ROZDZIAŁ 8

I

Północna ściana pomieszczenia pozbawiona jest okien. W południowej są tylko drzwi z hartowanej stali. Natomiast ściany wschodnia i zachodnia mają po trzy okna. Okna wielkości trzech postawnych mężczyzn: wymyślne żelazne ramy, wielobarwne szkło.

Towarzysz Stalin polecił odwołać Nastię z kontroli akustycznej. Byle głupi potrafi słuchać, o czym gadają inni. Towarzysz Stalin rozkazał skierować Nastię do pracy analitycznej. I zapewnić jej odpowiednie warunki.

Gdy towarzysz Stalin wydaje polecenie, wtedy jedyne, co pozostaje Chołowanowowi, to stanąć w postawie zasadniczej i strzelić obcasami:

— Rozkaz, zapewnić warunki!

Jakie? Przede wszystkim przestronny, jasny pokój.

— Ta salka się nada?

— Idealna.

— Nie za duża?

— Ani trochę.

Co jeszcze? Ściany i przepierzenia trzeba wyłożyć korkiem. Skąd wziąć korek? To problem Chołowanowa. Stalin położył nacisk na słowo “zapewnić”.

Korkowe płytki o rozmiarach 61x61x5 centymetrów sprzedaje brytyjska firma ERCOL. Mieści się w Reading, po drodze z Londynu do Bristolu. Trzeba posłać samolot do Londynu.

Chołowanow zacisnął zęby, ale korek sprowadził. Wytapetowali nim ściany. Korek przypadł Nasti do gustu.

Co mogło być wcześniej w tym pomieszczeniu? Może pracownia malarza ikon? Czy nie dlatego są tu tak ogromne okna?

O takim pomieszczeniu do pracy można tylko marzyć. Stare żelazne drzwi zastąpiono nowoczesnymi, stalowymi. Przyczepiono tabliczkę: WSTĘP WZBRONIONY! A pod spodem:

WSTĘP:

1. Tow. CHOŁOWANOW

2. Tow. prof. PIERZIEJEW

3. Tow. STRZELECKA

Profesor Pierziejew jest psychologiem. Pracuje w monasterskich piwnicach. Tylko on i Chołowanow mają prawo wejść do wielkiej jasnej sali, w której urzęduje Nastia. Są tu gośćmi. A Nastia stałym pracownikiem.

Pierwszą rzeczą, jaką Nastia poleciła dostarczyć, nim salę utajniono, był żeliwny piecyk. Mnisi żyli tu bez ogrzewania. Ona też może, lecz o ile przyjemniej mieć pod bokiem łagodne płomyki, lekki zapach dymu, trzaskanie sosnowych żywicznych polan.

Poleciła sprowadzić długie, szerokie stoły. Przyniesiono je z refektarza. Rzeźbione nogi, potężne, dębowe poczerniałe ze starości blaty. Mają chyba z dwieście lat.

Wymarzone warunki pracy. Nastia nie narzeka.

W kącie, przy piecyku, postawiła rzeźbiony, dębowy fotel. Dwumetrowe oparcie całe w diabełkach i lwich paszczach. Istny tron. Rozpaliła w piecyku, przekręciła klucz w zamku, usadowiła się wygodnie na tronie i zamyśliła się. Od czego zacząć?


II

Towarzyszki koleżanki, dziś wystąpi przed wami nasz drogi profesor, towarzysz Pierziejew. Każdego dnia pracujemy u boku tego wyjątkowego człowieka i dlatego czasem zapominamy, że należy on do grona największych autorytetów w dziedzinie psychologii, a psychologii ludożerstwa w szczególności.

Oklaski. Pierziejew wstał z miejsca, przesłonił słońce w oknie:

— Towarzyszki koleżanki, ludożerstwo to najciekawsza gałąź wiedzy…

— A marksizm-leninizm?

