ROZDZIAŁ 17

I

Nie ma gorszego bólu niż ból powrotu do życia.

Nastia leży twarzą do ziemi. Cała, do najdrobniejszego włókienka, jest jednym wielkim bólem. Przepełnia ją radosne oczekiwanie śmierci — wyzwolicielki. Śmierć zaraz nadejdzie i zabierze Nastię ze sobą.

Nastia zna już to słodkie oczekiwanie — ziemia… ziemia coraz bliżej i… trzepot spadochronu nad głową… i…

Wtedy śmierć nie przyszła. Nie przyszła i teraz. Zamiast niej wraca życie. I to jest najstraszniejsze.

Podobnie bywa z narodami. Przez tysiąc lat wspinają się z mozołem w górę. Aż wreszcie mają dość. Są zmęczone. Zatrzymują się w drodze. A wiadomo, że chcąc utrzymać się na szczycie, trzeba się wspinać bez przerwy. Tymczasem naród stanął w miejscu. Stracił równowagę i runął w dół.

Dobrze jest spadać, bez żadnego wysiłku, napięcia. Nic, tylko spadanie i pęd powietrza. Nie trzeba o niczym myśleć, o nic się troszczyć, i wszyscy widzą, że naród nie stoi w miejscu. Że jest w ruchu. Nabiera przyspieszenia. Aż w uszach gwiżdże.

A potem następuje upadek.

Dla niektórych narodów śmiertelny.

Dlatego narody giną. Te jednak, które utrzymują się przy życiu, czują straszliwy ból, ból gorszy od śmierci, przepełniający ich duszę i ciało. Ból połamanych rąk i nóg, kręgosłupa i karku. Ból i nic, tylko ból. I krew. Rozlegają się głosy: jak dobrze było padać! A przecież każdy upadek można przedłużać w nieskończoność…

Straszny był powrót Nasti do życia… Lepiej, żeby go nie doświadczyła. W głowie huczy rozkołysany dzwon, stalowe młoty miażdżą kręgosłup. Nastia poruszyła palcami i krzyknęła. Przeklinała życie, do którego przywrócił ją złośliwy los. Przysięgła sobie, że nigdy nie będzie żałowała życia. Ani swojego, ani cudzego. Przyrzekła sobie solennie, że śmierć powita miłym uśmiechem, kiedykolwiek ta nadejdzie i jakakolwiek będzie — czy rozszarpią Nastię wilki, czy kula w piwnicy wysypanej trocinami.

Im wcześniej, tym lepiej. A najlepiej zaraz.

Śmierć szalała tak blisko, ale Nasti nie zauważyła. Gdzieś obok pociąg przewrócił się do góry kołami. Tam teraz śmierć zbiera żniwo. Tam, gdzie czekiści z psami dobijają tych, którym udało się wypełznąć spod zgruchotanych wagonów.

Ale tak naprawdę szukają Nasti. A właściwie nie jej, tylko walizeczki z modułem. Nie wiedzą, po co. Taki dostali rozkaz. Od Boczarowa. Dla niego ta walizeczka to sprawa życia i śmierci. Także dla Jeżowa. Dla Frynowskiego. Dla Bermana. A więc nie tylko nad Nastia krąży śmierć. Również dla towarzysza Stalina wyrwanie bezcennej walizeczki z łap NKWD jest sprawą życia i śmierci. Pozbawić Stalina łączności — to pozbawić go władzy.

Niepojęte, dlaczego śmierć nie przychodzi. Czy tak trudno Boczarowowi się domyślić, że Nastia wyskoczyła z pociągu wcześniej i leży teraz pod nasypem? Czy tak trudno ją odnaleźć i dobić?

Nastia z całym spokojem oczekuje śmierci. Pragnie jej. A na to wezwanie śmierć odpowiada ujadaniem psów na nasypie.

A osobiście się nie zjawia.


II

Przerażająca jest wściekłość starszego majora bezpieczeństwa państwowego Boczarowa. Gdyby kark miał porośnięty sierścią, zjeżyłaby mu się teraz jak u dzikiej bestii. Patrzy w tył, przez ramię, jakby chciał znienacka wpić się w gardło jakiejś niewidzialnej istocie stojącej za plecami. Wyczuwa się w nim ten pełen napięcia, groźny spokój. Mają go w sobie szczególnie groźne psy. Stoją chwilę w bezruchu, patrzą nie wiadomo gdzie i nie wiadomo jakie mordercze myśli mają we łbie, nim wściekle zaatakują.


