Rozdział 27

Niewątpliwą korzyścią wynikającą z utrzymania Kitta przy życiu było to, że mogłam po wszystkim iść spać. Zaproponowałam, by przyłączył się do nas Doyle, ale Mróz gwałtownie zaprotestował. Z kolei Doyle zgodził się pod warunkiem, że sypialnię opuści Mróz. Zauważyłam, że Doyle i ja poprzedniej nocy nie spaliśmy zbyt długo, ale Mroza to nic nie obchodziło. Zwróciłam uwagę również na to, że będziemy teraz tylko spać, więc nie ma znaczenia, kto będzie ze mną. Żaden z nich nie uznał moich argumentów. Koniec końców poszłam spać z Kittem. Położył się po swojej zwykłej stronie łóżka, mogłam więc przytulić się do niego, nie leżąc na bolącym ramieniu. Wzięłam advil, ale ramię wciąż pulsowało. Nie bolało jednak tak bardzo, jak za pierwszym razem, gdy zostawił swój ślad. Może to był dobry znak. Miałam nadzieję. Nie chciałabym cierpieć bez powodu.

Jeremy wpadł we wściekłość na wieść o tym, że żadne z nas nie przyjdzie rano do pracy, ale przeszło mu, kiedy dowiedział się, że Kitto o mało nie umarł.

Milczał przez dłuższą chwilę; na tyle długo, że wypowiedziałam w końcu cicho jego imię.

– Cały czas tutaj jestem, Merry, po prostu dopadły mnie złe wspomnienia. Widziałem już gasnące istoty. Zrób wszystko, co możesz, żeby powrócił do zdrowia. Jakoś sobie poradzimy. Teresa jest w szpitalu na obserwacji.

– Czy nic jej nie jest?

Zawahał się.

– Chyba nie. Ale nigdy nie widziałem jej jeszcze w takim stanie. Jej mąż napadł na mnie za to, że ją narażam. Zapowiedział, że już nigdy nie dopuści do tego, żebym zabrał ją na miejsce zbrodni. Wcale mu się nie dziwię.

– Myślisz, że Teresa się na to zgodzi?

– Nie wiem, czy będzie miała okazję. Podjąłem decyzję, że Agencja Detektywistyczna Greya nie będzie już pomagać policji. Jestem dobry w magii, a nie mam pojęcia, co się dzisiaj stało. Czułem pozostałości zaklęcia, nic więcej. Powiedziałem Lucy Tate, co czuję, ale porucznik Peterson nie chciał tego słuchać. Jest przekonany, że powód jest o wiele bardziej przyziemny. – Jeremy miał zmęczony głos.

– Sprawiasz wrażenie, jakbyś musiał iść do łóżka i przytulić się do kogoś.

– Zgłaszasz się na ochotnika? – roześmiał się. – Zachłanna Merry chce zaliczyć wszystkie istoty magiczne w LA.

– Jeśli potrzebujesz przytulenia, zapraszam.

Milczał przez chwilę.

– Prawie już o tym zapomniałem.

– O czym?

– O tym, że nie ma nic złego w byciu przytulanym przez przyjaciół w sposób, który ludzie uważają za seksualny. To mogłoby mi pomóc.

– Jeśli ci to pomoże, zapraszam.

– Zbyt długo przebywam między ludźmi, Merry. Nie myślę już całkiem jak drow. Nie jestem pewien, czy mógłbym iść do łóżka z tobą bez podtekstu seksualnego.

Nie wiedziałam, co mam powiedzieć.

Kiedy się obudziłam, za oknem zmierzchało. Wciąż byłam przytulona do Kitta, a on wciąż obejmował mnie tak mocno, jak tylko mógł. Wyglądało na to, że przespaliśmy cały dzień. Leżałam przez chwilę, czując, jak sztywne jest moje ciało od tak długiego bezruchu. Ramię bolało nieznacznie. Oddech Kitta był głęboki i miarowy. Co mnie obudziło?