— Hm. Naturalnie. To samo przez się… Słusznie. Powiedzmy w ten sposób: marksizm-leninizm jest poza konkurencją. Marksizm-leninizm jest, naturalnie, najciekawszą gałęzią wiedzy. A tuż za marksizmem-leninizmem lokuje się ludożerstwo.

Satysfakcjonująca odpowiedź. Niełatwo profesora zbić z tropu!

— A więc, któż to taki, ten ludożerca? Ludożerca to taki sam człowiek jak każdy inny, tyle że bardzo głodny. My też jesteśmy ludożercami, ale właśnie zjedliśmy obfite śniadanie i jesteśmy syci. Na razie. Słowem, ludożerstwo dlatego jest tak ciekawą gałęzią wiedzy, że zajmuje się badaniem psychologii człowieka, który stał się bydlakiem. Z punktu widzenia nauki szczególnie interesująca jest właśnie ta granica, która oddziela życie ludzkie od zwierzęcego.

Przemiana ludzi w bestie odbywa się zaskakująco szybko. Pamiętajmy, że tak zwana cywilizacja, to jedynie trwający sześć tysięcy lat epizod w życiu człowieka. Wystarczy lekko poskrobać i spod tej cienkiej naleciałości wyłazi sto milionów lat prawdziwego bestialstwa. Zwierzę drzemie w każdym z nas, choć nie wszyscy mamy tego świadomość. Inna sprawa, że zwierzęcość człowieka nie tylko jest kwestią psychiczną. Czasem czysto praktyczną, gdy na przykład mamy do wyboru: zdechnąć, lub pożreć bliźniego. A ściślej: pożreć bliźniego, nim bliźni zeżre nas.

Człowiek, stając się raz ludożercą, pozostaje nim zwykle do końca życia, choć stara się to ukryć przed otoczeniem. To jak morderstwo: zabijasz raz, drugi, a potem samo wciąga. Z jedną różnicą: ludożerstwo wciąga znacznie silniej niż zwyczajne zabójstwo, takie bez zżerania trupa. Wciąga od razu i na dobre. Jeśli po pierwszym razie człowiek nawet będzie miał żywności pod dostatkiem, to i tak pozostaje ludożercą, jawnym lub utajnionym. Może czynnie uprawiać ludożerstwo albo tylko o tym marzyć, ale nie zmienia to faktu, że jest ludożercą. Jak my wszyscy.

Nauka radziecka, jako przodująca w świecie, może się poszczycić zupełnie unikalnymi rezultatami badań przyczyn, okoliczności, samych aktów oraz skutków ludożerstwa. Naszym uczonym stworzono niepowtarzalne możliwości wszechstronnego, zbadania fenomenu masowego ludożerstwa, zwłaszcza w latach 1918 i 1920, oraz w okresie 1932-1933. Nauka radziecka w pełni wykorzystała tę szansę.

Nastia nie wytrzymała:

— I naprawdę mieliście okazję oglądać prawdziwych ludożerców?!

Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Profesor również:

— Moja droga, w piwnicy pod dzwonnicą trzymam dla celów eksperymentalnych siedemdziesięciu sześciu ludożerców.


III

Wszystko polega na właściwej organizacji.

W każdej sprawie trzeba wpierw znaleźć jakiś system, jakąś skalę wartości, jakieś punkty odniesienia, względem których można porządkować fakty i wskaźniki, by móc je ze sobą porównywać.

Nastia długo patrzyła na ścianę, wreszcie przystawiła drabinkę i na samej górze przypięła pinezką fotografię głównego obiektu zainteresowania. Nikołaj Iwanowicz Jeżow. Zdjęcie 30x24. Łatwo przyczepia się fotografię do korkowej ściany.