III

Nastia nie ma pojęcia, jak długo tak leży nieruchomo. Może minutę. Może godzinę. Może dzień. Mózg pracuje jasno i sprawnie. Jak zawsze. Ale straciła poczucie czasu. Jakby czas nie istniał. Czy raczej jakby to ona istniała poza czasem. Nie można powiedzieć: Nastia żyje. Nie to, że żyje. Raczej błąka się między bólem a wiecznością.

Jeszcze raz przeklęła życie i przysięgła sobie go nie żałować, kiedy będą rozstrzeliwać. Nigdy nie przyszło jej do głowy, że mogłaby umrzeć naturalną śmiercią. Zawsze wiedziała, że zarabiają siekierą, zakłują nożem albo strzelą w tył głowy. Innej możliwości nie potrafiła sobie wyobrazić. Czuła się dzięki temu jakby młodszą siostrą Stalina. On też nie miał prawa umrzeć śmiercią naturalną. W snach Nastia widziała ohydną mordę terrorysty, który strzela do towarzysza Stalina, rękę najbliższego przyjaciela, który wsypuje truciznę do szklanki z wodą.

Zrozumiała, dlaczego śmierć nie nadchodzi. Pęd powietrza odrzucił ją od kamiennego nasypu i cisnął w rozmiękłe błocko na skraju lasu. Leży w wilgotnym, zimnym zagłębieniu. Wyciągnęła rękę, zanurzyła dłoń w chłodnej, czystej wodzie leśnego jeziora. Chlusnęła sobie w twarz. I jeszcze raz. Podczołgała się bliżej wody. Zanurzyła twarz. Napiła się. Gdzie walizeczka? Jest. W plecaku. Czy nic się walizeczce nie stało? Ale skąd. Można by ją zrzucić z samolotu. Zresztą chyba walizeczka uratowała jej życie, chroniąc plecy niczym stalowy pancerz.

Spróbowała wstać. Nie dała rady. Zaczęła pełzać. Jeszcze bliżej wody. Woda w październiku parzyła jak pokrzywa. Taka lodowata. Ale Nastia wytrenowana. W wodzie lepiej. Jak z okładem z lodu. Udało się nawet trochę przepłynąć. Zanurkować. W głowie się przejaśniło. Wynurzyła się.

Jezioro jest płytkie. Woda po pierś, po szyję. Pod nogami muł, korzenie. Brzeg zarastają szuwary. Po nasypie biegną rozsypani w tyralierę czekiści. Z psami. Przeczesują teren.

Wielki czarny wilczur zatrzymał się dokładnie tam, gdzie Nastia była jeszcze przed chwilą. Węszy. Rozgląda się na boki. Wokół półmrok. Nastia nie wie, przed zmierzchem, czy przed świtem. Pies wciąga powietrze w nozdrza. Już, już ma ruszyć za nią, ale zawraca i biegnie w swoją stronę.


IV

Podwładni Boczarowa schodzą mu z oczu. Byleby się nie nawinąć. Rozstrzela jak nic. Musi kogoś teraz rozwalić. Ale ktoś musi iść do niego z raportem. Trudno. Jak mus, to mus.


V

Taktyka to najprostsza z nauk. Wystarczy tylko postawić się na miejscu przeciwnika i pomyśleć, jakiego postępowania się po nas spodziewa. A potem zrobić dokładnie na odwrót. Ot i cała taktyka. Nastia czuje się okropnie. Próbuje nie myśleć o bólu. Więc zaczyna myśleć o Boczarowie. Usiłuje sobie wyobrazić siebie na jego miejscu.


VI

Zameldowano Boczarowowi, że maszynista pociągu jest ranny. Zeznał, że do parowozu wdarła się dziewczyna z pistoletem i z zagranicznym plecakiem. Paliła jakieś teczki pod kotłem. Ile? Jakieś dziesięć, piętnaście. I strzelała, ścierwo, na oślep, gdzie popadło. Jakby się wściekła. Oczy miała jak wiedźma.


VII

Jedynym ratunkiem dla Nasti było dotrzeć do Stalina.

