ROZDZIAŁ 5

I

Samochód ma niewiarygodnie długą maskę. Reflektory — jak latarnie na krążowniku. Przednie siedzenie odsłonięte, bez dachu. To miejsca kierowcy i szefa ochrony. Zostało tak pomyślane, by szef ochrony miał odsłonięte pole widzenia na wszystkie strony świata i by w razie potrzeby mógł dać znak obstawie w innych pojazdach. Poza tym z odsłoniętego wozu łatwiej strzelać.

Salonka wygląda jak kareta. Na podłodze dywan, a właściwie miękka biała skóra. Całe wnętrze, fotele i zasłonki w kolorze popielatym. Tapicerka z pikowanego atłasu. Nie ma co. Amerykanie potrafią zadbać o wykończenie wozu. Grube szyby i zasłonki tłumią uliczny zgiełk. Sprawiają, że w samochodzie jest cicho i przytulnie.

Ludowy komisarz spraw wewnętrznych i generalny komisarz bezpieczeństwa państwowego Nikołaj Iwanowicz Jeżow rozprostował nogi. Obiad na daczy Stalina skończył się w pół do czwartej. Niebawem zacznie świtać. A Nikołaj Iwanowicz musi kontynuować dzień pracy. Do południa przesłuchania. Potem krótka drzemka. Wieczorem przyjęcie, a podczas przyjęcia — narada.

Rozpiął kołnierzyk z dwiema wielkimi gwiazdami marszałkowskimi, poluzował pas. Rzucił kierowcy przez słuchawkę interkomu:

— Do Suchanowa.


II

Nastia schowała pudełeczko i legitymację do kieszeni, a sam order wciąż ściska w dłoni, nawet po powrocie do klubu spadochronowego. Nikomu go nie pokazała. Ogląda ze wszystkich stron, korzystając z rzadkiej chwili samotności. Jest masywny, czuć jego wagę: szczere złoto, a profil Lenina z platyny. Prosta, skromna robota. Wspaniale się prezentuje w dzień i nocą, w świetle księżyca.

Wymościła sobie legowisko na stercie starych spadochronów, ale sen nie przychodzi. Odwraca order na jedną stronę, na drugą. Lśni złoto, wianek złotych kłosów, każda grań błyszczy osobno. A platyna świeci inaczej, na swój sposób. Nastia położyła order tuż przy policzku i doznała olśnienia. Zrozumiała rzecz oczywistą i niepodważalną: bez Stalina władza komunistyczna jest skazana na zgubę. Jeżeli Stalin zostałby zabity (nie przyszło jej do głowy, że mógłby umrzeć śmiercią naturalną), nastąpi nieuchronny, powolny, a z czasem coraz szybszy proces rozkładu i rozpadu władzy. I Nastia postanowiła…


III

Nikołaj Iwanowicz Jeżow przyłożył czoło do zimnego szkła. Przeklęty Stalin-Dupalin, zmusza do picia. Łeb dudni, jak bania. Ale to przejdzie. Ból głowy minie, a Dupalin nie będzie już zmuszał do picia.


IV

Po klubie spadochronowym krążą plotki. Strzeleckiej nie było kilka dni. Zrozumiałe. Później zajechała długą czarną limuzyną bladym świtem. Jasna sprawa. Bywały tu takie: najpierw spóźniały się na kolację, potem wracały nad ranem, potem zajeżdżały długimi czarnymi limuzynami. Potem już w ogóle nie wracały… Ona, jak widać, też na tej drodze. Bez wstydu, bez sumienia. Ledwie stuknęła jej osiemnastka. Gdzie też naczalstwo ma oczy? Jak to, gdzie. Przecież nie są ślepi, to wszystko od nich się zaczyna. Ryba, jak wiadomo, od głowy… Nie wstyd to naczalstwu? Taką młodą deprawują. Patrzcie no, jakimi autami burżuazyjnymi. Odpowiedzialni towarzysze. Byłoby dobrze co poniektórych pod mur, zaraz by się uspokoili. Trzeba ich strzelać, bez litości. Przecież to czysta degeneracja. Termidor. Hańba.

