Rozdział VIII

— Księżna Harrington, sir — zameldował adiutant i zrobił dwa kroki w bok, nie puszczając przy tym skrzydła drzwi.

Honor przestąpiła próg, mając nadzieję, że dobrze maskuje zaniepokojenie na widok gospodarza wstającego zza biurka o rozmiarach lądowiska dla promów szturmowych.

— Witam, księżno — Caparelli wyciągnął ku niej dłoń.

A Honor starannie ukryła uśmiech, podchodząc do biurka i zastanawiając się, czy zasięgał opinii specjalistów od protokołu, czy też działał na wyczucie. Sytuacja bowiem była, można by rzec, nieco skomplikowana.

Pod każdym względem poza dwoma wyjątkami to ona miała wyższą pozycję. Na Graysonie jako patronka Harrington była do tego przyzwyczajona, natomiast tu, w Królestwie Manticore, nagły awans społeczny nadal ją zaskakiwał, a czasami sprawiał miłe niespodzianki. Z prawdziwą przyjemnością i satysfakcją przypominała sobie miny wielu spośród tych, którzy wyrzucili ją z Izby Lordów, a teraz musieli cierpieć jej ponowną obecność jako najmłodszej księżnej w Gwiezdnym Królestwie… A równocześnie persony, której pozycja i tytuł przewyższały pozycję i tytuły ponad dziewięćdziesięciu procent parów Korony. Miny Stefana Younga, dwunastego earla North Hollow, i Michaela Janviera, dziewiątego barona High Ridge, były warte każdych pieniędzy i wiedziała, że nie zapomni ich aż do śmierci. Nawet w sędziwym wieku (jeśli naturalnie go dożyje) będą stanowiły jedno z najprzyjemniejszych wspomnień.

Podobnie jak przemowy powitalne liderów opozycji. Słuchała uważnie i nie potrzebowała więzi z Nimitzem, by zorientować się, że słowa z trudem przechodzą im przez gardła. Z drugiej strony miło było wiedzieć, jak bardzo jej nienawidzą, a równocześnie pod niebiosa wychwalają „bohaterstwo, odwagę i determinację połączoną z nieograniczoną pomysłowością”. Była to naturalnie najczystszej wody hipokryzja i obłuda, ale dzięki Nimitzowi znała dokładnie uczucia przemawiających. I była mocno zdumiona, że High Ridge’a w pewnym momencie nie trafiła apopleksja, a hrabiny New Kiev nagła krew nie zalała. Choć w jej przypadku przyznać należało, że wściekłość powodowała przeszkoda, jaką Honor stanowiła dla jej planów, a nie sama jej osoba. Była to miła odmiana po falach osobistej i czysto prywatnej nienawiści emanujących od Younga i High Ridge’a.

Natomiast zaskoczyło ją, że przynajmniej połowa Izby Gmin, i to skromnie licząc, była szczerze zadowolona z jej obecności. Co akurat nie miało najmniejszego wpływu na problemy wynikające ze złego samopoczucia w nowej roli, do której nie zdążyła się jeszcze przyzwyczaić, jako że księżną była od zaledwie trzech tygodni.

Stwarzało to problemy nie tylko jej, ale także osobom, które się z nią nie stykały w tym okresie, i do nich właśnie należał sir Thomas Caparelli. Od pierwszego dnia wojny zajmował stanowisko Pierwszego Lorda Przestrzeni, podczas gdy ona była wówczas świeżo mianowanym kapitanem. Nawet teraz była zwykłym komodorem, a ostatnim razem, gdy się widzieli, miała dowodzić eskadrą ciężkich krążowników… która jeszcze nie została sformowana. Mimo to nie wyczuwała u niego niechęci, jedynie zakłopotanie, jakby nadal nie do końca wiedział, jak ją traktować po tym ostatnim awansie społecznym.

Natomiast w jego uczuciach na pierwszy plan wybijało się szczere zadowolenie, że przeżyła, a uścisk jego dłoni był zdecydowany. Uścisk dłoni w tej sytuacji był jak najbardziej na miejscu, choć co większe snoby kurczowo trzymające się protokołu (jak dajmy na to High Ridge) uznałyby to za impertynencję. Najwłaściwszym bowiem powitaniem byłby lekki ukłon z pełnym szacunku strzeleniem obcasami. W końcu Caparelli był zwykłym prostakiem, który szlachectwo uzyskał dzięki służbie Koronie, a nie dziedziczeniu jak na prawdziwie szlachetnie urodzonego przystało.

Dla Honor nie miało to znaczenia. Istnienie arystokratów tego typu było w jej opinii najpoważniejszym mankamentem, ogólnie rzecz biorąc, całkiem dobrego ustroju społeczno-politycznego. Ich poglądy obchodziły ją mniej niż zeszłoroczny śnieg, podczas gdy zdanie Caparellego wysoko sobie ceniła. A dwa wyjątki, w których nadal był od niej wyższy rangą, były co najmniej równie ważne jak jej nagłe wywyższenie.

