Rozdział XLV

— Tak więc gdy tylko zładujemy ostatnie zasobniki na Nestora i Nicatora, będziemy gotowi do podjęcia ofensywy poinformowała zebranych kapitan Granston-Henley. — Admirał White Haven zdecydował się zacząć od planu Sheridan Jeden, który, jak wiecie…

Urwała, gdyż komandor McTierney, oficer łącznościowy White Havena nagle podskoczyła, przycisnęła dłoń do ucha, w którym znajdowała się słuchawka ustawiona na częstotliwość zewnętrznej łączności pomostu flagowego, i nim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, zaczęła blednąc w oczach.

Przez moment siedziała nieruchomo, po czym nadusiła klawisz na wmontowanej w stół klawiaturze i poleciła:

— Powtórzyć! Pełną wersję!

Przez kilka minut słuchała i widać było, jak zapada się w sobie. Potem potrząsnęła głową i spojrzała na White Havena, a w jej oczach pojawiły się łzy.

— Co się stało, Cindy? — spytał łagodnie.

Oblizała wargi i wykrztusiła:

— Wiadomość priorytetowa z Admiralicji via Trevor Star, sir. Kurier dopiero wyszedł z nadprzestrzeni i nawiązał łączność z pomostem flagowym. Wiadomość brzmi: premier i sekretarz spraw zagranicznych nie żyją!

— Co?! — Hamish Alexander zerwał się z fotela.

McTierney przytaknęła i wykrztusiła nieszczęśliwym głosem:

— Wiadomość została wysłana, gdy tylko dowiedziano się, co zaszło, sir. Nie wiemy jeszcze wszystkiego, ale wygląda na to, że ci z Masady jakimś cudem dostali w swoje ręce jakieś supernowoczesne rakiety o niezwykle skutecznym maskowaniu elektronicznym, przemycili je do systemu Yeltsin i zdołali odpalić z niewielkiej odległości do Grayson One i Queen Adrienne. Wywiad nadal próbuje ustalić, co to było… rakiety miały głowice nuklearne i same naprowadzały się na cel. Księżna Harrington przechwyciła kierującą się na Grayson One ekranem swojego statku, ale druga trafiła… Nikt nie przeżył, sir. Na pokładzie Queen Adrienne znajdowali się premier, earl Gold Peak, kanclerz Prestwick i Hodges. Królowa i Protektor przebywali na Grayson One. Gdyby księżna Harrington nie…

Głos jej się załamał i umilkła.

White Haven pokiwał głową.

— A księżna Harrington? — spytał, starając się mówić normalnie i wiedząc, że mu się to nie udało.

Pozostało tylko mieć nadzieję, że zszokowani obecni tego nie zauważą.

— Przeżyła, sir. Jej statek doznał poważnych uszkodzeń, ale ona sama jest cała i zdrowa.

Przez salę przetoczyło się wyraźne westchnienie ulgi.

— Dzięki Testerowi! — powiedział Judah Yanakov.

White Haven ponownie kiwnął głową. Radość i ulga, że Honor żyje, pomogły mu wytrzymać wstrząs wywołany niemiłą wiadomością. Teraz zamknął oczy i zmusił się do w miarę chłodnego przeanalizowania sytuacji.

Wokół rozbrzmiał gwar przyciszonych rozmów, ale nikt nie odezwał się bezpośrednio do niego. Wszyscy wiedzieli, że potrzebuje spokoju, bo czekali, by powiedział im, co to znaczy i co mają teraz robić. W końcu to on był dowódcą Ósmej Floty. Bez wątpienia był najlepiej z obecnych poinformowany o mocnych i słabych stronach rządu Cromarty’ego, jako że jego brat był ministrem skarbu. Zgodnie z długoletnią tradycją osoba zajmująca to stanowisko była nie tylko drugim w hierarchii ważności członkiem rządu, ale na wypadek śmierci czy długotrwałej niedyspozycji premiera przejmowała jego obowiązki.