Wtedy znów rozległo się ciche pukanie do drzwi. Otworzyły się, zanim zdołałam coś powiedzieć. Do sypialni zajrzał Galen. Uśmiechnął się, kiedy zobaczył, że się obudziłam.

– Jak Kitto?

Oparłam się na łokciu i spojrzałam na goblina. Westchnął przez sen i przytulił się do mnie jeszcze mocniej.

– Wygląda lepiej i jest ciepły. – Zanurzyłam palce w jego włosy. Poruszył głową, ale się nie obudził.

– Stało się coś złego? – spytałam.

Galen wyglądał na zmieszanego.

– Cóż, niezupełnie.

– Co takiego?

Wszedł do pokoju, delikatnie zamykając za sobą drzwi. Rozmawialiśmy przyciszonymi głosami, by nie obudzić Kitta.

Galen stanął przy końcu łóżka. Miał na sobie koszulę z długimi rękawami, której jasnozielony kolor podkreślał zielony odcień jego skóry i ciemniejszy – włosów, oraz niebieskie dżinsy tak sprane, że były prawie białe. Na udzie miały dziurę, tak że widoczna była jasnozielona skóra.

Uświadomiłam sobie, że coś powiedział.

– Przepraszam, mógłbyś powtórzyć?

Błysnął w uśmiechu białymi zębami.

– Przybył wysłannik królowej Niceven. Twierdzi, że otrzymał rozkaz, żeby najpierw wziął zapłatę, a dopiero potem zdradził nam, jak mnie wyleczyć.

Mój wzrok powrócił do dziury w jego spodniach, potem powędrował w górę jego ciała, aż w końcu napotkałam spojrzenie jego zielonych oczu. Żar w tym spojrzeniu sprawił, że moje ciało się napięło.

Kitto poruszył się przy mnie, otworzył swoje niebieskie oczy. Rozmowa, otwarcie drzwi i mój ruch nie obudziły go. Tym, co go obudziło, była reakcja mojego ciała na spojrzenie Galena.

Wyjaśniłam mu, że przybył wysłannik Niceven. Kitto nie miał nic przeciwko temu, by krwawy motyl wleciał do sypialni. Wiedziałam, że nie będzie miał nic przeciwko temu. Spytałam z czystej uprzejmości. Królowa nigdy by czegoś takiego nie zrobiła, ale to było związane z tym, że nie obchodziły jej uczucia innych.

Galen wrócił do drzwi i otworzył je. Do środka wleciała malutka postać wielkości lalki Barbie. Skrzydła były większe od reszty ciała, żółte, z liniami czerni oraz niebieskimi i pomarańczowoczerwonymi kropkami. Wysłannik Niceven zatrzymał się w powietrzu nad łóżkiem. Jego ciało również było żółte, choć nie była to tak intensywna barwa jak ta skrzydeł. Cały jego strój stanowiła żółta spódnica czy też raczej kilt.

– Pozdrowienia dla księżniczki Meredith z Dworu Unseelie od Królowej Krwawych Motyli Niceven. Zwą mnie Mędrzec i mam zaszczyt być ambasadorem Jej Królewskiej Wysokości w Krainach Zachodnich. – Jego głos był jak brzęk dzwoneczków. Uśmiechnęłam się odruchowo i w następnej chwili zrozumiałam, że skrywa się za zaklęciem.

– Nie ukrywaj się za zaklęciem, to rodzaj kłamstwa.

Złożył ręce, jego skrzydła zaczęły uderzać szybciej, wysyłając podmuchy powietrza na moją twarz.

– Zaklęcie? Czy taka marna istota jak ja byłaby w stanie ukrywać się przed sidhe z Dworu Unseelie?

Nie zaprzeczył.

– Albo opuścisz magiczną osłonę, albo sami cię jej pozbawimy. To nasze pierwsze spotkanie, więc chciałabym wiedzieć, jak wygląda ten, z którym wchodzę w układ.

