Fjällbacka 1945
Mieszkał u nich od pół roku, od trzech miesięcy wiedzieli już, że się kochają, gdy przyszła katastrofa. Elsy stała na werandzie, podlewając kwiaty, gdy zobaczyła ich na schodach. Spojrzała w posępne twarze i od razu się domyśliła. Słyszała, jak matka krząta się w kuchni przy myciu naczyń. Najchętniej zabrałaby ją stamtąd, zanim spadnie na nią wiadomość, po której już się nie podźwignie. Elsy była o tym przekonana. Ale zdawała sobie sprawę, że to bezcelowe. Poruszając się sztywno, podeszła do drzwi, żeby im otworzyć. Byli to trzej miejscowi, pływali na innym kutrze.
— Hilma jest? — spytał najstarszy, szyper.
Elsy przytaknęła i wskazała drogę do kuchni. Hilma odwróciła się i na ich widok upuściła talerz. Rozbił się o podłogę.
— Nie, dobry Boże, nie! — jęknęła.
Elsy zdążyła złapać matkę, zanim upadła na podłogę. Posadziła ją na krześle i objęła z całej siły. Serce jej pękało. Trzej rybacy niepewnie stanęli obok, obracali w rękach czapki. W końcu odezwał się szyper:
— To była mina, Hilmo. Widzieliśmy, jak to się stało. Podpłynęliśmy do nich, ale już nic nie mogliśmy zrobić.
— Dobry Boże — powtórzyła, łapiąc oddech. — A reszta?
Elsy nie mogła się nadziwić, że matka nawet w takiej chwili potrafi myśleć o innych. Przed oczami stanęli jej członkowie załogi ojca. Tak dobrze się znali, ich rodziny otrzymają za chwilę tę samą straszną wiadomość.
— Nikt nie ocalał — odparł szyper, przełykając ślinę. — Z łodzi zostały tylko szczątki. Bardzo długo szukaliśmy, ale nikogo nie znaleźliśmy. Tylko chłopaka Oscarssonów, ale już nie żył, gdy go wyłowiliśmy.
Z oczu Hilmy popłynęły łzy. Gryzła pięść, żeby nie krzyczeć. Elsy starała się być silna i nie płakać. Jak matka to przeżyje? A ona? Kochany ojciec. Zawsze gotów powiedzieć dobre słowo i podać pomocną dłoń. Jak sobie bez niego poradzą?
Rozległo się ciche pukanie. Jeden z rybaków poszedł otworzyć. Do kuchni wszedł Hans. Miał poszarzałą twarz.
— Widziałem… że przyszliście. Myślałem… Co…
Spuścił wzrok. Elsy domyśliła się, że nie chciał przeszkadzać, ale była mu wdzięczna, że mimo wszystko przyszedł.
— Kuter ojca wszedł na minę — powiedziała zdławionym głosem. — Nikt nie ocalał.
Hans się zachwiał. Podszedł do kredensu, gdzie Elof trzymał mocniejsze trunki, napełnił sześć kieliszków i postawił na stole.
— Przyda się na wzmocnienie — powiedział ze śpiewnym norweskim akcentem, który z czasem stawał się coraz mniej wyraźny.
Wszyscy oprócz Hilmy sięgnęli po kieliszki. Elsy wzięła jeden i postawiła przed matką.
— Proszę, niech mama wypije.
Hilma posłuchała. Drżącą ręką podniosła kieliszek do ust i krzywiąc się, wypiła. Elsy rzuciła Hansowi spojrzenie pełne wdzięczności. Jak dobrze, że nie jest sama w takiej chwili.
Znów pukanie. Tym razem otworzył Hans. Przyszły kobiety, tak samo jak Hilma żyjące w strachu, że morze zabierze im mężów. Rozumiały, co Hilma musi przeżywać, i wiedziały, że są jej teraz potrzebne. Zaofiarowały ciepły posiłek, wyrękę i słowo otuchy. Człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi. Pomogło. Niewiele, ale wiedziały, że pewnego dnia i one mogą potrzebować pocieszenia. Starały się ulżyć siostrze w nieszczęściu.
Elsy cofnęła się. Z bólem patrzyła, jak kobiety gromadzą się wokół Hilmy. Posłańcy, którzy przynieśli złą wiadomość, pokłonili się i wyszli, żeby ją przekazywać dalej.