Pierwszym wyjątkiem było to, iż podobnie jak ona był Rycerzem Króla Rogera, ale podczas gdy ona po pierwszej bitwie o Hancock otrzymała Komandorię, on był Rycerzem Wielkiego Krzyża. Drugim i znacznie ważniejszym było to, że każdy służący w Królewskiej Marynarce był jego podkomendnym. Komodor Honor Harrington także.

— Miło znów panią widzieć — odezwał się Caparelli, przyglądając jej się uważnie. — Jak rozumiem, po badaniach w Bassingford uznano panią za zdolną do służby wojskowej w ograniczonym zakresie, czyli z wyłączeniem służby liniowej.

— Może nie całkiem dobrowolnie, ale uznano — potwierdziła z lekkim uśmiechem. — Sądzę, że bardziej, niż byli skłonni to przyznać, martwi ich fakt, iż mój organizm nie poddaje się procesowi regeneracji i odrzuca przeszczepy nerwów. Tak naprawdę chcieliby mnie trzymać aż do zainstalowania nowych protez i nerwów… i są, łagodnie rzecz ujmując, nieszczęśliwi, że nie mam zamiaru zostawić tego w ich rękach zgodnie z przyjętymi we flocie procedurami.

— Nie dziwi mnie zbytnio ich podejście — prychnął Caparelli.

Honor z przyjemnością zauważyła, że ocenił jej stan obiektywnie i spokojnie. Fakt, że w czasach, gdy był kapitanem, raz zbierano go nieomalże łyżką z pokładu, ale jego organizm bez problemu poddawał się regeneracji. Tyle że spędził naprawdę długi czas pod opieką lekarzy i terapeutów. I najwyraźniej nie zapomniał tego, co wówczas przeżył, a co wywarło znaczny wpływ na jego podejście do lekarzy.

— Centrum medyczne Bassingford to najprawdopodobniej najlepszy szpital w całym Królestwie — rzekł spokojnie gospodarz, prowadząc ją ku fotelom ustawionym wokół kryształowego stoliczka z boku biurka. — A na pewno największym. Co może być zarówno zaletą, jak i wadą. Tym ostatnim, gdy personel nie chce przyznać, że nie we wszystkim jest najlepszy. Poza tym podejrzewam, że nadal są sami na siebie źli, że pani ojciec zrezygnował z pozostania u nich na rzecz prywatnej praktyki. Ale kiedy się wreszcie uspokoją, zrozumieją, że tylko ostatnia ofiara zrezygnowałaby z jego opieki, mając taką możliwość.

Zabrzmiało to nieco dziwnie, toteż Honor spytała, ledwie usiedli:

— Przepraszam, ale zabrzmiało to jak uwaga wynikająca z osobistych doświadczeń.

— Bo tak jest — uśmiechnął się Pierwszy Lord Przestrzeni. — Pani ojciec był naczelnym neurochirurgiem w Bassingford, gdy spotkała mnie ta pechowa przygoda na obszarze Konfederacji, i poskładał mnie lepiej, niż ktokolwiek sądził, że to możliwe. Na dodatek znacznie skrócił okres potrzebny na regenerację. Nie sądzę, by jego umiejętności od tamtej pory się pogorszyły, więc naprawdę szczerze radzę ignorować każdego, kto będzie próbował przekonać panią, by to lekarze z Bassingford zajęli się pani protezami. Są dobrzy, nie mówię że nie, ale to żadna alternatywa, jeśli można mieć najlepszego.

— Dziękuję, admirale, nie wiedziałam, że ojciec się panem zajmował, ale przy pierwszej okazji powtórzę mu pańskie słowa. Jestem pewna, że będą dla niego wiele znaczyły.

— To najczystsza prawda, milady. I sam mu to wówczas powiedziałem — uśmiechnął się Caparelli. — Naturalnie wątpię, bym był pierwszym czy ostatnim, od którego to słyszał.

Po czym zamilkł na kilkanaście sekund, wpatrując się w jakiś punkt na ścianie niewidzącym wzrokiem. Po chwili otrząsnął się, spojrzał przytomnie i powiedział energiczniej:

— Nie o tym wszakże chciałem z panią rozmawiać. A przynajmniej nie tylko o tym, gdyż najpierw musiałem się upewnić, że stan pani zdrowia pozwala na zaproponowanie pani zajęcia. A raczej dwóch zajęć. Chciałem równocześnie uprzedzić, że mamy zamiar wycisnąć z pani to co najlepsze, jak długo jest pani uziemiona w Królestwie. Wiem, że to brzmi groźnie i nieco dziwnie, ale zaraz wytłumaczę, o co konkretnie chodzi.

