Rozdział XXII

— To interesujące wyzwanie, milady. I podniecające, prawdę mówiąc. Ale zdaje sobie pani sprawę, że szansę na sukces mogą być niewielkie? — spytała doktor Adelina Arif siedząca w fotelu z filiżanką w dłoni.

Znajdowały się w prywatnym gabinecie Honor, a towarzyszyli im Nimitz i Samantha rozlokowani przed drzwiami na taras oraz Miranda i Farragut, których Honor zaprosiła do udziału w dyskusji. To jest zaprosiła Mirandę, a Farragut był po prostu nieodłącznym dodatkiem.

Miranda okazała się w Królestwie Manticore równie przydatna jak na Graysonie. I nie chodziło wyłącznie o opiekę nad garderobą i wyglądem Honor czy pilnowanie jej rozkładu zajęć. To ostatnie było o tyle ważne, że ku swemu niezadowoleniu Honor odkryła, iż ma dni tak wypełnione, że po prostu sama nie jest w stanie o wszystkim pamiętać. Podobne okresy zdarzały się na Graysonie, ale jedynie wtedy, gdy pojawiała się na krótko po długiej nieobecności. Teraz okazało się, że Admiralicja naprawdę się postarała, by świeżo upieczona księżna nie nudziła się w czasie rekonwalescencji. Wyszło na to, że aby zrobić wszystko, co powinna, i wszędzie być osobiście, musiałaby istnieć w dwóch osobach (a co najmniej w półtorej). Radę na to znaleźli MacGuiness i Miranda, podejmując decyzje w drobniejszych kwestiach, co do których byli pewni, jak sama by zareagowała, i uzyskując aprobatę po fakcie. Postępowali zupełnie jak dobrze wyszkolony pierwszy oficer na okręcie. I podobnie jak dobry kapitan, Honor ceniła ich inicjatywę i zdolności.

W tym przypadku jednak chodziło o coś innego — Miranda i Farragut byli osobiście tak samo zainteresowani powodzeniem całego przedsięwzięcia jak Honor i Nimitz. A Miranda już wielokrotnie udowodniła, że miewa dobre i oryginalne pomysły, toteż rozsądne było, aby od początku uczestniczyła w spotkaniach.

— Może pani, jak sądzę, spokojnie założyć, że zdaję sobie sprawę i z tego, że może się to nie udać, jak i z tego, że jest to wyzwanie, doktor Arif — odparła sucho Honor. — Nawet moja matka, która wpadła na ten pomysł, nie uważa, że będzie to łatwe. Ale mamy kilka atutów, których nikt przed nami nie miał, a poza tym wątpię, by spotkała pani wcześniej tak pilnych uczniów.

— Rozumiem to doskonale, milady, i przepraszam, jeśli to, co powiedziałam, zabrzmiało, jakbym sądziła, że nie przemyślała pani pomysłu. Chciałam się raczej zabezpieczyć, by nikt nie spodziewał się po mnie cudów.

— Nikt się ich po pani nie spodziewa. Natomiast oczekujemy, że naprawdę dołoży pani starań. Najlepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby pani nauczyła mnie języka migowego, a ja nauczyłabym Nimitza i Samanthę, wykorzystując fakt, że dobrze się rozumiemy. Niestety tego nie da się zrobić, a przynajmniej nie w rozsądnym czasie, bowiem to… — Honor uniosła protezę lewej ręki — jeszcze długo nie będzie w stanie wykonywać tak delikatnych i skoordynowanych ruchów, jakie są niezbędne, a z tego co wiem, nie da się sygnalizować wyłącznie jedną ręką. Ponadto wątpię, żebym miała wystarczająco dużo czasu na ćwiczenia. Dlatego zdecydowałyśmy, że będzie pani uczyła Mirandę. A wybrałyśmy panią z uwagi na rolę, jaką odegrała pani w nawiązaniu kontaktu z tubylcami zamieszkującymi Medusę. Doszłyśmy bowiem do wniosku, że same sobie nie poradzimy, gdyż zbyt mało wiemy. Potrzebny był specjalista, toteż znalazłyśmy najlepszego.