Zapadła noc, Hilma w końcu usnęła z wyczerpania. Leżąc w łóżku, Elsy patrzyła tępo w sufit. Nie potrafiła się oswoić z tym, co się stało. Przed oczami miała twarz ojca, zawsze gotowego jej wysłuchać, porozmawiać. Była jego oczkiem w głowie, wiedziała o tym. Była dla niego najważniejsza. Wiedziała również, że się domyślał, co się dzieje między nią i młodym Norwegiem, który coraz bardziej mu się podobał. Miał na nich oko, chociaż nie przeszkadzał im, okazując milczącą aprobatę. Może miał nadzieję, że Hans zostanie kiedyś jego zięciem. Elsy pomyślała, że chyba nie miałby nic przeciwko temu. Przez szacunek dla rodziców, żeby móc śmiało patrzeć im w oczy, poprzestali na ukradkowych pocałunkach i uściskach.
Teraz pomyślała, że to nie ma znaczenia. Ból był tak ogromny, że nie potrafiła go udźwignąć sama. Spuściła nogi na podłogę. Zawahała się, ale musiała szukać pociechy tam, gdzie wiedziała, że ją znajdzie.
Ostrożnie zeszła na dół. Mijając sypialnię rodziców, zajrzała do matki. Na widok drobnej postaci w wielkim łóżku zakłuło ją w piersi. Dobrze chociaż, że udało jej się zasnąć, uciec na chwilę od rzeczywistości.
Obróciła klucz w zamku, drzwi lekko zgrzytnęły. Na dworze było tak zimno, że gdy wyszła na ganek w samej koszuli nocnej i stanęła boso na zimnych, kamiennych schodach, zaparło jej dech. Szybko zeszła do sutereny i przystanęła pod jego drzwiami. Zawahała się, a potem cicho zapukała. Otworzył natychmiast i bez słowa wpuścił ją do środka. Stanęła przed nim w milczeniu, ze wzrokiem utkwionym w jego oczach. Wyczytała w tych oczach pytanie i w odpowiedzi wzięła go za rękę.
Tamtej nocy na kilka cudownych chwil mogła zapomnieć o bólu w piersi.
Kjell był dziwnie poruszony spotkaniem z ojcem. Przez wiele lat niezmiennie go nienawidził, pamiętał same złe rzeczy i błędy, które popełnił. Ale może nie wszystko jest albo białe, albo czarne. Dziś ojciec wydał mu się stary i kruchy. Po raz pierwszy uzmysłowił sobie, że ojciec nie jest nieśmiertelny i nie będzie mu wiecznie służyć za obiekt nienawiści. Pewnego dnia, gdy ojca zabraknie, będzie musiał spojrzeć na własne odbicie w lustrze. Zdawał sobie sprawę, że dopóki może hodować w sobie nienawiść, dopóty może wyciągnąć rękę na zgodę. Ale tego nie chciał. Nie czuł potrzeby. Ale taka możliwość istniała i dawała mu poczucie, że jest górą. W dniu, gdy ojciec odejdzie z tego świata, będzie za późno. Pozostanie mu tylko nienawiść, nic więcej.
Ręka lekko mu drżała, gdy chwycił telefon. Chciał zadzwonić w kilka miejsc. Wprawdzie Erika zobowiązała się, że sprawdzi w urzędach, ale nie miał zwyczaju polegać na innych. Lepiej sprawdzić samemu. W ciągu godziny odbył pięć rozmów telefonicznych. Dzwonił zarówno do Szwecji, jak i do Norwegii. Ale nie dowiedział się niczego konkretnego. Sprawa była trudna, bez dwóch zdań. Mieli jedynie nazwisko i przybliżony wiek, ale przecież są sposoby. To, co już wiedział i uważał za wiarygodne, skłaniało do przypuszczenia, że Hans Olavsen nie został po wojnie w Szwecji. Należało zatem założyć, że gdy niebezpieczeństwo minęło, wrócił do domu.
Sięgnął po teczkę z wycinkami i w tym momencie uprzytomnił sobie, że zapomniał przefaksować Eskilowi Halvorsenowi zdjęcie Olavsena. Znów sięgnął po słuchawkę, żeby zadzwonić i poprosić o numer faksu.
— Przykro mi, jeszcze nic nie znalazłem — usłyszał od Halvorsena, gdy się przedstawił.
Wyjaśnił, że dzwoni w innej sprawie.
— Rzeczywiście, zdjęcie mogłoby pomóc. Proszę je przefaksować do mojego biura na uniwersytecie — powiedział Halvorsen i podał numer.