Tak jednakże działo się w normalnych warunkach, a obecne były zdecydowanie nienormalne. I jeśli Willie, mówiąc o równowadze sił w Izbie Lordów, miał rację, a z zasady w takich kwestiach nie popełniał błędów…

To przyszłość rysowała się w sposób zgoła przerażający.


* * *

— Wasza Wysokość, przyszli hrabina New Kiev, lady Descroix i baron High Ridge.

Elżbieta III podziękowała służącemu skinieniem głowy i dała znak, by wprowadził do jej gabinetu przywódców opozycji. Jej brązowe oczy miały twardy wyraz i były podkrążone. Straciła kochanego stryja, kuzyna i premiera, który pod wieloma względami zastępował jej ojca. Dręczył ją tylko smutek i żal, ale też świadomość, w jaki chaos wewnętrzny i nie tylko wtrąciła Królestwo Manticore śmierć Allena Summervale’a. Będąca równocześnie powodem przybycia „gości”.

Ponieważ w pełni zdawała sobie sprawę, o jaką stawkę toczy się gra, za wszelką cenę próbowała panować nad sobą i nie dać się ponieść emocjom. Zdołała nawet uśmiechnąć się na powitanie, ale tego, by przyjrzeć się wchodzącym w nowym świetle, jakby ich nie znała, już nie zdołała. Nieformalne miejsce spotkania, które celowo wybrała, także nie pomogło.

Michael Janvier, baron High Ridge, był wysoki, chudy i z wyglądu przypominał pająka, jak długo nie spojrzało się w jego zimne oczka i nie zauważyło fałszywego uśmieszku, gdyż te dwie rzeczy nieodmiennie kojarzyły się Elżbiecie z sępem albo innym ścierwojadem. Częściowo jej niechęć brała się z faktu, że był przywódcą Zjednoczenia Konserwatywnego, ale głównym powodem były cechy jego charakteru: izolacjonizm, nietolerancja, zaślepienie i wszechobecny egoizm doprawiony żądzą władzy za wszelką cenę. Siedzący na jej ramieniu Ariel trząsł się wręcz, czując jej żal i smutek z jednej strony, a jego radość z drugiej. W tej chwili rzeczą, której Elżbieta pragnęła najbardziej na świecie, było własnoręczne zaduszenie tępego arystokraty.

Towarzyszące mu kobiety sprawiały sympatyczniejsze wrażenie, przynajmniej wizualnie.

Lady Elaine Descroix wraz z kuzynem, earlem Gray Hill, przewodziła Partii Postępowej. Była drobnej budowy — miała ledwie 150 cm wzrostu, ciemne włosy i oczy oraz słodką, stale uśmiechniętą buźkę. Ci, którzy pierwszy raz spotykali kuzynostwo, z reguły dochodzili do wniosku, że ważniejszy jest earl Gray Hill. Był to całkowicie błędny wniosek — dominującym partnerem i rzeczywistym przywódcą postępowców była Descroix. W opinii wielu obserwatorów jeszcze bardziej amoralna i żądna władzy niż High Ridge. Im dłużej trwała wojna, tym bardziej stawała się zdesperowana, gdyż pozycja jej partii w Izbie Gmin przez cały czas ulegała osłabieniu. High Ridge nie miał tego problemu, jako że jego partia nie miała w Izbie Gmin ani jednego reprezentanta.

Maria Turner, hrabina New Kiev, wzrostem prawie dorównywała baronowi. Była zgrabną i atrakcyjną kobietą o długich, kasztanowych włosach, zawsze starannie ufryzowanych. Jej błękitne oczy płonęły takim samym blaskiem jak jego i nie trzeba było być empatą, by wiedzieć, że z równą co pozostali niecierpliwością czeka, by dorwać się do władzy, tylko lepiej to maskuje.

