie zmieniłaby moich priorytetów i wydałabym taki sam rozkaz. Wierzę, że doradziłaś Elvisowi Santino, by się wycofał, i powodem był nie strach, lecz zdrowy rozsądek i słuszna ocena sytuacji. I na pewno nie przyszło ci to łatwiej niż mnie rozkazanie McKeonowi, by poddał okręt, bo obie te decyzje są sprzeczne z tradycjami Królewskiej Marynarki. Ale tradycje nie są świętością i trzeba zdać sobie sprawę, skąd się wzięły i dlaczego takie, a nie inne zachowania zostały za tradycje uznane. Marnowanie okrętu, a tym bardziej większej liczby okrętów, nie jest czymś, co zrobiłby Edward Saganami i jego następcy. Ani czymś, co by pochwalił. Gdyby istniała choć niewielka szansa zwycięstwa lub gdyby w grę wchodziły inne ważne powody, jak honor królowej czy ryzyko utraty zaufania sojusznika, sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej. Ale obrona systemu planetarnego nie przedstawiającego dla nas prawie żadnej wartości z pewnością nie jest wystarczającym powodem do poświęcenia ludzi i okrętów w samobójczej szarży na przeważające siły wroga. Ty to pojęłaś i dobrze doradziłaś swemu dowódcy. On nie był w stanie tego zrozumieć, bo był tchórzem. I dlatego zginął, zabijając przy okazji wszystkich na okręcie flagowym i większość pozostałych będących pod jego rozkazami. Dla mnie nie ulega wątpliwości, które z was wykazało cechy godne królewskiego oficera. I dlatego właśnie cię tu zaprosiłam.

Jaruwalski uniosła brwi w niemym pytaniu. Honor zaś uśmiechnęła się jak zwykle krzywo i wyjaśniła:

— Od niecałych dwóch tygodni jestem komendantem Zaawansowanego Kursu Taktycznego i mam trzech doświadczonych zastępców. Pomimo obowiązków wykładowcy taktyki w akademii, bo i tym uznała za stosowne obarczyć mnie Admiralicja, już zauważyłam pewne rzeczy, które chciałabym zmienić. Nieco przerobić program tu, położyć większy nacisk tam… i chcę, żebyś pomogła mi to zrobić.

— Ja, ma’am?! — Jaruwalski była pewna, że się przesłyszała.

Honor roześmiała się, widząc jej minę.

— Ty. Potrzebuję adiutanta, Andrea. Kogoś, czyjemu osądowi mogłabym ufać, kto zrozumiałby, co chcę osiągnąć, i dopilnował, by te wysiłki nabrały zorganizowanego charakteru. I kogoś, kto mógłby mnie zastąpić od czasu do czasu na wykładzie. Ten ktoś musi też być żywym przykładem tego, jak należy postępować… pomimo ceny, jaką być może przyjdzie potem za to zapłacić.

Jaruwalski pobladła, oczy się jej zaszkliły, a dolna warga zadrżała.

— Poza tym mam jeszcze jeden, znacznie mniej szlachetny powód, by zaproponować ci to zajęcie — dodała nieco innym tonem Honor.

— Mma pani, ma’am? — spytała, stłumionym głosem Jaruwalski.

Honor udała, że tego nie słyszy, podobnie jak lekkiego zająknięcia się na początku.

— Oczywiście, że mam! — Honor uśmiechnęła się złośliwie. — Sama pomyśl: napluję komuś, kto jest martwy, prosto w kaprawe ślepka, rehabilitując oficera, którego karierę próbował złamać, i była to ostatnia rzecz, którą w swoim wszawym życiu próbował zrobić. Santino w grobie by się przewracał, gdyby go miał! Takiej okazji po prostu nie mogłam przepuścić!

Загрузка...