27


Fjällbacka 1945

Axel słyszał głosy dochodzące z dołu. Z trudem wygramolił się z łóżka. Będzie potrzebował sporo czasu, zanim całkiem wydobrzeje, orzekł lekarz, gdy badał go po przyjeździe do Szwecji. To samo stwierdził ze zmartwieniem ojciec, gdy wczoraj Axel dotarł wreszcie do domu. Jak cudownie wrócić do domu. Przez moment miał wrażenie, jakby nigdy nie przeżywał potwornego strachu i tych wszystkich okropności. Ale na jego widok matka się rozpłakała. Płakała, obejmując jego wychudzone, kruche ciało. Zrobiło mu się smutno, bo nie były to tylko łzy radości. Matka płakała również dlatego, że syn nie jest już taki jak kiedyś i nigdy nie będzie. Nie było już dawnego, pogodnego i śmiałego Axela. Ostatnie lata zniszczyły w nim te cechy. Czytał z oczu matki, że żałuje tamtego syna, chociaż cieszy się, że w ogóle wrócił.

Nie chciała wyjeżdżać z mężem, nocować poza domem, jak już dawno postanowili. Ale on wiedział, że Axel potrzebuje spokoju, i dlatego nalegał, żeby jednak z nim pojechała.

— Przecież wrócił i jeszcze się nim nacieszymy — przekonywał. — Trzeba mu dać trochę spokoju, żeby mógł odpocząć. Zresztą Erik jest w domu, dotrzyma mu towarzystwa.

W końcu matka dała się przekonać i wyjechali. Axel był szczęśliwy, że może pobyć sam. Musiał się przyzwyczaić do myśli, że jest w domu. Że jest sobą.

Nadstawił prawe ucho i zaczął nasłuchiwać. Według lekarza powinien się liczyć z tym, że na dobre stracił słuch w lewym uchu. Nie było to dla niego nic nowego. Już w chwili gdy strażnik uderzył go kolbą karabinu, poczuł, że coś mu pękło w głowie. Codziennie, do końca życia, będzie mu to przypominać o tym, co przeszedł.

Powłócząc nogami, wyszedł do przedpokoju. Był tak słaby, że ojciec dał mu laskę. Solidną, ze srebrną gałką. Dziadek używał jej aż do śmierci.

Schodząc po schodach, musiał się mocno trzymać poręczy, ale zdążył się już należeć i naodpoczywać. Był ciekaw, czyje to głosy. Wcześniej tęsknił za samotnością, teraz zapragnął towarzystwa.

Frans i Britta siedzieli na fotelach. Można by pomyśleć, że nic się nie wydarzyło od ostatniego razu. Ich życie toczyło się zwykłym torem. Nie patrzyli na sterty trupów, nie widzieli, jak stojący obok więzień pada od kuli wystrzelonej prosto w czoło. Przez chwilę myślał ze złością, że to niesprawiedliwe. Musiał sobie powiedzieć, że przecież sam, z własnej woli, naraził się na niebezpieczeństwo, więc musi ponieść konsekwencje. Ale i tak buzował w nim gniew.

— Axel! Jak dobrze, że wstałeś!

Na widok brata Erik rozjaśnił się i wyprostował na krześle.

Kiedy Axel wrócił do domu, najbardziej wzruszyła go twarz brata.

— Chciałbym ci kogoś przedstawić — powiedział Erik z zapałem. — Hans jest Norwegiem, walczył w ruchu oporu, ale Niemcy wpadli na jego trop i musiał uciekać. Przypłynął do nas kutrem Elofa. Hans, to mój brat Axel. — Erika rozpierała duma.

Axel dopiero teraz dostrzegł stojącego pod ścianą człowieka. Stał tyłem do niego, Axel widział tylko, że jest szczupły i ma jasne, kręcone włosy. Zrobił krok naprzód, żeby się przywitać, i wtedy tamten się odwrócił.

W tej samej chwili świat się zatrzymał. Axel zobaczył przed sobą uniesioną kolbę karabinu. Zaraz miała mu spaść na ucho. Znów poczuł, że ten człowiek go zdradził. Przecież mu ufał, wierzył, że stoi po stronie dobra. Zobaczył go i od razu rozpoznał. W uchu zaszumiało mu boleśnie, krew się w nim zagotowała. Zanim sobie uświadomił, co robi, podniósł laskę i uderzył go prosto w twarz.

— Co robisz?! — krzyknął Erik, podbiegając do Hansa, który leżał na podłodze i trzymał się za głowę. Krew ciekła mu spomiędzy palców.

Frans i Britta zerwali się na równe nogi i patrzyli na Axela, nic nie rozumiejąc.

