Diana poczuła, że jest bardziej przestraszona niż podniecona, ale posłuchała wezwania. Kiedy znalazła się w pobliżu łóżka, markiz chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie. Patrzył na kwiaty, które się wciąż trzymały między jej piersiami.
Dopiero, gdy poczuła jego bliskość, znowu odezwało się pożądanie. Rothgar również był podniecony, a ona nareszcie mogła go zaspokoić.
Tylko, czy znajdzie w sobie tyle odwagi?
– Jesteś piękna – szepnął, przesuwając wzrokiem po jej bujnych kształtach.
Zawsze wydawało jej się, że ma za duże piersi. Jednak płaski brzuch, wąska talia i rozłożyste biodra nie pozostawiały chyba wiele do życzenia. Nie mogła się tylko poszczycić takimi muskułami, jak Rothgar. Chociaż ramiona miała mocne, znacznie mocniejsze niż większość kobiet.
Jeśli zdobędzie się na odwagę…
Według broszury, którą otrzymała od Elf, nie ryzykowała zbyt wiele. Bliskość kolejnej niedyspozycji niemal gwarantowała bezpłodność. Niemal. W tych sprawach nie było nic pewnego. Ryzyko zawsze istniało.
– Cudowna! – dodał, przesuwając dłoń po jej boku. Dreszcz rozkoszy przeszył ciało Diany. Nie sądziła, że
może tak mocno zareagować na męski dotyk. Jednak Bey nie był też pierwszym lepszym mężczyzną.
Markiz pociągnął ją lekko ku sobie. Znowu się zawstydziła i spuściła wzrok. Usiadła jednak na łóżku koło niego. Po chwili poczuła pocałunek na szyi, a następnie delikatne dotknięcie jego dłoni. Rothgard ujął od tyłu piersi Diany i zaczął je pieścić.
– Ach! – westchnęła, czując, że sutki stwardniały jej niczym kamyki.
Położył ją na łóżku i przesunąwszy się usiadł obok. Ich oczy spotkały się na chwilę. Jego skrzyły się pożądaniem. Natomiast w zieleni jej oczu kryła się jeszcze obawa i niepewność. Jednak ciało Diany mówiło co innego. Jej ramiona, piersi, łagodne zaokrąglenia bioder mówiły: „Bierz nas".
Rothgar pochylił się znowu. Wystarczyło, że dotknął ustami jednego z sutków, a znowu jęknęła z rozkoszy.
– To niesprawiedliwe! – poskarżyła się. Przesunął wargi nieco wyżej.
– Chcesz, żebym przestał?
– Nigdy. I to właśnie jest niesprawiedliwe – wyjaśniła, prężąc się z rozkoszy.
Znowu pocałował jej pierś.
– To jedna z tych pieszczot, które nie smakują w samotności – stwierdził.
Diana raz jeszcze poczerwieniała na całej twarzy. Czyżby odgadł, że praktykowała od czasu do czasu autoerotyzm, o którym przeczytała w jednej ze swoich książek? Teraz, kiedy miała porównanie, zrozumiała, że nic nie może się równać z pieszczotami Rothgara.
– Mężczyźni też mogą mieć z tym problem – rzuciła. -To znaczy, z samotnością.
Zajrzał jej głęboko w oczy.
– Uwielbiam oczytane kobiety. Zwłaszcza, kiedy są tak piękne i… nagie.
Znowu wyprężyła się w oczekiwaniu na kolejną pieszczotę. Tymczasem Rothgar sięgnął tylko po jeden z kwiatów, które wciąż trzymały się między piersiami Diany. Wziął go w dłoń i zaczął przesuwać po jej drżącym ciele. Nawet nie przypuszczała, że zrobi to na niej aż takie wrażenie. Niemal przestała oddychać, kiedy poczuła na ciele delikatne płatki, które przesuwały się wolno w dół.
– Och! – westchnęła ponownie.