— Domyślałam się, że powodem jest Medusa. — Arif uśmiechnęła się i odstawiła filiżankę na spodek. — Wie pani, że byłam jedynie pomocnikiem doktora Sampsona? I młodszym pracownikiem naukowym zespołu kontaktowego?

— Wiem, ale czytałam też sprawozdanie z pierwszego kontaktu oraz relację barona Hightowera z pierwszych negocjacji z wodzami po nawiązaniu tego kontaktu. Proszę się nie dziwić: dama Matsuko to moja przyjaciółka, toteż gdy opisałam jej, co chcę osiągnąć, i poprosiłam o informację, jak udało się porozumieć z tubylcami, otrzymałam pełen dostęp do jej archiwum. Dlatego też wiem, że to właśnie pewna asystentka i młodszy pracownik naukowy zaproponowali przełomowy sposób, dzięki któremu misja doktora Sampsona zakończyła się sukcesem.

Arif zarumieniła się, ale nic nie powiedziała. A Honor uśmiechnęła się i dodała:

— Biorąc pod uwagę to oraz superlatywy, w jakich Hightower wyrażał się o pani w swoim sprawozdaniu, uważam, że naprawdę mamy najlepszą specjalistkę w branży. Ale to nie znaczy, że spodziewamy się cudów. Spodziewamy się natomiast uczciwej próby cudu.

— Mogę obiecać, że zrobię, co będę mogła, milady. I dziękuję za słowa uznania. Natomiast te dwa problemy: nawiązanie kontaktu z tubylcami i z treecatami są tylko pozornie do siebie podobne. Tubylcy porozumiewali się za pomocą metod, które byliśmy w stanie zaobserwować i przeanalizować. Konkretnie kombinacji dźwięków artykułowanych, mowy ciała i zapachów. Dźwięki dawało się zduplikować, choć częściowo sztucznie, gdyż wchodziły w zakres infradźwięków, pozostałe dwa elementy były znacznie trudniejsze choćby dlatego, że oni mają po sześć kończyn i są symetryczni gwiazdowo, nie płaszczyznowo jak my. Drugim poważnym problemem było to, że mają całkowicie nieruchome twarze, toteż nie mogą wykorzystywać tak jak my mimiki. Rekompensują to gestami i mową ciała, choć na szczęście większość gestykulacji ogranicza się do kończyn górnych. Za to gestykulują z wigorem i entuzjazmem… Dlatego w jednym ze swych pierwszych sprawozdań doktor Sampson nazwał ich semaforami, które dostają szału. Nie dość, że mają trzy ręce, to potrafią wykonywać nimi takie ruchy, które dla nas są niewyobrażalne.

— Wiem. — Honor skorzystała z tego, że gość zrobił przerwę na złapanie oddechu. — Dlatego takie wrażenie wywarł na mnie pomysł z holoprojekcją.

— Cóż, prawdę mówiąc, uważam go za jeden z lepszych w moim życiu — przyznała Arif, uśmiechając się lekko. — Naturalnie pierwsze jej pojawienie się przeraziło wodzów naprawdę solidnie. Jestem przekonana, że wzięli ją za demona, choć nigdy się do tego nie przyznali. No i stworzenie modelu trójrękiego człowieka okazało się trudniejsze, niż sądziłam. Wyglądało to zresztą naprawdę dziwacznie, ale przynajmniej z zaprogramowaniem całej gamy gestów nie było problemu. Potem na przykładzie stworzonego w ten sposób słownika opracowaliśmy uproszczoną wersję dla normalnego dwurękiego człowieka. I mieliśmy szczęście, że zapachów używali dla podkreślenia znaczenia, a nie do przenoszenia informacji.

