Jenica nalała dwa kieliszki słodkiego białego rumuńskiego wina i zaproponowała mi migdałowe ciasteczka, które smakowały jak drobny piasek. Siedziała obok mnie na obitej aksamitem kanapie, na tyle blisko, że nasze kolana się ze sobą stykały.
– Ojciec dzwonił z Bukaresztu, zaraz po tym jak usłyszał, co się dzieje w Nowym Jorku. Pierwsze jego słowo brzmiało: strigoi.
Zakrztusiłem się ciasteczkiem.
– Śpiewająca Skała ostrzegł mnie, że nie powinienem wypowiadać tego słowa. Wie pani, jeśli to „coś” usłyszy swoje imię, przyjdzie po mnie. Mówił, że rozerwie mnie na kawałki.
– Nie, nie – powiedziała uspokajająco Jenica. – Samo słowo strigoi nie jest niebezpieczne. To ogólne określenie wampira, a nie imię jednego z nich. Twój przewodnik duchowy ostrzegał cię przed nimi, ale musiał ci jeszcze podać imię…
Pokręciłem głową.
– Jeżeli mi je dał, to tego nie zauważyłem.
– Skoro ci go jeszcze nie powiedział, to na pewno wkrótce powie – oświadczyła Jenica. – Jeśli w Nowym Jorku na ulice nagle wyszło tyle wampirów, muszą wychodzić z gniazda.
– Nie bardzo rozumiem.
– Gniazdo to miejsce, gdzie ukrywa się wiele strigoi, może to też być miejsce zamknięte przez myśliwych wampirów. Tkwią tam przez setki lat i czekają na moment, kiedy będą mogły uciec. Ojciec badał strigoi w Rumunii, na uniwersytecie w Babes-Bolyai. Zawsze był przekonany, że w Nowym Jorku jest gniazdo. Szukał go przez całe lata, od samego przyjazdu do Ameryki. Był w wielu bibliotekach, badał stare mapy i pamiętniki, ale nie udało się mu zlokalizować gniazda.
Wzięła moją dłoń i zaczęła rysować na niej jakieś wzorki, co miało bardzo erotyczny podtekst.
– Gniazdo strigoi zawsze jest pilnowane przez bardzo silnego ducha wampira zwanego svarcolaci. Po angielsku svarcolaci to chyba „martwy wampir”. Nie ma cielesnej postaci jak strigoi.
– Svarcolaci. Nigdy o czymś takim nie słyszałem. No, ale w końcu do tej pory nie słyszałem także o strigoi.
– W rumuńskich legendach ludowych svarcolaci to także „zbieracz wampirów”. Jeśli strigoi z gniazda zarazi ludzi, Zbieracz Wampirów zaczyna ich szukać i sprowadza do gniazda. Tam uczy ich życia w nocy, aby stały się strigoi. Twój duch przewodni na pewno ostrzegał cię przed svarcolaci, bo Zbieracz Wampirów słyszy swoje imię, nieważne jak z daleka, nawet w szepcie… nawet wymawiane we śnie. Czasem wystarczy je tylko pomyśleć, a on już przychodzi.
– A… jak oni wyglądają, ci Zbieracze Wampirów?
– Mają różne kształty, Harry, różne twarze. Najczęściej ludzie nazywają ich Skośnymi, bo wyglądają jak odsuwające się od światła cienie. Pokażę ci.
Przeszła przez pokój i przyniosła małą, oprawioną w skórę książkę. Otworzyła ją i pokazała mi fragment tekstu. Był po rumuńsku, ale ilustracja nie potrzebowała podpisu. Ukazywała dwoje śpiących dzieci, przy których łóżku paliła się kapiąca świeca. Nad dziećmi stała skośna, ciemna, niesamowicie wyciągnięta postać, dokładnie taka jak ta, która pojawiła się u mnie w mieszkaniu, kiedy przepowiadałem przyszłość Tedowi Buschowi. Poczułem w żołądku dziwny chłód i ucisk – taki sam, jaki pojawia się, kiedy człowiek uświadamia sobie, że sprawy poszły nie po jego myśli i pozostaje mu już tylko siedzieć i czekać na najgorsze.
– Widziałem go – powiedziałem, oddając książkę Jenicy – Widziałem tego łobuza. Pokazał mi go Śpiewająca Skała, w moim mieszkaniu. To on albo coś bardzo podobnego.
