Rozdział 24

Do El Segundo było nam, delikatnie mówiąc, nie po drodze, ale kiedy Kitto obudził się tego ranka, miał podkrążone oczy, a jego blada skóra wydawała się cienka jak bibułka, zupełnie jakby się wytarła w nocy. Nie mogłam sobie wyobrazić go chodzącego po plaży w promieniach słońca. Kiedy dowiedziałam się, dokąd mamy jechać, dałam mu możliwość wyboru i wybrał zaszycie się w swoim psim legowisku.

Weszłam po schodach wiodących z parkingu. Mróz szedł przede mną, a Rhys z tyłu.

– Jeśli małemu się nie polepszy, powinnaś go odesłać do Kuraga – powiedział Rhys, gdy przechodziliśmy obok basenu.

– Wiem – odparłam. Pokonaliśmy kolejne schody i znaleźliśmy się prawie przy moich drzwiach. – Boję się jednak, kogo Kurag mógłby przysłać na jego miejsce. Spodziewał się, że mnie obrazi, proponując mi Kitta. Fakt, że go przyjęłam, naprawdę go zaniepokoił.

– W oczach goblinów Kitto jest wyjątkowo brzydki – powiedział Rhys.

Spojrzałam na niego. Wciąż jeszcze nie odzyskał swego zwykłego dobrego humoru. Wyglądał wręcz na załamanego. Nie pytałam, skąd wie, co gobliny uważają za ładne. Byłam pewna, że gdy był u nich w niewoli, dopuszczały do niego tylko te spośród siebie, które uważały za najpiękniejsze. Gobliny cenią dodatkowe oczy i dodatkowe kończyny, a Kitto nie mógł się nimi pochwalić.

– Wiem, a na dodatek w żaden sposób nie jest związany z dworem królewskim. Kurag spodziewał się, że go odrzucę. Mógłby wtedy zerwać nasz sojusz.

Byliśmy już przy drzwiach. Stała przy nich doniczka z pelargoniami o różowych kwiatach. Galen wziął na siebie większość obowiązków domowych, takich jak szukanie mieszkania na tyle dużego, byśmy się wszyscy w nim mogli pomieścić, i kupienie kwiatów dla mającego niebawem przybyć wysłannika-królowej. Mielibyśmy większe mieszkanie już wieki temu, gdyby tyle nie kosztowało. Znalezienie dużego mieszkania, na które byłoby nas stać, okazało się poważnym problemem.

Wciąż odmawiałam przyjmowania pieniędzy z dworu królewskiego, ponieważ nikt tam nic nie dawał, nie spodziewając się czegoś w zamian. Mróz uważał, że jestem zbyt nieugięta w tej kwestii, ale Doyle zgadzał się, że zawsze trzeba płacić za przysługi. Byłam pewna, że Andais zażądałaby ode mnie przysięgi, że nie zabiję jej syna, jeśli to ja obejmę tron. Była to cena, której nie mogłam zapłacić. Wiedziałam, że Cel nie zaakceptuje mnie jako królowej, dopóki będzie żył. To, że Andais tego nie rozumiała, było przejawem matczynej ślepoty. Cel jest draniem, wynaturzonym typem, ale jego matka go kocha, czego z kolei ja nie mogę powiedzieć o swojej matce.

Mróz otworzył drzwi, wchodząc jako pierwszy; sprawdzał, czy osłona nie została naruszona. Powitał nas zapach lawendy i kadzidełka. Ołtarz znajdował się w kącie salonu, tak że każdy mógł go używać. Właściwie go nie potrzebowaliśmy. Nawet gdy staliśmy pośrodku łąki albo lasu, albo w zatłoczonym metrze, bóstwo było zawsze z nami – jeśli tylko się odpowiednio skupiliśmy, jeśli chcieliśmy je przyjąć do serca. Ołtarz był jednak miłym przypomnieniem. Miejscem, w którym można było zacząć każdy dzień od małej strawy duchowej.