— Jednym z głównych powodów naszego wyboru było właśnie stworzenie holoprojekcji i opracowanie uproszczonej wersji języka — przyznała Honor. — W przypadku treecatów powinno być o tyle łatwiej, że mają tylko dwie chwytne łapy, ale i tak istnieje spore podobieństwo między tym, co się pani udało, a tym, co chciałybyśmy osiągnąć w tym wypadku.

— Wiem i zgadzam się, że pod wieloma względami powinno to być prostsze zadanie. Sprawdziłam w archiwach rodzinę języków migowych. To, że treecaty mają o jeden palec mniej, nie powinno być problemem. Większym będzie to, że wszystkie te języki także wspomagają znaki mimiką i mową ciała, a tu trudno o tym mówić, gdyż ani ludzie, ani treecaty nie są w stanie choćby częściowo naśladować tych rzeczy występujących u drugiej rasy.

— To fakt, ale każdy adoptowany wie, że treecaty są równie ekspresyjne jak ludzie, tylko używają innych części ciała. Ich uszy na przykład grają w tym ważną rolę i ludzie szybko uczą się to rozpoznawać — odparła Honor.

— Liczę na to, że znacie panie ich mowę ciała, ale niestety ja jej nie znam, podobnie jak ich mimiki, więc najpierw będę musiała spędzić jakiś czas na obserwowaniu ich i wchodzeniu z nimi w interakcje, by stworzyć listę możliwych do wykorzystania technik ekspresyjnych. Potem będę musiała opracować system, w którym konkretny ich gest czy poruszenie będzie odpowiadało ludzkiemu wyrazowi twarzy czy gestowi i vice versa. I niestety to będzie ta łatwiejsza część zadania, ponieważ potem będziemy musieli sprawdzić, czy one mają prawdziwy język, a jeśli okaże się że nie, spowodować, by zrozumiały, co to takiego.

— Sądzę, że Nimitz i Samantha już to zrozumiały. — Honor wskazała przyglądającą i przysłuchującą im się pilnie parę. — Na pewno rozumieją przynajmniej to, że próbujemy dać im szansę ponownego porozumiewania się ze sobą.

— Nie wątpię w to, milady, a więź łącząca panią i Nimitza z pewnością jest pomocna — przyznała Arif.

Honor skinęła głową — nie lubiła chwalić się szczegółami więzi, ale Arif należała do osób, które po prostu musiały poznać je wszystkie, jeśli miała im pomóc. Na szczęście pani doktor poważnie podchodziła do odpowiedzialności zawodowej i bez oporu zgodziła się zachować je w tajemnicy.

— Pomimo to mogą zaistnieć pewne poważne problemy. Odkryłam niejako przy okazji, że już dwukrotnie próbowano nauczyć treecaty języka migowego.

— Nie wiedziałam o tym — przyznała Honor, spoglądając na Mirandę.

— Niewiele osób o tym wie — poinformowała je Arif. Pierwszą próbę przeprowadziła ksenobiolog Sanura Hobbard, jedna z pierwszych specjalistek spoza Królestwa, która podjęła badania nad treecatami. Trwały piętnaście lat standardowych. Hobbard nie nauczyła ich języka migowego. Drugą próbę podjęto w około sto standardowych lat później i ta także zakończyła się fiaskiem. Nie zdołałam znaleźć informacji, której konkretnie odmiany próbowano je nauczyć, ale nie byłabym zdziwiona, gdyby okazała się zbliżona do tego, o czym rozmawiamy. Fakt, że obie próby nie przyniosły żadnych rezultatów, nie wpłynął budująco na moje nastawienie do tej sprawy.

— Zauważyłam, że użyła pani czasu przeszłego — skomentowała Honor.

— Użyłam. Nadal nie jestem przesadną optymistką, ale po przeanalizowaniu otrzymanych od pani informacji stwierdziłam, że jest spora szansa na sukces, o ile uda nam się pokonać przeszkody, o których wspomniałam.

— O jakie konkretne przeszkody pani chodzi? — spytała Honor.