Nikołaj Iwanowicz Jeżow będzie najważniejszym punktem odniesienia. Środkiem układu współrzędnych. Nikołaj Iwanowicz Jeżow jest najbliższym przyjacielem towarzysza Stalina. A zatem — jego wrogiem numer jeden. Powierzono towarzyszowi Jeżowowi bezpieczeństwo narodu, państwa i towarzysza Stalina osobiście. Dlatego Nikołaj Iwanowicz Jeżow jest najbardziej niebezpiecznym człowiekiem w kraju.

Nastia cofnęła się o krok, przechyliła głowę na bok. Ocenia efekt pracy. Ściana ma siedem metrów wysokości i proporcjonalną szerokość. Jest miękka i aromatyczna. Korkowa wykładzina pachnie tak wspaniale, że aż kręci się w głowie.

Na ścianie — przypięta czterema pinezkami fotografia. Młody szef NKWD, na klapach munduru gwiazdy marszałkowskie. Pod spodem notka biograficzna:

Urodzony 1.V.1895. Pochodzenie proletariackie. Dobrze śpiewa. Znawca sztuki. Wykształcenia nie posiada. Leczony na pederastię, nieskutecznie…


IV

Do drzwi zapukał profesor Pierziejew. Wszedł, pochwalił: brawo, Nastiu. Należy mieć zdjęcia obiektów przed oczami, często zaglądać im w oczy. Starać się zgłębić ich świat wewnętrzny.

Tuż obok Nastia przymocowała fotografię żony, Żeni Chajutin-Jeżowej. Pod spodem:

Oddana partii. Przejawia czujność rewolucyjną. Z zapałem studiuje marksizm-leninizm. Lubi kawior z jesiotra. Bije gosposię. Ubiera się w Paryżu. Ma najbogatszą w Moskwie kolekcję kreacji. Ulubione perfumy: Laurigan Coty. Ulubione kamienie: szafiry z czarnym odcieniem, jasne cejlońskie szmaragdy z wewnętrzną poświatą, brylanty białe i różowe. Lato w Jałcie, zima w austriackich kurortach. Stosunki płciowe — patrz: akta wydzielone 29/815. Będąc żoną Chajutina, współżyła z Jeżowem.

I notka o Chajutinie:

Wróg. Trockista. Terrorysta. Sabotażysta. Zdemaskowany przez żonę jako współpracownik niemieckiego, polskiego i japońskiego wywiadu. Zlikwidowany.

Poniżej zdjęcie Jeżowa z żoną i jej byłym mężem. Fotografie zastępców Jeżowa: towarzyszy Frynowskiego, Żakowskiego, Bielskiego, Żukowskiego i Czernyszewa. Jeszcze niżej — portrety naczelników głównych zarządów, centralnych zarządów, republikańskich komisariatów ludowych, szefów zarządów obwodowych i lagrowych. Obok każdego z nich — małżonka.

O żonach trzeba wiedzieć jak najwięcej. Jeżeli któraś komenderuje mężem, to Nastia umieszcza jej fotografię nieco powyżej jego zdjęcia. Żeby rzucało się w oczy. Jeżeli mąż jest najważniejszy w rodzinie, jego fotografia wisi trochę wyżej niż żony. Ale to rzadki przypadek.

Co do Jeżowa, sprawa nie do końca jest jasna. Z zapisów rozmów wynika, że żona pomiata nim jak Bonaparte Europą. Ale kiedy Nikołaj Iwanowicz wypije (a wypija często), wtedy to on jest Bonaparte. Dlatego portrety Jeżowa i jego żony wiszą na tym samym poziomie.

Nastia przeprowadza między portretami cienkie nitki. Każdy musi znaleźć swoje miejsce w systemie. A nitki pomagają odkryć prawidłowości. Jeśli to swoi ludzie — wtedy nitka czerwona. Każdy naczelnik ma własną grupę, z którą trzyma sztamę. Łączą ich rozliczne więzy. Na przykład wspólnie przelana krew. Naczelnik ciągnie za sobą taką grupę po kolejnych szczeblach służbowych. A więc od każdego naczelnika do wszystkich pod nim — czerwone niteczki. Swoi chłopcy.