Co jest w kobiecie najważniejsze? Bujne ciało. A ta Strzelecka nawet tego nie ma. Więc za co naczalstwo tak ją lubi i hołubi? Jasne — za uległość. A mało to u nas w klubie dziewuch uległych, o odpowiednich kształtach? To połaszczyli się na kościstą. Rozpusta i tyle. Zboczenie jakieś. A kto za tym wszystkim stoi? Ten ogier Chołowanow. Sam ją wykorzystuje i podsuwa naczalstwu. Zobaczycie, nie miną trzy dni, przyjedzie Chołowanow długą czarną limuzyną i zabierze tę całą Nastię na dobre.

Nie minęły trzy dni, przyjechał Chołowanow długą czarną limuzyną i zabrał Nastię na dobre.


V

Dwie sylwetki w ogromnej piwnicy. Chołowanow ma bardzo poważną minę. Nie czas na żarty.

— Anastazjo, wierzysz w sprawiedliwość społeczną?

— Wierzę.

— Mniejsza o nazwy: socjalizm, komunizm… Pytam, czy wierzysz, że na świecie da się zbudować społeczeństwo gwarantujące powszechną sprawiedliwość?

— Wierzę.

— Ja też wierzyłem.

— A teraz?

— To nie ma znaczenia. Najważniejsze, żebyś ty wierzyła. Myślę, że wierzysz. Dlatego otrzymasz nowe zadanie. Twórcy materializmu dialektycznego uważali, że socjalizm to kontrola. Mieli rację. W kapitalizmie każdy ma własną miskę, talerz czy menażkę. W socjalizmie jest jeden wspólny kocioł i sprawiedliwy podział. W kapitalizmie nie ma tego, który rozdziela. Dlatego kapitalizm to wolność. Natomiast społeczeństwo sprawiedliwości społecznej musi mieć grupę ludzi kontrolujących wszystkie dobra i sprawiedliwie je dzielących. Ten, kto stoi przy kotle, ten, kto dzieli, uzyskuje tak wielką władzę, o jakiej nie śniło się żadnemu kapitaliście. Socjalizm to władza mniejszości, to władza tych, którzy pilnują wspólnego kotła. Każda sprawiedliwość społeczna rodzi władzę tych, którzy tę sprawiedliwość urzeczywistniają. Sprawiedliwość to kategoria subiektywna. Ci, którzy pilnują kotła arbitralnie ustalają, co to jest sprawiedliwość. Tych przy kotle też trzeba kontrolować. I co jakiś czas segregować seriami z automatu… To właśnie będzie twoim zadaniem.

— Ale ja mam nieodpowiedni życiorys.

— Takich właśnie nam potrzeba.

— Dlaczego?

— Żeby mieć na ciebie haka.


VI

Suchanowo, dawny klasztor pod Moskwą. Areszt śledczy specjalnego przeznaczenia.

Jeżeli w areszcie w Lefortowie nie mogą wydusić zeznań, wtedy kierują do Suchanowa. Tu nie ma fuszerki.

Suchanowo to bajeczna brzezina, śpiew ptaków, poranne rześkie powietrze. To również dom wypoczynkowy wyższej kadry NKWD. Na parterze cele tortur, a na piętrze — luksusowe pokoje dla wypoczywających czekistów. Gdy na tarasach pierwszego piętra rozbrzmiewają takty “Fal Amuru”, a kobiety w wieczorowych sukniach zapełniają sale — na parterze ogłasza się przerwę. Niech na parę godzin umilkną jęki i wrzaski, niech w uszach rozbrzmiewa tylko śpiew ptaków i melodie nieśmiertelnych walców.

Ogłoszono przerwę. Na pierwszym piętrze zaczął się bal.

Damy uśmiechają się do Nikołaja Iwanowicza Jeżowa. Nikołaj Iwanowicz odpowiada uśmiechem. Nikołaj Iwanowicz się spieszy. Pod celami tortur jest piwnica, gdzie wykonuje się egzekucje. Nikołaj Iwanowicz wie, że podsłuch można założyć wszędzie, ale nie tam.

Zajęcia w piwnicy dobiegły końca, wszystko zostało uprzątnięte.

Dziś w piwnicy odbywa się krótka tajna narada: Jeżow, Frynowski, Berman. Trzeba rozstrzygnąć przeszło dwadzieścia bieżących spraw. I zaraz powrócić do tańczących.