– Więc mamy pewność, z czym mamy do czynienia – stwierdziła Jenica. Przez chwilę przyglądała się rysunkowi, po czym zamknęła książkę, położyła ją na stole i postawiła na niej ciężki szklany przycisk do papierów, jakby Zbieracz Wampirów mógł wyskoczyć spomiędzy kartek. – Jest wiele svarcolaci i chyba ojciec wszystkie zna, ale niestety nie będzie z nim kontaktu, póki nie naprawią telefonów.
– Twój ojciec naprawdę uważa, że w Nowym Jorku jest gniazdo strigoi!
– Na sto procent. Znalazł listy przewozowe firmy transportowej z dziewiętnastego wieku. Niektóre z nich napisano kodem, ale dał się złamać.
Dolała mi wina. Nie miałem ochoty pić więcej, zwłaszcza że smakowało jak przepocony pasek od zegarka. Minęła już druga w nocy i czułem się wykończony, tęskniłem za łóżkiem, a mój mózg był w dalszym ciągu rozedrgany. Ale może wino zadziała jak środek uspokajający i powstrzyma sny. Uwierzcie mi, ostatnią rzeczą, jaką chciałem, były sny.
– W tysiąc osiemset sześćdziesiątym dziewiątym roku dwoma najbogatszymi ludźmi w Nowym Jorku byli Charles Redding z New England i Gheorghe Vlad z Cluj-Napoca w Rumunii – powiedziała Jenica.
– Słyszałem o nich. O Charlesie Reddingu na pewno. Założył Redding’s Department Store, prawda? I zbudował niesamowitą posiadłość w greckim stylu tuż obok Astorów, przy Piątej Alei.
– Zgadza się. Charles Redding i Gheorghe Vlad byli partnerami biznesowymi. Wspólnie zarobili miliony dolarów na imporcie luksusowych dóbr z Europy i Bliskiego Wschodu: modnych ubrań dla kobiet, mebli, dywanów, szkła. Charlesowi Reddingowi wystarczył Nowy Jork, ale Vlad uważał, że staną się sto razy bogatsi, jeżeli otworzą sklepy w całej Ameryce – najpierw w Denver, a potem w Kalifornii. Pojechał do Denver i znalazł miejsce na nowy sklep, po czym posłał po żonę i szóstkę dzieci. Kiedy rodzina Vlada jechała przez Plains, została zaatakowana przez Siuksów Teton i wszyscy zginęli, nawet jego najmłodszy synek. Vlad przysiągł wtedy przed Bogiem, że zemści się na Indianach i wybije Siuksów… wszystkich mężczyzn, kobiety i dzieci… tak jak oni zniszczyli jego rodzinę. Zabrał szczątki swoich bliskich do Rumunii i pogrzebał je tam. Ale ojciec odkrył też, że zrobił coś jeszcze innego: pojechał do wsi niedaleko Borsa w Transylwanii i kazał wziąć dwieście trumien z krypt w kościołach, gdzie były zamknięte od tysiąc siedemset sześćdziesiątego siódmego roku. Listy przewozowe, które ojciec znalazł, świadczą o tym, że w trumnach były strigoi, a w sarkofagu svarcolaci. Gheorghe Vlad zamierzał przewieźć je do Ameryki i przetransportować na terytorium Siuksów, żeby te stwory zlikwidowały każdego Indianina, jakiego udałoby się im znaleźć.
– Jezu… straszliwy plan. Myślisz, że uszłoby mu to na sucho? No wiesz, chyba każdy, kto chciałby wwieźć na terytorium Indian dwieście trumien, byłby podejrzany.
– Oczywiście, ale są pewne dokumenty, świadczące o tym, że Gheorghe Vlad otrzymał pomoc ze strony armii USA, nawet miał od niej dostać wagony. Amerykańska armia uważała, że to świetna okazja, by pokonać jedno z najgroźniejszych indiańskich plemion bez ryzykowania życia choćby jednego swojego żołnierza.
– Ale wypuszczenie tych strigoi na wolność… czy to nie było ryzykowne? Czym by się żywili po wybiciu Indian? W dalszym ciągu szukaliby krwi, prawda?