W jej przypadku wady charakteru, nie aż tak wielkie jak u towarzyszy, uzupełnione były zaciekłością ideologiczną. Istniało niewiele osób, z którymi miałaby mniej wspólnego niż baron High Ridge, ale ostatnia dekada połączyła ich. Powód był jeden — mimo różnic ideologicznych i różnych ostatecznych celów partii, którym przewodzili, oboje nienawidzili centrystów, a szczególnie księcia Cromarty’ego. A cała trójka aż za dobrze zdawała sobie sprawę z pozycji swoich partii, a więc i swoich własnych. Od wybuchu wojny traciły one na popularności, liczebności i znaczeniu. Elżbieta wiedziała, że już dawno uzgodnili podział foteli w rządzie, gdyby jakimś cudem udało im się go utworzyć. Koalicja ta nie mogłaby oczywiście długo przetrwać, gdyż w zbyt wielu kwestiach, i to fundamentalnych, ich stanowiska były diametralnie różne. Ale przez rok standardowy lub dwa byli w stanie rządzić razem i nie skoczyć sobie do gardeł, a ten właśnie okres był w tej chwili kluczowy.

— Wasza Wysokość — wymamrotał High Ridge, ujmując wyciągniętą dłoń Elżbiety. — Proszę mi pozwolić wyrazić w imieniu Zjednoczenia Konserwatywnego głęboki żal z powodu straty, jaką poniosła osobiście Wasza Wysokość i całe Królestwo.

— Dziękuję, milordzie. — Królowa próbowała mówić normalnie, jakby nie słyszała fałszu, którym dosłownie ociekały jego słowa. I podała rękę Descroix.

— Straszliwa tragedia, Wasza Wysokość. Straszliwa — wykrztusiła ta i posłała Królowej jeden ze swych opatentowanych uśmiechów: ten na smutne okazje.

Elżbieta kiwnęła głową i wyciągnęła rękę do New Kiev.

— Wasza Wysokość — sopran hrabiny był chłodniejszy i smutniejszy niż głosy jej towarzyszy, a w oczach widać było autentyczny żal. — Partia Liberalna także chciałaby wyrazić swój smutek z powodu tego nieszczęścia. Zwłaszcza zaś śmierci earla Gold Peak. On i ja nie zgadzaliśmy się w wielu kwestiach politycznych, ale był uczciwym i honorowym człowiekiem, którego uważałam za przyjaciela. Będzie mi go brakowało.

— Dziękuję. — Elżbieta uśmiechnęła się słabo, wiedząc, że przynajmniej te słowa były szczere. — Gwiezdnemu Królestwu będzie brakowało zarówno mego stryja, jak i księcia Cromarty’ego.

— Z pewnością, Wasza Wysokość — zgodziła się New Kiev, ale smutek w jej oczach ustąpił złości na samo wspomnienie Cromartyego.

— Z pewnością wiecie, dlaczego chciałam się z wami zobaczyć. — Elżbieta wskazała im fotele i sama usiadła.

— Sadzę, że tak, Wasza Wysokość — potwierdził High Ridge.

Descroix przytaknęła bez słowa.

Natomiast Elżbieta obserwowała hrabinę, jako że tylko z nią wiązała niewielkie nadzieje. Rozwiały się one, gdy New Kiev skinęła głową i także się nie odezwała. Jeśli High Ridge będzie się wypowiadał w imieniu całej trójki, szansę przemówienia im do rozsądku z minimalnych spadną praktycznie do zera.

— Zakładam, że Wasza Wysokość chciała z nami pomówić na temat tworzenia nowego rządu — dodał baron.

— Tak — potwierdziła Królowa i zdecydowała się wziąć byka za rogi. — Szczególnie zaś chciałam przedyskutować sytuację w Izbie Lordów w związku z tym.

