ROZDZIAŁ 14

I

Starszy major bezpieczeństwa państwowego Boczarow uważnie obejrzał papier. Poważny kwit, nie ma co.

“Proletariusze wszystkich krajów łączcie się! Komitet Centralny WKP(b).”

Od razu rzucił okiem na dół: czy przypadkiem Dupalin osobiście nie podpisał. Ale nie. Nie on. Malenkow. Też nieźle.

“Ściśle tajne. Specjalnego znaczenia. Do rąk własnych starszego majora bezpieczeństwa państwowego Boczarowa. Po zapoznaniu się z treścią dokument zwrócić okazicielowi celem niezwłocznego zniszczenia.”

— Dowód tożsamości macie?

— Mam. — Nastia podaje jedwabną chustkę z pieczęcią KC i niezmywalnym podpisem towarzysza Stalina.

Boczarow nie zdążył jeszcze nacieszyć się brakiem stalinowskiego podpisu — a tu masz babo placek. No dobra, ale o co chodzi w tym dokumencie?

“Do Zarządu NKWD w Kujbyszewie udaje się speckurier KC WKP(b) Anastazja Strzelecka. Cel: szkolenie według programu indywidualnego. Główne kierunki: język hiszpański, skoki spadochronowe, orientacja w terenie i kursy przetrwania, strzelanie, walka wręcz. Zapewnić jej wszystko co niezbędne do życia i realizacji programu. Na żądanie udostępnić samolot i spadochrony celem wykonywania skoków ćwiczebnych w dowolnie wybranym punkcie obszaru ZSRR. Nie kontrolować. Nie ingerować. Na każde żądanie umożliwić kontakt z Moskwą rządowymi liniami łączności. Jesteście bezpośrednio odpowiedzialni za bezpieczeństwo Strzeleckiej i utrzymanie w tajemnicy faktu jej pobytu w podległym wam Zarządzie NKWD. Należy opracować wiarygodną legendę i ściśle trzymać się przyjętej wersji. Nikt poza wami nie ma prawa znać prawdziwego celu jej pobytu. Przypominam: speckurier Anastazja Strzelecka podlega bezpośrednio Komitetowi Centralnemu Partii. Nie zadawać żadnych pytań. Odpowiedzi na wszelkie pytania udzielam ja. Malenkow. Moskwa. Kreml, 1 września 1938.”

Starszy major bezpieczeństwa państwowego przeczytał urzędowe pismo i przeniósł wzrok na Nastię. Cóż to za jedną podesłali? I po co? Twarz znajoma z gazet. Wręczała kwiaty samemu Stalinowi. Byle kogo do takiej roboty się nie daje. Z drugiej strony — twarzyczka głupawa. Czyżby Dupalin coś wywęszył? Gdyby wywęszył, nie przysłałby takiego przygłupa. Na twarzy wypisane jak wół: głąb, ale honorna.

Papier został tak sprytnie napisany, żeby nie można było wywnioskować, co dokładnie ją interesuje.

A może to po prostu zwykła kontrolerka? Nasłali, żeby przesłuchała. Też chyba nie… Na kontrolę nie przysłaliby takiego ladaco…

Uśmiechnął się starszy major bezpieczeństwa państwowego.

— Witamy w Kujbyszewskim Zarządzie NKWD, towarzyszko Strzelecka.


II

Zarząd NKWD mieści się w samym centrum miasta. Do specjalnego sektora trzeba liczyć ze trzy godziny jazdy.

Wyjechali za miasto. Cały czas lasem, wzdłuż linii kolejowej. Wreszcie drogę przegradza zielona brama.

Z prawej i z lewej potężne płoty oplecione drutem kolczastym. Z przodu fosa. W razie gdyby ktoś próbował taranować. Na dnie fosy palisada przepleciona zasiekami z drutu kolczastego. Przed bramą groźne napisy ostrzegawcze. Obok tory i druga brama. Kolejowa.

Uchyliły się wrota, wpuściły emkę do środka i natychmiast się bezszelestnie zamknęły. Automatyka. Zupełnie jak u towarzysza Stalina na sekretnej stacji metra.