Ludzie często myślą, że nie wyznajemy żadnej religii – przecież w końcu sami kiedyś byliśmy bogami, prawda? Cóż, tak jakby. Oddawano nam boską cześć, ale większość z nas uznaje, że są moce potężniejsze od nich. Większość z nas oddaje cześć Bogini i Jej Małżonkowi. Bogini jest dawczynią życia, a Jej Małżonek – tym wszystkim, co męskie. Są podstawą wszystkiego. Ona, zwłaszcza Ona, jest największą ze wszystkich sił na tej planecie.

Gdyby nie nieznaczny zapach kadzidełka i niewielka czara z wodą stojąca na ołtarzu, można by pomyśleć, że nikogo nie ma. Wyczuwałam jednak drobne zawirowania magii – nie wielkiej magii, a takiej codziennego użytku. To prawdopodobnie Doyle siedział przed lustrem i z kimś rozmawiał. Postanowił zostać w domu i zebrać informacje o Bezimiennym od przyjaciół na dworze. Zaklęcia Doyle’a były tak delikatne, że prawie zupełnie nie do wykrycia. Moje zaklęcia takie nigdy nie były.

Rhys zamknął drzwi i ściągnął karteczkę, która była do nich przyklejona.

– Galen poszedł szukać mieszkania. Ma nadzieję, że spodobały nam się kwiaty. – Ściągnął drugą karteczkę. – Nicca kończy dzisiaj swoją fuchę ochroniarza.

– Tej aktorce nic nie grozi – powiedział Mróz, zdejmując marynarkę. – Wcale bym się nie zdziwił, gdyby to jej agent namówił ją do wzięcia ochroniarza dla większego rozgłosu.

Skinęłam głową.

– Jej dwa ostatnie filmy były klęską, zarówno pod względem artystycznym, jak i finansowym.

– Tego nie wiedziałem. Choć zauważyłem, że fotoreporterzy częściej robili zdjęcia mnie niż jej.

– Zabierała cię do wszystkich najmodniejszych klubów nocnych, żeby cię zobaczyli.

Chciałam zrzucić buty, ale mieliśmy zaraz wracać do pracy. Zamiast tego podeszłam więc do legowiska Kitta i uklękłam przy nim, odruchowo obciągając spódnicę, by sprzączki na moich butach nie zaczepiały pończoch.

Leżał zwinięty w kłębek.

– Kitto, śpisz?

Nie poruszył się.

Dotknęłam jego pleców. Był zimny.

– Matko jedyna. Mróz, Rhys, coś nie tak!

Mróz natychmiast pojawił się przy mnie; Rhys trzymał się z tyłu. Mróz dotknął pleców goblina.

– Jest lodowaty.

Zbadał puls. Czekał długo, w końcu powiedział:

– Krew w nim jeszcze krąży, ale wolno.

Wyciągnął Kitta z jego nory. Goblin sprawiał wrażenie nieżywego.

– Kitto! – krzyknęłam.

Miał zamknięte oczy, ale wydawało mi się, że widzę jego źrenice, zupełnie jakby miał przezroczyste powieki. Nagle otworzył oczy i wymamrotał coś. Pochyliłam się, by usłyszeć, co mówi. To było moje imię.

– Merry, Merry… – powtarzał bez przerwy.

Był w samych szortach. Widziałam jego żyły i mięśnie. Ciemny kształt poruszył się na jego piersi i zrozumiałam, że to serce. Mogłam je prawie zobaczyć. Robił się prześwitujący. To było tak, jakby roztapiał się albo…

Spojrzałam na Mroza.

– On gaśnie.

Skinął głową.

Rhys przyprowadził z sypialni Doyle’a. Pochylili się nad nami. Ich miny mówiły więcej niż słowa.

– Nie – powiedziałam – musi być jakaś nadzieja. Z pewnością coś można zrobić.

Wymienili spojrzenia, jakby myśli, które przyszły im do głowy, były zbyt trudne do zniesienia i trzeba się było nimi podzielić z innymi.

Ścisnęłam Doyle’a za ramię.

– Musi być jakiś sposób.

– Nie wiemy, co powstrzymuje gobliny przed gaśnięciem.

– Jego matka była sidhe. Ratuj go tak, jak ratowałbyś sidhe.