Kjell przesłał mu kopię artykułu z najwyraźniejszym zdjęciem Olavsena i znów usiadł za biurkiem. Miał nadzieję, że Erice uda się coś znaleźć. Czuł, że utknął.
W tym momencie zadzwonił telefon.
— Dziadek przyszedł! — zawołał Per.
Carina wyszła do nich z salonu.
— Mogę wejść na chwilę? — spytał Frans.
Zauważyła z przykrością, że zmizerniał. Nie żywiła wprawdzie szczególnie serdecznych uczuć do ojca Kjella, ale przez to, co zrobił dla niej i dla Pera, zaskarbił sobie jej szczerą wdzięczność.
— Bardzo proszę — powiedziała, idąc do kuchni.
Widziała, że Frans się jej przygląda, i odpowiadając na pytanie, którego nie zadał, powiedziała:
— Ani kropli od twoich ostatnich odwiedzin. Per może zaświadczyć.
Per przytaknął i usiadł przy stole naprzeciw dziadka. Jego spojrzenie wyrażało coś na kształt uwielbienia.
— Widzę, że głowa ci porosła włosem — zauważył z rozbawieniem Frans i pogłaskał wnuka po szczecinie.
— E, tam. — Per się speszył, ale z zadowoloną miną przesunął dłonią po głowie.
— Dobrze — powiedział Frans. — Bardzo dobrze.
Carina rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie. Skinął głową na znak, że nie będzie rozmawiać z wnukiem o swoich poglądach politycznych.
Zaparzywszy kawę, Carina usiadła z nimi przy stole. Spojrzała pytająco na Fransa, a on spuścił wzrok i wpatrywał się w stojącą przed nim filiżankę. Pomyślała, że wygląda na zmęczonego. Wprawdzie zawsze uważała, że robi niewłaściwy użytek ze swojej energii, ale też zawsze wydawał jej się uosobieniem siły. Dziś był inny niż zwykle.
— Otworzyłem w banku konto dla Pera — odezwał się w końcu, nadal na nich nie patrząc. — Uzyska do niego dostęp, gdy skończy dwadzieścia pięć lat. Wpłaciłem już pewną sumę.
— Skąd… — chciała spytać, ale powstrzymał ją gestem i ciągnął dalej:
— Z powodów, o których nie mogę mówić, nie założyłem go w Szwecji, tylko w Luksemburgu.
Carina zmarszczyła brwi, choć właściwie się nie zdziwiła. Kjell zawsze twierdził, że ojciec ma gdzieś pieniądze z działalności przestępczej, która tyle razy zaprowadziła go do więzienia.
— Ale dlaczego… właśnie teraz? — spytała.
Początkowo milczał, jakby nie chciał odpowiedzieć. W końcu odparł:
— Na wypadek gdyby coś mi się stało. Chciałbym wiedzieć, że ta sprawa jest załatwiona.
Carina nic nie powiedziała. Nie chciała wiedzieć więcej.
— Super. — Per z podziwem spojrzał na dziadka. — Ile kasy dostanę?
— No wiesz, Per!
Carina wbiła spojrzenie w syna. Per wzruszył ramionami.
— Dużo — odparł sucho Frans, nie wdając się w szczegóły. — Jak już powiedziałem, konto jest na ciebie, ale z pewnymi zastrzeżeniami. Po pierwsze nie będziesz miał do niego dostępu, zanim nie skończysz dwudziestu pięciu lat. Po drugie — pogroził Perowi palcem — uzyskasz ten dostęp dopiero wtedy, gdy twoja matka wyrazi zgodę i oceni, że jesteś dostatecznie dojrzały, żeby dysponować pieniędzmi. To zastrzeżenie będzie obowiązywać również po tym, jak ukończysz dwadzieścia pięć lat. Więc jeśli matka uzna, że nie jesteś na tyle rozsądny, żeby mądrze z nich korzystać, nie zobaczysz ani korony. Zrozumiano?
Per mruknął, ale nie protestował.
Carina nie bardzo wiedziała, co o tym myśleć. W zachowaniu Fransa, jego głosie i sposobie mówienia było coś, co ją zaniepokoiło. Z drugiej strony była mu wdzięczna za to, co zrobił dla Pera. Nie miała zamiaru się zastanawiać, skąd wziął te pieniądze. Pewnie ktoś je stracił, ale to było dawno temu. A jeśli w przyszłości mogą się przydać Perowi, to nie jej zmartwienie.
— A co z Kjellem? — spytała.