Ale Boczarow zorganizuje teraz kordony na wszystkich drogach. I we wszystkich wsiach, stacjach i przystaniach. Zawiadomi urzędy pocztowe, telegraficzne, łącznice telefoniczne. Uniemożliwi Nasti jakąkolwiek łączność ze Stalinem. Nastia nie ma radiostacji. A telefony, telegrafy i wszelkie inne środki łączności wiadomo, w czyich są rękach.


VIII

Zameldowano Boczarowowi, że pociąg po sforsowaniu bramy przejechał dziewięć kilometrów i wykoleił się. Przyczyna katastrofy nieznana. Torowisko zostało uszkodzone, ale nie to było przyczyną wypadku. Na odwrót. To wykolejenie się składu spowodowało uszkodzenie torów. Pociąg spadł pod nasyp. Spod szczątków wagonów wydobyto sto trzydzieści dwa trupy. Czy wśród nich są zwłoki kobiece? Nie, nie ma. Ale poszukiwania trwają. W szczątkach pociągu niewątpliwie znajdują się jeszcze zabici. Dziewiętnastu rannych więźniów, znalezionych w rejonie katastrofy, dobito. Przypuszcza się, że około czterdziestu osób z lżejszymi obrażeniami zdołało zbiec. Zorganizowano już pościg.

Boczarow w milczeniu wysłuchuje meldunków. Cerkiew zlustrował osobiście. Sejf otwarto. Nie włamano się, ale otwarto. W najbardziej profesjonalny sposób. Godny mistrza. Boczarow wiele w życiu widział otwartych sejfów, ale to była naprawdę czysta robota. Przez lata służby starszy major bezpieczeństwa państwowego Boczarow poznał rękę najlepszych włamywaczy Kraju Rad. Przeleciał w myślach ich rejestr. Nie, nie ma teraz w Związku Radzieckim takiego mistrza. On, Boczarow, może dać sobie głowę uciąć — przez ostatnich kilkanaście lat nikt nie dokonał takiej sztuki. Jasne, że to nie dziewczyna otworzyła sejf. Tylko najwyższej klasy fachowiec. Ale skąd się tu wziął? Kasiarze z dawnej szkoły już nie żyją. Wytrzebiono ich jak wilki w Niemczech czy gronostaje w Rosji. Pewnie kiedyś się odrodzą. Ale teraz, w październiku 1938 roku, nie ma ani jednego.

Dupalin sam jest złodziejem, obrobił z kumplami urząd skarbowy w Tyflisie. Cała Europa nie mogła wyjść z podziwu, kiedy towarzysz Stalin rabował banki. Do czego by się nie wziął, wszystko mu wychodzi. Dupalinowi na pewno imponuje mistrzostwo w otwieraniu najbardziej skomplikowanych zamków. Może trzymał gdzieś w odwodzie fachowca na taką okazję? Ale jak ten ktoś dostał się na teren jednostki specjalnej? I gdzie się podział? Żył kiedyś w Rosji legendarny Sewastian. Tylko on mógłby sobie z czymś takim poradzić. Nikt inny. Ale zaginął biedak jeszcze w czasie wojny domowej.

Chociaż nie. Pewne elementy wykluczają Sewastiana. W sejfie pozostała nietknięta kolekcja brylantów, monety, odznaczenia, sztabki, samorodki. Sewastian by tak tego nie zostawił.

Natomiast zginęło to, co najważniejsze. Teczki z materiałami obciążającymi Stalina i Gryfa. Walizeczka z modułem kontroli łączności. Na chuj Boczarowowi dwudziestosiedmiokaratowy brylant.


IX

Nastia rozejrzała się. Nie ma drogi wzdłuż linii kolejowej. W pobliżu chyba też nie. Samochody nie przejadą. Drugiego parowozu w jednostce też nie mają. Dziesięć kilometrów piechotą to kawał drogi. Przeszukać całą trasę od jednostki do miejsca katastrofy nie będzie łatwo. Nie wiedzą przecież, czy Nastia nie leży pod szczątkami pociągu. Czy się nie spaliła. Ale mogła też wyskoczyć. I to zaraz po tym, jak pociąg wyłamał już bramę jednostki.

Dookoła bagna i las. Mogła zdobyć konia, rower, porwać samochód. Mogła dotrzeć do magistrali kolejowej i wskoczyć do pierwszego lepszego pociągu. Jest z jednostki specjalnej. A więc jej obuwie i odzież na pewno przesycone zostały specjalnym zapachem, od którego psy głupieją.