— Rozumiem. — High Ridge usiadł wygodniej, założył nogę na nogę i oparł łokcie na poręczach fotela, co umożliwiało mu stworzenie ze złączonych dłoni piramidki. Oparł na niej brodę, dzięki czemu mógł kiwać głową w stosownie pogrzebowy sposób. Najwyraźniej nie zamierzał ułatwić zadania Królowej. Oczy Elżbiety stwardniały, ale głos pozostał spokojny:

— Jak wszyscy wiecie, centryści i lojaliści Korony nie mają absolutnej większości w Izbie Lordów. Rząd posiadał większość jedynie dzięki poparciu ponad dwudziestu niezrzeszonych parów.

— Zgadza się — przytaknął High Ridge i przekrzywił głowę, jakby pytając, o co jej chodzi.

Elżbieta stłumiła ogarniającą ją złość — wiedziała, że baron mimo gęby pełnej frazesów o obowiązkach wynikających z faktu urodzenia był małym, egoistycznym sukinsynkiem, dla którego nikt i nic się nie liczyło. Natomiast nie sądziła dotąd, że jest także głupi… a tylko dureń mógł celowo irytować Królową Manticore.

— Przejdźmy do rzeczy — oznajmiła, przestając silić się na uprzejmość. — Wraz ze śmiercią Allena Summervale’a rząd stracił większość w Izbie Lordów. Wy to wiecie, ja to wiem. Poparcie lordów niezrzeszonych w większości było efektem jego prywatnych stosunków z premierem. Lord Alexander, logiczny jego następca, nie posiada aż tak dobrych znajomości wśród nich. Nie wszyscy poparliby rząd, którym by kierował. Nie dysponuje więc większością w Izbie Lordów, toteż nie może utworzyć rządu, gdyż taki jest wymóg konstytucyjny.

— Zgadza się, Wasza Wysokość — wymamrotał High Ridge.

Elżbieta bardziej poczuła, niż usłyszała reakcję Ariela na jego emocje: był to cichutki, ledwie dla niej słyszalny warkot pełen wściekłej furii.

— Nie jest to odpowiednia chwila, by sparaliżować Królestwo walką o władzę — oznajmiła, nie dając niczego po sobie poznać. — Dlatego zaprosiłam was jako przywódców opozycji, by poprosić o poparcie. Jako wasza Królowa proszę, byście wzięli pod uwagę sytuację wynikającą z ostatnich wydarzeń na froncie i zgodzili się utworzyć rząd koalicyjny z lordem Alexandrem jako premierem na okres trwania konfliktu zbrojnego.

— Wasza Wysokość — High Ridge odezwał się nieco za szybko, by mogła to być spontaniczna reakcja na jej prośbę — jest mi…

— To nie będzie długi okres — przerwała mu Elżbieta, wpatrując się w hrabinę New Kiev. — Tak Admiralicja, jak i moi cywilni analitycy są zgodni, że przy utrzymaniu obecnego tempa natarcia i przewagi technicznej, a nic nie wskazuje, byśmy mieli ją stracić, wojna zostanie zakończona w ciągu najbliższych sześciu, góra dziewięciu miesięcy. Wszystko, o co proszę, to abyście poparli obecny rząd i jego politykę przez ten czas, abyśmy mogli wygrać tę wojnę, a zwycięstwo jest już w naszym zasięgu.

— Wasza Wysokość — oznajmił High Ridge tonem nauczyciela, który nareszcie dorwał się do głosu po wyjątkowo pyskatym uczniu. — Bardzo mi przykro, ale to niemożliwe. Istniało zbyt dużo fundamentalnych niezgodności tak co do zasad, jak i szczegółów politycznych między opozycją a rządem Cromarty’ego, lord Alexander zaś zawsze popierał stronę rządową. Jakakolwiek współpraca z kierowanym przez niego rządem nie wchodzi w grę. Nawet gdybym zgodził się zaproponować takie czasowe rozwiązanie na spotkaniu z członkami partii, co najmniej połowa zaprotestuje.

— Baronie High Ridge, mam naprawdę duże zaufanie do pańskiej siły perswazji — Elżbieta pokazała zęby w grymasie, który jedynie przy dużej dozie dobrej woli dałoby się uznać za uśmiech. — Jestem pewna, że gdyby się pan naprawdę postarał, przekonałby pan całe Zjednoczenie Konserwatywne, by poparło pana jak jeden mąż.