Usiadł wygodniej, założył nogę na nogę, a Honor miała czas, by opanować zaskoczenie. Thomas Caparelli bowiem nie cieszył się reputacją myśliciela. Nikt nie oskarżał go o głupotę, ale powszechnie uważano, że ma zwyczaj zmierzać najkrótszą i najprostszą drogą z punktu A do punktu B, rozwalając napotkane przeszkody, a nie obchodząc je. Pasował do tego jego wygląd — bary zapaśnika i korpus ciężarowca. Natomiast często słyszało się opinię, iż brak mu finezji, którą powinien mieć admirał, zwłaszcza na takim jak jego stanowisku.

Teraz czując jego emocje, gdy porządkował myśli, i rejestrując raczej okrężny sposób, w jaki przystąpił do rzeczy, zrozumiała, że opinie te były błędne. Być może było tak od początku, a być może Caparelli zmienił się od momentu zostania Pierwszym Lordem Przestrzeni i przekonania się, co w praktyce oznacza kierowanie wszystkimi działaniami nie tylko Królewskiej Marynarki, ale całych sił zbrojnych Sojuszu. Przysłowiowy słoń w składzie porcelany niewiele by tu zdziałał i niedługo pozostał na tym stanowisku. Caparelli nie lubił podchodów, do uprawiania których zmusiło go życie, ale opanował tę sztukę. Nie osiągnął też intelektualnego poziomu Hamisha Alexandra, ale był niesamowicie zdyscyplinowany, zdeterminowany i twardy — połączenie tych cech mogło budzić niemal lęk, ale równocześnie powodowało, iż był idealnym kandydatem na zajmowane stanowisko.

— Chodzi o to, by wykorzystać pani wiedzę i doświadczenie w akademii — podjął Caparelli. — Zdaję sobie sprawę, że wyspa Saganami leży dość daleko od szpitala pani ojca na Sphinksie, ale z drugiej strony to tylko parę godzin lotu, a będzie pani miała do dyspozycji środki transportu Królewskiej Marynarki. No i plan zajęć dostosowany do rozkładu leczenia.

Przerwał i spojrzał na nią pytająco.

Honor podrapała Nimitza za uszami i leciutko wzruszyła ramionami.

— Jestem pewna, że to się da zgrać. Ojciec może być cywilem, ale ma za sobą ponad dwadzieścia lat standardowych służby i doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak nawet „ograniczona zdolność do służby” może kolidować z długotrwałą terapią — oceniła trzeźwo. — Powiedział mi już zresztą, że zrobi wszystko, by te dwie rzeczy dało się połączyć w miarę bezkolizyjnie. Rozmawiał też ze swoim kolegą, doktorem Heinrichem, o możliwości wykorzystania jego szpitala znajdującego się na Manticore. Zaoszczędziłoby mi to konieczności przelotów na Sphinksa i z powrotem.

— Byłoby to idealne rozwiązanie z punktu widzenia Królewskiej Marynarki, ale proszę mnie dobrze zrozumieć, milady: pani zdrowie jest najważniejsze. Jeżeli okaże się, że musi pani przebywać nawet dłuższy czas na Sphinksie, by je odzyskać i móc wrócić do służby, spodziewam się, że niezwłocznie mi to pani powie. Mam nadzieję, że rozumie to pani.

— Oczywiście, że rozumiem, sir — zapewniła Honor.

Ku jej zaskoczeniu Caparelli prychnął niedowierzająco.

— Rozmawiałem z kilkoma pani dowódcami: Markiem Sarnowem, earlem White Haven, a nawet Yanceyem Parksem — wyjaśnił spokojnie. — I każdy z nich ostrzegł mnie, że jeśli naprawdę chcę, by stawiała pani zdrowie ponad to, co uzna pani za swój obowiązek, muszę wynająć godnego zaufania nadzorcę z pałą. A najlepiej paru.

— To lekka przesada, sir. — Honor poczuła, że się rumieni. — Jestem córką lekarzy i starczy mi rozumu, by nie ignorować opinii lekarza, zwłaszcza tego, który mnie aktualnie leczy.

Caparelli uśmiechnął się złośliwie.

— Kapitan chirurg Montoya nie ujął tego w ten sposób — oznajmił i uśmiechnął się szerzej, widząc, jak jej rumieniec zmienia barwę na ciemniejszą. — No dobrze… skończymy z tym tematem… Jeśli da mi pani słowo, że poinformuje mnie pani natychmiast, gdy zajdzie potrzeba zmniejszenia czasu poświęcanego akademii ze względów medycznych.

— Daję słowo, sir! — wykrztusiła Honor.

— Doskonale! W takim razie wyjaśnię szczegółowo, co wymyśliliśmy razem z admirałem Cortezem.