I właśnie wtedy Rothgar poniechał pieszczoty. Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła, że pochyla się nad nią z poważną miną.
– Musisz podjąć decyzję – powiedział. – Czy chcesz ryzykować?
Od razu pomyślała, że chyba powinna poprzestać na tym, co było dotąd. Zrobiło jej się jednak żal tych niezwykłych, cudownych doznań.
– A czy będziesz w stanie się wycofać? – spytała po krótkiej wewnętrznej walce.
– Mogę spróbować. Ale tak naprawdę nigdy nie wiadomo, co się zdarzy, kiedy zawładnie mną pożądanie.
– Ja już jestem w jego mocy – wyznała. – Nigdy w życiu się tak nie czułam.
– To dopiero wstęp. Uwertura do prawdziwego dzieła -zapewnił ją.
Jeśli tak, to byłaby głupia, gdyby się wycofała. Nie może zrezygnować z czegoś, co zaczyna się tak… tak podniecająco. Z drugiej strony, może zakończyć się dosyć żałośnie dziecięcym krzykiem. Wiedziała już, że byłoby to nieszczęściem nie tylko dla niej, ale i dla Beya.
Nie wolno aż tak ryzykować.
– To spróbuj – westchnęła ledwie dosłyszalnie. Markiz posłuchał tego wezwania. W nim też krew aż
wrzała. Pochylił się nad nią, chcąc ponownie ucałować jej pierś, a ona zarzuciła mu ręce na szyję. Przyciągnęła go do siebie mocno. Ich nagie ciała zetknęły się po raz pierwszy. Było to dla niej wstrząsające doznanie, ale wydawało się, że Bey również nie panuje nad sobą. Całował ją i tulił. Po chwili przesunął Dianę nieco dalej na łóżko i położył się obok. Nie było to niestety tak wspaniałe łoże, jak w jej sypialni. Mieli mało miejsca i dlatego musieli do siebie przylgnąć. Tak to sobie przynajmniej tłumaczyła.
Zaczęło jej się wydawać, że przesadza z ostrożnością. Przecież nie może teraz zajść w ciążę. Nigdy nie znajdzie lepszego momentu na to, żeby kochać się z markizem.
Poczuła na swoim ciele jego wyprężoną męskość i rozchyliła ściśnięte dotąd uda.
Nie będzie lepszego momentu, powtórzyła w duchu.
Rothgar skorzystał z okazji i wsunął się między jej nogi. Poczuła wilgoć w intymnym miejscu. Wiedziała, że jest gotowa, by go przyjąć. Już nie potrafiła myśleć, roztrząsać argumentów za i przeciw. Krew pulsowała jej w skroniach. Przed oczami latały kolorowe punkty, jakby patrzyła w witraż.
– Jeszcze się mogę wycofać – dobiegło do niej wprost z nieba.
Nie, nie z nieba. Z góry. Rothgar dopiero chciał ją zabrać do nieba.
Diana poczuła, że łzy zaczynają jej spływać po twarzy. Były to jednak łzy szczęścia. Nigdy w życiu nie czuła tego, co teraz.
– Pocałuj mnie – poprosiła.
Ten pocałunek trwał długo, bardzo długo. Zawarła się w nim jakby cała historia ich poznania. Wzajemna fascynacja, walka, ale też i bardziej subtelne uczucia. Diana bała się je nazwać, chociaż chciała szeptać: „kochany, kochany".
Rothgar miał nadzieję, że hrabina wycofa się po tym pocałunku. Wmawiał sobie, że to pożegnanie, koniec. Czuł, że coraz bardziej pożąda Diany i że za chwilę nie będzie mógł się zatrzymać, choćby go o to błagała.
Wiedział, że może ją mieć w każdej chwili.
Nie chciał jej do niczego zmuszać.
To nie było do końca w jego stylu, ale też powtarzał sobie, ze Diana jest kimś wyjątkowym.