— Największą jest to, że telepaci nie używają języka mówionego, lecz obrazów, sygnałów i symboli wspartych w przypadku empatów emocjami. Czyli mówiąc inaczej: rozmawiają ze sobą, ale nie znają języka.

— Słucham? — zdziwiła się Miranda. — Zawsze uważałam, że to to samo.

— Wielu ludzi tak sądzi, ale nie jest to prawda. Rozmowa czy też porozumiewanie się to określenie o bardzo szerokim znaczeniu: obejmuje i sposób, w jaki zwierzęta komunikują się ze sobą, i filozoficzne dysputy na temat sensu życia. Natomiast ludzkie porozumiewanie się to używanie języka, czyli systemu, w jaki dwie inteligentne istoty wymieniają symbole posiadające określone znaczenie. Uczucia czy idee nie mają fizycznej postaci i nie sposób ich komuś podać czy zabrać jak jabłka czy pulsera. Dlatego wymyśliliśmy symbole, które umożliwiają ich przedstawienie, i nazwaliśmy je słowami. Dziecko żyjące w środowisku, w którym wszyscy używają języka, odczuwa konieczność wyrażenia swych potrzeb w sposób zrozumiały dla opiekunów, toteż uczy się stopniowo łączyć pewne zestawy dźwięków z konkretnymi znaczeniami. A to jest dopiero początek prawdziwego poznawania języka, ponieważ potrzebne jest jeszcze wydedukowanie, a w przypadku dzieci przyswojenie zasad, w jakie dźwięki te są łączone. Można użyć porównania, że każdy dźwięk jest cegłą. Najprostszy dźwięk posiadający znaczenie nazywany jest fenomem. Najczęściej jest to samogłoska lub spółgłoska. Są one różne w różnych językach, weźmy dla porównania angielski i hiszpański. W hiszpańskim fenom „sp” nigdy nie rozpoczyna wyrazu, w angielskim dość często. Dlatego mieszkańcy San Martin, których ojczystym językiem jest hiszpański, a nabytym angielski, regularnie miewają problemy z wymową niektórych słów angielskich, jak choćby nazwy swego języka ojczystego, bo brzmi ona „Spanish”. Powodem jest to, że ich ojczysty język nie przewiduje umieszczenia tego dźwięku w tym miejscu. Fenom sam z siebie rzadko ma konkretne znaczenie, natomiast ich grupa takie znaczenie posiada. Najmniejszą taką grupę określamy mianem morfemu. Jest to słowo lub jego część, które nie może już być podzielone na drobniejsze. Weźmy na przykład słowo „lek”: jeśli dodamy do niego fenom „arz”, mówimy słuchaczowi, że chodzi nam o kogoś, kto używa leków, czyli leczy. Jeśli do „lek” dodamy fenom „i”, otrzymujemy liczbę mnogą. Ale żeby sprawy skomplikować, „leczyć” w zależności od konfiguracji z innymi dźwiękami ma także różne znaczenia, gdyż można „leczyć się” albo „leczyć kogoś”, można „wyleczyć”, co oznacza czynność zakończoną i dokonaną. A potem dochodzi odmiana, czasy, wyrażanie stanów emocjonalnych intonacją czy formą gramatyczną i cała masa innych umownych kwestii składających się na prawdziwy język stosowany w praktyce.

Zrobiła przerwę, by skomplikowane wyjaśnienia dotarły do słuchaczek. Podjęła wypowiedź dopiero, gdy po dłuższej chwili Miranda pokiwała głową.