Doyle popatrzył na mnie z wyższością, jakbym ich wszystkich znieważyła.

– Nie bądź taki napuszony. Nie pozwolę mu umrzeć tylko dlatego, że w jego żyłach płynie mniej mieszanej krwi niż w każdym z nas.

Złagodniał.

– Meredith… Merry, sidhe gasną tylko wtedy, gdy tego chcą. Gdy ten proces się zacznie, nie można go zatrzymać.

– Nie! Musi być coś, co można zrobić!

– Obejmij go, a ja spróbuję skontaktować się z Kuragiem. Jeśli nie możemy uratować go jak sidhe, może uda się go uratować jak goblina.

Kitto leżał wciąż w ramionach Mroza.

– Merry musi go objąć – powiedział Doyle, kierując się w stronę sypialni.

Usiadłam na podłodze. Mróz położył mi Kitta na kolanach. Pasował idealnie; oto mężczyzna, którego mogę brać na kolana. Spędziłam większość życia między istotami, które były mniejsze niż Kitto, ale żadna z nich nie była tak podobna do sidhe. Może dlatego właśnie tak bardzo mi czasami przypominał lalkę.

Przyłożyłam policzek do jego lodowatego czoła.

– Kitto, proszę cię, wróć, wróć do nas, gdziekolwiek jesteś. Proszę cię, Kitto, to ja, Merry.

Przestał wypowiadać moje imię. Przestał wydawać jakiekolwiek dźwięki, a jego ciężar, sposób, w jaki jego ciało bezwładnie spoczywało w moich ramionach… Sprawiał wrażenie umarłego. Nie umierającego, a właśnie umarłego. To był ciężar umarłego ciała; takiego ciężaru nie mają żywi, nieważne jak bardzo chorzy. Na zdrowy rozum, nie powinno być różnicy, a jednak jest.

Wrócił Doyle, mrucząc pod nosem:

– Kuraga nie ma w pobliżu lustra ani stojącej wody. Nie mogę go namierzyć, przykro mi.

– Jeśli Kitto byłby sidhe, w jaki sposób byś go ratował?

– Sidhe nie gasną z braku faerie – odparł Doyle. – Sidhe gasną tylko wtedy, gdy tego chcą.

Trzymałam jego zimne ciało w ramionach i czułam, że zaraz się rozpłaczę. Ale płacz nic tu nie pomoże, szlag by to! Musiałam porozmawiać z Kuragiem, i to już. Jaką rzecz wszyscy goblińscy wojownicy mają zawsze przy sobie?

– Podaj mi nóż – powiedziałam do Mroza.

– Co takiego?

– Nie mogę wyjąć noża zza podwiązki, bo trzymam Kitta. Potrzebuję noża, szybko.

– Rób, co ci każe – powiedział Doyle.

Mróz nie lubił robić rzeczy, których nie rozumiał, ale wyjął zza pleców swój nóż, który był prawie długości mojego przedramienia, i wyciągnął go w moim kierunku rękojeścią do przodu.

Wyjęłam rękę spod ciała Kitta i powiedziałam:

– Trzymaj nóż stabilnie.

Mróz uklęknął na jedno kolano, trzymając nóż w obu rękach. Nabrałam powietrza w płuca, przyłożyłam palec do czubka noża i nacisnęłam. Po chwili pojawiła się krew.

– Merry, przestań…

– Trzymaj nóż nieruchomo. To wszystko, co masz robić, więc rób to. Nie mogę trzymać i noża, i Kitta. Po prostu to rób.

Zmarszczył brwi, ale dalej klęczał, trzymając nóż, podczas gdy ja przesuwałam krwawiącym palcem w dół jego błyszczącej powierzchni. Krew nie rozmazywała się na niej, tylko plamiła nieskazitelnie czyste ostrze.

Zrzuciłam osłonę, która trzymała mnie z dala od duchów i magii. Magia uwolniła się momentalnie, jakby była szczęśliwa, że wreszcie się wyswobodziła. Skierowałam ją na ostrze. Wyobraziłam sobie Kuraga, jego twarz, głos, nieprzyjemny sposób bycia.