Wrogość, animozje — czarna nitka między zdjęciami. Skrywana niechęć — szara nitka. Szara pajęczyna z miejsca oplotła wszystkie portrety. Pozamałżeńskie stosunki seksualne — żółta nitka (cała szpulka nie wystarczyła). Kontakty homoseksualne — niebieska.

Wszedł Chołowanow. No, ładnie. Niezły obraz! Spryciula z tej Nasti, nie ma co. Szkoda, że nie można zabrać tego na Kreml i zademonstrować towarzyszowi Stalinowi. Chociaż nic straconego. Towarzysz Stalin często tu bywa. Pokażemy przy okazji. Co innego grzebać się w teczkach osobowych, przekładać papierki z kupki na kupkę, kichać od kurzu, a co innego pierdyknąć obraz na całą ścianę. Sto głównych figur z kierownictwa NKWD, razem z żonami i kochankami. Cała ściana jak mozaika. Nie na darmo leciał samolot do Londynu. Nie na darmo sprowadzono korkową wykładzinę ERCOL. Poza tym, jak łatwo wprowadzać zmiany! Towarzysz Prokofiew był zastępcą ludowego komisarza spraw wewnętrznych, ale został przeniesiony na szefa Komisariatu Łączności, a na jego miejsce przyszedł towarzysz Berman. Potem towarzysza Bermana wyznaczono na komisarza łączności, a na jego miejsce wskoczył towarzysz Ryżew. Następnie Ryżewa rozstrzelano, a fotel zastępcy szefa NKWD zajął towarzysz Żukowski. Mało kto, tak jak towarzysz Berman, utrzymuje się przez dziewięć miesięcy. Jak tak dalej pójdzie, to co trzy, cztery miesiące trzeba będzie zmieniać fotkę: w miejsce towarzysza Żukowskiego przypiąć towarzysza Fiłaretowa, który utrzyma się nie dłużej niż trzy miesiące…

Jak łatwo się wiesza nowe zdjęcia! I nitkami wiąże je z pozostałymi. Czerwony kłębek, szary, czarny, żółty, niebieski…

Na drugiej ścianie od podłogi po sufit — mapa Związku. Chorągiewkami zaznaczono wszystkie zarządy republikańskie i obwodowe, zarządy lagrowe, więzienia, łagry, zamknięte zony, sanatoria NKWD, domy wypoczynkowe, obozy wczasowe dla dzieci kierownictwa NKWD, obozy pracy przymusowej dla dzieci wysokich funkcjonariuszy NKWD. Też imponujący obraz.

Pomiędzy oknami Nastia rozmieściła struktury wszystkich organizacji pokrewnych. System taki sam: piramida fotografii naczelników i ich żon, to obraz oficjalny. Wystarczy powiązać to wszystko kolorowymi nitkami i wyłania się obraz ukryty.

Nastia rozwiesza zdjęcia tych, którzy poprzednio pracowali w NKWD. Powstają zaskakujące melanże i kombinacje. Jest Ludowy Komisariat Przemysłu Drzewnego. Przyjrzysz się dokładniej i wychodzi, że to filia NKWD. Ludowy Komisariat Łączności: całe kierownictwo z NKWD. Przedsiębiorstwo Rozbudowy Kolei Żelaznej — filia NKWD. Zagospodarowanie Północy — też NKWD. Zagospodarowanie Dalekiego Wschodu — znowu filia. I wszystkie wielkie budowy komunizmu. Tyle filii, że zaczyna brakować miejsca na ścianach.

Trzeba zamówić nowe stojaki.


V

Moskwa znowu gada o Robespierze. Lud stołeczny wykazuje dziwny pociąg do Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Analogie narzucają się same.