– Nie wiem na pewno, ale może Gheorghe Vlad znalazł sposób, co zrobić z tymi wszystkimi strigoi, kiedy zemsta się dokona. Może zresztą nie pomyślał o tym, musisz jednak pamiętać, że miałby nad nimi kontrolę przez svarcolaci. Zbieracz Wampirów to martwy wampir i nie mógłby powrócić do życia, dopóki Gheorghe Vlad nie przeprowadziłby odpowiednich rytuałów reinkarnacyjnych, a potem musiałby słuchać jego rozkazów, niezależnie od tego, jakie by były. To jak opowieść z Baśni tysiąca i jednej nocy o duchu w lampie. Ktokolwiek ożywia Zbieracza Wampirów, panuje nad wszystkimi wampirami.
– Ale Gheorghe Vlad nie wybił Siuksów. Zrobiła to armia amerykańska.
– Hm… masz rację. Statek z trumnami dopłynął bezpiecznie do portu w Nowym Jorku, ojciec znalazł zapis o tym, niestety, Gheorghe Vlad zmarł na udar godzinę przed zacumowaniem statku. W ładowniach leżały więc trumny, ale nikt nie wiedział, co w nich jest ani po co przywieziono je z Rumunii. Wiedzieli o tym tylko klerycy w Borsie i dwóch albo trzech wysokich rangą oficerów amerykańskich. Kiedy Vlad zmarł, żaden z nich nie zamierzał przejmować trumien. Nie wiedzieli, jak ożywiać strigoi… poza tym ktoś z dowództwa na pewno by zapytał, po co im to, i musieliby się przyznać, że zamierzali dokonać aktu ludobójstwa.
– Co się stało z trumnami?
– Charles Redding kazał je złożyć w piwnicy Redding’s Department Store, do chwili aż się wyjaśni, dlaczego jego wspólnik kazał je przywieźć zza Atlantyku. Myślał może, że są w nich szczątki jego rodziny, że Vlad chciał wszystkich swoich bliskich pochować w Ameryce, gdzie mógłby opiekować się ich grobami. Wysłał listy do Bukaresztu, ale nie dostał odpowiedzi, a pięć miesięcy później, w zimie tysiąc osiemset siedemdziesiątego pierwszego roku, sam zmarł na zapalenie płuc. Po jego śmierci Redding’s Department Store o mało nie zbankrutował, najpierw kupił go Green, potem Bloomberg i nikt nie wie, co się stało z trumnami. Prawdopodobnie zamurowano je pod fundamentami, kiedy w tysiąc dziewięćset siódmym roku zburzono Redding’s Department Store.
– Wygląda jednak na to, że teraz znowu wypłynęły.
– Właśnie. Ojciec i ja uważamy, że strigoi wyszły z gniazda, ale kto je ożywił? Musiał je odkryć ktoś, kto wiedział, jak ożywić Zbieracza Wampirów.
– Wiele ludzi może to wiedzieć.
– Oczywiście, ale nie wiemy, kto to był. Może ktoś, kto zna stare rumuńskie legendy.
– Więc jaki jest plan?
– Nie wiem. Jeżeli chcemy zatrzymać tę epidemię, musimy odnaleźć gniazdo, Zbieracza Wampirów i tego, który go ożywił.
– No i chyba powinniśmy się dowiedzieć, dlaczego go ożywił? No wiesz, ten, kto potrafił to zrobić, musiał wiedzieć, jakie będą tego konsekwencje.
– Oczywiście. Może szukamy terrorysty, może czegoś jeszcze gorszego.
– To zachęcające.
Spróbowałem ponownie zadzwonić z komórki, nie reagowała jednak. Wsłuchałem się w odgłosy za oknami, ale miasto wydawało się dziwnie spokojne. Nie było syren, helikopterów, odgłosów samochodów.
– Chcesz iść do łóżka?
– Słucham…?
– Jeśli chcesz, możesz spać w łóżku ojca. Dziś wieczorem nic już nie zrobimy.
– No tak… byłoby świetnie. Przydałaby mi się też szczoteczka do zębów, jeśli masz zapasową. Mam wrażenie, jakbym się całował z pancernikiem.
Jenica uśmiechnęła się.
– To przez to rumuńskie wino. Mawiamy, że daje mężczyźnie oddech, którym może przewracać mury.
Obudziłem się, bo jakaś ręka dotknęła mojego ramienia. Z początku pomyślałem, że to Karen. – Chcę spać… – zaprotestowałem.
– Mister Harry, przyniosłam herbatę.