— Zajmowałem się ostatnio Wielką Rewolucją Francuską. Za głównego była tam Istota Wyższa, niejaki Robespierre. Panował pełen rewolucyjny porządek. Ścinali głowy po równo i wszystko było cacy. Aż do chwili, kiedy Istota Wyższa zabrała się za głowy swoich… No i, jak się domyślacie, wtedy poleciała jego głowa.


VII

W KONTROLI przyjęto zasadę, że każdy, wedle gustu, może zamówić dowolny typ broni. — Stary rusznikarz przez lata przesiąknął smarem na wylot. Spojrzenie ma surowe. — W magazynie mam wszystko, czego dusza pragnie. Jedynie bez broni radzieckiej. Radzieckiej nie używamy. Nie zezwala się. Wyczerpująca odpowiedź.

— Pozazdrościć kolekcji.

— Moja droga, jeżeli macie trudności z wyborem, poleciłbym…

— Nie mam kłopotu. Proszę o Lahti.

— Lahti? — Rusznikarz wysunął do przodu dwa zęby, co upodobniło go do czujnego zająca.

— Lahti.

— Rzadka rzecz. — Dwa zęby wysunęły się jeszcze bardziej. — A nie sądzicie, że za ciężki?

— Być może.

— Nie boicie się problemów ze znalezieniem amunicji?

— Niby dlaczego? Przecież nadają się te od Parabellum.

— Słusznie, moje dziecko, słusznie. No cóż, proszę za mną. Miałem w sumie tylko trzy Lahti. Jednego wziął towarzysz Chołowanow, drugiego jakiś inny towarzysz. Tak, że został mi jeden. Trzymałem go dla amatora, który umiałby docenić. Ale wszyscy wolą Browningi lub Colty. Nastia zważyła Lahti na dłoni.

— Ciężki?

— Ciężki.

— Tak myślałem. Nie radzę go brać. Ręka musi żyć z pistoletem w harmonii i zgodzie.

Nastia jeszcze raz wymierzyła z tego cacka i wzdychając zwróciła rusznikarzowi.

— Co teraz?

— Proszę o Lugera.

— Którego?

— Parabellum ósemkę.

— A, to co innego. Mam tego do woli.

Otworzył zieloną skrzynkę i wyjął czarny, pokryty warstwą smaru, oksydowany pistolet.


VIII

Na piętrze i na tarasach — śmiechy i tańce. Słychać śpiew ptaków i czarujące melodie. Żadne obce dźwięki nie zakłócają przyjęcia.

Żona towarzysza Jeżowa zwraca się do żony towarzysza Frynowskiego:

— Kiedy tylko Robespierre zaczął ścinać własnych…


IX

Kremlowskie podziemia zdają się nie mieć końca. W powietrzu odór magazynu. Chłodno i sucho. Na wszystkich ścianach, od podłogi po sufit — półki. Stosy ubrań i butów.

— Buty, kombinezon, buty zimowe, spódnica, mundur, pas główny z koalicyjką. Przysługują wam purpurowe naszywki. Na mundurze polowym żadnych dystynkcji. Mundur galowy nosić tylko we własnym gronie. Do galowego munduru na naszywkach: sierp i młot. Oto one, złoto próby 575. Tutaj macie futrzany hełm, futrzane buty, kurtkę lotniczą. Podpiszcie kartę.


X

Ze wszystkich dworców kolejowych: Jarosławskiego, Leningradzkiego, Sawełowskiego, Paweleckiego, Kijowskiego, Kazańskiego, Białoruskiego, Ryskiego, Kurskiego — suną zapchane kolejki podmiejskie. Jedna za drugą. Spocony tłum.

— Co też mnie paniusia tak szturcha pod żebro, że aż mi dech zapiera?

— Lizaki niebieskie, czerwone, zielone! Lizaki niebieskie, czerwone, zielone!

— Ech, żeby tak w końcu Spartakowi złoić tyłek!

— Lody na patyku! Lody na patyku!

— Młody człowieku, mógłby pan ustąpić miejsca!

— A wiecie, że gdy tylko Robespierre…


XI

Proszę powstać. Decyzją Sekretariatu towarzysza Stalina Anastazja Andriejewna Strzelecka zostaje mianowana kurierem specjalnym KC WKP(b). Dziękuję. Oto, Nastiu, twoja legitymacja…

— Jaka dziwna!

