Rozdział 25

Na tle ciemnobordowej pościeli Kitto wyglądał niczym duch. Wrażenie to pogłębiały jeszcze jego czarne włosy. Gdy miał otwarte oczy, źrenice były niebieskie, gdy je zamknął, dalej je było widać przez powieki.

Dotknęłam jego ramienia.

– Wciąż jest… prawie prześwitujący.

– Pomniejsze istoty magiczne dosłownie gasną – powiedział Doyle. Stał obok mnie przed szafą z lustrem.

Rhys stał w nogach łóżka i patrzył na goblina.

– Nie da rady uprawiać seksu.

Spojrzałam na niego. Wyglądał na zaniepokojonego, może nawet smutnego, ale to wszystko.

– Nie zamierzasz protestować przeciwko dzieleniu się mną z goblinem?

– A czy to coś da?

– Nie.

– W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak robić dobrą minę do złej gry. Poza tym nie wydaje mi się, żebyśmy musieli się martwić o to, że będziesz się z nim dzisiaj pieprzyć. Nie wygląda na to, żeby miał na to siłę.

– Merry musi dzielić z Kittem ciało, żeby go wyprowadzić z letargu – powiedział Doyle.

Usiadłam na brzeżku łóżka, a Kitto przeturlał się w moją stronę jak morze przyciągane przez księżyc. Przytulił się do mnie z westchnieniem, które było prawie jękiem.

– Nie ugryzie mnie, jeśli jest nieprzytomny.

– Musisz przelać na niego moc, tak jak przelałaś ją na ostrze noża – powiedział Doyle. – Uczyń go świadomym ciebie, tak jak uczyniłaś świadomym ciebie Kuraga.

Spojrzałam na malutkiego człowieczka. Sprawiał wrażenie pogrążonego we śnie, ale jego skóra wciąż była tak strasznie cienka, jakby się wytarła. Przesunęłam dłońmi po jego rękach. Przysunął się do mnie, ale się nie obudził.

Pochyliłam się nad nim, prawie dotykając ustami jego ramienia. Po wygaśnięciu zaklęcia potrzebnego do rozmowy z Kuragiem odruchowo ustawiłam z powrotem osłonę. Osłanianie się było dla mnie niczym oddychanie. Nauczyłam się osłaniać mniej więcej w tym samym czasie, co czytać.

Tym razem nie rzucałam zaklęcia; tym razem odwoływałam się do czegoś mniejszego i większego zarazem. Czarownice nazywają to naturalną magią, co oznacza naturalną umiejętność sporządzania zaklęć bez żadnego wysiłku.

Włożyłam całą swoją magię i energię w oddech i dmuchnęłam na niego. Zmusiłam go do obudzenia się i spojrzenia na mnie.

Zamrugał powiekami i otworzył oczy. Tym razem mnie zobaczył.

– Merry – powiedział ochrypłym głosem. Uśmiechnęłam się do niego, dotykając jego włosów.

– Tak, Kitto, to ja.

Skrzywił się, jakby go coś zabolało.

– Co się stało?

– Potrzebujesz mojego ciała.

Zmarszczył brwi, jakby nie rozumiał.

Zdjęłam żakiet i zaczęłam rozpinać bluzkę. Nie chciałam zaplamić krwią białego materiału. Biustonosz też był biały, ale miałam nadzieję, że zachowując odrobinę ostrożności, uda mi się go nie zabrudzić.

Kitto otworzył szerzej oczy.

– Ciała?

– Zostaw swój znak na moim ciele, Kitto.

– Skontaktowaliśmy się z Kuragiem – powiedział Doyle. – Jego zdaniem osłabłeś dlatego, że znak po twoim ugryzieniu zniknął. Tylko moc Meredith może cię utrzymać przy życiu z dala od Krainy Faerie i dlatego musisz znów podzielić się ciałem.

Kitto spojrzał na niego.

– Nie rozumiem.

Dotknęłam jego twarzy, kierując jego wzrok z powrotem na siebie.

– Czy to ważne? Czy cokolwiek jest ważne z wyjątkiem zapachu mojej skóry?

Zbliżyłam nadgarstek do jego twarzy, potem opuściłam wolno rękę do jego ust. Uklękłam przy łóżku, wsuwając drugą rękę za jego głowę, przyciągając ją do mojej pierwszej ręki, tuż pod ramieniem. Podczas seksu gryzienie jest wspaniałe, nawet takie do krwi; ale to odbywało się na zimno i nie byłam na to gotowa. To będzie boleć, więc wolałam, by ugryzł mnie gdzieś, gdzie mam trochę więcej mięsa.