Otworzyłem jedno oko i próbowałem wyostrzyć obraz. Stała nade mną Jenica – w bardzo luźno zawiązanym różowym jedwabnym szlafroku. Rozejrzałem się wokół i przypomniałem sobie, że leżę na twardym jak cement, ozdobionym czterema kolumnami łóżku jej ojca, stojącym w mrocznym ludowym muzeum, i nie licząc butów, jestem całkowicie ubrany.
Usiadłem i zobaczyłem swoje odbicie w pokrytym plamami lustrze. Moje włosy stały, jakbym nazywał się Erskine Szalony, a lewy policzek był wyrzeźbiony w orientalne zawijasy, które odcisnęły się od poduszki. Z dziury w skarpetce na mojej prawej nodze wystawał duży palec.
– Która godzina?
– Szósta.
– Szósta? Wspaniale. Prawie trzy i pół godziny snu.
– Ale słońce jest tak jasne, że możemy zacząć szukać strigoi.
Strigoi. Dopiero świtało, a ona już chciała zaczynać szukać strigoi. Postawiła szklankę na stoliku obok łóżka.
– Chcesz śniadanie? Mam jogurt, miód i farinę z suszonymi morelami.
– O nie, dziękuję bardzo. Mam zasadę, aby nie wkładać do ust nic stałego, dopóki się na dobre nie obudzę, a zwykle ma to miejsce dopiero koło południa.
Wziąłem szklankę i upiłem łyk herbaty. Nie jestem miłośnikiem herbaty, ponieważ uważam, że napój powinien obudzić albo przyprawić o utratę przytomności, i dlatego trzymam się mocnej czarnej kawy, guinnessa i jacka danielsa. Herbata to jedynie woda o smaku liści, a czegoś takiego można się napić w lesie z kałuży.
Jenica wyglądała na bardzo zadowoloną z siebie.
– Przejrzałam książki w bibliotece ojca i znalazłam książkę o wszystkich svarcolaci. Została napisana pod koniec osiemnastego wieku przez Czarnych Czyścicieli, bractwo zakonników. W tamtych czasach wampiry rozprzestrzeniały się w Transylwanii i na Wołoszczyźnie szybciej niż dżuma, więc biskupi rumuńskiego Kościoła prawosławnego zażądali oczyszczenia okolicy z każdego svarcolaci, strigoi i moroi. Czarni Czyściciele przeszukiwali wszystkie piwnice i wieże i nabijali na pal każdego wampira, którego znaleźli, obcinali im głowy, palili je żywcem albo zamykali w trumnach i sarkofagach. W książce są rysunki i imiona wszystkich znanych svarcolaci których udało im się dopaść.
– To wspaniale. Daj mi kilka minut na wyostrzenie wzroku, żebym mógł obejrzeć te rysunki.
– Chcesz jeszcze herbaty? To bizonowa trawa. Podobno dodaje mężczyznom wigoru.
– Nie chciałbym być niewdzięczny, ale czy mam szansę na coś innego do picia?
– Oczywiście. Umyj się, a ja zaparzę kawę. Pokuśtykałem do mauretańskiej łazienki i wlazłem pod prysznic. Był tu cały szereg staromodnych kranów i zanim udało mi się nastawić ciężki ciepły deszcz, trzy razy oblałem się lodowatą wodą.
Kiedy się wycierałem, Jenica weszła do łazienki w tak naturalny sposób, jakbyśmy byli małżeństwem.
– Chcesz ciasta?
– Nie, poproszę samą kawę.
– Zawsze myślałam, że gniazdo strigoi w Nowym Jorku to nieprawda, choć ojciec był tego pewien. Kto by uwierzył? Kto uwierzyłby, że będziemy we dwoje polować na strigoi?
– Nie musimy na nie polować. Możemy się zabarykadować i zaczekać, aż sobie pójdą.
– Tracisz chyba nerwy…
– Oczywiście, że nie. Mówię tylko, że nie jesteśmy zobowiązani do ich szukania. Nikt źle o nas nie pomyśli, jeżeli tego nie zrobimy.
Jenica pokręciła głową.
– My sami źle o sobie pomyślimy. Poza tym strigoi nie odejdą, dopóki nie wypiją ostatniej kropli krwi w Nowym Jorku. Wtedy zrobi się tu miasto ciemności i w dzień nie będzie nikogo. Kiedyś tak było w Rumunii, w Tirgu Mures, i może powtórzyć się tutaj.