— Nasze legitymacje drukuje się na białym jedwabiu. Chustka ma siedem centymetrów na siedem. “Siedem na siedem” to dewiza i hasło dla wtajemniczonych. Jedwab spadochronowy, ale nie ma to żadnego związku z twoim skakaniem. Po prostu jedwab lepszy niż świstek papieru. Można go zaszyć w ubraniu i nikt nie wymaca. Z takim zaświadczeniem można przepływać rzeki i jeziora, przedzierać się przez bagna. Potem starczy wypłukać i tyle. Pieczęć KC i podpis towarzysza Stalina są niezmywalne.

Wiesz, że kurier specjalny to tylko oficjalna nazwa twojej funkcji. Kamuflaż. Nazwę wymyślono tak, żeby nie było wiadomo, czym się zajmujesz. Bądź tu mądry i zgadnij, co robi speckurier KC WKP(b). Wszystko jasne?

— Jasne.


XII

Wszystko, a raczej prawie wszystko. Na przykład nie wie, gdzie będzie nocować. Kiedyś mieszkała w szafce, później na spadochronach w aeroklubie. Ale speckurierowi nie przystoi mieszkać na spadochronach. To znaczy, dla niej to bez różnicy, ale nie dla Komitetu Centralnego i sekretarza generalnego.

— Będziesz, Nastiu, miała swoje cztery kąty. Dziś jedziesz do domu. Pociąg odjeżdża o drugiej nad ranem.

— Z dworca?

— Ze stacji “Kremlowska”.


XIII

Ściana odjechała na bok, odsłaniając halę biletową typowej stacji metra. Bardzo przypomina stację “Lermontowską”, z tą tylko różnicą, że nie ma tu w ogóle ludzi, kasjerów ani kontrolerów. Pusto.

Podwójne ruchome schody, w dół i w górę. Nieruchome. Chołowanow wcisnął przycisk, schody ruszyły. Zjechali do podziemnych hal, tam dotknął taki sam przycisk, schody stanęły. Poszli przed siebie po marmurowych płytach. Echo niesie każdy krok. Podziemne hale, korytarze, przejścia i perony — wszystko do złudzenia przypomina zwyczajną moskiewską stację metra, najbardziej chyba “Dzierżyńską”. Tyle, że na żadnej ścianie nie ma nazwy stacji. I jeszcze jedno: wlot każdego tunelu zamykają potężne stalowe śluzy, jak na kanale Moskwa-Wołga. Tu nie straszny żaden żywioł.

Przy jednym z peronów stoi skład techniczno-remontowy. Na lokomotywie i wagonach zamaszyste napisy NACZSPECREMBUD-12. Lokomotywa ni to dieslowska, ni to elektryczna, pewnie jedno i drugie. Za lokomotywą zielony wagon, ni to bagażowy, ni to pocztowy. A może ani bagażowy, ani pocztowy, tylko wagon-laboratorium do sprawdzania stanu torowisk. Okien mało i wszystkie od wewnątrz szczelnie zasłonięte. Bywają takie w składach remontowych: niby wagon pasażerski, a wewnątrz nafaszerowany aparaturą pomiarową. Właśnie dlatego nie ma wielu okien. Za tym wagonem ni to pocztowym, ni to bagażowym — platforma z podkładami, potem jeszcze jedna z jakimiś urządzeniami. Przy lokomotywie stoją maszyniści. Zasalutowali Chołowanowowi. Koło wagonu pocztowego — konduktor. Skłonił głowę otwierając drzwi przed Nastią i Chołowanowem, potem zamknął za nimi i pociąg ruszył wolno, jakby czekał tylko na nich. Zgrzytnęła stalowa śluza wpuszczając skład do tunelu, po chwili równie płynnie zamknęła dostęp do stacji, szczękając skomplikowanymi zamkami.

Wewnątrz wagon w niczym nie przypomina pocztowego, ani tym bardziej bagażowego. Nie jest też laboratorium na kółkach. Wzdłuż całej jego długości rozciągnięty jest puszysty dywan w najbielszym odcieniu bieli, tak jakby nikt nigdy po nim nie stąpał. Ściany i sufit w boazerii z drewna różanego. Ze wszystkich stron lustra, jedno odbija się w drugim. Mosiężne okucia wypolerowane tak, że blask sączy się cienkimi strumykami.