— Poza tym nadal w pełni wykształcony język nie jest jedyną formą porozumiewania się. Wiadomo na przykład, że treecaty używają pewnych sygnałów dźwiękowych, ale to nie jest równoznaczne z wykształceniem języka. Na przykład jeśli wrzasnę, bo zaatakowała mnie hexapuma, będzie to sygnał i najprawdopodobniej każdy, kto go usłyszy, będzie wiedział, że jestem z czegoś bardzo niezadowolona, nastąpiło to nagle i boję się, ale nic więcej, bo sygnał jest prosty i prymitywny. To nie jest język. Podstawowy problem stanowi to, że treecaty najprawdopodobniej nie używają języka w naszym rozumieniu tego słowa. Z wyjaśnień księżnej Harrington dotyczących jej więzi z Nimitzem wynika, że racje mieli zwolennicy teorii, iż treecaty są telepatami, a nie tylko empatami. Potwierdzają to zresztą jednoznacznie testy przeprowadzone w ostatnich miesiącach przez doktora Brewstera i jego zespół. Niestety my nie jesteśmy telepatami i nie mamy bladego pojęcia, jak wygląda porozumiewanie się dwóch umysłów bezpośrednio, bez konieczności użycia języka mówionego. W mojej opinii treecaty nie wykształciły w ogóle języka, do czego my byliśmy zmuszeni, i jeśli mam rację, to będzie główny problem.

— Bo nie będą miały pojęcia, czego próbujemy je nauczyć? — spytała Miranda.

Arif przytaknęła i wyjaśniła:

— Ludzie i wszystkie jak dotąd napotkane rasy inteligentne używały jakiegoś języka. To znaczy, że każdy, kogo lub od kogo próbowaliśmy się nauczyć języka, rozumiał, o co chodzi, i w najgorszym wypadku mieliśmy wspólne, najbardziej podstawowe koncepcje i narzędzia. Treecaty najprawdopodobniej ich nie posiadają, więc będą musiały je stworzyć, co jest cofnięciem się w rozwoju i choćby dlatego jest bardzo trudne. Na dodatek aby mogły to zrobić, trzeba im to będzie wytłumaczyć, a nie bardzo wiem, jak można to zrobić w przypadku kogoś, kto nigdy o czymś podobnym nie słyszał i nigdy tego nie potrzebował.

— Rozumiem, o co pani chodzi, ale sądzę, że niepotrzebnie i na wyrost się pani martwi — odezwała się Honor dotąd w milczeniu słuchająca wywodu. — Każdy adoptowany wie, że treecat rozumie, co się do niego mówi.

— Przepraszam, milady, ale akurat tej pewności nie mamy. Przyznaję, że istnieją mocne poszlaki, że tak jest, ale nie ma dowodu, bo nie zdołano z nimi nawiązać dwustronnego kontaktu.

— Zdołano — powiedziała Honor spokojnie, lecz stanowczo. — Konkretnie Nimitz i ja zdołaliśmy. Nie przy użyciu słów naturalnie i nie stałam się telepatką, jeśli o to chodzi, ale wiem, kiedy mnie rozumie. Zapewniam. Ogłupienie jest bardzo specyficzną emocją i trudno ją pomylić z inną. Czasami muszę starannie dobierać słowa, zwłaszcza gdy mowa o sprawach, z którymi treecaty dotąd się nie zetknęły albo nad którymi nie musiały się wcześniej zastanawiać, jak na przykład zatrucie ciężkimi pierwiastkami. Zazwyczaj jednak pojmuje mnie przynajmniej tak dobrze i szybko jak przeciętny dorosły człowiek.

— Nie twierdzę, że tak nie jest, milady. Ani że tak jest. Mówię tylko, że nie możemy tego dowieść… jeszcze. Mam nadzieję, że ma pani rację, ale jest jeszcze jedna kwestia. Pani więź z Nimitzem jest unikalna, przynajmniej z tego co wiemy. Jest więc możliwe, że to dzięki niej tak dobrze się komunikujecie, bo on odbiera nie tylko pani słowa, ale i towarzyszące im myśli. Być może tak jest zresztą w przypadku wszystkich treecatów. Myśląc, ludzie zwyczajowo posługują się podobnymi zasadami, co mówiąc, bo to pomaga uporządkować proces myślowy, a poza tym są przyzwyczajeni do otrzymywania w ten sposób informacji. Możliwe jest więc, że gdy układamy sobie słowo, by je wypowiedzieć do treecata, słyszy on psychiczną organizację stojącą za tymi słowami, czyli odbiera ich znaczenie zarówno za pomocą uszu, jak i umysłu.