Problem polegał na rym, że miała rację. Wydawało się niemożliwe, aby najważniejsze miasto Stanów Zjednoczonych zostało opanowane przez krwiopijców z Epoki Ciemności. Wydawało się to wręcz chore, ale przecież jedenastego września dwa tysiące pierwszego roku dwa najwyższe budynki w Nowym Jorku zostały zniszczone przez wariatów, którzy zabili kilka tysięcy ludzi – a kto wyobrażałby sobie dzień wcześniej, że to możliwe?
Zawsze trudno jest uwierzyć, że ktoś może aż tak bardzo nienawidzić, do tego bez powodu. Kiedy się ubrałem, poszedłem do salonu, gdzie Jenica przeglądała kolejną książkę z biblioteki ojca. Była to cienka książeczka, oprawiona w jasną spękaną skórę, która wyglądała jak ludzka, z dziwnym symbolem z przodu – owalem i okiem pośrodku. Na każdej stronie znajdowała się rycina przedstawiająca twarz mężczyzny i kilka akapitów gęstego tekstu.
– Twoja kawa – powiedziała Jenica i podała mi porcelanową filiżaneczkę, którą musiała ukraść z domku dla lalek. Zajrzałem do środka: była wypełniona zaledwie w jednej trzeciej, ale napój miał bogaty orzechowy aromat i gdy wypiłem go jednym haustem, poczułem się, jakby wyrosła mi gęsta czarna broda. – Może Śpiewająca Skała poda ci wkrótce imię twojego Zbieracza Wampirów.
– Mógłbym go chyba o to zapytać, choć wątpię, czy udzieli mi odpowiedzi. Możliwe, że już mi podał to imię, lecz ja tego nie zauważyłem, a on nie lubi robić niczego dwa razy.
– Jego imię to dla nas najważniejsza sprawa. Musimy wiedzieć, którego svarcolaci szukamy, ponieważ do każdego trzeba zastosować inny rytuał. Ten rytuał to zmuszenie svarcolaci do powrotu do trumny i zaplombowanie jej.
Patrzyłem na stronicę, którą pokazywała, choć nie tylko nie rozumiałem ani słowa, ale nawet nie umiałbym ich wymówić. Ci, ii dracul cu dracoaica, striga cu strigoiul, deochiu cu deochitorul, pocitura cu pocitorul, potca cu potcouil…
Przyjrzałem się uważniej rysunkowi. Był na nim uśmiechający się mężczyzna z zamkniętymi oczami. Jego twarz otaczał ozdobny szlaczek z ropuch, ważek i drobnych kwiatków. Choć twarz była inna i szlaczek inny, przypominał rysunek na medalionie, który zabrałem Tedowi Buschowi. Sięgnąłem do tylnej kieszeni spodni i wyciągnąłem go.
– Proszę bardzo – powiedziałem, unosząc medalion. – Zabrałem to chłopakowi, o którym ci wczoraj opowiadałem.
Jenica wzięła go i uważnie mu się przyjrzała. Potem popatrzyła na mnie swoimi ciemnymi oczami jak na wiejskiego kretyna.
– Dlaczego nie pokazałeś mi go wcześniej?
– Nie wiem. Zapomniałem.
– Jak mogłeś zapomnieć? To jeden ze svarcolaci.
– Teraz wiem. Odwróciła medalion.
– Napis z tyłu to ochrona. „Od wampirów i od domu z wampirami, od tych, co rzucają złe spojrzenie, ochroń mnie”.
– Biedak powiedział, że dostał go od dziewczyny, która wyglądała na Rosjankę.
– Mhm… Mogę się założyć, że była Rumunką i strigoica, która go zaraziła. Dała mu ten medalion do ochrony przed innymi wampirami, które chciałyby podciąć mu gardło i wypić krew. Musiała go lubić i chciała, aby został strigoi, jednym z jej kochanków.
– A co z twarzą?
– Musimy przejrzeć książkę.
Stałem za nią i patrzyłem, jak przerzuca kartki. Było ponad osiemdziesięciu svarcolaci i w większości byli podobni do siebie – przystojni na słowiański sposób, o szczupłych twarzach i spiczastych nosach, choć kilku wyglądało bardzo śniado, a niektórzy mieli wielkie wąsy i brody. Może pili taką kawę, jaką robiła Jenica. Ale każdy miał wokół twarzy inny szlaczek – od śpiewających ptaków poprzez brzytwy po liście morwy.