Podleciał bliżej, na tyle blisko, że wiatr z jego skrzydełek potargał mi włosy na głowie.

– Krzywdzisz mnie. Wyglądam właśnie tak, jak mnie widzisz.

– Jeśli to prawda, podleć do mnie i pozwól mi to sprawdzić. Jeśli mówisz prawdę, moje dotknięcie cię nie zmieni, a jeśli mnie okłamujesz, mój dotyk pokaże twoją prawdziwą postać.

To była prawda. Kiedy dotknie mojej skóry, będzie zmuszony ukazać się pod swoją prawdziwą postacią.

Usiadłam tak, że mogłam wyciągnąć rękę. Pościel opadła, odsłaniając mnie do pasa. Kitto przytulił się mocniej do mnie, wpatrywał się swoimi dużymi oczami w unoszącego się nad nami wysłannika jak kot w ptaka. Wiedziałam, że goblinom nie jest obce zjadanie innych istot magicznych. Wyraz twarzy Kitta świadczył o tym, że krwawe motyle uchodzą wśród nich za przysmak.

– Wszystko w porządku, Kitto?

Zamrugał. Jego spojrzenie przeniosło się z unoszącej się nad nami istoty na moje odkryte piersi. To wygłodniałe spojrzenie przestraszyło mnie. Musiało to być widać na mojej twarzy, ponieważ Kitto dał nura w pościel i wtulił twarz w moje nagie biodro.

– Smak krwi sprawił, że nasz mały goblin stał się zuchwały – powiedział Doyle, stając w drzwiach.

Wysłannik Niceven odwrócił się i wykonał nieznaczny ukłon.

– Ciemność Królowej, to dla mnie zaszczyt.

Doyle odkłonił się jeszcze nieznaczniej, było to ledwie skinienie głową.

– Mędrzec! Muszę powiedzieć, że jestem zaskoczony, widząc cię tutaj.

Malutki latający człowieczek podleciał do góry, tak że znalazł się na wysokości oczu Doyle’a; pozostał jednak poza jego zasięgiem, jak płochliwy owad, którego przypominał.

– Dlaczego jesteś zaskoczony? – Jego głos nie przypominał już brzęczących dzwoneczków.

– Nie wiedziałem, że Niceven przyśle tu swojego ulubionego kochanka.

– Już nim nie jestem, dobrze o tym wiesz.

– Wiem, że Niceven ma dziecko i męża, ale nie sądziłem, że krwawe motyle tak bardzo przestrzegają zasad.

Mędrzec podleciał trochę wyżej i bliżej niego.

– Myślisz, że jak nie jesteśmy sidhe, to nie znamy prawa.

– Powinien brzmieć bezsilnie, mówiąc tym swoim dzwoneczkowym głosikiem, ale nie brzmiał. To był dźwięk dzwonków, w które uderza wiatr podczas burzy, przerażająca muzyka.

– Więc nie jesteś już kochankiem królowej – powiedział Doyle. – Co więc takiego porabiasz? – Nigdy jeszcze nie słyszałam Doyle’a tak ironicznego. Rozmyślnie drażnił wysłannika królowej Niceven. Nigdy też nie widziałam Doyle’a tak zaangażowanego w coś, co do niczego nie prowadziło. Co takiego ten malutki człowieczek musiał zrobić Ciemności Królowej, że zasługiwał na tyle jego uwagi?

– Mam do dyspozycji całe królestwo kobiet, które mogą mnie zadowalać. – Podleciał do twarzy Doyle’a. – A co porabiasz ty, jeden z eunuchów królowej?

– Popatrz, kto jest w tym łóżku i powiedz, że nie jest to dar, dla którego każdy zaprzedałby swoją duszę.

Skrzydlaty człowieczek nie zadał sobie nawet trudu, by się odwrócić.

– Nie wiedziałem, że gustujesz w goblinach. Myślałem, że tylko Rhys ma do nich słabość.