Znowu las, nagrzany wrześniowym słońcem. W powietrzu zapach żywicy.

Zza pagórka wypłynął kawałek zakola Wołgi. Wspaniały widok aż po horyzont. Rzeką płynie biały parowiec, słychać odgłos syreny. Za Wołgą łagodne, zalesione zbocza Gór Żygulowskich.

Samochód pokonał zakręt. Na szczycie wzgórza wznosi się monumentalna cerkiew. Widać, że dawno porzucona. Dzwonnica podziurawiona pociskami jeszcze w czasach wojny domowej. Wszystko zarośnięte chaszczami. Ale majestat pozostał. Potrafili kiedyś budować! I miejsca dobierać odpowiednie.

— Po prawej macie dom wypoczynkowy NKWD i dacze kierownictwa resortu. Dalej przystań. Te domki po lewej to kolonia dziecięca. Kiedyś poprawczak, teraz obóz dla dzieci hiszpańskich. Jeszcze dalej nasza stacja kolejowa, ośrodek treningowy wojsk NKWD, strzelnica, no i sektor, gdzie likwidujemy wrogów narodu. Z atrakcji to chyba wszystko.

Nastia słucha uważnie starszego majora bezpieczeństwa państwowego, choć na razie nie powiedział nic nowego. W monasterze miała do dyspozycji grubą teczkę materiałów o kujbyszewskim sektorze specjalnym. Było tam dosłownie wszystko. Nieźle się tu urządzili! Wołga pod bokiem. Nikt niepożądany się nie zbliży. Brama kolejowa, brama samochodowa, furtka na plażę i przystań. I dwadzieścia siedem kilometrów solidnych podwójnych ogrodzeń pod stałą ochroną i obserwacją.

Starszy major bezpieczeństwa państwowego nie wchodzi w detale, ale Nastia skądinąd wie, że w fosach pod zasiekami są miny przeciwpiechotne, a między ogrodzeniami psy.


III

Wieczorem przed domem wypoczynkowym NKWD jest wesoło. Przystojny, rosły młodzieniec znęca się nad akordeonem. Tańce. Śmiechy.

— To nasza nowa towarzyszka. Nastia. Przysłana z centrali.


IV

Wcześnie rano Nastia zakłada czarny skafander i znika w lesie. Lasów w sektorze nie brak. Czekiści zachapali terenu od groma. Wszystko tu mają na miejscu.

Istnieje taka zasada: w centrum miasta, na widoku, stawia się wielkie gmaszysko NKWD. Żeby wszyscy się bali. A za miastem — dom wypoczynkowy, magazyny, ośrodek szkoleniowy, miejsca egzekucji. Gdyby w mieście coś się zdarzyło — jakaś klęska żywiołowa, zamieszki, rewolta — to NKWD nie utraci kontroli. Będzie kierować z jakiegoś malowniczego, podmiejskiego zakątka.

Sektor specjalny jest tajną, rezerwową stolicą obwodu. W myśl tej samej zasady towarzysz Stalin buduje tajną stolicę dla całego Związku Radzieckiego. A przy okazji dla całej Europy i Azji. O, tam, w Górach Żygulowskich. Po drugiej stronie Wołgi.

Trudno odmówić mu sprytu. Tuż obok rozkręcił budowę największej na świecie Wołżańskiej Elektrowni Wodnej. Stolica Europy będzie potrzebować sporo energii. Z drugiej strony gigantyczna budowa hydroelektrowni to doskonały kamuflaż. Pozwala ukryć budowę gigantycznego podziemnego miasta.

A noce w Kujbyszewie białe, jak w Leningradzie. O północy można czytać pod gołym niebem. Tyle prądu pali się w tych wszystkich strefach zamkniętych, obozach i zonach.

