Rozdział 40

Wszyscy odwróciliśmy się do łóżka jak w zwolnionym tempie.

– Czy powiedziałeś Taranis? – spytałam.

– Jesteś głucha, dziewczyno?

– Nie – odparłam – tylko zaskoczona.

– Dlaczego?

Popatrzyłam na niego w zamyśleniu.

– Nie sądziłam, że Taranis jest aż tak szalony.

– Najwidoczniej nie zwróciłaś na to uwagi.

– Ostatni raz widziała Taranisa, gdy była dzieckiem – wyjaśnił Doyle.

– W takim razie przepraszam. – Przyjrzał mi się krytycznie. – Wygląda na Seelie sidhe.

Nie byłam pewna, jak zareagować na ten komplement. Nie byłam nawet pewna, czy to w ogóle był komplement.

– Twierdzi pan, że król Dworu Seelie namówił pana do obudzenia tych duchów? – spytała Lucy, podchodząc do łóżka.

– Tak.

– Dlaczego? – spytała. Chyba wszyscy wiele razy zadawaliśmy już dzisiaj to pytanie.

– Chciał, żeby zabiły Maeve Reed.

– Nie rozumiem. Dlaczego król miałby chcieć śmierci złotej bogini Hollywood?

– Nie wiem – odparł Bucca – i nic mnie to nie obchodzi. Taranis przyrzekł, że obdarzy mnie mocą wystarczającą, żebym odbudował to, co straciłem. W końcu miałem zostać przyjęty na Dwór Seelie. Ale warunkiem miała być śmierć Maeve i to, że będę miał władzę nad duchami starych bogów. Za życia wielu z nich było moimi przyjaciółmi. Myślałem, że mnie lubią i ucieszą się z szansy powrotu, ale okazało się, że to nie są już Bucca ani sidhe, ani nawet istoty magiczne. To po prostu potwory. – Zamknął oczy i nabrał powietrza w płuca, po czym kontynuował: – Gdy tylko osłabłem, zaatakowały mnie i zaczęły wysysać ze mnie życie, nie dlatego, że chciały wrócić, ale dlatego, że były głodne. Jedzą z tego samego powodu co wilki: żeby zaspokoić głód. Jeśli wyciągną ze swoich ofiar tyle życia, żeby znów stać się kimś podobnym do sidhe, będą tak straszni, że nawet Dwór Unseelie nie będzie chciał ich przyjąć.

– Dlaczego teraz nam pan to opowiada, a nie chciał pan rozmawiać z pracownikiem Urzędu do spraw Ludzi i Istot Magicznych ani z ambasadorem? – spytała Lucy.

– Kiedy zobaczyłem Niccę i goblina, zrozumiałem, że byłem głupcem. Mój czas minął, ale moi ludzie nadal żyją. Tak długo, jak krąży moja krew, Bucca nie wyginęli. – W jego oczach pojawiły się łzy. – Próbowałem ocalić siebie, nawet za cenę zniszczenia tego, co zostało z moich ludzi. To był błąd, straszliwy błąd.

Tym razem to on wyciągnął rękę do Nicki. Ten chwycił ją z uśmiechem.

– Jak możemy je powstrzymać? – spytał Doyle.

– Wzbudziłem je do życia, ale nie mogę ich skierować z powrotem tam, skąd przyszły, nie mam na to siły.

– Możesz wyjawić nam zaklęcie? – spytał Doyle.

– Tak, ale nie sądzę, żeby wam się udało.

– Zostaw to nam.

Bucca powiedział nam, w jaki sposób chciał pozbyć się duchów. Lucy robiła notatki. Reszta słuchała. Rzecz nie polegała na magicznych zaklęciach, bardziej na tym, by wiedzieć, co robić.

Kiedy skończył, spytałam:

– Czy to ty ukryłeś Bezimiennego przed Dworem Unseelie?

– Dziewczyno, czy nie uważałaś? To Taranis go przed wami ukrył.

– To ty go dla niego obudziłeś? – Nie mogłam powstrzymać zdumienia.

– Obudziłem duchy starych bogów z niewielką pomocą Taranisa, jeśli jednak chodzi o Bezimiennego, to jego obudził Taranis z niewielką pomocą mnie.

– Dlaczego Taranis to zrobił? – spytałam.

– Podejrzewam, że chciał odebrać Bezimiennemu trochę swojej mocy – odparł Bucca – i być może mu się to nawet udało, ale nie wszystko poszło zgodnie z planem.

– Więc Taranis ma władzę nad Bezimiennym – powiedział w zamyśleniu Galen.

– Nie, chłopcze, jeszcze nie rozumiesz? Taranis uwolnił go i polecił mu zabić Maeve, ale ma nad nim nie większą władzę, niż ja nad duchami starych bogów. Udało mu się ukryć to, co zrobił, ale Bezimienny mu się wymknął. Taranis był przerażony, kiedy sobie to uświadomił. I wcale się mu nie dziwię.

– To znaczy? – spytałam.

– Duchom nie udało się sforsować osłony Maeve. Wróciły do mnie i znalazły sobie nową ofiarę. Widziałem to coś, co nazywacie Bezimiennym. Jak myślisz, co zrobi, gdy uda mu się dostać do Maeve i ją zabić?

– Nie wiem – odparłam cicho.

– Cokolwiek zechce – powiedział Bucca.

– A to znaczy – włączył się Rhys – że kiedy zabije Maeve Reed, nie będzie miał żadnego celu. Będzie po prostu ogromną siłą, która niszczy wszystko wokół.

– Bystry chłopiec – pochwalił go Bucca.

Spojrzałam na Rhysa.

– Skąd masz taką pewność?

– Oddałem Bezimiennemu większość swojej magii. Wiem, do czego jest zdolny. Nie możemy dopuścić do tego, żeby zabił Maeve. Tak długo, jak ona żyje, będzie usiłował ją zabić i ukrywał się, dopóki tego nie zrobi. Gdy tylko ją zabije, uderzy na całe miasto. Najgorsza energia, jaką dysponowały istoty magiczne, zostanie uwolniona w południowej Kalifornii. On spustoszy LA tak, jak Godzilla Tokio w japońskich filmach.

– Jak mam przekonać Petersona, że jakaś starożytna magiczna istota może zniszczyć miasto? – spytała Lucy.

– Nie uda ci się – odrzekłam. – Nie uwierzy.

– Więc co mamy robić?

– Musimy chronić Maeve Reed. Może uda się ją nakłonić, żeby wyjechała do Europy. Może po prostu musimy ją trzymać pod strażą, zanim wymyślimy coś innego.

– Niezły pomysł – przyznał Rhys.

– Zwracam honor – powiedział Bucca. – Ty też jesteś bystra.

– Miło mi to słyszeć – odparłam. – Czy ktoś ma komórkę?

Lucy miała. Zadzwoniłam do Maeve. Odebrała Marie, jej osobista asystentka.

– To księżniczka! To księżniczka! – krzyczała histerycznie. Słuchawkę przejął Julian.

– Meredith, to ty?

– Tak. Co się dzieje?

– Coś tu jest, coś tak potężnego, że nawet nie jestem w stanie tego ogarnąć. Próbuje sforsować osłonę i chyba zaczyna mu się to udawać.

Zaczęłam biec w kierunku drzwi.

– Zaraz tam będziemy. Wyślemy przed nami policję.

– Nie sprawiasz wrażenia zaskoczonej. Wiesz, co to za siła?

– Tak – odparłam i powiedziałam mu, kiedy biegliśmy przez szpital do samochodu, o Bezimiennym, choć i tak byłam pewna, że w niczym mu to nie pomoże.

Загрузка...