– Nie udawaj głupszego, niż jesteś, doskonale wiesz, o kogo mi chodzi.

– Plotki się szybko rozchodzą, Ciemności. Powiada się, że strzeżesz księżniczki, ale nie dzielisz z nią łoża. Snuje się wiele domysłów, dlaczego przepuszczasz taką okazję, podczas gdy pozostali korzystają z niej do woli. – Podleciał tak blisko, że prawie muskał skrzydełkami twarz Doyle’a. – Plotki głoszą, że nie bez powodu królowa Andais nie dzieliła z tobą łoża. Że naprawdę jesteś eunuchem i nie ma z ciebie żadnego pożytku.

Nie widziałam twarzy Doyle’a zza trzepoczących skrzydełek krwawego motyla. Uświadomiłam sobie, że wyglądają one jak skrzydełka motyla, ale poruszają się o wiele szybciej.

– Przysięgam ci uroczyście – powiedział Doyle – że dogodziłem księżniczce Meredith tak, jak tylko mężczyzna może dogodzić kobiecie.

Mędrzec na chwilę przestał machać skrzydełkami, a potem obniżył się, jakby prawie zapomniał latać. Otrząsnął się, podlatując wyżej, znów na poziom oczu Doyle’a.

– Więc nie jesteś już eunuchem królowej, a kochankiem księżniczki. – Jego głos był cichy i zły, przemienił się w syczenie. Cokolwiek się między nimi wydarzyło, była to z pewnością sprawa osobista.

– Masz rację, plotki rozchodzą się szybko, także te dotyczące ciebie i Niceven. Byłeś jej ulubionym kochankiem do czasu, gdy pewnej nocy zaszła z innym w ciążę. Kiedy zakazała ci wstępu do swojego łoża, zakazano ci wstępu również do innych. Jeśli nie jesteś już jej ulubieńcem, nie jesteś też ulubieńcem nikogo innego.

Mędrzec zabzyczał na niego jak wściekła pszczoła.

– Widzę, że sprawia ci wiele przyjemności to, że zamieniliśmy się miejscami.

– Co masz na myśli? – spytał Doyle, choć wyglądało na to, że doskonale wie, dokąd zmierza jego rozmówca.

– Szydziłem z ciebie i tobie podobnych przez stulecia. Wielcy wojownicy sidhe zredukowani do roli dworskich eunuchów. Kłułem cię w oczy swoją jurnością i rozkoszą, jaką mogę dać swojej królowej.

Doyle tylko na niego patrzył.

Mędrzec odleciał od niego, kreśląc w powietrzu koło.

– A teraz co mi po mojej jurności? Co mi po niej, skoro nie mogę nawet dotknąć mojej pięknej królowej? – Odwrócił się do Doyle’a. – Och, przez te lata wiele myślałem o tym, jak z ciebie szydziłem. Nie myśl, że ironia nie dociera do mnie tylko dlatego, że nie jestem sidhe. – Podleciał teraz bardzo blisko do Doyle’a i chociaż następne słowa wypowiedział szeptem, rozległy się one w całym pokoju: – Ta ironia jest wystarczająca, żeby się nią zadławić na śmierć.

– Więc zgaśnij, a skończysz z tym.

Wysłannik królowej odleciał dalej.

– Sam sobie zgaśnij. Przybyłem tu na rozkaz królowej Niceven, żeby być jej zastępcą. Jeśli chcecie otrzymać lekarstwo dla zielonego rycerza, musicie dać mi coś w zamian. – W jego głosie pojawiła się groźba.

Galen podszedł do wciąż otwartych drzwi do salonu.

– Chcę być wyleczony, ale nie za wszelką cenę. – Uśmiech zniknął z jego twarzy.

– Dosyć już tego – powiedziałam łagodnie, bez gniewu.

Wszyscy odwrócili się do mnie. Ujrzałam pozostałych strażników, wliczając w to Niccę, stojących zaraz za drzwiami.