– Jest! – zawołała nagle Jenica. – To jest, moim zdaniem, nasz Zbieracz Wampirów.
Chyba miała rację. Mężczyzna na drzeworycie miał na głowie pasiasty turban i kunsztowny kolczyk w uchu, ale zdecydowanie był to osobnik z medalionu Teda Buscha. Szlaczek był taki sam – posplatane ze sobą węże i gwiazdy. Svarcolaci miał ponurą minę, jakby wkurzało go, że został odkryty.
Imię pod spodem brzmiało VASILE LUP. Jenica natychmiast zakryła je ręką.
– Nie czytaj głośno. To może być imię, przed którym ostrzegał cię twój przewodni duch.
– Moje usta są zaplombowane.
Jenica odsunęła dłoń i zaczęła tłumaczyć.
– Jego imię oznacza „wilk”. Tu jest napisane, że był kuzynem Vlada Tepesa, znanego jako Vlad Wbijający na Pal albo Draculea.
– Żartujesz sobie. Draculea jak w Draculi?
– Właśnie. Ale Draculea był tylko bardzo okrutnym człowiekiem, wojewodą Wołoszczyzny.
– Czym czego?
– Czymś w rodzaju księcia, na południu Rumunii. Nigdy nie był jednak wampirem.
– A ten był?
– Zgadza się. – Palce Jenicy przesuwały się po rumuńskim tekście. – Pod koniec września tysiąc czterysta pięćdziesiątego siódmego roku, kiedy polował w górach na niedźwiedzia… chyba za każdym razem powinnam nazywać go po prostu „Wilkiem”… no więc podczas tego polowania Wilk beznadziejnie się zgubił i był zmuszony spędzić kilka nocy w lesie. Każdego wieczoru zaraz po zmierzchu okrążały go strigoica. To wampiry-kobiety, szukający mężczyzn-kochanków, aby zmieniać ich w strigoi. Było tyle strigoica, że wysiłki Wilka, aby utrzymać je z dala, nic nie dały. W końcu został żywym trupem. Kiedy odnalazł drogą do zamku Draculei, nie powiedział o tym, co mu się przydarzyło, choć po powrocie z lasu nigdy nie widziano go za dnia i zaczął prowadzić bardzo skryte życie.
– Nic dziwnego. Jeśli nie żył, musiał być dyskretny.
Jenica popatrzyła na mnie ze zmarszczonym czołem. Tak poważnie podchodziła do wszystkiego, co miało związek ze strigoi, iż trudno było nie uwierzyć, że to wszystko prawda, choć mówiliśmy o Draculi i prawdziwych żywych trupach sprzed pięciu i pół wieku.
– „W celu zabicia Draculei i przejęcia stanowiska wojewody Wilk zaczął zbierać wokół siebie niezadowolonych dworzan”. Musisz wiedzieć, że w owych czasach skrytobójstwo było zwykłym sposobem przejmowania władzy, synowie zabierali w ten sposób władzę ojcom, a brat bratu. „Draculea miał jednak wielu szpiegów i odkrył, co Wilk knuje. Kiedy wyciągnięto Wilka z łóżka i wystawiono na działanie światła dnia, Draculea natychmiast zrozumiał, że jest on jednym z żywych trupów, i kazał wbić go na pal – zawsze karał tak zdrajców, kłamców i ludzi, którzy przestali mu się podobać. Kiedyś w ciągu jednego dnia kazał nabić na pale tysiąc ludzi. Pal był tępy i dobrze nasmarowany, żeby Wilk nie umarł od razu, i wpychano mu go między pośladki, aż wyszedł przez usta. Potem postawiono pal pionowo, w cieniu zamkowych murów, aby Wilka nie spaliły promienie słońca i aby cierpiał przez wiele dni”.
Miałem ochotę powiedzieć coś o tym, że czasami nie warto mieć za dużo w dupie, ale się powstrzymałem. Jenica odwróciła kartkę.