Tam burzyli kościoły i u nas burzyli. Tam był terror i u nas był. Tam Robespierre'a uznano za Istotę Najwyższą i u nas… hmm, no w tym wypadku trudno dopatrzeć się analogii… Robespierre kazał ścinać przywódców, a u nas nie ścinają, tylko strzelają… Tam samego Robespierre'a… teges. I to swoi.


VI

Nastia rozwiesiła plansze z dystynkcjami i szarżami czekistów. Tu są ciekawe niuanse. We wszystkich głównych zarządach NKWD dystynkcje są takie, jak w wojsku, ale wewnątrz NKWD funkcjonuje wydzielony Główny Zarząd Bezpieczeństwa Państwowego, GUGB. GUGB ma niezwykłe prerogatywy i przywileje. Sierżant bezpieczeństwa państwowego nosi dystynkcje młodszego lejtnanta armii. Lejtnant bezpieczeństwa państwowego ma na naramiennikach belkę, jak kapitan. Major bezpieczeństwa nosi trzy belki, jak pułkownik. Szarże w GUGB też niezwyczajne, na przykład: starszy major bezpieczeństwa państwowego. Oznacza to — starszy o dwie rangi. W klapach munduru ma romby. W innych głównych zarządach NKWD i w armii romb oznacza dowódcę brygady. Towarzysz Stalin nie żałował szarż Głównemu Zarządowi Bezpieczeństwa Państwowego. Szkoda, że czekiści w zamian za stalinowską troskę nie okazują wdzięczności, tylko knują. W sąsiednim pokoju — trzynaście tysięcy teczek akt osobowych czekistów-zdrajców. To tylko ci, którzy przez ostatnie półtora roku zostali zlikwidowani. Jakie można mieć gwarancje, że pozostali również nie spiskują?


VII

Nastia siedzi sama. Noc miesza jej się z dniem. Ma przekrwione oczy. Co jakiś czas rozlega się pukanie do drzwi: obiad. Przynoszą pyszne jedzenie. I odnoszą. Nietknięte.

Czasem zajrzy Chołowanow:

— No i co, księżniczko, wydedukowałaś?

— Jeszcze nie.

— Może byś się przeszła, pobiegała…

— Zobaczysz, Gryfie, jeszcze się nabiegamy. Popamiętasz moje słowa.

— Poszłabyś do łaźni, posiedziała w parze…

— Przyjdzie czas i na parę…


VIII

Minął miesiąc. Schudła. Pobladła.

Rozmowy czekistów są niezrozumiałe. Mówiąc o osobach trzecich nie używają imion, tylko ksyw. Porozumiewają się kodami. Stosują klucze.

Czekiści przychodzą i odchodzą całymi grupami. Zanim Instytut Rewolucji Światowej ustali, kto się krył za tym, bądź innym pseudonimem — już nowa zmiana rozsiada się w fotelach i wprowadza własne kryptonimy…

— Nastiucha, tkwisz tu jak nałożnica w haremie.

To nic. Przyjdzie czas zabawy. Na razie trzeba pracować. Trzeba zbierać okruchy informacji i składać w całość. Wszystko łączy się w system. Trzeba tylko umieć dostrzec powiązania. To ciężka praca.

Nastia haruje tak, że odczuwa mdłości z braku snu. Oczy ma podbite, policzki zapadnięte.

Możliwości ludzkiego mózgu są nieprawdopodobnie niedoceniane. Nastia przegląda akta, czyta, zapamiętuje. Sama nie może się nadziwić: ile jest rzeczy do zapamiętania!


IX

Dość! — oznajmił Chołowanow. — Tak dalej być nie może. Lecisz ze mną. Skoro nie można z tobą po dobroci, rozkazuję: wskakuj w skafander. Lecimy do Chabarowska.

Do Chabarowska leci się długo. Lądowanie w Kujbyszewie, tankowanie. Lądowanie w Nowosybirsku, tankowanie, nocleg. Potem Irkuck. I dopiero Chabarowsk.