Do Kujbyszewa suną transporty zeków, ciężkiego sprzętu i urządzeń, tysięcy ton stali i cementu. Wszystko na budowę hydroelektrowni. Wszędzie mówi się tylko o hydroelektrowni. Mało kto słyszał o podziemnym mieście. Na zboczach Gór Żygulowskich nie widać nic podejrzanego. Wszystko skrzętnie poukrywane. Tak samo wygląda sektor specjalny NKWD. Możesz przechadzać się latami po tej okolicy. I widzisz tylko zielony płot, druty, no i uganiające się psiaki. Co w tym dziwnego, skoro w Rosji pierwsza lepsza bzdura jest ściśle tajna.


V

Nastia ubrana na czarno. Zagraniczny plecak. Buty na grubych podeszwach. Luger przy pasie. Czekiści zerkają z szacunkiem. Boczarow zabronił z nią rozmawiać, zabronił o cokolwiek pytać. Ale widać i bez pytania, że dywersantka. W obozie dzieci hiszpańskich trajluje po ichniemu, ćwiczy język. Jasne jak słońce — przysłali ją na szkolenie. Ma sprzątnąć generała Franco. No, nareszcie!

Nastia obeszła cały sektor wzdłuż i wszerz. Nic ciekawego. Nic podejrzanego. Las, stacja kolejowa, masowe groby, strzelnica, opuszczona świątynia, dom wypoczynkowy, hiszpańskie dzieci, magazyny.

Dzisiaj natknęła się na dróżkę między stacją i grobami. Prowadzącą do zagrody. Pustej. Trzymetrowy płot, trzy warstwy desek, wzmocnionych. Brania otwarta na oścież. Wzdłuż płotu dziesięć żelaznych szafek. Każda przedzielona pionowo na pięć części. Zagroda najwyraźniej nie leży odłogiem. Trawa wydeptana, jakby co noc szło tędy stado słoni do wodopoju.


VI

Nastia biega po lasach. Tam i z powrotem. Nie śledzą jej? Niespodziewanie przechodzi w sprint, a potem kryje się i obserwuje. Nie, nikt jej nie śledzi. Uciec stąd się nie da. A w lasach niczego ciekawego się nie znajdzie. Starszy major bezpieczeństwa państwowego Boczarow nie okazuje zdenerwowania. Pewny siebie szelma. Śmieje się pod wąsem.


VII

Codziennie w sektorze specjalnym słychać strzały. Ćwiczą na strzelnicy. Albo rozstrzeliwują. Pewnie jedno i drugie. W żygulowskich tunelach siła niewolnicza bardzo szybko się zużywa. Wtedy ich do wagonów — i tutaj, do specjalnego sektora. Nastia widziała eszelony sunące przez bramę, w kierunku stacji wewnętrznej.

Przyjeżdżają późnym wieczorem. Do świtu czekają na bocznicy. A o świcie eskorta otacza wagony — i do zagrody…


VIII

Akordeonista zaciąga wysoko:

A kiedy burza nadciągnie…

I wszyscy podchwytują:

Wtedy powrócą do mnie

Oczy błękitne

Zwyczajni ludzie. Romantycy. Bezimienni bohaterowie. Wykonują odpowiedzialne zadanie. Strzelają do wrogów. Im więcej wrogów zastrzelą, tym szybciej nadejdzie świetlana przyszłość. Ich niezauważalny, codzienny heroizm jest walką o szczęście ludzkości. Walką o pokój na świecie.

Piękny wieczór. Latem w sektorze specjalnym NKWD jest jak w rządowym sanatorium. Mieszkają tu rodziny kierownictwa resortu, wypoczywają wysocy funkcjonariusze władz obwodowych: sekretarze partii, prokuratorzy, towarzysze z obwodowego komitetu wykonawczego. Z rodzinami. Każdego wieczoru całe towarzystwo zbiera się na polanie nad rzeką. Gotują zupę rybną, raki. Piją zimne piwo, prosto z beczki. Piwo Żygulowskie.

Żony czekistów bez oporów przyjęły Nastię do swego grona.