Frans podniósł głowę.
— Kjell nie może się dowiedzieć, aż do dnia, gdy Per dostanie te pieniądze. Obiecaj, że mu nie powiesz! Ty też, Per! — Spojrzał na wnuka. — Żądam tylko tego jednego: żeby twój ojciec o tym nie wiedział. Ma stanąć przed faktem dokonanym.
— Dobrze, ojciec nie musi wiedzieć — odparł Per.
Nawet mu się podobało, że będzie miał przed ojcem tajemnicę.
Potem Frans już spokojniej dodał:
— Wiesz, że prawdopodobnie będziesz musiał ponieść karę za swój ostatni wybryk. A teraz słuchaj. — Zmusił Pera, żeby mu patrzył w oczy. — Zgodzisz się z wyrokiem. Pewnie cię wyślą do poprawczaka. Masz się trzymać z dala od łobuzerii, w ogóle masz się trzymać z dala od wszelkiego gówna. Spokojnie odsiedzisz karę i nie będziesz stwarzał problemów. A kiedy wyjdziesz, nie zrobisz już nic głupiego. Słyszysz? — mówił powoli i wyraźnie. Jak tylko Per chciał uciec wzrokiem, zmuszał go, żeby mu patrzył w oczy. — Zrozum, nie wolno ci żyć tak, jak ja żyłem. Moje życie było do niczego, od początku do końca. Jedyne osoby, które naprawdę dla mnie coś znaczyły, to ty i twój ojciec, choć on nigdy by w to nie uwierzył. Ale to prawda. Obiecaj, że będziesz się trzymać z dala od wszelkiego gówna. Przyrzeknij!
— Dobrze, już dobrze — powiedział Per.
Wiercił się, ale widać było, że słucha i bierze sobie do serca słowa dziadka.
Frans miał nadzieję, że to wystarczy, choć wiedział, jak trudno się wydostać z koleiny, gdy raz się w nią wpadnie. Jemu dzięki odrobinie szczęścia udało się wydostać na tyle, żeby chociaż wnuka pchnąć na inne tory. Więcej i tak nie mógłby zrobić. Wstał.
— To wszystko, co miałem do powiedzenia. Tu jest wszystko na temat konta.
Na stole przed Cariną położył jakiś papier.
— Może byś posiedział jeszcze trochę? — Znów się zaniepokoiła.
Frans potrząsnął głową.
— Mam jeszcze coś do załatwienia. — Ruszył do wyjścia, ale przystanął w drzwiach. Po chwili powiedział cicho: — Uważajcie na siebie.
Machnął ręką, odwrócił się i wyszedł. Carina i Per zostali w kuchni. Żadne się nie odezwało. Oboje wiedzieli, że to było pożegnanie.
— To już zakrawa na jakąś tradycję — sucho zauważył stojący koło Patrika Torbjörn Ruud.
Obserwowali budzące grozę czynności towarzyszące ekshumacji. Dzięki temu, że Anna została z Mają, mogła im towarzyszyć również Erika, śledząc w napięciu postęp prac.
— Domyślam się, że Mellbergowi trudno było załatwić zgodę na ekshumację. — Jak na Patrika była to niezwykła pochwała.
— Słyszałem, że facet z prokuratury wydzierał się na niego przez dziesięć minut — powiedział Ruud, nie odrywając wzroku od grobu, z którego technicy usuwali ziemię warstwa po warstwie.
– Żebyśmy tylko nie musieli wykopywać całego grobu.
Patrik się wzdrygnął.
Ruud potrząsnął głową.
— Jeśli jest tak, jak mówicie, facet powinien leżeć na samym wierzchu. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś zadał sobie tyle trudu, żeby go zakopywać pod spodem, pod tamtymi. — W jego głosie słychać było ironię. — Pewnie nie leży w trumnie. Na podstawie ubrania również da się stwierdzić, czy to on.
— Ile będziemy musieli czekać na wstępny raport z sekcji zwłok? — spytała Erika. — Zakładając, że go znajdziemy — dodała, chociaż miała pewność, że się nie myli.
— Obiecali mi, że dostarczą go już pojutrze, czyli w piątek — powiedział Patrik. — Rano rozmawiałem z Pedersenem. Zajmą się tym w pierwszej kolejności. Mógłby zacząć już jutro, a w piątek się wstępnie wypowiedzieć. Mocno podkreślał, że wstępnie. Tak czy inaczej, powinniśmy się wtedy dowiedzieć, jak umarł.