Wskazał laską chłopaka i głosem drżącym z nienawiści powiedział:

— On was okłamał. Nie był w norweskim ruchu oporu. Był strażnikiem w obozie w Grini, gdzie na początku siedziałem. To przez niego straciłem słuch. Uderzył mnie w ucho kolbą karabinu.

Zapadła cisza.

— Czy to prawda, co mówi mój brat? — spytał cicho Erik, siadając obok Hansa, który leżał na podłodze i jęczał z bólu. — Okłamałeś nas? Byłeś po stronie Niemców?

— W Grini mówili, że jest synem ważnego esesmana — powiedział Axel, drżąc na całym ciele.

— I ktoś taki zrobił dziecko Elsy — powiedział Erik, rzucając mu spojrzenie pełne nienawiści.

— Coś ty powiedział? — Frans zbladł jak ściana. — On zrobił dziecko Elsy?

— Właśnie mi o tym powiedział. I jeszcze miał czelność mnie prosić, żebym się nią zajął, gdyby coś mu się stało. Bo ma jakieś sprawy do załatwienia w Norwegii.

Erik aż się trząsł ze złości. Zaciskając pięści, patrzył na usiłującego się podnieść Hansa.

— Wyobrażam sobie, co to za sprawy. Pewnie chce się spotkać z tatusiem — powiedział Axel i jeszcze raz go uderzył, z całej siły.

Hans jęknął i znów padł na podłogę.

— Nie… moja matka… — wybełkotał i spojrzał na niego błagalnym wzrokiem.

— Ty świnio, ty bydlaku — wycedził Frans przez zęby i kopnął go w brzuch.

— Jak mogłeś? Kłamać nam prosto w oczy? Przecież wiedziałeś, że mój brat…

Erik miał łzy w oczach, głos mu się rwał. Cofnął się kilka kroków. Trzymał się za ramiona i trząsł coraz bardziej.

— Nie wiedziałem… — niewyraźnie mamrotał Hans, usiłując wstać.

— Chciałeś zwiać, co?! — krzyknął Frans. — Zrobiłeś jej dziecko i teraz wiejesz. Ty świnio. Mogłeś to zrobić każdej, ale nie Elsy! I teraz będzie miała niemieckiego bękarta! — Jego głos przeszedł w falset.

Britta spojrzała na niego z rozpaczą. Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak bardzo musiał kochać Elsy. Zabolało ją to tak bardzo, że osunęła się na podłogę i zaczęła rozdzierająco płakać.

Frans patrzył na nią przez chwilę, a potem, zanim ktokolwiek zdążył zareagować, podszedł do biurka, wziął nóż do rozcinania listów i wbił go w pierś Hansa.

Erik i Britta przez kilka sekund stali jak sparaliżowani i tylko patrzyli. W Axelu widok krwi bryzgającej z rany wyzwolił zwierzęce odruchy. Całą wściekłość wyładował na leżącym bez ruchu ciele zwiniętym w kłębek na podłodze. Razem z Fransem bili go, kopali, zadawali kolejne ciosy, aż w końcu padli ze zmęczenia. Chłopak leżący na podłodze był nie do poznania. Spojrzeli po sobie. Bali się i jednocześnie rozpierało ich podniecenie. Rozładowali dziką nienawiść, która domagała się ujścia. Przyniosło im to wielką ulgę i obaj zdawali sobie z tego sprawę.

Przez chwilę napawali się tym uczuciem. Mieli krew Hansa na twarzach, na rękach i na ubraniu. Spod ciała wypływała coraz większa kałuża krwi. Również Erik był zbryzgany krwią. Wciąż się trząsł, obejmując się ramionami, i nie mógł oderwać wzroku od krwawej miazgi na podłodze. Z półotwartymi ustami spojrzał na brata. Britta siedziała na podłodze i patrzyła na swoje ręce. Na nich również była krew. Spojrzenie miała nieobecne, jak Erik. Nikt nic nie mówił. Panowała dziwna cisza, jak po burzy, gdy już jest po wszystkim, ale w uszach wciąż słychać wycie wiatru.

Pierwszy odezwał się Frans.

— Musimy to sprzątnąć — powiedział zimno i wskazał nogą Hansa. — Britto, zostaniesz i posprzątasz, a my go stąd zabierzemy.

— Dokąd? — spytał Axel, ocierając twarz rękawem.

Frans milczał przez chwilę.

— Już wiem, co zrobimy. Zaczekamy, aż się ściemni, wtedy go wyniesiemy. Najpierw trzeba go na czymś położyć, żeby już nie brudzić. Później razem posprzątamy i się umyjemy.

— Ale… — odezwał się Erik.

Przerwał, nie mógł mówić. Osunął się na podłogę i wbił wzrok w punkt znajdujący się gdzieś za Fransem.

— Znam idealne miejsce. Będzie leżał wśród swoich — powiedział z wyraźnie wyczuwalną ironią Frans.