– Co dalej? – szepnął, unosząc się troszkę nad nią. Przyciągnęła go do siebie. Jej nogi rozsunęły się jeszcze
bardziej i uniosły w górę. Droga do rozkoszy stała otworem.
– Kochaj mnie, Bey. Nie mogłabym żyć, gdybyśmy nie skończyli tego, co zaczęliśmy…
Nie potrzebował dalszej zachęty. Diana zamknęła oczy i wygięła ciało w łuk, a on wszedł w nią jednym silnym pchnięciem.
– Aa!
Zatrzymał się na chwilę i spojrzał na nią z niepokojem.
– Mocno boli? Pokręciła głową.
– Nie przestawaj.
Rozkosz przytłumiła ból. Wkrótce zupełnie o nim zapomniała. Chciała tylko czuć Beya jak najpełniej. Chciała go poznać jak najlepiej. Tak jak ją zapewnił, pieszczoty stanowiły jedynie uwerturę do tego, co nastąpiło później. A on umiał cudownie grać na jej ciele. Wygrywał na nim gwałtowne wzloty i długie crescenda. Potrafił uderzyć forte, ale też piano, kiedy potrzebowała chwili odpoczynku. Nie wiedziała, jak długo się z nią kochał, ale mogło to być całe życie. Jej życie.
Przez chwilę zastanawiała się, czy nikt ich nie słyszy. Łóżko pod nimi trzeszczało, a oni sami jęczeli i krzyczeli z rozkoszy. W końcu stwierdziła, że jest jej wszystko jedno. Chciała żyć jedynie swoją miłością do markiza.
W końcu wszedł w nią po raz ostatni, a następnie opadł na poduszkę. Diana otworzyła oczy i westchnęła w pełni zaspokojona. Rothgar leżał obok, dysząc ciężko.
– Ale jesteś spocony i zmęczony – zdziwiła się, a potem spojrzała na siebie i stwierdziła, że jest w podobnym stanie.
– Nawet ja nie potrafię się kochać z zimną obojętnością -wydyszał.
– Z Mallorenami wszystko jest możliwe – powiedziała to, co sam jej parę razy powtarzał.
Zaśmiał się cicho i założył ręce za głowę. Nie sądziła, że może być aż tak zrelaksowany i naturalny.
– Zdarzało mi się uprawiać seks z wyrachowania z osobami pokroju pani de Couriac – przyznał. – Ale to nie znaczy, że się z nimi kochałem. Z tobą bym tak nie potrafił.
Kochać się?
Słowo „kochać" połaskotało ją mile, chociaż wiedziała, że chodzi o coś innego. Do tej pory nie rozmawiali o uczuciach. Domyślała się, że Rothgar wolałby tego uniknąć. Ale przed sobą mogła się już przyznać, że kocha Rothgara. I to nie tylko jako wspaniałego kochanka i niezwykle przystojnego mężczyznę. W ciągu tych paru dni miała okazję poznać go jako nieustraszonego rycerza i zręcznego polityka. Nawet, jeśli dopuszczał się fałszerstw, robił wszystko dla dobra kraju. Diana nie wątpiła w jego uczciwość i prawy charakter.
Kocham lorda Rothgara, pomyślała. I nigdy mu tego nie powiem.
Nie chciała obciążać go swoją miłością. Wiedziała, że ma inne zadania. Nigdy też przed nią nie krył, że nie myśli o małżeństwie. To, które jej zaproponował, było jedynie zręcznym wyjściem z sytuacji, zagrywką zupełnie w jego stylu.
Stwierdziła, że tym bardziej nie może dopuścić do tego związku.
Chciała jednak coś zrobić. Sama nie wiedziała, co.
Po krótkim namyśle zdjęła z palca pierścionek z szafirem. Pomyślała, że tak nawet będzie lepiej, z tym kamieniem niebieskim jak jego oczy. Wzięła dłoń markiza i sprawdziła, czy pasuje. Okazało się, że Bey ma palce niemal równie cienkie jak ona.