Zaskoczenie Honor było tak duże, że uniosła brwi, nim zdołała nad tym odruchem zapanować. Sir Lucien Cortez był Piątym Lordem Przestrzeni odpowiedzialnym za personel Królewskiej Marynarki. Okazał się geniuszem w kwestii organizowania załóg na nowe okręty. Akademia naturalnie podlegała jemu i zrozumiałe było, iż szczególnie się nią interesował, ale zaskoczyło ją, że aż do tego stopnia, by zająć się tym, w jaki sposób zostanie wykorzystany zwykły komodor czasowo przydzielony do jej kadry.

Zaskoczenie to szybko minęło, gdy uświadomiła sobie, że czy się jej to podoba czy nie, nie jest już „zwykłym komodorem”.

Z rozmyślań wyrwał ją głos Caparellego:

— Jak pani wiadomo, systematycznie powiększaliśmy liczebność roczników przyjmowanych do akademii, ale wątpię, by ktoś, kto się w niej nie znalazł na krótki choćby czas, zdał sobie w pełni sprawę ze skali zmian. Choćby z tego, że nieco ponad połowa kształconych tam midszypmenów nie pochodzi z Królestwa Manticore, lecz z państw sojuszniczych, a około trzydziestu procent z Graysona. Odkąd Grayson przyłączył się do Sojuszu, akademię ukończyło ponad dziewięć tysięcy oficerów ich marynarki.

— Wiedziałam, że jest ich wielu, ale nie, że tak wielu przyznała.

— Nie pani jedna. Ostatni rocznik liczył osiem i pół tysiąca ludzi, z czego tysiąc stu pochodziło z Graysona. Poza tym zmodyfikowaliśmy program, tak by nauka trwała trzy lata standardowe, a rocznik zaczynający ją w tym roku będzie liczył jedenaście tysięcy.

Honor wytrzeszczyła zdrowe oko — jej rocznik, kończąc akademię, składał się z dwustu czterdziestu jeden midszypmenów… ale było to trzydzieści pięć lat temu. Akademia stale się rozbudowywała, zwłaszcza od wybuchu wojny, ale jedenaście tysięcy…

— Nigdy nie sądziłam, że jest ich aż tylu — przyznała.

Caparelli pokiwał głową.

— Chciałbym, by było ich dwukrotnie więcej — oznajmił. — Ale nie da się tego osiągnąć bez strat jakościowych, a jednym z ważniejszych powodów, dla których jak dotąd nie najgorzej radzimy sobie z prowadzeniem tej wojny mimo liczebnej przewagi wroga, jest różnica w wyszkoleniu oficerów i tradycje wpajane im od pierwszego dnia. Nie chcąc pozbywać się tej przewagi, nie możemy bardziej skrócić okresu nauki. Powołaliśmy do służby wielu rezerwistów i zorganizowaliśmy kursy dla znacznie większej niż dotąd liczby mustangów, ale i to nie załatwia sprawy. Większość rezerwistów potrzebuje trzy-, czteromiesięcznego kursu odświeżającego, a mustangi dłuższego, choć wszyscy są podoficerami z dużym doświadczeniem bojowym. Nieco obniżyliśmy kryteria, które trzeba spełnić, by zostać oficerem, ale poza naprawdę wyjątkowymi przypadkami muszą mieć za sobą co najmniej pięć lat standardowych służby liniowej w stopniu podoficerskim.

Honor skinęła głową na znak zrozumienia. Mimo arystokratycznych pozorów Royal Manticoran Navy od samego początku miała w swych szeregach sporo mustangów, jak potocznie nazywano oficerów, którzy karierę rozpoczęli nie od ukończenia akademii, ale szkoły podoficerskiej albo też od zaciągnięcia się jako zwykli członkowie załóg i stopniowego awansowania aż do starszych stopni podoficerskich. Część zdecydowała się sama, części proponowano kurs kandydacki na oficerów. Trwał on krócej niż połowa nauki w akademii, a zdobyte wcześniej doświadczenia dawały świeżo upieczonym oficerom nietypowy punkt widzenia, zaskakująco często potrzebny młodszym oficerom wykształconym w normalnym trybie.

— Natomiast przytłaczająca większość naszego korpusu oficerskiego to nadal absolwenci akademii — dodał Caparelli. — I mamy zamiar utrzymać ten stan rzeczy. Co więcej, sensowne jest, by kończyło ją jak najwięcej oficerów sojuszniczych flot, bo tylko to gwarantuje dobre i pełne zrozumienie w trakcie działań czy też ich planowania. Niestety utrzymywanie jakości przy stale zwiększającej się liczebności roczników powoduje chroniczne braki kadry, zwłaszcza jeśli chodzi o wykładowców taktyki. Królestwo ma wielu dobrych nauczycieli, od fizyki nadprzestrzennej zaczynając, na grawitacji kończąc, ale jest tylko jeden sposób na to, by stać się dobrym taktykiem. I tylko jedno miejsce, gdzie tego uczą.