Gdyby Nastia znalazła się na miejscu Boczarowa, uznałaby, że ma przed sobą niełatwe zadanie. Na dodatek z wykolejonego pociągu mogli ocaleć jacyś więźniowie. Ustalić ilu, też nie jest rzeczą łatwą. Rozpierzchną się po całej okolicy. Zaczną kraść żywność, odzież, konie, samochody, broń. Napadać na ludzi. Posypią się meldunki z rejonów. Nie będzie wiadomo, gdzie najpierw rzucić wzmocnione jednostki.


X

Boczarow siedzi i analizuje. Maszynista zapewnia, że w parowozie była tylko ona. Sama. Gdzie jest w takim razie kasiarz, który otworzył sejf? Zresztą do diabła z kasiarzem. To dziewczyna miała teczki i coś ciężkiego w plecaku. A więc wszystkie siły należy skierować do poszukiwań dziewczyny. Dokąd mogła pójść? Może ruszyła na wschód? Z Uralu wezwie samolot, żeby ją zabrał. Mogła też udać się na zachód. Ale tam natrafi na Wołgę, którą trzeba przepłynąć. Nie ma takiego chojraka, który się na to zdecyduje w październiku. Poza tym wszędzie są przystanie, łodzie, statki, które łatwo możemy sprawdzić. A most tylko jeden, kolejowy. I to pod stałą kontrolą. Tamtędy nie przejdzie. Drugi most dopiero pod Uljanowskiem — sto pięćdziesiąt kilometrów w górę rzeki. Trzeci — pod Saratowem. Trzysta kilometrów w dół. Oba kontrolowane. A więc przez most kolejowy nie przedostanie się ani pieszo, ani pociągiem. Bo wszystkie pociągi też sprawdzane.

Boczarow słyszał już jakiś czas temu, że Dupalin dysponuje specjalnym systemem łączności kolejowej. Podobno po całym kraju kursują pociągi według utajnionych rozkładów jazdy. Jeśli dziewczyna wie coś o tym, jeśli zna czas i miejsce postoju takiego pociągu, to z pewnością się nim zabierze.

Znaczy wszystkie rozjazdy należy wziąć pod kontrolę? Niezła myśl. Tylko kraj na to zbyt wielki.


XI

Nastia też analizuje. Jeśli Boczarow zatelefonuje do Jeżowa, całe NKWD rzucą przeciwko niej. Wszystkie siły. Dworce i lotniska będą kontrolowane. Urzędy pocztowe i telefoniczne zostaną uprzedzone. Złapią ją przy pierwszej próbie dodzwonienia się lub nadania depeszy. Po drugiej stronie Wołgi, na rozjeździe przy 913 kilometrze, w każdą sobotę od dwunastej w nocy do dwunastej w południe stoi pociąg remontowy — NACZSPECREMBUD. Ale jak przedostać się przez rzekę? Towarzysz Stalin ma wiele pociągów-widm, które kursują regularnie. Jest mnóstwo tajnych miejsc w całym kraju, gdzie się zatrzymują. Nastia zna jednak tylko maleńki wycinek tajemnicy. Wie o tym jednym jedynym rozjeździe.

Ale on jest po drugiej stronie rzeki.

Na prawym brzegu.


XII

W Kujbyszewskim Zarządzie NKWD ogłoszono alarm bojowy.

Sytuacja przedstawia się następująco: w rejonie jednostki specjalnej NKWD sabotażyści uszkodzili linię kolejową, w wyniku czego doszło do katastrofy pociągu specjalnego wiozącego szczególnie niebezpiecznych przestępców, skazanych prawomocnym wyrokiem sądowym na śmierć. Około czterdziestu zdołało zbiec i ukryć się. Pośród nich znajduje się wyjątkowo niebezpieczna recydywistka, która dokonała szeregu brutalnych zabójstw. Dane: wiek 19 lat, wzrost 157 centymetrów, sylwetka wysportowana, bardzo szczupła, nos prosty, oczy duże niebieskie, twarz owalna, włosy gęste rudoblond, krótko ostrzyżone; ubrana w męski strój turystyczno-sportowy koloru czarnego, na nogach wysokie skórzane buty na grubej podeszwie, nietypowe; rzeźba podeszwy i obcasa całkowicie odpowiada rzeźbie obuwia kadry oficerskiej Armii Czerwonej; kobieta ma przy sobie plecak, prawdopodobnie pochodzenia zagranicznego; uzbrojona jest w pistolet Luger P 08, oraz niemiecki nóż myśliwski marki Solingen; wyjątkowo niebezpieczna. Po zatrzymaniu natychmiast rozstrzelać. Meldować niezwłocznie.