Jego źrenice zmieniły się w cienkie czarne szpary. Był spokojny, ale nie nieruchomy. W tym spokoju było wiele rzeczy: podniecenie, pragnienie i żądza, ślepa żądza. Coś w tej chwili, gdy patrzył na moje ramię, przypomniało mi, że jego ojciec nie był goblinem, a wężowym goblinem. Kitto stawał się ciepły i ssakowaty, ale był w nim i jakiś przerażająco gadzi spokój.

Wciąż był małą wersją wojownika sidhe; ale patrząc, jak jego ciało się napina, miałam wrażenie, że mam przed sobą węża gotującego się do ukąszenia. Przez chwilę się go bałam, potem poruszył się szybko i zmusiłam się, by nie odskoczyć.

To było tak, jakbym została uderzona w rękę kijem baseballowym, jakby ugryzł mnie wielki pies. To było przerażające uderzenie, ale właściwie nie bolało. Krew spłynęła z jego ust po moim ramieniu. W ogóle się tym nie przejął. Krzyknęłam.

Upadłam na bok łóżka, byle dalej od niego, ale on pozostał przy moim ramieniu, z zębami zatopionymi w ciało. Krew spłynęła na moją pierś, brudząc biały biustonosz.

Powstrzymałam się od krzyku. Był goblinem – krzyk tylko by go napełnił jeszcze większą żądzą krwi. Dmuchnęłam mu delikatnie w twarz. Wciąż był uwięziony przez moją rękę, oczy miał zamknięte, na twarzy malował się wyraz błogości. Dmuchnęłam mocniej, tak jak się reaguje na ugryzienie przez małe zwierzątko. Większość stworzeń nie lubi, gdy dmucha się im w twarz.

Otworzył oczy. Znów pojawił się w nich dawny Kitto, podczas gdy zwierzę zniknęło. Puścił moją rękę.

Zatoczyłam się pod szafę. Ból był nagły i ostry. Miałam wielką ochotę przekląć go cicho, ale gdy popatrzyłam na jego twarz, nie mogłam.

Krew pokrywała jego usta jak rozmazana szminka. Plamiła jego podbródek i szyję. Jego oczy skupiły się i nagle był to znowu on, ale wciąż przebiegał tym wąskim, rozwidlającym się na końcu językiem po malutkich zakrwawionych zębach. Przewrócił się na łóżko, wciąż upajając się smakiem mojej krwi.

Ja zaś po prostu siedziałam na podłodze i krwawiłam.

Doyle przyklęknął przy mnie z małym ręcznikiem w dłoniach. Uniósł moją rękę, przewiązał ją ręczniczkiem, nie tak bardzo, by zatamować krwawienie, ale na tyle, by krew nie plamiła wszystkiego wokół.

Powietrze wypełnił zapach kwiatów, przyjemny, lecz ostry. Doyle zerknął w lustro.

– Ktoś prosi o rozmowę – powiedział.

– Kto to?

– Nie jestem pewien, chyba Niceven. Popatrzyłam na zakrwawioną rękę. – Czy mogę to pokazać?

– Jeśli nie okażesz tylko, że cię boli, możesz.

Westchnęłam.

– Dobrze. Pomóż mi usiąść. – Objął mnie i posadził na łóżku. – Nie potrzebowałam aż tak wielkiej pomocy.

– Wybacz. Nie wiedziałem, w jak poważnym stanie jesteś.

– Przeżyję. – Wzięłam ręczniczek i przyłożyłam do rany. Kitto przycupnął przy mnie, jego twarz ciągle była cała we krwi. Zakopał się w pościeli, tak że z lustra nie można było dostrzec jego szortów, więc wyglądał na nagiego. Zwinął się obok mnie, zlizując krew z ust. Pogładził moją talię i biodra.

Kurag może sobie mówić, co chce, ale podzielenie się ciałem w ten sposób było dla goblinów równoznaczne z seksem.

– Odpowiedz, Doyle, a potem daj mi coś na zatamowanie krwawienia.

Uśmiechnął się i ukłonił. Machnął ręką i w lustrze ukazał się mężczyzna z haczykowatym nosem i skórą koloru fiołkowego.

To był Hedwick, osobisty sekretarz króla Taranisa. Nie tylko nie był Niceven, ale z pewnością też nie doceniał przedstawienia, które miał przed oczami.

Загрузка...