Z karty lotu wynika, że niby lecą tranzytem dalej, do Władywostoku. Ma to swoje uzasadnienie.

Tymczasem są w powietrzu. W kabinie — Chołowanow, radiotelegrafista i mechanik pokładowy. W salonie tylko Nastia. Speckurier Strzelecka. Opatulona polarnym futrem kombinezonu.


X

Drugie międzylądowanie. W Nowosybirsku.

Wojskowe lotnisko ukryte w lesie.

Chołowanow odkołował samolot na specjalne stanowisko postojowe. Za trzema zasiekami drutów kolczastych. Ciągnik podholował cysternę paliwa. “Stalinowski Szlak” otoczyła ekipa wartowników. Inżynierowie i technicy ze śrubokrętami w rękach obiegli silnik.

Podjechał samochód emka, po mechanika i telegrafistę. To nie zwyczajny mechanik i telegrafista, lecz załoga samolotu stalinowskiego. Dlatego są zakwaterowani w hotelu dla pułkowników.

A dla Chołowanowa (osobisty pilot Stalina) i dla Nasti (speckurier KC) — inny samochód i inny hotel. Rządowy.

W drugą stronę. W lesie. Otoczony zielonym płotem i drutem kolczastym. W pobliżu lotniska, ale w zupełnie innym świecie.


XI

Kraj się buduje, powstają fabryki-giganty. Na przykład największe na świecie zakłady lotnicze. Wokół zakładów powstaje miasto Komsomolsk. Siłami amerykańskich inżynierów. Ale żeby nie trzeba było się wstydzić radzieckich ziemianek i baraków, w malowniczym lasku w pobliżu przyszłego Komsomolska, za drutami i zielonym płotem buduje się amerykańskie miasteczko. Projekty amerykańskie, technologia amerykańska, amerykańskie materiały budowlane. Małe, przytulne, jednopiętrowe domki. Żeby można było przyjemnie mieszkać i pracować: siedem, osiem pokoi, salon, kuchnia z jadalnią, pokój stołowy, bawialnia, kryty basenik, drugi większy w ogrodzie, garaż na trzy samochody. W sam raz na dwu, trzyosobową rodzinę. Uliczka niedużych, ślicznych domków, kino, amerykański sklepik, mała restauracja, przychodnia — ot i całe miasteczko.

Wokół ochrona.

Inny przykład. W Magnitogorsku buduje się supernowoczesny kombinat metalurgiczny. Naród radziecki potrzebuje stali pancernej. W pobliżu, w uralskim lesie, za zielonym płotem — miasteczko dla amerykańskich inżynierów.

W Czelabińsku powstaje fabryka czołgów. W pobliżu małe amerykańskie miasteczko.

I tak w całym kraju.

A dla przywódców radzieckich, również amerykańskie miasteczka.

Według amerykańskich projektów. Zgodnie z amerykańską technologią. Z amerykańskich materiałów budowlanych.

Tak będą żyć ludzie w dwudziestym trzecim wieku. Wszyscy — pod warunkiem, że się nie namnożą ponad miarę. A tymczasem budujemy tak tylko dla towarzyszy na najbardziej odpowiedzialnych odcinkach. Dla tych, którzy prowadzą ludzkość ku Rewolucji Światowej, ku powszechnemu szczęściu i równości.

Kierowca otworzył drzwi wozu, wytoczyła się Nastia w futrze. Puszysta, jak polarnik. A Chołowanow! Ten dopiero jest puszysty!

Przed nimi pałacyk. Biały w syberyjskiej błękitnej tajdze. Amerykański projekt. Czytelne, proste linie. Żadnych ekstrawagancji. Jak mówią architekci: obiekt o orientacji horyzontalnej. Biały granit. Takiego nie znajdzie się u kapitalistów nawet ze świecą. No i dobrze. Trzeba budować na stulecia. Tak, żeby przyszłe pokolenia nie musiały się wstydzić swoich przodków.