XIII

No dobrze, a jaki meldunek naczelnik Zarządu NKWD w Kujbyszewie, starszy major bezpieczeństwa państwowego Boczarow, powinien teraz złożyć towarzyszowi Jeżowowi w Moskwie?

Czy zameldować, że Dupalin coś wywąchał i przysłał dziewczynę na przeszpiegi? Kiedy Jeżów to usłyszy, wystraszy się i w te pędy poleci do Dupalina błagać o przebaczenie.

A może zameldować, że dziewczyna wyniuchała, co i jak, i zgarnęła walizkę z modułem kontroli łączności?

Albo że eszelon ze skazanymi na śmierć, który już się znajdował na terenie jednostki specjalnej, został przez dziewczynę uprowadzony i uległ katastrofie, przy czym połowa więźniów zbiegła?

Nie, nic z tego. Trzeba po prostu jak najszybciej dokonać przewrotu. A do Jeżowa wysłać szyfrogram: pociąg ze skazanymi na śmierć wykoleił się i rozbił przed wjazdem na teren jednostki specjalnej, w nim znajdowała się szczególnie niebezpieczna.


XIV

Do naczelników Zarządów NKWD w Jarosławiu, Kostromie, Gorkiem, Saratowie, Penzie, Stalingradzie, Permie, Kirowie.

…Oczy duże niebieskie, twarz owalna. Rozstrzelać na miejscu. Jeżow.


XV

Towarzysz Stalin studiuje materiały dotyczące moskiewskich plotek. Wszystkie na jeden temat: na Syberii pojawiła się czterdziestoosobowa banda morderców z wyrokami śmierci, strzelających bez pardonu do wszystkiego, co się rusza. Banda nazywa się “Ptak śmierci”. Na jej czele stoi dziewczyna przecudnej urody, o ogromnych niebieskich oczach. Banda przedziera się w kierunku Moskwy, ale NKWD nie zasypia gruszek w popiele. Wszystkie mosty na Wołdze zostały zablokowane, łodzie sprawdzone, na każdej przystani zasadzka, wszędzie patrole z psami. Towarzysz Stalin wziął do ręki słuchawkę telefonu.

— Towarzyszu Jeżow, co to, nie możecie unieszkodliwić bandy?

— Towarzyszu Stalin, postawiliśmy na nogi całe NKWD i wojsko. Ma się rozumieć, że ich schwytamy i rozwalimy na miejscu. Wydaliśmy specjalne rozporządzenie dotyczące przywódczyni bandy. Wkrótce rozwiążemy ten problem, towarzyszu Stalin.


XVI

Mknie Nastia przez atramentową ciemność. Strach ją ogarnia. Słyszała, że szczupaki w Wołdze groźniejsze od rekinów. Mają po dwa metry długości. Ile to musi zeżreć! Odgryzie człowiekowi nogę na kolację. Opowiadano też o sumach-ludojadach, które kryją się w jamach i rozpadlinach. Nocą wypływają pod powierzchnię i zjadają pływaków. Mierzą i po pięć metrów, ważą ze trzysta kilo. Są też w Wołdze bieługi. Też mają około pięć metrów, a ważą tonę. Żyją sto lat i dłużej. Te to żrą. Różnica między nimi a szczupakami taka, że bieługi odgryzają od razu obie nogi.


XVII

Starszy major bezpieczeństwa państwowego Boczarow jest wściekły na siebie: już był tak bliski sukcesu! Trzeba było pierwszego wieczoru wziąć tę dziewczynę ze sobą. Taka ładna, elegancka. Widać, że urodzona tancerka. Tylko tłumi w sobie ten instynkt. Gdyby zabrał ją ze sobą, tańczyłaby do upadłego i zapomniała o tych bzdurnych zadaniach specjalnych. Opowiedziałaby, po co Stalin ją przysłał. Ależ Boczarow pokpił sprawę! No i dziewczyna zniknęła z walizeczką i teczkami Dupalina i Gryfa. Jak wpadła na to, gdzie je przechowuje? Jak otworzyła sejf? I kiedy? A potem jakby się zapadła pod ziemię. Albo pod wodę.