Boczarow zabronił plotkowania na jej temat. A więc nie plotkują. Panie przywykły do dyscypliny. Dobrze wiedzą: człowiek chlapnie coś bez sensu, a potem…

Więc nie plotkują, ale swoje wiedzą: towarzysz Stalin przysłał dziewczynę, żeby szkoliła się do likwidacji samego Franco. Albo Trockiego. Ale skąd, jakiego znowu Trockiego! Uczy się hiszpańskiego, więc Franco. Do Trockiego uczyłaby się meksykańskiego.

Żony przywódców partyjnych kiwają głowami z niedowierzaniem. Jak to możliwe, żeby taka chudzina? Generał Franco to podobno kawał chłopa. Myślisz, że da sobie radę? Tsss…


IX

Nastia jest niemal pewna: na terenie specjalnego sektora Zarządu NKWD w Kujbyszewie nie ma żadnego spisku. Nie ma i już. Tacy dobrzy i uczciwi ludzie nie mogą spiskować przeciw władzy robotniczo-chłopsklej, przeciw towarzyszowi Stalinowi, który broni władzy ludowej przed oportunistami i karierowiczami. Przysiadł się Boczarow:

— Jak tam treningi?

— W porządku.

— Może potrzebna jakaś pomoc?

— Nie, dziękuję.

— Wiecie, Nastiu, widziano was w pobliżu zagrody. Oczywiście nie domyślacie się, po co są tam szafki. A my mamy taki przesąd: jak ktoś nie wtajemniczony je zobaczy, to niedługo pożyje.

— A wy i wasi ludzie?

— My znamy tajemnicę szafek. Pracujemy z nimi. To jest, że tak powiem, nasz środek produkcji. Dlatego ten przesąd nas nie dotyczy.

Boczarow ma niedobrą twarz. I złe oczy. Czarne, zimne, z szatańskim błyskiem. Nastia wyobraziła sobie, że trafia do Boczarowa na śledztwo. I przeszedł ją dreszcz.

W tym co mówi tkwi wyraźna groźba: Przyszłaś do naszego sektora z ważnym papierem w ręku. Ale nie wyjdziesz stąd żywa. Żaden papier ci w tym nie pomoże. Tak że biegaj, udawaj dywersantkę, węsz do woli. I tak nic nie znajdziesz.

Nastia obdarza Boczarowa czarującym uśmiechem:

— Towarzyszu starszy majorze bezpieczeństwa państwowego, ja też wtajemniczona. Jestem likwidatorem, jak wy. Pracowałam z szafkami. Mamy tę samą technikę, standardową: walimy w to przewężenie, gdzie szyja łączy się z czaszką…

Nastia chciała dorzucić: Wasi czekiści rozwalają ludzi, a my — czekistów. Ale nie dorzuciła. Tylko posłała Boczarowowi kolejne promienne spojrzenie.

Starszy major bezpieczeństwa państwowego zmył się jak niepyszny. Klnie pod nosem, wściekły na siebie. Chciał nastraszyć dziewuchę, żeby odechciało jej się węszyć za tajemnicami NKWD. A ona niezbyt strachliwa.

Każdego trzeba stłamsić: wzrokiem, gestem. Zawsze. Tak właśnie działa starszy major bezpieczeństwa państwowego. Tłamsi. Spróbował swojej metody na stalinowskiej kontrolerce. A tu niewypał. Kompletny. I wcale nie jest taką idiotką, na jaką wygląda.

Boczarow poszedł precz, a Nastia nagle uświadomiła sobie, że tu jest spisek.


X

Jesień. Liście szybują z drzew. Nastia idzie przez las i śmieje się z siebie.

No dobrze, jest w tym sektorze specjalnym. Dostała się pokazując glejt. I co dalej? Można rok krążyć wokół Boczarowa i niczego się nie dowiedzieć. Można nawet i dziesięć lat. W domu wypoczynkowym NKWD mieści się rezerwowe centrum dowodzenia zarządu obwodowego. Jest tam węzeł łączności i sejfy. Łączność jest pod stałą ochroną. Poza tym stalowe drzwi, kraty w oknach i operatorzy pracujący dwadzieścia cztery godziny na dobę. Zresztą Boczarow nie jest aż tak głupi, żeby we własnym sejfie trzymać coś trefnego. Ani tak nieostrożny, żeby w miejscu pracy powiedzieć coś niewłaściwego.