– Kuragu, przyzywam cię. Kuragu, Tysiąckrotny Zabójco, przyzywam cię. Kuragu, Królu Goblinów, przyzywam cię. Trzykrotnie wezwany, trzykrotnie nazwany, przybądź, Kuragu, odpowiedz na wezwanie ostrza.

Powierzchnia noża zabłysła.

– Sidhe nie wzywali goblinów poprzez ostrze od wieków – powiedział Rhys. – Nie odpowie.

– Trzykrotne wezwanie ma olbrzymią moc – odparł Doyle. – Nawet jeśli Kurag je zignoruje, z pewnością nie zignorują go jego ludzie.

– Spokojna głowa, mam coś, czego z pewnością nie zignoruje. – Pochyliłam się do ostrza i dmuchnęłam na nie, tak że zaszło parą.

Ostrze zabłysło. Para opadła, a krew wsiąkła, jakby została wypita. Wpatrzyłam się w srebrną, niewyraźną powierzchnię noża. Ostrze, nawet najwyższej jakości, nie jest jak lustro. Daje niewyraźny, zamglony obraz, jakby potrzebowało jakiegoś pokrętła do wyregulowania ostrości, ale oczywiście go nie ma. Widać tylko mętny zarys małego fragmentu twarzy; najwyraźniejsze są oczy.

Zamazany kawałek guzowatej twarzy i para pomarańczowych oczu pojawiły się na dole ostrza; wyżej obraz był wyraźniejszy, widać tam było trzecie oko Kuraga niczym słońce za chmurami.

Jego głos był tak wyraźny, jakby stał obok mnie. Zabuczał tak nagle, że z wrażenia drgnęłam.

– Meredith, Księżniczko Sidhe, czy to twój słodki oddech poczułem na swojej skórze?

– Witaj, Kuragu, Królu Goblinów, i ty, Bliźniaku Kuraga, Więźniu Jego Ciała.

Z boku Kuraga wyrastała istota, która miała jedno fioletowe oko, usta, cieniutkie rączki i nóżki oraz małe, ale w pełni sprawne genitalia. Usta oddychały, ale nie mówiły i, z tego, co wiem, byłam jedyną osobą, która uznawała istnienie tej drugiej istoty jako niezależnej od króla. Wciąż pamiętam swoje przerażenie, kiedy uświadomiłam sobie jej istnienie.

– Dużo czasu minęło, odkąd ostatni raz goblin był wzywany poprzez krew i ostrze. Większość wojowników, którzy walczyli u naszego boku, zapomniała już o tej starej sztuczce.

– Ojciec nauczył mnie wielu takich sztuczek – powiedziałam. Kurag i ja wiedzieliśmy doskonale, że ojciec często kontaktował się z nim właśnie w taki sposób. Mój ojciec był nieoficjalnym ambasadorem Andais na dworze goblinów, ponieważ nikt inny nie chciał sprawować tej funkcji. Jako dziecko byłam tam częstym gościem.

Jego śmiech przetoczył się po pokoju.

– Czego ode mnie chcesz, Meredith, córko Essusa?

Oferował pomoc, a właśnie jej potrzebowałam. Opisałam stan Kitta.

– On gaśnie – powiedziałam.

Kurag zaklął w gardłowym wysokogoblińskim. Niewiele z tego zrozumiałam.

– Ciebie i Kitta wiąże znak. Twoja siła powinna utrzymać go przy życiu. – Przesunął dłonią po twarzy. – To nie powinno się wydarzyć.

– A jeśli znak zniknął?

– Znak nie mógł zniknąć, powinna pozostać blizna – odparł.

– Zniknął i nie ma blizny.

Przybliżył swoje pomarańczowe oczy do ostrza.

– To nie powinno się zdarzyć.

– Nie wiedziałam, że to problem. Kitto mi nic nie powiedział.

– Znak kochanków zawsze pozostawia bliznę, Merry. Zawsze. Przynajmniej u nas. – Nie byłam w stanie odczytać jego wyrazu twarzy, ale prychnął, po czym spytał: – Czy uczynił znak na twoim białym ciele tylko raz?

– Tak – odparłam.