Boczarow otrzymuje meldunek: rybacy znaleźli plecak zagranicznego pochodzenia. Na plecaku, którego wartość przewyższa cenę rybackiej łodzi, widnieją jakieś wraże napisy. Personel jednostki rozpoznał go. Z takim plecakiem pojawiła się w tych okolicach Nastia.

Boczarow w lot zrozumiał, że nastąpiła swoista równowaga. Dziewczyna utonęła. Walizeczka z modułem poszła na dno jak kamień. Jak złoty kamień. Stalin nie może teraz kontrolować systemu łączności. I Boczarow też nie może. No to, gramy dalej.


XVIII

Nasti zdaje się, że wąsaty sum płynie tuż pod nią. Więc co sił pracuje rękami. Nie czuje zimna, jest wytrenowana. Żeby tylko jakaś stalowa klatka dzieliła ją od tych cholernych ryb. Albo żeby umiała ślizgać się po powierzchni wody, jak niektóre pająki o długich nogach. Nastia płynie przytrzymując się kawałka jakiejś belki. Inaczej walizeczka ściągnęłaby ją na dno. Utrzymuje kierunek. Na białą boję, która błyszczy jak gwiazda. Plan jest prosty: dopłynąć do boi i czekać na transport barek. Wołgą często płynie sześć, osiem połączonych barek ciągniętych przez holownik. Wyładowane przeważnie posuwają się pod prąd powoli. Zanurzenie wtedy jest duże, łatwo można dostać się na pokład. Trzeba będzie jakoś się zorientować w ciemności, czy barki płyną załadowane, czy nie. Jeśli puste, to nic z tego. I jeszcze jedno: najbezpieczniej podpłynąć do ostatniej.

Ale to tylko teoria. W ciemnościach i tak nic nie widać. Jedyne co pozostaje, to wierzyć w szczęście. A więc plan jest taki: wypłynąć na środek szlaku wodnego, wdrapać się na burtę ostatniej barki w konwoju i przebyć dwieście kilometrów w górę rzeki. Tam skoczyć do wody, przepłynąć na prawy brzeg i zejść w dół rzeki do Mostu Aleksandrowskiego. Do rozjazdu na 913 kilometrze.


XIX

Przepłynął statek pasażerski. W dół rzeki. Usłyszała głośną muzykę. Walc “Fale Amuru”. Tu, nad Wołgą. Na pokładach nikogo. Pewnie połowa kajut też pusta. Sezon się kończy. Statek wzburzył nurt. Nastia siedzi okrakiem na boi. W górę rzeki wolno płynie konwój złożony z sześciu barek. Nastia ruszyła za nim, wypłynęła daleko na farwater, ale wróciła. Zapach benzyny czuć było na kilometr. Jakieś ropopochodne świństwo. Pewnie z Morza Kaspijskiego przez Astrachań, a teraz Wołgą na północ. Na takiej barce nie ma się jak ukryć. Przepłynął kolejny statek pasażerski. Tym razem w górę rzeki. Z niego też dobiegły Nastię dźwięki muzyki — tym razem “Pożegnanie Słowianki”. Ale pasażerski odpada.

O, znów holownik. W dobrym kierunku. Nastia ześliznęła się z boi i wypłynęła na farwater. Holownik sunie wolno, ale ona musi zdążyć dopłynąć na środek toru wodnego, zanim konwój ją minie. Trzeba znaleźć się tuż za nim. Wyprzedzać barek też nie ma sensu, bo można dostać się pod koła napędowe. Fale rzucają Nastią. Spada na nią deszcz wodnego pyłu. Ależ nurt jest wzburzony! Nie ma pojęcia, jak daleko dopłynęła. Ma wrażenie, że trwa to całe wieki. A jak odwróci głowę, wydaje się, że boja tuż-tuż, a Nastia wcale się nie posuwa.

Jednak miała szczęście. To prawda, co mówią, że dobremu człowiekowi lepiej się wiedzie. A czy ona, Nastia, jest zła? Chwyciła się szorstkiej burty, podciągnęła i wdrapała na barkę.