Czy domyśli się znaczenia tego gestu?
Spojrzał na pierścionek, a potem na nią. Coś jakby smutek pojawiło się w jego oczach. Wyciągnął dłoń do góry i przez chwilę patrzył na szafir, a potem pocałował ją w usta.
Diana bała się, że się rozpłacze. Dlatego wstała i ściągnąwszy prześcieradło z łóżka, rzuciła je do miski. Jutro zajmie się nim służba.
Poczuła coś dziwnego i spojrzała na swój brzuch.
– Jaka szkoda – powiedziała i wytarła go rąbkiem prześcieradła. Na kartce, którą dostała od Elf, też pojawiły się informacje na temat zakończenia aktu przed wytryskiem nasienia. Było to dodatkowe zabezpieczenie, ale Dianie, nie wiedzieć czemu, zrobiło się nagle przykro. Czuła się niepełna, niedowartościowana.
– Tak będzie lepiej – zapewnił ją.
– No tak, to jeszcze nie zimna obojętność, ale już racjonalne zachowanie.
Wyciągnął ręce, zapraszając ją do łóżka. Położyła się obok, chociaż goły siennik nie był już tak wygodny, jak wykrochmalone prześcieradło.
– Przestań – poprosił. – Ja też tego nie chciałem. Przysunęła się i wtuliła w jego ciało.
– Jeśli teraz zaszłam w ciążę, to będę mogła jedynie skarżyć się na ślepy los – zauważyła.
Markiz pokręcił głową.
– Powstrzymaj się ze skargami chociaż parę dni – zaproponował. – Nie sądzę, żeby cokolwiek mogło się stać. – Nie wiedzieć czemu te słowa wprawiły ją w jeszcze większe przygnębienie. Czy to możliwe, żeby żałowała straconej okazji? Czyżby naprawdę chciała dać Rothgarowi dziecko? To dziecko, którego nie chciał. Którego wręcz się obawiał!
Diana westchnęła, stwierdziwszy, że powinna być racjonalna. Tak, jak Bey. Tak, jak inni ludzie. W zasadzie niemal cały świat.
Miała wrażenie, że płynie gdzieś w łóżku. Że unosi się na falach, żeglując daleko, daleko. Musi się spieszyć, żeby zdążyć przed zmrokiem. Musi uważać.
Rothgar patrzył z uśmiechem na zasypiającą Dianę. Tyle jej chciał powiedzieć, ale wciąż nie mógł znaleźć odpowiednich słów. Teraz, kiedy położył jej głowę okoloną kasztanową aureolą na poduszce, Diana wyglądała jak anioł. Czy ma prawo brukać niebiańskie istoty? W tej chwili sprawiała też wrażenie osoby całkowicie zaspokojonej i odprężonej. Z całą pewnością potrzebowała odpoczynku po tak ciężkim dniu.
Podparł się łokciem i przez dłuższy czas patrzył na nią z góry. Na pełne usta i jasną cerę, która tak bardzo kontrastowała z jego karnacją. Liczył na to, że sen przyniesie Dianie ukojenie.
Widział jej zmagania wewnętrzne.
Bez trudu zrozumiał symbolikę pierścienia.
Co dalej?
To pytanie nie dawało mu spokoju. Gdyby Diana nie należała do osób, które naprawdę cenił, nie miałby z tym problemów. Ale już rok temu zaświtało mu, że może być kimś wyjątkowym. A teraz ocaliła mu życie i nie robiła przy tym żadnego hałasu, jakby to było coś zupełnie naturalnego. Większość kobiet, które znał, zemdlałaby już na początku strzelaniny.
Diana otarła się dzisiaj o śmierć i miłość. Dwie najpotężniejsze siły tego świata. Miał nadzieję, że nie wpłynie to źle na jej stan.
Wyglądała zresztą uroczo.
Nie, nie należała do osób, które by wpadały w histerię po zabiciu człowieka, czy utracie cnoty. Jest niezwykła. Niesamowita.