— Tędy. — Chołowanow uchylił wąskie drzwi. — Pamiętaj, w dzień zasłony mają być opuszczone. Zawsze. W nocy można odsłaniać przy zgaszonym świetle. Konduktor nazywa się Ciech Ciechowicz.

Piękny przedział. Harmonijne współbrzmienie bieli dywanu z czerwienią palisandrów. Stolik z drewna orzechowego. Na blacie lampa z brązu, zielony szklany abażur. Nogi grzęzną w dywanie, zasłonki tłumią wszelkie odgłosy z zewnątrz. Kozetki ze skóry w kolorze wiśni. Siadasz i zapadasz się w miękkość. Aż korci, żeby zrzucić pantofle i usadowić się w kąciku, podciągając pod siebie nogi.

Zdjęła pantofle, usiadła podciągając kolana. A wścibski nos — za zasłonkę. A tam przelatuje typowa stacja metra. Nastią poznała na pierwszy rzut oka: “Dzierżyńską”. Na peronach nocne prace: dwaj elektrycy odkręcają żyrandol, trzy kobieciny w szarych fartuchach zamiatają posadzkę, czwarta specjalną maszyną poleruje granitową ścianę. Ma lśnić, żeby naród radziecki mógł się szczycić podziemnymi pałacami. Żeby wraże nasienie od jednego spojrzenia na nasze marmury, aż poskręcało z zazdrości.

Ludzie pracują. Nie mają czasu zwracać uwagi na skład techniczno-remontowy. Też mi ciekawostka! Tyle się ich szlaja nocami po tunelach… Ten różnił się, co prawda, prędkością. Przeleciał, zagwizdał — i czerwona latarnia rozpłynęła się w tunelu.

— Wygląda, jak byśmy byli jedynymi pasażerami w całym pociągu.

— Słusznie.

— To cały skład czekał tylko na nas?

— Na nas.

— A gdybyśmy nie przyszli?

— Pojechałby bez pasażerów. Z przeciwka zmierza taki sam pociąg. Jeden w jedną stronę, drugi w drugą. Co noc. Oprócz pasażerów przewożą też przesyłki. Pasażerów może nie być, a przesyłki są codziennie. Raz w tygodniu, w każdy piątek, jeden taki pociąg jedzie na dziewięćset trzynasty kilometr. Przyjeżdża o północy, wraca w południe. Takie pociągi kursują po całym kraju. Jako kurier specjalny będziesz przemierzać te wszystkie trasy.

— A teraz dokąd jedziemy?

— Do klasztoru.


XIV

Do drzwi zastukał konduktor Ciech Ciechowicz:

— Herbatki?

— Poprosimy. — Chołowanow skinął głową.

— A do herbatki?

— A co jest? — zapytała Nastia z czystej ciekawości.

Konduktor Ciech Ciechowicz mocno się zdziwił. Jednak służba w specwagonie nauczyła go, że niczemu nie należy się dziwić. A jeśli nawet, to nie okazywać zdziwienia. Dlatego odparł z godnością:

— Jest wszystko.

— No, dobra — zarządził Chołowanow. — Herbatkę później. Teraz przynieś napoje i coś do zakąszenia. Wedle uznania.

To jest poważne podejście! Takie podejście speckonduktor zna i szanuje.

A za oknami przelatuje “Kirowska”, “Lermontowska”, “Komsomolska”. Skończył się tunel. Skład techniczno-remontowy wyskoczył na powierzchnię i od razu znalazł się w niewiarygodnej plątaninie torów, w plejadach świateł i semaforów, sygnałach parowozów manewrowych, stukocie kół na rozjazdach. Tory, wszędzie tory. Szykują się do drogi pociągi osobowe i pospieszne. Składy pocztowe. Tuż obok nabiera szybkości ekspres “Moskwa-Władywostok”. Tory rozchodzą się i zbiegają z powrotem. Na rozjazdach stoją obok siebie niezliczone składy towarowe. Przeładunek odbywa się nocą. Z przeciwka przeleciał pospieszny “Chabarowsk-Moskwa”. To znaczy, że NACZSPECREMBUD-12 wyskoczył z tunelu w okolicy Dworca Jarosławskiego. Dalej będą Mytyszcze, Puszkino, Zagorsk. Lecz pociąg zbacza z głównej trasy. Minęli wiadukt, potem drugi, wąwóz, nasyp. Pędzą prosto przed siebie. Pewnie i zdecydowanie. Bez postojów. Nie ustępując nikomu. W plątaninie możliwych tras i połączeń odnajdują tę jedną jedyną wiodącą do celu. Wszędzie na trasie wita ich zielone światło, wszystkie semafory pozdrawiają uniesionym ramieniem.