Ciekawe, gdzie jest teraz Gryf? Czy wrócił z Ameryki? I co tam zdziałał?

Nie mógł wiele wskórać. Gdyby wrócił z Waszyngtonu z modułem kontroli, towarzysz Stalin niezwłocznie ściągnąłby Nastię do Moskwy. Nie miałaby tu nic do roboty. Towarzysz Stalin skorzystałby po prostu z rządówki: odeślijcie Strzelecką, jej staż dobiegł końca. I Boczarow musiałby polecenie wykonać. Bo jeśli nie ma spisku, to nie do pomyślenia jest, żeby jakiś tam Boczarow sprzeciwiał się towarzyszowi Stalinowi.

Ale spisek jest. Dlatego nikt nie odwołuje Nasti z sektora specjalnego Zarządu NKWD w Kujbyszewie. A co ona może tu zwojować? Dokładnie nic.

Więc dalej biega po lasach. Boczarow wyczuł, że Nastia przybyła ze specjalną misją, że ma coś wyniuchać. Nic z tego, moja panno!

Przeanalizowała możliwe warianty. Postanowiła nie pękać. Nie wpadać w panikę. Jeżeli istnieje spisek, jeżeli moduł kontroli znalazł się w ich rękach, to musi być albo w Moskwie, albo tutaj, w zasięgu ręki. Raczej tutaj. Bo tu, w Górach Żygulowskich, jest jego miejsce docelowe.

Jeżeli jest zmowa, to muszą trwać przygotowania. Musi dochodzić do intensywnych kontaktów między spiskowcami. Ale gdzie? Gdzie Boczarow spotyka się ze zdrajcami?

Krótka wymiana zdań może odbyć się w lesie. Lasów tu pod dostatkiem. A gdzie mogą spotkać się na całonocne rozmowy przy wódce?

Poza tym spisek nie rodzi się pod krzakiem w lesie. Zgodnie z teorią Pierziejewa, spisek zaczyna się od wzajemnego zaufania. Rodzi się w przyjaznych, domowych warunkach. W konfidencjonalnej atmosferze. Gdzie są takie warunki? Przecież nie w biurze. Ani nie w służbowym mieszkaniu z podsłuchem. No to gdzie? W jakimś podmoskiewskim lesie, w przytulnej chatce. Albo w lesie żygulowskim, też w jakiejś przytulnej chatce. Jeżeli tutaj mają się rozstrzygać losy kraju i świata, to i spiskowcy muszą spotykać się gdzieś w pobliżu, i to nie raz i nie dwa.

Więc gdzie?

Nastia obeszła wszystkie lasy. W lasach na terenie sektora specjalnego nie ma takiego miejsca. Po prostu nie ma. Jest stacja kolejowa, jest zagroda, są masowe groby pod sadzonkami choinek, są groby pod pięcioletnimi choinkami, pod dziesięcioletnimi, jest dom wypoczynkowy, jest obóz dzieci hiszpańskich…

Stop. A dlaczego nie w hiszpańskim obozie? Gdyby Nastia znalazła się na miejscu szefa Zarządu NKWD w Kujbyszewie, dlaczego nie miałaby zaprosić przyjaciół na bibkę w obozie dziecięcym? Kuchnia na miejscu, pełno łóżek — w razie gdyby chcieć się kimnąć.

Czy urządziłaby bibkę w obozie dzieci hiszpańskich?

Nie. W żadnym wypadku. Za cienkie ściany. Słychać każde słowo. Koleżeństwo da w szyję i zacznie wrzeszczeć, muzykę puszczać na całego. A tuż obok wartownicy, no i obsługa. Plotki nieuniknione. Zresztą małżonki dowódców też trochę za blisko.

Najlepiej w jakimś gmachu o potężnych, grubych murach. Z dala od domu wypoczynkowego. Trochę dalej od ochrony i personelu.