— Zdaję sobie z tego sprawę, sir.

— Więc podejrzewam, że zaczyna pani rozumieć, w jaki sposób chcemy panią wykorzystać. Udowodniła pani wielokrotnie, że jest jednym z naszych najlepszych taktyków, i nie jest to komplement bez pokrycia. A jak mi powiedział Lucien, dobrze szło pani także podnoszenie kwalifikacji młodszych oficerów. Na moją prośbę sprawdził przebieg służby kilkunastu służących pod pani rozkazami. Przyznaję, że jestem pod wrażeniem profesjonalizmu, umiejętności i podejścia do obowiązków zawodowych, jakie ci młodzi wykazują. Największe wrażenie wywarły na mnie dokonania kapitana Cardonesa i komandora Tremaine’a.

— Rafe i Scotty, to jest chciałam powiedzieć: kapitan Cardoness i komandor Tremaine byli naprawdę młodymi oficerami, gdy po raz pierwszy znaleźli się pod moim dowództwem, sir — zaprotestowała Honor. — Żaden nie miał okazji w pełni pokazać swych możliwości, toteż nieuczciwe jest twierdzenie, że gdy taką okazję otrzymali i udowodnili, na co ich stać, jest to moją zasługą.

— Powiedziałem, że ich przykłady wywarły na mnie największe wrażenie, a nie że są jedynymi, z których aktami się zapoznałem, milady. Obaj z Lucienem przeprowadziliśmy pewną analizę, z której jasno wynika związek pomiędzy czasem, przez który oficerowie pozostają pod pani dowództwem, a poprawą w ocenie ich osiągnięć. Nie chcę pani wprawiać w zakłopotanie, więc proponuję nie rozwodzić się nad tą kwestią. Proszę po prostu przyjąć do wiadomości, że zarówno Lucien, jak i ja uważamy, że pani obecność na wydziale taktyki wywrze nader korzystny wpływ na wszystkich zainteresowanych. Dobrze?

Mogła jedynie przytaknąć, a on uśmiechnął się z sympatią, którą dzięki Nimitzowi wyraźnie czuła w jego emocjach.

— Innym powodem, dla którego uważamy, że będzie pani miała duży wpływ na midszypmenów, jest fakt, że w akademii kształci się obecnie duża liczba midszypmenów z Graysona — dodał Caparelli. — I choć większość z nich dobrze sobie radzi z przejściem z realiów państwa tak tradycyjnego jak Grayson do realiów Królestwa, zdarzają się wypadki, z których jeden czy dwa mogły mieć naprawdę niemiłe konsekwencje. Sprowadziliśmy z Graysona tylu instruktorów, ilu się dało, ale sama pani wie, że liczba wykwalifikowanych oficerów dostępnych do innej niż liniowa służby jest ściśle określona. Dlatego pani obecność jako patronki, czyli wzorca, z jednej strony, a admirała Marynarki Graysona z drugiej będzie miała na nich olbrzymi wpływ.

Z tym akurat Honor mogła się zgodzić bez żadnych zastrzeżeń, toteż po prostu kiwnęła głową.

— Doskonale! W takim razie chcielibyśmy, by poprowadziła pani dwie grupy na wstępnym kursie taktyki. Chodzi naturalnie o wykłady, ale ponieważ są to liczne grupy, przydzielimy pani trzech, czterech asystentów, co powinno pozwolić pani nie ugrzęznąć w akademii. Przynajmniej mamy taką nadzieję, bo korzystając z okazji, chcielibyśmy panią wykorzystać także do innych zadań.

— Aha — mruknęła podejrzliwie, gdyż nawet dzięki więzi z Nimitzem nie była w stanie zorientować się, co mu chodzi po głowie.

— Właśnie. Jedną z nich będą konferencje z Alice Truman. Nie będzie ich wiele, ale podejrzewam, że mogą być przydługie. Słyszała pani o udziale Truman w bitwie o Hancock?

— Słyszałam.

— Cóż, już była przewidziana do awansu, a to jedynie przyspieszyło ten proces. Teraz jest kontradmirałem Eskadry Czerwonej i Rycerzem Króla Rogera, damą Alice Truman. Miałem zaszczyt wprowadzić ją na prośbę Jej Wysokości.

— Doskonale — ucieszyła się Honor.