– A seks? – spytał podejrzliwie.

– Sojusz obejmował tylko dzielenie się ciałem. Dzielenie się ciałem jest o wiele cenniejsze dla goblinów niż seks.

– To prawda, cenimy ciało, ale czym jest małe ugryzienie bez stosunku? Powinien zanurzyć w tobie zarówno swoje zęby, jak i członek.

– Kitto dzieli ze mną łoże i pozostaje ze mną przez większość czasu, dotykając mnie. Najwyraźniej odczuwa taką potrzebę.

– Jeśli dotyk twojej skóry był wszystkim, co otrzymał… – Znów powiedział coś po wysokogoblińsku, co gobliny rzadko robią; używanie języka, którego druga istota nie zna, jest szczytem niegrzeczności. Ojciec nauczył mnie trochę goblińskiego, ale Kurag mówił za szybko, bym mogła zrozumieć.

Kiedy Kurag już się nagadał, przerwał i zaczął mówić w powszechnie znanym języku.

– Dla was, napuszeni sidhe, gobliny są wystarczająco dobre, żeby walczyć w waszych wojnach, umierać za was, ale nie wystarczająco dobre, żeby się z nimi pieprzyć. Czasami was wszystkich nienawidzę. Nawet ciebie, Merry, chociaż mam do ciebie słabość.

– Ty również nie jesteś mi obojętny.

– Nie słódź mi, Merry. Gdybyś się regularnie pieprzyła z Kittem, znak stałby się blizną. On potrzebuje stałego karmienia ciałem, żeby wytrzymać. Bez prawdziwego ciała albo pieprzenia twój związek z nim jest zbyt słaby i przez to umiera.

Spojrzałam na nieruchomą, zimną postać, która spoczywała w moich ramionach, po czym uświadomiłam sobie, że nie jest już tak zimna. Wciąż była wychłodzona, ale już nie tak lodowato zimna.

– Jest cieplejszy – powiedziałam cicho, ponieważ nie byłam pewna.

Doyle dotknął twarzy Kitta.

– Faktycznie – przyznał.

– Czy dobrze słyszę? Ciemność Królowej? – spytał Kurag.

– Tak, to ja, królu goblinów – odpowiedział Doyle.

– Czy on naprawdę gaśnie? Nie wydaje mi się, żeby Merry widziała w swoim życiu zbyt wiele gasnących istot.

– Tak, on gaśnie – potwierdził Doyle.

– Dlaczego w takim razie stał się cieplejszy? Jeśli gaśnie, powinien stawać się coraz zimniejszy.

– Merry cały czas trzyma go w ramionach. Najwidoczniej go ogrzała.

– W takim razie może nie jest jeszcze za późno. Czy jest wystarczająco silny, żeby się pieprzyć?

– Jest ledwie przytomny – odparł Doyle.

Kurag wypowiedział słowo, które, jak wiedziałam, w języku goblinów oznacza coś, czego żaden goblin nie życzy drugiemu: impotencja. To była najgorsza obelga, jaką w ich świecie można było kogoś obrzucić.

– A czy może naruszyć zębami jej skórę? Popatrzyliśmy wszyscy na nieruchome ciało. Kitto był cieplejszy, ale wciąż w ogóle się nie ruszał.

– Nie wydaje mi się – powiedziałam.

– W takim razie pozostaje tylko krew. Czy może wyssać krew? – spytał Kurag.

– Może – odparłam.

– Jeśli przyłożymy ranę do jego ust, może da radę – powiedział Doyle. – O ile się nie udławi.

– Jest goblinem – podkreślił z godnością Kurag. – Nie może się udławić krwią.

– Czy to musi być krew Merry? – spytał Rhys.

– Pamiętam cię jeszcze z czasów, kiedy nosiłeś inne imię, Rhysie – odrzekł Kurag. – Powinieneś znowu nas odwiedzić. Nasze kobiety wciąż cię wspominają. To wielka pochwała w ustach goblińskich kobiet.

Rhys zbladł i nic już nie powiedział. Kurag roześmiał się nieprzyjemnie.