XII

Pokojówka zaprowadziła Nastię do pokoi w północnym skrzydle, a Chołowanowa we wschodnim.

Nazywa się to hotel, więc każdy podświadomie spodziewa się szerokich korytarzy i czerwonych dywanów rozłożonych na lśniących posadzkach. No i drzwi po obu stronach korytarza.

Nic podobnego.

Rozkład pomieszczeń jest nieoczekiwany. Jak przystało na pałac albo futurystyczny statek kosmiczny. Główne założenie projektanta: nie pozwolić, by wzrok ogarnął wszystko od razu. Dlatego zatarte zostały granice między pokojami i salonami, dlatego korytarze płynnie przechodzą w schody, a pokoje w galeryjki i balkoniki. Dlatego za każdym zakrętem muru odkrywa się nowa perspektywa. Dlatego drzwi poszczególnych pokoi nie wychodzą na prosty jak aleja Gorkiego korytarz, ale do sal nieokreślonych kształtów z wielkimi kominkami, z szerokimi sofami i fotelami, ze strumykiem wijącym się między kamieniami pośród tropikalnych orchidei, ze szklaną ścianą wychodzącą na zalesione urwisko i huczący syberyjski wodospad.

Fantastycznie usytuowano ten pałacyk. Z prawdziwą znajomością rzeczy. Tak powinno się stawiać pałace, żeby pod balkonami i galeryjkami rwąca rzeka przewalała się z łoskotem przez skały do krzyształowego jeziora, żeby wodny pył wodospadu przesłaniał wąwóz, a w dzień niepogody kłębił się śnieżną mgłą, połyskującą tęczą w promieniach słońca. Trzeba wybrać jezioro, w którym woda jest przejrzysta aż do głębi, gdzie widać każdy kamyk na dnie, każdą rybkę. Trzeba wybrać jezioro, gdzie na drugim, niedostępnym brzegu, prosto z przezroczystej wody wznoszą się bloki bordowego granitu, a z każdej skalnej półki wyrywają ku niebu złociste syberyjskie cedry. Trzeba wybrać miejsce, gdzie zapach żywicznej tajgi na dobre nasączył niebo i ziemię.

Nastia zrzuciła futrzane buty, kurtkę na wilczej sierści, grubą wełnianą bieliznę i lekką jedwabną. Wanna jest na dobrą sprawę małym basenikiem z masażem wodnym. Tuż obok sypialni jest mała fińska sauna. Jak cudowne jest móc po tylu godzinach mdlącej wibracji silników zrzucić z siebie ciężką odzież i dać nura w spienioną wodę. Jak dobrze jest zanurkować potem w lodowatym basenie. Położyć się w saunie na rozgrzanych deskach.

Chołowanow mógłby bez trudu pruć bez postoju w Nowosybirsku. Zdarzało mu się lecieć i czterdzieści osiem godzin bez odpoczynku. Specjalnie wymyślił ten nocleg, żeby oderwać Nastię od biurka. Przewietrzyć ją w przestworzach, napoić mroźnym powietrzem.

W leśnym pałacyku króluje cisza. Rzadko kiedy ktoś się tu zatrzymuje. Obsługa bardzo dyskretna. Tylko w pierwszej chwili zadali kilka pytań: Co na kolację? Czy będą oglądać filmy? Jakie? Czy trzeba tłumacza? O której budzenie? O której śniadanie? Co podać?

Potem obsługa zniknęła.

Cisza, jak w pustym statku kosmicznym. Tylko żywiczne polana trzaskają w kominku. Tylko zapach dymu powoduje lekki niepokój. Tylko odległy szum tajgi budzi niejasne wspomnienia.

Gryf i Nastia są sami. Mają w wyłącznym posiadaniu cały pałac. Całą Syberię. Całą noc.

Загрузка...