To aż dziwne, że uchowała się gdzieś na północy.
Przypomniał sobie ich wcześniejszy pocałunek, a potem to, co wydarzyło się w jego sypialni i raz jeszcze spojrzał z miłością na śpiącą. To niezwykłe, że oddała mu się z taką odwagą, chociaż nie miała żadnego doświadczenia. A jak cudownie się kochali! Poznał cieleśnie wiele kobiet, ale żadna, nawet Safona, nie potrafiła być tak namiętną kochanką.
Tylko, co dalej?
Nagle zdał sobie sprawę, że tuż obok leży ktoś dla niego ważny. Zastanawiał się, jak powinien nazwać Dianę. Nie była jego żoną. Nie chciał, żeby stała się kochanką. Więc może przyjaciółką albo towarzyszką?
Safona twierdziła, że nie potrafi żyć bez rodziny. Czy Diana mogłaby mu zastąpić rodzinę? A jeśli tak, to w jaki sposób? Jednego był pewny. Jeśli jest płodna, to choćby najbardziej uważali, prędzej czy później poczną dziecko.
Rothgar skrzywił się boleśnie.
Dopiero teraz zaczął rozumieć, że lepiej było zostawić Dianę w spokoju. Mógł przecież spić ją winem, żeby uspokoić jej skołatane nerwy, a później odnieść ją z powrotem do pokoju. Nie musiał korzystać z okazji.
Co dalej? Co dalej? Co dalej?
Najgorsze było to, że w całą historię wplątali się jeszcze Francuzi. Nie dbał o własne bezpieczeństwo, ale bał się o Dianę. Być może ten, który uciekł, dobrze ją sobie zapamiętał.
Pochylił się i pogłaskał głowę leżącej. Spała jak dziecko. Nawet jedna zmarszczka nie pojawiła się na jej czole. Usta miała pełne, jakby stworzone do pocałunków.
Nie, nie, wystarczy.
Wstał z łóżka i zaczął się ubierać. Potrzebował stroju, żeby chronił go przed własnymi żądzami. Naciągnął pończochy i włożył atłasowe spodnie, których troczki związał pod kolanami. Ścisnął je mocno również w pasie, włożywszy w nie uprzednio koszulę. Podróżny surdut dopełnił stroju.
Teraz on był ubrany, a ona naga. Ta świadomość nie podziałała na niego kojąco. Wciąż przecież mógł ją pieścić. Wciąż mógł na nią patrzeć. Przykryła się wprawdzie kołdrą, ale jej brzeg zsunął się, odsłaniając krągłą pierś.
Rothgar wstał i zaczął krążyć po pokoju. Na nogach miał tylko pończochy, żeby nie robić hałasu.
Usłyszał turkot na zewnątrz i wychylił się ostrożnie, żeby sprawdzić, czy to nie Francuzi. Okazało się, że to przybyły z Londynu jego posiłki. Będą więc mieli bezpieczną podróż. A jutro Diana spotka się z królową, a potem przeprowadzi się do jej części pałacu. Będą się widywać tylko w czasie oficjalnych spotkań.
Pewnie szybko o sobie zapomną.
Markiz odszedł od okna i spojrzał na śpiącą. Nagły skurcz wykrzywił mu twarz. Zrozumiał, że stanie się inaczej, nie zapomni o niej nigdy. Czas być może trochę uśmierzy ból. Ich życie potoczy się swoim torem.
W końcu pomyślał, że czas odpocząć. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie spocząć na podłodze. Nie miał jednak żadnych dodatkowych pledów. Po krótkim namyśle położył się więc w ubraniu obok Diany, która, jakby wyczuwając obecność Rothgara, obróciła się w jego kierunku i chwyciła go za rękę.
Trzymała mocno. Nie chciał się ruszać, żeby nie zbudzić Diany. Spała tak rozkosznie z rozchylonymi wargami. Z trudem się powstrzymał od pocałunku.