High Ridge drgnął, bo jej ton dotarł nawet do jego zakutego łba. Dyscyplina partyjna panująca w Zgromadzeniu Konserwatywnym była wręcz legendarna i wszyscy dobrze wiedzieli, że każdy jego członek głosuje dokładnie tak, jak High Ridge mu każe. Najwyraźniej jednak nie spodziewał się, że Królowa zareaguje choćby oględnie na jego kłamliwą wymówkę. Zapanował jednak nad sobą naprawdę szybko, i unosząc dłonie w przepraszającym geście, powtórzył:

— Przykro mi, Wasza Wysokość, ale niemożliwe jest, by Zjednoczenie Konserwatywne poparło rząd koalicyjny lorda Alexandra. To kwestia pryncypiów.

— Rozumiem — powiedziała chłodno Królowa i przez długą chwilę przyglądała mu się, nim przeniosła wzrok na lady Descroix. — A postępowcy, milady?

— Och, Boże — westchnęła zapytana i potrząsnęła głową. — Naprawdę chciałabym, ale obawiam się, że to niemożliwe, Wasza Wysokość. Zupełnie niemożliwe.

Elżbieta jedynie kiwnęła głową i spojrzała na New Kiev.

Ta skrzywiła się, ale nie opuściła wzroku.

— Obawiam się, Wasza Wysokość, że Partia Liberalna także nie będzie w stanie poprzeć rządu lorda Alexandra — oznajmiła.

Wzrok Elżbiety stał się lodowaty, podobnie jak atmosfera w pokoju. New Kiev wyraźnie czuła się nieswojo, natomiast High Ridge zachował całkowity spokój i obojętność, a Descroix skupiła cały wysiłek na tym, by wyglądać na małą i bezradną.

— Poprosiłam was jako wasza monarchini, abyście spełnili moją prośbę w imię bezpieczeństwa Gwiezdnego Królestwa Manticore, do czego mam pełne prawo — oświadczyła zimnym tonem Królowa. — Nie prosiłam was, byście wyrzekli się jakichkolwiek zasad czy poparli lub udali, że popieracie jakąkolwiek ideologię obraźliwą dla was czy dla programu partii, które reprezentujecie. Poprosiłam, abyście wznieśli się ponad partykularne interesy partyjne i prywatne wszystkich partii, dodam dla ścisłości, nie tylko każdy swojej, i dowiedli, że jesteście godni być politykami w tym historycznym momencie.

Przerwała, czekając na reakcję, ale nie doczekała się żadnej.

Czuła narastającą furię, ale po raz ostatni spróbowała doprowadzić do kompromisu.

— Bardzo dobrze, w takim razie wyłóżmy karty na stół. Doskonale rozumiem, że wasze trzy partie posiadają odpowiednią liczbę głosów w Izbie Lordów, by przy lordach niezrzeszonych wstrzymujących się od głosu utworzyć rząd. Zdaję sobie także sprawę, że we trójkę kontrolujecie wystarczającą liczbę głosów, by uniemożliwić lordowi Alexandrowi utworzenie rządu, mimo iż centryści i lojaliści Korony mają ponaddwudziestoprocentową przewagę w Izbie Gmin. I znam powody, prawdziwe powody, dla których nie chcecie sformowania rządu koalicyjnego.

Znów umilkła, dając im okazję do zaprzeczenia temu, co właśnie oględnie stwierdziła, czyli temu, że wszystkie przemowy o pryncypiach były zwykłym kłamstwem. Ponownie żadne z nich się nie odważyło i przez twarz Elżbiety przemknął pogardliwy grymas.