– Tak, to musi być krew Merry. Potem, jeśli ktoś z was będzie miał ochotę podzielić się krwią z Kittem, proszę bardzo. Sidhe są dla nas przysmakiem. – Wpatrzył się we mnie swoimi pomarańczowymi oczami. – Jeśli krew przywróci go do życia, wtedy daj mu ciało, Merry, tym razem prawdziwe ciało. – Jego oczy nagle zrobiły się ogromne na ostrzu. Musiał prawie przycisnąć je do nosa. – Myślałaś, że uda ci się mieć gobliny za sojuszników przez sześć miesięcy, nie biorąc żadnego z nas do łóżka. Dzieliłaś ciało, więc nie mogę powiedzieć, że nie dotrzymałaś warunków sojuszu. Oboje jednak wiemy, że pogwałciłaś jego ducha.

Przyłożyłam swój wciąż krwawiący palec do ust Kitta.

– Gdybym wzięła go do łóżka, miałby szansę zostania królem Unseelie. To warte więcej niż sześciomiesięczny sojusz.

Kitto zamrugał. Jego usta nieznacznie się poruszyły. Przejechałam palcem po jego wargach, pomiędzy zębami i jego ciało drgnęło.

– O, nie, nie dostaniesz mnie tak łatwo, Merry. Dasz mu swoje ciało tak, jak powinnaś to zrobić, i jesteśmy do twojej dyspozycji jeszcze trzy miesiące. Po tym czasie możesz już liczyć tylko na siebie.

Kitto zaczął ssać mój palec jak dziecko, na początku delikatnie, potem mocniej, jego zęby zaczęły wgryzać się w moją skórę.

– Ssie mój palec, Kuragu.

– Na twoim miejscu zabrałbym palec, zanim go stracisz. Kitto nie zdaje sobie sprawy z tego, co robi, a gobliny są w stanie przegryźć żelazo.

Kitto walczył ze mną, próbował ustami przytrzymać mój palec. Do czasu, gdy go wyswobodziłam, otworzył oczy.

– Kitto – powiedziałam.

Nie reagował na swoje imię ani na nic innego, ale był cieplejszy i poruszył się.

Poinformowałam o tym Kuraga.

– To dobrze, to bardzo dobrze. Zrobiłem dobry uczynek, Merry. Reszta należy do ciebie.

Spojrzałam ponownie na ostrze.

– Zamierzasz siedzieć z założonymi rękami i patrzeć, kto wygra, tak?

– Co to ma dla nas za znaczenie, kto zasiądzie na tronie Unseelie? Ważne jest tylko to, kto zasiada na tronie goblinów.

– A jeśli zwolennicy Cela planują wojnę z Seelie? – włączył się Doyle. Ukląkł i dotknął mojego ramienia. Zdaje się, że dawał mi znak, bym mu nie przerywała.

– O czym ty mówisz?

– Jestem na tyle wtajemniczony w sprawy sidhe, by wiedzieć, że gobliny o tym nie wiedzą.

– Nie przebywasz teraz na dworze.

– Co nie znaczy, że nie sięgają tam moje uszy.

– Masz na myśli szpiegów.

– Tak bym tego nie nazwał.

– Dobrze, dobrze, graj dalej w te swoje gierki słowne, które tak lubicie, zamiast powiedzieć wprost, o co ci chodzi.

– Są tacy na Dworze Unseelie, którzy uważają, że Andais posunęła się za daleko, wyznaczając Meredith na swoją następczynię. Są przekonani, że oddanie tronu śmiertelnikowi oznacza ich koniec. Mówią o wyruszeniu na wojnę z Seelie, zanim wszyscy staną się bezsilnymi śmiertelnikami. Nasza siła pochodzi od naszych władców, jak dobrze wiesz.

– To, co powiedziałeś, wystarczy, żebym nie wiązał się z ludźmi Cela.

– Gdyby gobliny były sojusznikami Merry, nikt na Dworze Unseelie nie zaryzykowałby walki z nią. Oni ośmielą się rzucić wyzwanie Seelie tylko wtedy, gdy będą mogli liczyć na wsparcie goblinów.