— To jest możliwe… — Honor zmarszczyła brwi, myśląc intensywnie. — Nigdy mi to nie przyszło do głowy, choć powinno… Wątpię, by tak było, ale nie mogę odrzucić takiej ewentualności.

— Jak już powiedziałam, mam nadzieję, że tak nie jest, bo Nimitz nie może nadawać telepatycznie, a więc Samantha nie byłaby w stanie słyszeć jego myśli wyjaśniających znaki, których go nauczymy. Prywatnie uważam, że treecaty zrozumieją, na czym opiera się ludzki język i co to w ogóle jest. Przynajmniej na poziomie podstawowym. Ale to tylko moje przekonanie i dopóki nie udowodnimy, że jest prawdziwe, nie mogę tego zakładać.

— To oczywiste — zgodziła się z namysłem Honor.

Miranda przytaknęła bez słowa.

— Prawdę mówiąc, byłabym zaskoczona, gdyby okazało się, że nie zrozumiały, co to takiego język mówiony dodała Arif. — Wiem, że właśnie skończyłam dowodzić, iż telepaci nie potrzebują takiego sposobu komunikacji, więc teoretycznie nie powinni być w stanie tego pojąć, ale treecaty są z nami tak długo, że musiało do nich dotrzeć, w jaki sposób się porozumiewamy. Co więcej: słyszą nasze rozmowy, choć my nie słyszymy ich, a obserwują nas i słuchają od paruset lat standardowych. Na dodatek potrafią właściwie zinterpretować nasze emocje, toteż słuchając nas rozmawiających ze sobą czy też przemawiających do nich, równocześnie czują emocje towarzyszące słowom, czyli powinny wykształcić jakby parajęzyk. Fiaska poprzednich prób też nie muszą niczego dowodzić: ostatnia została podjęta ponad trzysta lat temu. Wtedy mogły jeszcze nie rozumieć, o co chodzi. Podejrzewam, że ponad wiek standardowy kontaktów z ludźmi był potrzebny, by w ogóle zdołały pojąć samą koncepcję języka. Biorąc jednak pod uwagę wyniki ostatnich testów, z których jasno wynika, że rację mieli zwolennicy teorii, iż treecaty są w pełni inteligentną, a nie tylko posiadającą świadomość rasą, oraz fakt, że chciały nauczyć się rozumieć ludzką mowę, sądzę, że istnieje duża szansa, że tego dokonały od czasu ostatniej próby nauczenia ich języka migowego. Zapewne nie przyszło im to łatwo, ale zdążyły uporać się z tym problemem.

— Też tak sądzę — przyznała Honor i przyjrzała się Nimitzowi. — Wiesz co, Stinker? Właśnie sobie pomyślałem, że w tej kwestii jest za dużo teorii, a za mało praktyki. Istnieje znacznie prostszy sposób, by dowiedzieć się prawdy. Chodź no tu na chwilę.

Nimitz bleeknął radośnie, zbliżył się do fotela i wskoczył na niego prawie tak zwinnie jak niegdyś. Machnął dumnie ogonem, wspiął się po Honor jak po drabinie i z jej ramienia przeskoczył na stół. Po czym ustawił się przed nią, usiadł prosto na tylnych łapach, przekrzywił głowę i zastrzygł uszami, przyglądając się jej uważnie.

— Sądzę, że zaraz możemy ustalić to co najważniejsze — oceniła Honor z krzywym uśmiechem, teraz już prawdziwym, a nie spowodowanym paraliżem, i przeniosła spojrzenie z doktor Arif na Nimitza. — Rozumiesz nas, gdy do ciebie mówimy, Stinker?

Przez moment w pokoju panowała absolutna cisza, gdyż obecne wstrzymały oddech, przyglądając się uważnie Nimitzowi. Ten bleeknął cicho i ostentacyjnie potwierdził ruchem głowy. Ruch ten był tak wolny i celowy, że nie mogło być żadnych wątpliwości, że jest to odpowiedź na pytanie.