– To ja zawarłam układ z Niceven, nie Doyle. Zrobiłam to, żeby wyleczyć Galena, a ceną ma być moja krew.

Mędrzec wzleciał nad łóżko.

– Jeden łyk twojej błękitnej krwi, jedna porcja lekarstwa dla twojego zielonego rycerza, taka jest cena mojej królowej. – Jego głos nie był już brzęczeniem dzwoneczków. Był prawie normalnym, cienkim i cichym, ale jednak męskim głosem.

Jego ciemne oczy stały się matowe i czarne jak oczy lalki. Nie było nic życzliwego w tej ładnej lalkowej twarzy.

Uniosłam rękę i przysiadł na niej. Był cięższy, niż się spodziewałam, Z tego, co pamiętałam, Niceven była lżejsza. Mędrzec był bardziej umięśniony, a może miał po prostu więcej ciała.

Rozpostarł skrzydła, ukazując je w pełnej krasie. Wachlował nimi niespiesznie, patrząc na mnie. Zastanawiałam się, czy uderza skrzydłami w rytm uderzeń serca.

Jego żółte włosy były grube, proste, otaczały w niedbałych kosmykach jego trójkątną twarz. Sięgały mu do ramion. Były czasy, kiedy Andais ukarałaby go za noszenie tak długich włosów. Tylko wojownicy sidhe mogli mieć włosy tak długie jak kobiety. To była oznaka statusu, przywilej.

Jego dłonie były wielkości paznokcia na moim małym palcu. Oparł jedną z tych dłoni na biodrze i wysunął jedną nogę, przybierając wyzywającą pozę.

– Jeśli zapewniona nam zostanie odrobina prywatności, wezmę zapłatę i dam ci lek dla twojego rycerza – powiedział rozdrażnionym głosem.

Uśmiechnęłam się i ten uśmiech wywołał na jego twarzy grymas gniewu.

– Nie jestem dzieckiem, żeby traktować mnie z pobłażliwością, księżniczko. Jestem mężczyzną. Być może małym w twojej ocenie, ale jednak mężczyzną. Wolałbym, żebyś nie uśmiechała się do mnie jak do niegrzecznego dziecka.

To było prawie dokładnie to, co sobie pomyślałam, gdy przybrał tę pozę. Traktowałam go jak lalkę, zabawkę albo dziecko.

– Wybacz mi, masz rację. Jesteś istotą magiczną i mężczyzną, mimo niewielkich rozmiarów.

Spojrzał na mnie, marszcząc brwi.

– Jesteś szlachetnie urodzoną sidhe i przepraszasz mnie?

– Zostałam nauczona, że prawdziwe szlachectwo objawia się tym, że umiesz się przyznać do błędu.

Przekrzywił głowę, prawie jak ptak.

– Słyszałem już od innych, że postępujesz sprawiedliwie, tak jak twój ojciec,

– Miło mi słyszeć, że mój ojciec jest wciąż wspominany.

– Wszyscy pamiętamy księcia Essusa.

– Zawsze się cieszę, że dzielę z innymi dobre wspomnienie o ojcu.

Mędrzec przyjrzał mi się z bliska, choć nie tak, jak przyglądałby się ktoś większy. To była jego wersja kontaktu wzrokowego. Wydawał się wpatrywać tylko w moje prawe oko, chociaż najwidoczniej zobaczył mój uśmiech i właściwie go zinterpretował, co znaczyło, że mógł widzieć całą moją twarz. Nie byłam przyzwyczajona do obcowania z krwawymi motylami. Mój ojciec zawsze je szanował, ale nie zabierał mnie na dwór Niceven tak jak na dwór Kuraga czy innych.

– Książę Essus cieszył się naszym szacunkiem, księżniczko, ale czas nie stoi w miejscu, podobnie jak i my. – Jego głos był prawie smutny. Popatrzył na mnie, twarz znów stała się wyzywająca i z ledwością opanowałam uśmiech ponownie cisnący mi się na usta. To nie było zabawne, był tak samo godzien szacunku, jak każdy w tym pokoju. Ale naprawdę trudno było w to uwierzyć.