Przerwał mu okrzyk członków ekipy. Podeszli bliżej.
— Jest coś — powiedział jeden z techników.
Torbjörn Ruud podszedł do niego. Chwilę rozmawiali, głowa przy głowie. Potem Ruud wrócił do Patrika i Eriki, którzy woleli się trzymać nieco z dala.
— Znaleźli zwłoki. Dość płytko, bez trumny. Teraz trzeba zachować wielką ostrożność, żeby nie zniszczyć śladów. Trochę potrwa, zanim faceta wykopią. — Ruud zawahał się. — Chyba miałaś rację.
Erika kiwnęła głową i odetchnęła z ulgą. W oddali zobaczyła idącego w ich kierunku Kjella. Zatrzymali go Martin i Gösta. Pilnowali, żeby nikt niepowołany nie zbliżał się do grobu. Erika ruszyła w ich stronę.
— W porządku, ja go zawiadomiłam, co tu się dzieje.
— Mellberg powiedział wyraźnie: żadnych dziennikarzy, żadnych niepowołanych osób — mruknął Gösta, zatrzymując Ringholma.
— Wszystko w porządku — powiedział Patrik, który tymczasem do nich dołączył. — Biorę to na siebie.
Spojrzał z powagą na Erikę, co miało znaczyć, że od tej chwili ona odpowiada za ewentualne konsekwencje.
Erika skinęła głową i poszła z Ringholmem w stronę grobu.
— Znaleźli coś? — spytał. Oczy mu błyszczały z ciekawości.
— Wygląda na to, że znaleźliśmy Hansa Olavsena — powiedziała.
Z fascynacją przyglądała się pracy techników. Na głębokości zaledwie pół metra zaczęli odsłaniać trudny do określenia kształt.
— Czyli wcale stąd nie wyjechał — z przejęciem powiedział Kjell. On również nie odrywał wzroku od techników.
— Chyba nie. Pozostaje pytanie, jak się tu znalazł.
— Ale Erik i Britta wiedzieli, że tu leży.
— Tak, i oboje zostali zamordowani.
Erika potrząsnęła głową, jakby kawałki układanki miały dzięki temu wskoczyć na swoje miejsca.
— Ale przecież on tu leży od sześćdziesięciu lat. Dlaczego teraz? Co się takiego stało, że nagle stał się taki ważny? — zastanawiał się Ringholm.
— Z ojca nic pan nie wycisnął?
Erika spojrzała na niego. Potrząsnął głową.
— Nic. Nie wiem, czy nie wie, czy nie chce mówić.
— Sądzi pan, że mógłby…
Nie miała odwagi dokończyć, ale Ringholm zrozumiał.
— Sądzę, że mój ojciec jest zdolny do wszystkiego. Wiem to na pewno.
— O czym rozmawiacie? — spytał Patrik, stając obok Eriki. Ręce wsunął do kieszeni kurtki.
— Rozważamy, czy mordercą może być mój ojciec — spokojnie odparł Ringholm.
Jego szczerość zaskoczyła Patrika.
— I doszliście do jakichś wniosków? — spytał. — My też mieliśmy pewne podejrzenia, ale wydaje się, że pański ojciec ma alibi. Jeśli chodzi o zabójstwo Erika Frankla.
— Nie wiedziałem — odparł Ringholm. — Ale mam nadzieję, że dobrze sprawdziliście. Bo nie uwierzę, że tak doświadczony pensjonariusz zakładów karnych jak mój ojciec nie potrafiłby zmontować alibi.
Patrik pomyślał, że to prawda, i zanotował w pamięci, żeby spytać Martina, jak dokładnie sprawdzili alibi Fransa.
Podszedł do nich Torbjörn Ruud. Kiwnął głową Ringholmowi, rozpoznał go.
— Widzę, że jest zgoda na obecność czwartej władzy.
— To sprawa osobista — odparł Ringholm.
Torbjörn Ruud wzruszył ramionami. Nie będzie się wtrącał, skoro policja się zgadza na obecność dziennikarza. To ich problem.
— Skończymy za jakąś godzinę — oznajmił. — Pedersen jest gotów od razu zabrać się do pracy.
— Wiem, też z nim rozmawiałem — powiedział Patrik.
— W takim razie wykopujemy go. Zobaczymy, jakie gość ukrywa tajemnice.
Odwrócił się i podszedł z powrotem do grobu.
— Tak jest, zobaczymy — powiedziała cicho Erika.
Patrik objął ją ramieniem.