Honor głośno wypuściła powietrze z płuc, spojrzała na Arif i uniosła pytająco brwi.

Ta przyglądała się z namysłem Nimitzowi przez parę sekund, a potem powiedziała cicho:

— Nimitz?

Zapytany odwrócił się ku niej.

— Rozumiesz mnie, kiedy do ciebie mówię? — spytała.

Nimitz znów powoli i wyraźnie kiwnął łbem.

— Rozumiesz słowa, które słyszysz, a nie tylko związane z nimi myśli?

Kolejne potwierdzenie.

— I oboje z Samanthą rozumiecie, że będę próbowała nauczyć ciebie i księżnę Harrington rozmawiać bez słów z ludźmi i ze sobą nawzajem? Nimitz potwierdził, że rozumie.

Arif opadła na oparcie fotela. Jej oczy pałały.

— Co prawda nie jest to do końca dowód niepodważalny, milady, gdyż taki otrzymamy dopiero, kiedy odpowiedzi nie będą ograniczone do potwierdzania i zaprzeczania, ale sądzę, że ma pani rację — powiedziała z ulgą. — Myślę, że one naprawdę rozumieją mówiony angielski. Nie wiem jeszcze, na ile dobrze i ile informacji ginie w trakcie przekazu, ale Nimitz udowodnił właśnie, że podstawowe kwestie pojmuje. A dzięki temu będę miała ogromnie ułatwione zadanie, ponieważ wiem, że muszę jedynie opracować słownik. Pani matka się nie myliła: język migowy jest najlepszy jako materiał wyjściowy. A to dopiero początek.

Honor przyjrzała się jej podejrzliwie, słysząc ostatnie zdanie, i spytała:

— Początek czego?

Arif wyszczerzyła radośnie zęby.

— Cóż, jeśli mam rację i treecaty rozumieją ludzki język, opracowanie słownika i nauczenie obu stron mowy znaków, że się tak wyrażę, nie powinno sprawić większych trudności. Natomiast w takiej sytuacji każdy językoznawca musi zadać sobie oczywiste wręcz pytanie. Skoro treecaty zrozumiały, co to takiego język mówiony, to czy zdołają zrozumieć, co to język pisany. Wynaleźliśmy go po to, by zapisywać symbole, czyli dźwięki używane w języku mówionym. One tego z oczywistych powodów nigdy nie potrzebowały, ale to nie znaczy, że nie wymyśliły jakiegoś sposobu zapisu tego, czego używają tak jak ludzie słów. Z pani opowieści — i nie tylko z nich — wynika, że treecaty tworzą w pełni rozwinięte społeczeństwo mające poczucie ciągłości, a więc musiały wynaleźć jakiś odpowiednik naszego pisma, by utrwalać i przekazywać swą historię. Podejrzewam, że to telepatyczna odmiana opowiadanych historii, których ludzie uczyli się na pamięć w czasach przed wynalezieniem pisma. Choć mam poważne podejrzenia, że to coś więcej, ale nie w tym rzecz. Nauczenie ich czytania i pisania będzie znacznie trudniejsze, bo najpierw wymagać będzie od nich zrozumienia, że „mapa to teren”. Jeżeli to zdołają pojąć, reszta będzie prosta…

— Jeśli się uda, możliwości porozumiewania się z nimi zyskają zupełnie nowy wymiar — powiedziała cicho Honor.

Arif przytaknęła i spojrzała na Nimitza błyszczącymi oczyma.

— Tylko nieliczni lingwiści mieli okazję doświadczyć porozumiewania się z istotami obcymi — powiedziała poważnie i nieomal z szacunkiem. — Ja miałam już taką okazję na Medusie. Teraz dzięki pani mam niepowtarzalną szansę dokonać tego powtórnie. Obiecuję, że jeśli jest to wykonalne, zrobię to!

Загрузка...