XX

Co wiezie ta barka? Aha, zboże. Pszenica znad Donu do stalingradzkich elewatorów. Stamtąd w górę Wołgi, na północ. Kanałami i rzekami aż do samej Moskwy, do Pitra, Murmańska, Archangielska. Dała nura pod brezent. Duszno, gorąco.

Najpierw zajęła się pistoletem. Strząsnęła z niego wodę. Warto by wytrzeć, ale nie ma czym. Ubranie nasiąkło kilogramami wody. Wyżęła je i rozłożyła na ziarnie pod brezentowym daszkiem. Wylała wodę z butów i włożyła je z powrotem. Muszą wyschnąć na nogach, bo inaczej skurczą się i ich nie wzuje. Zaczęła przygotowywać sobie posłanie. Zagarniała gorące, przesycone słońcem ziarno. Umościła się wygodnie. I przysypała ziarnem.

Drży cała, szczęka zębami. Ciągnie holownik sześć barek, klepie łopatkami po wodzie, fale uderzają o burty. Deszczyk kropi, krople stukają po brezencie. Nastia wciąż nie może się rozgrzać. Wiatr coraz silniejszy, fale z każdą chwilą walą mocniej. Szczęście, że zdążyła! I akurat barka z ziarnem. A nie na przykład z cegłami, albo szynami. Nastia przestaje drżeć.

Boczarowowi na pewno nie przyjdzie do głowy, że wpław, nocą, w październiku, nie zauważona przez nikogo dostała się na przepływający statek i wyruszyła nim w górę Wołgi na północ. Nie, na to Boczarow nigdy nie wpadnie. I Nastia uśmiechnęła się do siebie.


XXI

Śniło jej się rozstrzeliwanie. I we śnie rozważała: kto jest za nie odpowiedzialny. Oprawcy? A ona jest oprawcą? Nie wie, dlaczego ludzi, którzy wykonywali wyroki śmierci, nazywała we śnie oprawcami. Przecież to niewłaściwe określenie. Nawet śniąc wiedziała, że niewłaściwe. To nie oprawcy, ale likwidatorzy… Oprawcy to u wrogów. U nas likwidator to odpowiedzialny, romantyczny zawód.

A więc czy ona sama jest oprawcą? Śmieszne. Co z niej za oprawca? Oprawca to ten, kto zabija regularnie. A ona zaledwie się o to otarła. Ale Boczarowowi przedstawiła się z godnością: ja też jestem likwidatorem. Teraz jej wstyd. Boczarow położył trupem tylu ludzi, że można by z nich ułożyć stos wyższy od piramidy egipskiej. A ona… Śmiechu warte. Oczywiście, chciałaby stać się prawdziwym likwidatorem, ale widać nie jest jej sądzone. W klasztorze egzekucje zdarzają się rzadko, bardzo rzadko.

A czy prawdziwi oprawcy odpowiedzą kiedyś za swoje czyny? A czy to oni wymyślili Rewolucję Światową, sprawiedliwość społeczną i walkę klas? Nie. A więc nie ponoszą odpowiedzialności. Po prostu wypełniali rozkazy. A czy ci, co wymyślili Rewolucję Światową i sprawiedliwość społeczną będą kiedyś odpowiadać, choćby i po śmierci?

Skądże znowu. Przecież osobiście nikogo nie zabijali.

Umysł Nasti, nawykły do jasnego formułowania myśli, wyprowadził następujący wniosek: Teoretycy mają czyste ręce, praktycy — czyste sumienie.

I Nastia natychmiast zapomniała sformułowaną we śnie myśl. Znalazła niezbędne usprawiedliwienie, uspokoiła się i nigdy więcej nie śniła o rozstrzeliwaniu.


XXII

Ciało zasnęło, ale mózg czuwał. Nadal pracował. Tyle, że mózg człowieka śpiącego jest nieskrępowany. Kołyszą się barki na Wołdze. Deszcz bębni po brezencie.


XXIII

Obudziła ją jasność. Nastia wyjrzała spod brezentu. Zimno. Wilgotno. Obrzydliwie. Holownik klepie wodę monotonnie. Fale walą o burty. Nastię wszystko boli, łamie w kościach. Całe ciało pali jak ogień. Jest ranek. Na prawym brzegu powinno być widać Góry Żygulowskie. A widać pola, zarośla i wąwozy. Nie mógł przecież holownik dociągnąć tak daleko. A może Nastia przespała noc i dobę?


Загрузка...