— Wśród swoich? — powtórzył martwym głosem Axel.

Patrzył na koniec laski, na włosy Hansa sklejone jego krwią.

— Zakopiemy go na cmentarzu, w niemieckiej mogile — powiedział Frans i uśmiechnął się. — Jest w tym jakaś dziejowa sprawiedliwość.

— Ignoto militi — mruknął Erik, wciąż siedząc na podłodze i patrząc przed siebie niewidzącym wzrokiem. Frans spojrzał na niego pytająco. — Nieznanemu żołnierzowi — wyjaśnił. — Tak jest napisane na tym grobie.

— No widzisz, po prostu idealnie — zaśmiał się Frans.

Nikt się nie przyłączył, ale też nikt nie zgłosił sprzeciwu. Poruszając się sztywno, zabrali się do pracy. Erik przyniósł z piwnicy duży papierowy worek. Włożyli do niego zwłoki. Axel poszedł do schowka w przedpokoju po przybory do czyszczenia, a Frans i Britta zabrali się do sprzątania biblioteki. Okazało się to trudniejsze, niż myśleli. Z początku krew nie dawała się zmyć, tylko się rozmazywała. Britta płakała histerycznie, szorując podłogę. Chwilami przystawała na klęczkach i zanosiła się płaczem, a Frans burczał, żeby się wzięła do roboty. Sam aż się spocił z wysiłku, ale w jego spojrzeniu, inaczej niż w spojrzeniach pozostałej trójki, nie było najmniejszego śladu szoku. Erik mechanicznie szorował podłogę. Już nie mówił, że trzeba to zgłosić na policję. Zrozumiał, że Frans ma rację. Axela, który dopiero co wrócił z piekła obozu koncentracyjnego, nie wolno narażać na aresztowanie i więzienie.

Godzinę później mogli otrzeć pot z czoła. Frans z zadowoleniem stwierdził, że nie ma śladu po tym, co się stało.

— Przebierzecie się w ubrania rodziców — stłumionym głosem powiedział Erik i wyszedł.

Wrócił i przystanął: przyglądał się siedzącemu w kącie bratu. Axel nadal wpatrywał się w kłębek zakrwawionych włosów na końcu laski. Nie odzywał się od dłuższej chwili. W końcu podniósł wzrok i nie patrząc na nikogo, powiedział:

— Jak go przewieziemy na cmentarz? Nie lepiej zakopać go w lesie?

— Położymy go na waszej przyczepce do roweru. — Frans nie dawał za wygraną. — W lesie zaraz wykopią go zwierzęta, ale nikomu nie przyjdzie do głowy, że w niemieckim grobie oprócz tamtych umarlaków leży jeszcze ktoś. Jeśli go położymy na przyczepce i przykryjemy, nikt nic nie zauważy.

— Wykopałem już niejeden grób… — powiedział nieobecnym głosem Axel i znów spojrzał na laskę.

— Załatwimy to z Fransem — szybko wtrącił Erik. — Axelu, zostań tu. A Britta niech idzie do domu. Będą się niepokoić, jeśli nie wrócisz na kolację — mówił szybko, jakby strzelał z karabinu maszynowego, i nie odrywał wzroku od brata.

— U mnie nikogo nie obchodzi, kiedy przyjdę — powiedział głucho Frans. — Mogę zostać. Zaczekajmy do dziesiątej, aż zrobi się ciemno i na dworze nie będzie ludzi.

— A co zrobimy z Elsy? — cicho spytał Erik, ze wzrokiem wbitym w buty. — Czeka na niego, myśli, że do niej wróci. Zwłaszcza teraz, gdy spodziewa się dziecka…

— No rzeczywiście, niemieckiego bękarta. Doigrała się! — syknął Frans. — Elsy nie może się o niczym dowiedzieć! Zrozumiano? Ma być przekonana, że wyjechał i ją porzucił. Na pewno i tak by to zrobił! Nie będę się nad nią litował! Niech sobie sama radzi. Jakieś zastrzeżenia?

Wbił w nich spojrzenie. Nikt się nie odezwał.

— Dobrze! Wszystko ustalone. To nasza tajemnica, i tak ma być. Britto, idź do domu, zanim zaczną cię szukać.

Britta wstała i drżącymi rękami poprawiła zakrwawioną sukienkę. Bez słowa wzięła od Erika inną i wyszła, żeby się umyć i przebrać. Ale zanim wyszła, spojrzała jeszcze Erikowi w oczy. Już nie było w nich śladu wściekłości, która go ogarnęła, gdy poznali tajemnicę Hansa. Był w nich tylko wstyd.

Kilka godzin później złożyli ciało Hansa w grobie, w którym miało przeleżeć w spokoju sześćdziesiąt lat.

Загрузка...