– Co dla nas oznacza walka pomiędzy sidhe?

– Jesteście związani słowem, krwią, ziemią, ogniem, wodą i powietrzem, że wesprzecie prawowitego następcę tronu Unseelie. Jeśli to Merry zasiądzie na tronie i Unseelie zbuntują się przeciwko niej, a ty będziesz siedział z założonymi rękami, czekając na rozwój wypadków, wtedy staniesz się przeklęty.

– Nie przestraszysz mnie, wojowniku sidhe.

– Bezimienny znów chodzi po ziemi. Naprawdę myślisz, że to ja jestem tym, który może cię przestraszyć? Są istoty o wiele bardziej przerażające ode mnie, które podniosą się z głębin, zejdą z nieba i dadzą należną zapłatę tym, którzy łamią złożone przysięgi.

Kurag wyglądał na zatroskanego.

– Słyszę twoje słowa, wojowniku, Merry tymczasem zapadła w milczenie. Czyżby była tylko marionetką w twoich rękach?

– Właśnie zajmuję się twoim goblinem, Kuragu. Wolę robić lepszy użytek z języka, niż mówić ci to, co sam doskonale wiesz.

– Pamiętam o swoich przysięgach.

– Nie, Kuragu, nie o to mi chodzi. Sidhe mogą nie przynosić żadnych wieści do kopca goblinów, ale ty i ja wiemy, że masz inne źródła informacji. – Nie powiedziałam, że pomniejsze istoty magiczne na dworze szpiegują dla goblinów. Mój ojciec dał słowo, że nigdy nie powie o sieci szpiegów Kuraga. Ja nie musiałam składać takiego przyrzeczenia. Mogłam wyjawić sekrety goblinów, nigdy jednak tego nie zrobiłam.

– Mów swobodnie, księżniczko, nie baw się ze starym goblinem w półsłówka.

– Mówię na tyle swobodnie, na ile chcę, Kuragu, Królu Goblinów.

Westchnął ciężko.

– Merry, jesteś naprawdę córką swego ojca. Essus był moim ulubieńcem pośród sidhe. Jego strata była dotkliwym ciosem dla nas wszystkich, ponieważ był prawdziwym przyjacielem.

– Bardzo wiele dla mnie znaczy taka opinia, Kuragu. – Nie podziękowałam mu, ponieważ nigdy nie dziękuje się starszej istocie magicznej. Niektórzy z młodych nie przejmują się tym, ale taki jest stary zwyczaj, prawie nakaz.

– Czy zamierzasz dotrzymać wszystkich przyrzeczeń swojego ojca?

– Nie, z niektórymi się nie zgadzam, a niektórych nie znam.

– Myślałem, że mówił ci o wszystkim – powiedział Kurag.

– Nie jestem już dzieckiem, Kuragu. Wiem, że nawet mój ojciec miał swoje sekrety. Byłam młoda, kiedy zginął. Nie byłam gotowa, żeby dowiedzieć się o niektórych sprawach.

– Jesteś równie mądra, jak pociągająca. Jaka szkoda. Bardziej bym cię lubił, gdybyś była trochę głupsza. Wolę, kiedy moje kobiety są odrobinę mniej rozgarnięte ode mnie.

– Kuragu, ty stary bałamucie.

Roześmiał się zaraźliwym śmiechem. Śmiałam się razem z nim, a kiedy jego oczy zaczęły blednąc na ostrzu, powiedział:

– Przemyślę to, co powiedział Ciemność, co powiedziałaś ty i co kiedyś powiedział mi twój ojciec. Ale albo dasz prawdziwe ciało mojemu goblinowi, albo uwolnię się od ciebie.

– Nigdy się ode mnie nie uwolnisz, Kuragu, chyba że mnie przelecisz. Powiedziałeś mi tak, kiedy miałam szesnaście lat.

Roześmiał się, ale na zakończenie powiedział:

– Dotąd myślałem, że wszystko byłoby bezpieczniejsze, gdybyś zgodziła się zostać moją królową. Teraz zaczynam myśleć, że jesteś zbyt niebezpieczna, by być blisko jakiegokolwiek tronu.

Загрузка...