— I zasłużenie — dodał Caparelli. — Wspomniałem o tym dlatego, że do jej nowych obowiązków należy wyszkolenie załóg i przygotowanie do walki naszych nowych lotniskowców. Obie z kapitan Harmon dokonały cudów, mając jeden lotniskowiec i jedno skrzydło, ale śmierć kapitan Harmon miała szersze skutki, gdyż pozbawiła nas jej doświadczenia i wizji użycia kutrów, co jest tym boleśniejsze, że dokonano pewnych modyfikacji w oparciu o doświadczenia wyniesione z tej bitwy. Nadal opracowujemy zmiany w doktrynie ich użycia, toteż pomyśleliśmy, że skoro była pani autorką parametrów taktyczno-technicznych dla klasy Shrike i ma pani doświadczenie z wykorzystywaniem kutrów poprzedniej generacji, może pani okazać się pomocna dla damy Alice choćby w roli osoby oceniającej jej pomysły. Ona co prawda głównie będzie przebywała na stacji Wayland, ale od czasu do czasu przyleci na Manticore.

— Nie jestem pewna, czy rzeczywiście na coś się przydam w tej roli, ale zrobię, co będę mogła, sir.

— Doskonale. Bardzo pani pomoże, gdyż będzie pani najłatwiej wypróbować i ocenić nową doktrynę — obojętny ton stanowił rażącą sprzeczność z nagłym wzrostem oczekiwania, toteż Honor przyjrzała mu się podejrzliwie.

— Jest pan pewien, sir? — spytała.

Przytaknął.

Kiedy nie powiedział nic więcej, westchnęła i spytała:

— A mogę się dowiedzieć, dlaczego jest pan tego taki pewien, admirale?

— Naturalnie, milady. A dlatego, że będzie pani miała dostęp do symulatorów Zaawansowanego Kursu Taktycznego.

— Dostęp? — zdziwiła się Honor.

Zaawansowany Kurs Taktyczny, potocznie zwany Młynem, stanowił „być albo nie być” dla każdego oficera RMN chcącego uzyskać wyższy stopień niż komandor porucznik albo też dowodzić okrętem większym niż niszczyciel. Zdarzały się wyjątki — a Honor do nich należała — które otrzymywały dowództwo niszczyciela bez zaliczenia Młyna, ale nie zdarzało się, by którykolwiek z tych, którzy nie zaliczyli kursu, kiedykolwiek dowodził większą jednostką. Nie oznaczało to, że musieli rezygnować z noszenia munduru, natomiast z zasady oznaczało brak dalszej służby liniowej. Zapotrzebowanie na nich było duże, zwłaszcza po rozpoczęciu wojny; w nowych specjalnościach często wykazywali się dużymi talentami i awansowali wysoko, ale żaden nie nałożył już białego beretu. Przydział na kurs stanowił dowód, iż oficera uznano za nadającego się do dowodzenia okrętem i że przełożeni pokładali w nim wystarczające nadzieje i mieli doń dość stosowne zaufanie, aby mógł on zostać osobistym, bezpośrednim reprezentantem Korony w sytuacjach, w których miesiące dzieliły go od wyższego stopniem i sam musiał podejmować wszystkie decyzje.

I dlatego właśnie Młyn został pomyślany jako najcięższy i najbardziej wymagający kurs, jaki zdołali wymyślić przez cztery stulecia standardowe prób i udoskonaleń najlepsi taktycy i stratedzy Royal Manticoran Navy. Usytuowano go także na wyspie Saganami i graniczył z akademią, ale równocześnie kurs stanowił odrębną całość i posiadał własnego komendanta. Honor wspominała swoją naukę na tymże kursie jako najbardziej wyczerpującą i ogłupiającą w karierze, ale zarazem jako najciekawszą, bo zawsze lubiła wyzwania. Fakt, iż przez tych sześć miesięcy komendantem kursu był jej instruktor taktyki z akademii, Raoul Courvoisier, jedynie to wyzwanie powiększył.

Natomiast nie bardzo wiedziała, o co chodziło rozmówcy — każdy instruktor taktyki z akademii mógł poprosić o udostępnienie któregoś z mniejszych symulatorów kursu i z reguły prośbę tę szybko spełniano, ale akademia posiadała własny sprzęt, prawie równie dobry, w skrzydle Ellen D’Orville. A jeśli RMN podobnie drastycznie zwiększyła tempo i liczebność szkolonych dowódców co midszypmenów, istniała minimalna szansa, by ktokolwiek spoza Kolegium Marynarki i samego Młyna miał dostęp do dużych, pełnowymiarowych symulatorów bojowych.

— Cóż, może powinienem powiedzieć, że spodziewam się, iż będzie pani miała do nich dostęp — dodał Caparelli, widząc jej minę. — W końcu szczytem nieuprzejmości byłoby, gdyby instruktorzy odmówili prawa do korzystania z jakiegokolwiek symulatora własnemu komendantowi.

— Własnemu co…?

Caparelli uśmiechnął się niczym wyjątkowo niesforny urwis.

Zaraz jednak spoważniał i uniósł dłoń na znak, że przemowa może być dłuższa.