Ale nie ma takiego miejsca w sektorze specjalnym.

Zaraz! Jak to — nie ma? Właśnie, że jest!


XI

W najbardziej widocznym miejscu. W najwyższym punkcie, na wzgórzu. W samym środku sektora.

W cerkwi.

Jest widoczna na kilkadziesiąt kilometrów. Widać ją z rzeki. Widać z lasu. Wznosi się ponad drzewami. Dlaczego nie w cerkwi? Dlaczego by nie urządzić przybytku zła w świątyni? Jak to mówią — pod latarnią najciemniej.

Przez leszczynowe zarośla i malinowe chaszcze Nastia czołga się w stronę cerkwi. Twarz i ręce podrapała do krwi.

A oto i cerkiew. Wygląda na to, że od lat nie było tu żywej duszy. Trawa przebija się spomiędzy granitowych płyt. Wszystkie alejki zarośnięte. Przyroda szybko odbiera co do niej należy, jeśli tylko człowiek na to pozwoli. Na stalowe skrzydła bramy założono poprzeczną sztabę i zaspawano. Sztabę i wrota przeżarła rdza. Spod granitowych stopni przebiły się krzewy dzikich róż. Mury świątyni aż po gzymsy porasta kłujące pnącze. Okna wytłuczono jeszcze w latach wojny domowej. Pozostały tylko zdobione ramy i kute kraty. Otwory okienne zamurowano od wewnątrz.

Wszystko każe wierzyć, że jest to dawno opuszczone miejsce. Trawa wysoka, nie deptana. Krzaki nie połamane. A mimo to Nastia ma dziwne uczucie, że wewnątrz świątyni coś się kryje. I to nie byle co. Ale coś, po co przysłał ją tutaj towarzysz Stalin.

Nic nie zdoła wywieść jej w pole. Ani nie połamane krzaki, ani nietknięta trawa, ani rdza na drzwiach. To pozory. Dobre dla kogoś, kto nie umie patrzeć.

Dlaczego nie urządzono w cerkwi świetlicy? Albo sali gimnastycznej? Jeśli nikomu nie jest potrzebna, czemu nie wysadzono jej w powietrze?

A okna? Wiadomo, że w opuszczonych budynkach zamurowuje się okna, żeby nikt nie właził. To zrozumiałe. Ale po co tutaj marnowano cement i cegły? Przecież w oknach są kraty. Po co jeszcze murować? I to w dodatku bardzo solidnie.

Wewnątrz coś musi być. Teraz trzeba znaleźć odpowiedź na dwa pytania. Jak Boczarow dostaje się do środka? Jak Nastia ma się dostać do środka?

Problem Boczarowa nie stanowi większej zagadki. Najprawdopodobniej wiele lat temu, jeszcze przed Boczarowem, wykopano podziemny tunel do świątyni. A drzwi i okna zamurowano.

Darmowej siły roboczej mają tu pod dostatkiem, skoro od tylu lat rozstrzeliwują ludzi. I to nie tylko robotników z łopatami, ale inżynierów, techników, majstrów. Gdzieniegdzie na pewno kopano metodą odkrywkową. Wszyscy tutaj grzebią w ziemi, więc nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego. A po wykonanej robocie wszystkich uczestników przesięwzięcia — do zagrody! Żeby nie paplali, co im ślina na język przyniesie.

Sądząc po rdzy, bramę zaspawano dawno temu. Zaprawa między cegłami też skruszała. A to oznacza, że tunel wykopano wiele lat temu. Może czekiści z całego kraju zjeżdżają tu na swoje konwentykle?

Jeżeli jeden koniec tunelu jest w świątyni, to drugi musi być na oddziale śledczym. Czekiści jeden po drugim znikają w budynku, że niby prowadzą dochodzenia. Jak co dzień mijają zasieki i drzwi pancerne, udają się do swoich sal i gabinetów. Nawet ich żony nie podejrzewają niczego. A z oddziału śledczego — myk, tunelem do świątyni. Na pewno tunelem przeciągnięto kable telefoniczne. By w razie czego w każdej chwili można było podnieść słuchawkę:

— Słucham! Przy aparacie. Oczywiście, że w biurze.