– Zapewnij nam prywatność niezbędną do zaspokojenia pragnień mojej królowej, a przekażę ci lek dla twojego zielonego rycerza.

Spojrzałam na Doyle’a i Galena stojących w sypialni i pozostałych tłoczących się w wejściu do niej. Mróz pokręcił głową.

– Moi strażnicy nigdy nie zostawiają mnie samej.

– Sądzisz, że pochlebia mi, że patrzą na mnie jak na potencjalne zagrożenie? – Odwrócił się na mojej dłoni i pokazał palcem Doyle’a.

– Ciemność zna mnie od dawna i wie, do czego jestem zdolny. – Zwrócił się znowu do mnie, a jego gołe stopy ślizgały się po mojej skórze. – Wciąż liczę na odrobinę prywatności.

– Nie ma mowy – powiedział Doyle.

Mędrzec odwrócił się do niego, odrywając się z trzepotem od mojej ręki.

– Kto jak kto, ale ty powinieneś to rozumieć. Zrobienie tego, co zaoferowała mi królowa, jest wszystkim, co mi pozostało. To wszystko, na co mogę liczyć. To, co zrobię tego wieczoru w tym pokoju, będzie najbliższym kontaktem z kobietą, jaki będę miał od bardzo dawna. Nie wydaje mi się, żeby odrobina prywatności, o którą proszę, była zbyt wygórowanym żądaniem.

Niechętnie, bo niechętnie, ale w końcu moi strażnicy zgodzili się na to, by zostawić nas samych. Został tylko Kitto, dalej zakopany w pościeli i przytulony do mojego ciała.

– On też – powiedział Mędrzec.

– On dzisiaj o mało nie zgasł – odparłam.

– Wygląda dosyć dobrze.

– Jego król, Kurag, powiedział mi, że moje ciało, krew, magia są tym, co utrzymuje Kitta przy życiu tutaj, w świecie ludzi. Musi zostać przy mnie, dotykając mnie przez długi czas.

– Mogłabyś wykopać go z łóżka do jednego ze swoich wojowników.

– Nie – powiedział cicho Kitto. – Mam przywilej pozostawać tu nawet wtedy, gdy się parzą. Widziałem cienie, które rzucali na ściany, tak mocno świecili.

Mędrzec podfrunął do Kitta.

– Goblinie, twoi pobratymcy zjadają moich podczas wojny.

– Silniejszy zjada słabszego. Tak to już jest w tym świecie – stwierdził sentencjonalnie Kitto.

– W świecie goblinów – odparł Mędrzec.

– Tylko taki świat znam.

– Jesteś teraz daleko od tego świata.

Kitto dał nura pod kołdrę, tak że widać spod niej było tylko jego oczy.

– Teraz całym moim światem jest Merry.

– Podoba ci się ten twój nowy świat?

– Jest mi ciepło, czuję się bezpiecznie, a ona nosi mój znak na ciele. To dobry świat.

Mędrzec unosił się w powietrzu jeszcze przez kilka chwil, a potem przysiadł z powrotem na mojej ręce.

– Jeśli goblin złoży uroczystą przysięgę, że nie opowie nikomu o tym, co zobaczy, usłyszy albo poczuje, może zostać.

Kitto przysiągł.

– Dobrze – powiedział Mędrzec. Spojrzał w dół mojego ciała i chociaż był nie większy niż moje przedramię, zadrżałam i poczułam wielką ochotę, by zakryć się aż po szyję. Oblizał usta malutkim czerwonym języczkiem, który przypominał mi kroplę krwi.

– Najpierw krew, potem lek. – Słowo „lek” wypowiedział tak, że zaczęłam żałować, iż pozwoliłam strażnikom wyjść. Mimo że był mniejszy od lalki Barbie, w tej chwili śmiertelnie się go bałam.

Загрузка...