— Już, zdaje się, powiedziałem, że jest pani, mości księżno, jednym z najlepszych taktyków, a zorganizowanie tej ucieczki wskazuje jasno także na wybitnego stratega. Gdyby nie to, że bardzo potrzebowaliśmy pani na froncie i że polityczne skutki zastrzelenia tego gnojka były parszywe, lata temu trafiłaby pani za katedrę, ucząc taktyki. Dopiero teraz mamy okazję, choć przyznaję, że wolałbym, aby porzuciła pani długoletni nawyk robienia za ruchomy cel. Skoro jednak będzie pani uziemiona przez dłuższy czas w Królestwie, mamy zamiar wykorzystać tę okazję do maksimum.

— W życiu nie będę miała na to czasu! — zaprotestowała Honor. — Nie zdołam właściwie kierować Młynem, mając wykłady w akademii!

— Gdyby brać pod uwagę przedwojenne realia, rzeczywiście nie miałaby pani czasu. Natomiast zmiany zaszły i tam, bo musiały zajść. Kadra jest liczniejsza, a zamiast jednego zastępcy komendant ma ich paru, i to o wąskich specjalnościach. A pani głównym zadaniem będzie dogłębna ocena i zaproponowanie wszelkich zmian, jakie uzna pani za potrzebne, tak w konkretnych ćwiczeniach, jak i w całym systemie. Skróciliśmy też czas tego przydziału służbowego do dwóch lat standardowych, chcąc wykorzystać w tej roli jak najwięcej oficerów z doświadczeniem bojowym, ale zdajemy sobie sprawę, że pani leczenie nie powinno potrwać dłużej niż rok. I dlatego znajdziemy następcę, gdy tylko lekarze uznają panią za w pełni zdolną do służby liniowej. Natomiast ma pani olbrzymi zasób doświadczenia, za który zapłaciła pani krwią. Nie możemy pozwolić sobie na to, by te doświadczenia umknęły nam…

Jest to pani winna wszystkim, którzy będą uczestniczyć w kursie, a potem dowodzić królewskimi okrętami. Wszyscy powinniśmy dołożyć starań, by wyszkolić ich jak najlepiej, a więc w jak najtrudniejszych warunkach, jakie zdołamy wymyślić.

— Nie… — zaczęła i umilkła, bo Caparelli miał rację.

Mogła nie zgodzić się z tym, że jest najwłaściwszą osobą do tego zadania, ale co do wagi samego zadania i starań miał rację. — Może pan mieć słuszność, sir — powiedziała spokojnie — ale stanowisko komendanta kursu zawsze było zarezerwowane dla admirała. Skoro liczba kursantów została zwiększona, a to wynika z pańskich słów, tym bardziej powinien nim być admirał. A ja co prawda jestem pełnym admirałem Marynarki Graysona, ale Zaawansowany Kurs Taktyczny jest częścią Royal Manticoran Navy i jeśli będzie nim kierował graysoński oficer, nasili to problemy i pretensje nie tylko wśród polityków.

Caparelli wysłuchał wywodu z ponurą miną, pokiwał głową i oznajmił:

— To mogłaby być prawda, gdyby w grę wchodził jakikolwiek inny graysoński oficer, milady. W tym wypadku nie oczekujemy problemów, ale jeśli uważa pani, że mogą wyniknąć, zawsze możemy mianować panią na to stanowisko jako oficera Królewskiej Marynarki.

— Ależ o to właśnie mi chodzi, sir. Nie mam odpowiedniego stopnia jako królewski oficer, tylko jako graysoński. W Royal Manticoran Navy jestem tylko komodorem.

— A, o to chodzi — kolejny raz ton i przewrotna satysfakcja stały w rażącej sprzeczności ze sobą. — To rzeczywiście mogłoby spowodować jakieś drobne tarcia, ale na szczęście podjęliśmy pewne środki zaradcze, o których jeszcze pani nie wie.

— Zaradcze? — spytała Honor, nie kryjąc podejrzliwości.

Poważna mina rozmówcy zniknęła zastąpiona szerokim uśmiechem. Nic jednak nie powiedział, ale z kieszeni kurtki mundurowej wyjął małe jubilerskie pudełeczko.

— Mówiłem, że chcę z panią porozmawiać o paru sprawach, milady, i sądzę, że teraz jest najlepsza pora do poruszenia jednej z nich — powiedział, podając jej pudełeczko. — Myślę, że wewnątrz znajdzie pani wystarczający dowód, by uznać, że środki zaradcze, o których wspomniałem, okażą się wystarczające.

Honor wzięła je ostrożnie i napotkała niedogodność, z której nie zdają sobie sprawy osoby dwuręczne — pudełeczko miało zamek magnetyczny zwalniany naciskiem obu kciuków.