Rozległo się pukanie, konduktor uchylił drzwi przedziału. Rozłożył wykrochmalony obrus. Ciech Ciechowicz w roli czarodzieja. Stoliczku nakryj się: zjawia się oszroniona karafka, lśniące czarki, talerzyki z lodem, na lodzie miseczki pokryte mgiełką rosy. Kawior z jesiotra. Kawior z bieługi. Kawałeczki masła w kształcie morskich muszelek. Cieniutkie plasterki cytryny. Ogóreczki małosolne. Pomidorki. Grzybki. I jeszcze jakaś sałatka. I jeszcze jakieś miseczki. I pasztet na talerzyku. I jakieś wędzone plasterki z zielonym groszkiem. Wszystko na srebrze. A czarki ze złota. Czas je napełnić. Ciech Ciechowicz postawił wazonik z długą, cienką szyjką, a w nim jeden cudowny kwiat. Życzył smacznego i oddalił się, zamykają za sobą drzwi.

— No, Nastiu, za spokój duszy Kati. Wiem, że nie pijesz, ale za to nie odmówisz.

Za oknem przelatują w ciemnościach podmiejskie letniska. Perony. Stacje. Pędzi pociąg techniczny. Wyprzedza wszystkie ekspresy.


XV

Otworzyła oczy, gdyż coś dziwnego wisiało w powietrzu. Pociąg stał. Zawsze tak jest. Kiedy koła stukają miarowo, pasażerowie mocno śpią. Ledwie pociąg stanie, wszyscy się budzą.

Nie może zrozumieć, gdzie się znajduje. Po chwili dochodzi do niej, że śpi wtulona w kącik skórzanej sofy. Że śpi w ubraniu. Że kolana ma podciągnięte pod brodę. Tyle, że ktoś włożył jej poduszkę pod głowę i przykrył wełnianym kocem. Stolik posprzątany. Chołowanowa nie ma. Uchyliła zasłonkę, wyjrzała na zewnątrz. Sosnowy las, zasieki, żołnierze, psy. Jest widno, koło szóstej rano. Jakiś starszy sierżant krzyknął coś do maszynisty. Pociąg ruszył z miejsca. Dwaj wartownicy zamknęli wrota. Pociąg znowu nabierał prędkości. Za oknami pojawiły się letniska okolone zielonymi płotkami, brzeziny, rzeczka zarośnięta sitowiem i naraz ogromny biały monaster. Wieżyczki i zielone dachy. Zgrzytnęły hamulce. Podróż dobiegła końca.

Nastia wyjrzała na korytarz. Z sąsiedniego przedziału uśmiecha się Chołowanow:

— Wyspana? Czas do roboty, towarzyszko księżniczko.


XVI

W okolicach Moskwy w każdej wiosce stoi cerkiewka. Rozwalona, rozgrabiona, porzucona, ale zawsze czarowna. A pojedziesz brzozowymi zagajnikami, polami i nagle, nad brzegiem wielkiego jeziora — ściana monasteru. Tory kończą się przed samym murem.

To był cel ich podróży.

Klasztor jest jak miniaturowa twierdza. W środku cerkiew. Otacza ją trzymetrowy mur z wielotonowych bloków granitu, wąskie strzelnice, w rogach kaponiery i wieżyczki o czterospadowych daszkach.

W potężnym murze — sklepiona dębowa brama. Przy bramie wartownik. Trzasnął kolbą w granitową płytę. Oddał honory Chołowanowowi i Nasti. Otworzyły się potężne, okute wrota.

Загрузка...