Podłączono przedłużacze do rządówki. Żeby o każdej porze dnia i nocy trzeźwym głosem odpowiedzieć na niespodziewany telefon z Moskwy:

— Na posterunku! Wykluczone, towarzyszu, nie mamy tutaj czasu na sen.

A więc wszystko jasne. Może w tych czy innych szczegółach trochę inaczej, ale zasadniczo właśnie tak: podziemny tunel.

Jak się dostać do zamurowanej świątyni?


XII

Obeszła wkoło, przymierzyła się tak i siak.

Od północy, jak zawsze, pnącza nieco rzadsze. Można się zbliżyć. Przy samym murze jest nawet kawałek łysiny ze wszystkich stron zarośniętej bzem. Trzy metry nad ziemią widać parapet, nad nim okno. Trzeba wskoczyć z rozbiegu, dwa metry wdrapać się po pionowym murze i uczepić kraty. Potem po kracie jak po drabinie, w górę. Okno ma ażurowe zwieńczenie. Trzeba się go chwycić i podciągnąć do rogu.

Cały dach okala szeroki gzyms. Jak pokonać okap? Nic trudnego. Wystarczy dostać się do rynny. Co prawda kompletnie przerdzewiała, ale w murze widać solidne zaczepy. Po tych śrubach można będzie wspiąć się na dach.

Sklepienie wznosi się piętrowo, w połowie jednej płaszczyzny zachodzi następna. Żeby się tylko nie ześliznąć, żeby nie przelecieć przez dach! Belki i stropy mogły już dawno przegnić. I żeby komuś na dole nie przyszło na myśl patrzeć w górę.

Po dachu do samej dzwonnicy. Tam jest już się czego chwycić. Ceglane występy, wysokie strzeliste okna. Szyb nie ma, ale kraty pozostały. Dalej w górę, jak po szczeblach, na sam szczyt. Tam, gdzie widnieje wielka dziura po pocisku artyleryjskim. To na pewno salwa Czerwonych z drugiego brzegu Wołgi. Nie było już do kogo walić, to przynajmniej w dzwonnicę.

Otwór nie jest duży. Człowiek normalnie zbudowany nie ma szans. Nastia przymierza się na różne sposoby. Powinna dać sobie radę. Na krawędziach otworu cegły nie trzymają się mocno. Trzeba będzie wyjąć z dziesięć sztuk i się przeciśnie.

Tylko co z cegłami. Wyrwiesz jedną, drugą — i co? W dół zrzucać, żeby gruchotały po dachu?


XIII

Nastia bierze ekwipunek jak na trening: czarny obcisły kombinezon, maska, angielskie buty na grubej podeszwie, plecak, dwie linki spadochronowe, latarka, nóż, pistolet, komplet wytrychów, manierka z wodą, suchy prowiant. Na podwórku znalazła kawałek żelastwa, coś jakby łom do podważania cegieł. Też do plecaka. Co jeszcze? Jeszcze rękawice. I niespodzianki dla piesków.

Wychodzi z głównego budynku.

Z przeciwka zbliża się Boczarow. Miły i łagodny. Nastia wie, że do tej pory Boczarow miał w zwyczaju spędzać parę dni w tygodniu w centralnym gmachu NKWD w Kujbyszewie, a resztę czasu w sektorze specjalnym. Ale ostatnio nie rusza się stąd na krok. Mówi, że dużo egzekucji, że inne zajęcia. Jakby bez niego nie potrafili strzelać.

Coś złagodniał Boczarow. Może wyczuł godnego siebie przeciwnika? Uśmiechnął się do Nasti. Kremlowska instrukcja zabrania zadawania pytań, dlatego rzuca ogólnie:

— No, jak?

— W porządku — uśmiecha się Nastia. — Ćwiczę się w szpiegowaniu.

Загрузка...