– „Kochance Draculei, Lenucie, byłej żonie Wilka, któremu Draculea odebrał ją siłą, zrobiło się go jednak żal. Tak długo świeciła na niego trzymanym w ręku lusterkiem z murów obronnych, że słońce go zapaliło i spopieliło, uwalniając od cierpienia. Wilk stał się w ten sposób martwym wampirem – svarcolaci. Ale Draculea odkrył, co zrobiła jego kochanka, rozpłatał jej brzuch, żeby wszyscy poznali jego władzę. Aby się zemścić, Wilk musiał czekać wiele lat, w końcu jednak dokonał swego. Drugiej nocy bitwy o Bukareszt, w grudniu tysiąc czterysta siedemdziesiątego szóstego roku, pięć strigoi weszło do namiotu Draculei. Poderżnęli mu gardło i wypili krew, po czym obcięli mu głowę i wbili ją na pal, żeby zwycięscy Turcy ujrzeli ją od razu rano, kiedy wzejdzie słońce”.
– Nie jest to lektura do poduszki, co? Piszą tam, jak zakonnicy złapali Wilka?
– Tylko bardzo ogólnie. W tysiąc siedemset sześćdziesiątym siódmym roku Czarni Czyściciele wyśledzili Wilka i jego gniazdo strigoi w domu niedaleko Borsy w Transylwanii. Zbudowali zaporę na strumieniu i rozdzielili jego nurt, tak żeby woda otoczyła dom ze wszystkich stron, bo wampiry nie mogą przejść przez wodę, po czym zburzyli dom, aby wystawić wampiry na działanie słońca. Wilka nie dało się oczywiście zabić, ale tu jest napisane, że „został owinięty milą srebrnego drutu i zamknięty w trumnie wyłożonej srebrem, która została zaplombowana woskiem z kościelnych świec, zmieszanym z gniecionym czosnkiem”. Choć może raczej…
Zmarszczyła czoło i jeszcze raz przeczytała zdanie.
– Coś nie tak? – spytałem.
– Nie do końca to rozumiem. Wcale nie wynika z tego, że to Wilka owinięto drutem i zamknięto w trumnie. Jeżeli przetłumaczy się dosłownie, oznacza to: „jego doskonały obraz”. Albo „jego dokładną podobiznę”.
– No wiesz, nie był żywym trupem, ale duchem, a duchy mogą przybierać różne dziwne postacie. Kiedy Śpiewająca Skała sprowadził go do mojego mieszkania, był wyciągnięty… nie wyglądał jak człowiek, lecz jak cień. Może zakonnicy chcieli powiedzieć, że niezależnie od tego, jaki przybrał kształt, na pewno był to on. „Jego dokładna podobizna”.
– Nie jestem pewna, w każdym razie zabrano trumnę do Borsy i zamurowano ją w kryptach kaplicy Świętego Bazyla Właśnie tam musiał ją znaleźć Gheorghe Vlad.
– Więc to jest ten Zbieracz Wampirów, którego musimy szukać?
– Zgadza się. Choć nie wiem, gdzie możemy go znaleźć. Svarcolaci są wyszkoleni w ukrywaniu się w taki sposób, że nawet najlepsi Czyściciele nie umieją ich znaleźć.
– Może powinienem spróbować wypowiedzieć prawdziwe imię Wilka? Wtedy to on zacznie mnie szukać.
– Nie! Nie wiesz, co proponujesz, Hany. Jeżeli svarcolaci się dowiaduje, że ktoś go ściga, zabija tego człowieka, zanim znów wzejdzie słońce. Twój duch przewodni ma rację… zostałbyś rozerwany na strzępy.
– No dobrze. Jaki jest więc plan B?
– Przejrzę książki ojca i zobaczę, może gdzieś zapisano, w jaki sposób Czarni Czyściciele odkryli, gdzie Wilk się ukrywa.
– Doskonały pomysł. Jesteś nie tylko wspaniałą kobietą…
Wbiła we mnie wzrok, jakby czekała na coś jeszcze.
– Co chcesz, żebym ci powiedział? Uważam, że jesteś piękna i jeśli sama o tym nie wiesz, patrzyłaś dotychczas w nieodpowiednie lustra.
– Mister Harry, szukamy Zbieracza Wampirów.
– Oczywiście. Przepraszam, pomyślałem tylko, że powinienem dać ci do zrozumienia, że nie jestem całkowicie nieczuły. No wiesz, na twój wygląd. To łaskotanie, które mi robiłaś na dłoni, no i kiedy weszłaś do łazienki, gdy brałem prysznic…
Jenica sprawiała wrażenie kompletnie zaskoczonej. Nawet sobie nie wyobrażacie, jaką poczułem ulgę, kiedy zadzwonił dzwonek u drzwi.