A ona miała tylko jeden. Problem byłby poważniejszy, gdyby Nimitz nie wyciągnął chwytnej łapy. Oddała mu pudełko i po paru sekundach jego wieczko odskoczyło.

Nimitz zajrzał do środka i bleeknął z prawdziwą czystą satysfakcją. Honor jednak nie była w stanie dostrzec zawartości, dopóki nie podsunął jej pudełka.

Zajrzała… i straciła oddech.

Na czarnym jedwabiu znajdowały się dwa małe trójkąty. Każdy składał się z trzech dziewięcioramiennych gwiazd. Były to insygnia pełnego admirała Royal Manticoran Navy.

Uniosła głowę z tak oszołomioną miną, że Caparelli zachichotał, nie mogąc się powstrzymać.

— Sir, to… chodzi o to, że się nie spodziewałam… — słowa uwięzły jej w gardle.

Caparelli zaś pokiwał głową ze zrozumieniem.

— Tak po prawdzie, milady, to sądzę, że jest to pierwszy podobny wypadek w historii Gwiezdnego Królestwa Manticore, by oficer z komodora został mianowany pełnym admirałem. Jednakże oficer ten od lat jest admirałem sojuszniczej floty i doskonale sobie radzi, a komodorem był przez dwa lata standardowe… choć jak rozumiem, zdecydował się przez większość tego czasu działać jako graysoński admirał, by uniknąć pewnych problemów wynikających ze starszeństwa.

Ostatnie zdanie powiedział już bez śladu wesołości, co Honor doskonale rozumiała. Kontradmirałowi Haroldowi Stylesowi pozwolono zrezygnować ze służby z powodu wpływu na morale rozprawy, w której skazano by go za niesubordynację i tchórzostwo, a o to go oskarżyła, ale nie wszyscy oficerowie uważali, że był to właściwy wybór. Albo stosowna kara.

— Zdecydowaliśmy, że w przyszłości nie powinna pani stawać przed podobnym problemem. Poza tym oboje wiemy, że tylko względy polityczne wymusiły tak długą zwłokę w pani awansie na komodora. Te względy przestały mieć znaczenie, a potrzebujemy takich jak pani oficerów flagowych.

— Ale o trzy stopnie…!

— Gdyby nie kaliber wrogów politycznych, sądzę, że dostałaby się pani do niewoli jako wiceadmirał — przerwał jej Caparelli i tym razem nie potrzebowała więzi z Nimitzem, by wiedzieć, że mówi szczerze. — A po powrocie, biorąc pod uwagę to, czego pani dokonała i ile starć stoczyła, awans byłby z pewnością zasłużony. Nie będę ukrywał, że na ostateczną decyzję takiego właśnie skokowego awansu miały wpływ względy polityczne, bo oboje wiemy, że tak było. Baronowa Morncreek podała mi powody, dla których odmówiła pani przyjęcia Medalu za Dzielność. Szanuję pani decyzję, milady, choć uważam, że aż nadto udowodniła pani, że zasługuje na to odznaczenie. Ten awans daje nam za jednym posunięciem kilka rzeczy. Przynosi polityczne korzyści rządowi i MSZ, uszczęśliwia Graysona, a to już jest ważki powód sam w sobie, i pokazuje wszystkim, jak traktujemy postawione pani przez Ludową Republikę zarzuty. Ale jest to równocześnie coś, na co pani całkowicie i bezapelacyjnie zasłużyła, tak nosząc królewski mundur, jak i inny, w którym wygrała pani czwartą bitwę o Yeltsin i batalię o Cerberus.

— Ale, sir…

— Ta dyskusja jest skończona, admirał Harrington — oznajmił sir Thomas Caparelli tonem nie znoszącym sprzeciwu. — Rada Awansów, Rada Generalna Admiralicji, Pierwszy Lord Przestrzeni, Pierwszy Lord Admiralicji, premier Gwiezdnego Królestwa Manticore i Królowa Elżbieta III doszli do tego samego wniosku, a przewodniczący komisji wojskowej zapewnił księcia Cromarty’ego, że promocja zostanie niezwłocznie zatwierdzona. A pani nie wolno się z nami spierać. Czy wyraziłem się jasno?

— Aye, aye, sir — szczeknęła Honor nieco tylko drżącym głosem.

Caparelli uśmiechnął się.

— Tak już lepiej! — pochwalił. — W takim razie pozwolę sobie zabrać panią do „Cosmo” na lunch, jeśli nie ma pani nic przeciwko temu. Jak rozumiem, czeka tam już kilkunastu pani przyjaciół, by uczcić wraz z panią awans, choć pojęcia nie mam, kto im o tym powiedział. A potem możemy polecieć na wyspę Saganami, gdzie przedstawię panią nowym podkomendnym.

Загрузка...