— Jestem też w pełni świadoma, jak wyglądają realia i poziom partyjnej polityki w Królestwie oraz polityczne ambicje przywódców partii politycznych — dodała. — Miałam jednak nadzieję, że okażecie się zdolni wznieść ponad ten poziom choćby na krótko, gdyż chwila jest naprawdę ważna i zaprzepaszczona okazja może tak szybko się nie powtórzyć. Nie mogę was do niczego zmusić i wiecie o tym. Ja zaś zdaję sobie sprawę, że przedłużająca się walka między Koroną a większościową opozycją w Izbie Lordów wywrze katastrofalne skutki na przebieg działań wojennych. A w przeciwieństwie do was nie mogę pozwolić sobie na ignorowanie obowiązków wobec Królestwa i jego obywateli w imię prywatnych interesów i krótkowzrocznych zagrywek politycznych, w których ambicje są ważniejsze od racji stanu.

Nie ukrywała pogardy i hrabina New Kiev poczerwieniała niczym burak. Ale nie przejawiła ochoty opuszczenia sprzymierzeńców, z którymi przyszła.

— Pragnęłabym tylko wam przypomnieć, że jak mocne nie byłoby w tej chwili przymierze między wami, nie potrwa ono zbyt długo, gdyż dzielą was zbyt fundamentalne i zbyt poważne różnice zdań w zbyt wielu kwestiach — dodała Królowa z lodowatym spokojem w głosie, w którym nie było już żadnych uczuć. — Możecie wykorzystać okazję i zignorować moją prośbę, ale zrobicie to na własną zgubę. Wasza unia się skończy… a Korona nadal będzie istnieć.

Zapadła martwa cisza, którą przerwał dopiero bardziej niż wstrząśnięty High Ridge.

— To groźba, Wasza Wysokość?

— Przypomnienie, milordzie. Przypomnienie, że Dom Winton zna swych przyjaciół i nie tylko przyjaciół. My, Wintonowie, mamy dobrą i długą pamięć, baronie. Jeżeli naprawdę chce pan mieć we mnie wroga, to się da zrobić, ale radziłabym się wcześniej dobrze zastanowić.

— Zaraz! Nie można tak po prostu grozić parom Królestwa! Nawet jeśli się jest Królową! — High Ridge przestał udawać, najwyraźniej dopiekła mu do żywego. — My też mamy swoje prawnie określone miejsca i zadania w rządzeniu Królestwem. Nasza zbiorowa opinia ma przynajmniej taką samą wagę jak pojedynczej osoby, nawet najważniejszej. Jesteś naszą Królową i jako twoi poddani mamy obowiązek cię wysłuchać oraz wziąć pod uwagę twój punkt widzenia, ale to nie znaczy, że musimy ci ustępować. Nie jesteśmy niewolnikami i będziemy czynić tak, jak uznamy za najlepsze zarówno w kwestiach wewnętrznych, jak i zagranicznych. Jeśli przez to dojdzie do rozłamu z Koroną, to nie nastąpi to z naszej winy.

— Ta audiencja jest zakończona! — oznajmiła Elżbieta, III wstając. Była zbyt wściekła, by dostrzec szok całej trójki spowodowany złamaniem przez nią wszystkich przewidzianych na taką okazję zasad protokołu.

— Nie zdołam was powstrzymać przed utworzeniem rządu, więc do jutrzejszego popołudnia chcę dostać pełne listy ministrów. Wiem, że już dawno podzieliliście stołki. Zajmę się nią natychmiast, nie ma obawy. A wy troje dobrze zapamiętajcie ten dzień. Nie jestem dyktatorem i nie będę postępowała jak dyktatorka tylko dlatego, że jesteście bandą egoistycznych durniów, którzy poza czubkiem własnego nosa niczego nie są w stanie dostrzec, a dla dorwania się do władzy zrobiliby wszystko. Żeby rozprawić się z takimi jak wy, nie potrzeba dyktatora. A daję wam słowo, że nadejdzie dzień, w którym wszyscy pożałujecie tego, co dziś zrobiliście.

Po czym obróciła się na pięcie i wymaszerowała z gabinetu.

Загрузка...