W Brazylii są plaże, których potencjalni użytkownicy przechodzą surową selekcję pod kątem wieku oraz wyglądu. Osoby starsze, brzydkie i otyłe nie mają wstępu…
Nie jestem chciwa. Naprawdę. Pragnę tylko jednego: skrawka piasku na słońcu. Przytulnego grajdołka o wymiarach sześć na cztery, miejsca na ręcznik, kosmetyczkę, krem do opalania i leżak. Gorącego piasku, wzburzonych fal, markowych okularów słonecznych oraz tego magicznego aromatu soli i kokosa. To cudo nosi nazwę Platynowe Piaski™: plaża nad plażami, numer jeden w kategorii słonecznych rozkoszy. Autentyczne palmy maskują ogrodzenie, urządzenia filtrujące uniemożliwiają wstęp intruzom, oczyszczacze powietrza zapewniają całoroczną świeżość, a wyszkoleni strażnicy w bliźniaczych wieżach obserwacyjnych pilnują ścisłego przestrzegania miejscowych standardów.
Naturalnie jest to strefa całkowicie wolna od śmieci (jakiekolwiek odstępstwo od normy powoduje automatyczne przyznanie punktów karnych). Chwasty, kamienie oraz inne elementy środowiska naturalnego są poddawane gruntownej kontroli i w razie konieczności eliminowane. Autentyczność jest w cenie, jednak nie kosztem estetyki. Ostatecznie uroda to zarówno obowiązek, jak i przywilej posiadacza platynowej karty, kierownictwo zaś ma za zadanie utrzymać poprzeczkę na właściwym poziomie.
Popieram. Popieram z całego serca: bądź co bądź zasady są zasadami, bez nich Platynowe Piaski™ nie miałyby racji bytu. Widziałam reklamy. Znam to wszystko. Oczywiście nie od środka – jako posiadaczka srebrnej karty mam wstęp jedynie na Srebrne Piaski™, wprawdzie niebrzydkie, ale daleko im do Platynowych. Jednak nie mam powodów do narzekań. Blisko dwa lata tkwiłam na liście oczekujących i dzień, w którym po raz pierwszy zajęłam miejsce na srebrnej plaży, był najszczęśliwszy w moim życiu. Zgadza się, palmy są z plastiku, a normy estetyczne pozostawiają wiele do życzenia, ale da się przeżyć, dopóki wiatr nie przywieje z oddali smrodu plaży publicznej: owej nieomylnej woni potu, ścieków oraz taniego kremu do opalania. Tylko pomyślcie: żadnych filtrów, strażników, palm ani ogrodzeń. Wstęp nieograniczony, a brzydota tak powszechna, że wręcz ignorowana.
Można tu zobaczyć dosłownie wszystko: kobiety grube, owłosione czy ciężarne, kobiety w poliestrowych bermudach. Faceci nie zostają daleko w tyle: blade wymoczki, tłuściochy, łysi z tatuażami, staruchy o pomarszczonej skórze. Po prostu ohyda. To coś w rodzaju trzeciego świata. Niektóre kobiety się starają, biedactwa, na przykład Tanya, moja dawna koleżanka z sąsiedztwa. Platynowa blondynka z przedłużonymi włosami, niecałe sześćdziesiąt kilo wagi, po dwóch liftingach, operacji piersi i zabiegu odsysania tłuszczu. Wciąż czeka na srebrną kartę. Zna ryzyko: chirurdzy plastyczni z Koziej Wólki rzeczywiście oferują korzystne ceny, niemniej zawsze pozostawiają pamiątkę w postaci obwisłego brzucha oraz niezbyt twarzowej fałdy, która nie ujdzie bezlitosnej uwagi inspektora plażowego. Na plaży publicznej może włożyć kostium jednoczęściowy, lecz na Srebrnych Piaskach™ są ściśle określone standardy. Tutaj obowiązuje zasada „pokaż ciało albo spadaj” i wygląda na to, że Tanyi pozostaje już tylko to drugie. Spłata należności W TAŃCU za dotychczasowe zabiegi zajmie jej co najmniej trzy lata. Do tego czasu będzie za stara na srebrną kartę, nawet jeśli podda się zabiegom korygującym.
Oczywiście bym jej pomogła. Ale nie mogę. Mieszkam teraz w dzielnicy Srebrnych i ludzie zaczęliby gadać, gdybym zadawała się z kimś z publicznej. Groziłaby mi nawet degradacja, a tego bym nie zniosła. Poza tym codziennie przechodzę kontrolę urody, co wymaga starannych i czasochłonnych przygotowań. Wosk, peeling, manikiur, masaż, jedna godzina na siłowni i druga u fryzjera – nie wspominając o samym pobycie na plaży. Na Srebrnych Piaskach™ trzeba opalać całe ciało; białe paski są wykluczone. Siatkówka, pływanie, dbałość o prawidłową postawę: nie są to czynności łatwe, zwłaszcza że muszę chodzić na wysokich obcasach. A to tylko zabiegi konserwujące.
Rzecz jasna na złotej i platynowej plaży jest jeszcze trudniej. Moja przyjaciółka Lucida otrzymała w zeszłym miesiąca złotą kartę, przez co prawie się nie widujemy, ale odkąd jej zdjęto bandaże, rozmawiamy czasem przez telefon. Jej opowieści brzmią niesamowicie. Prawdziwe palmy, siatkówka topless, koktajle na miejscu… Na złotej plaży ciemna opalenizna jest demode; wszystkich obowiązuje faktor 15 oraz zaledwie pięć oficjalnie uznanych odcieni (cappuccino, cynamon, futerko norki, pocałunek słońca oraz brzoskwinia). Na srebrnej oczywiście nie ma takiego limitu (moja skóra ma odcień pośredni, między cappuccino a czekoladą; muszę nad tym popracować), w każdym razie, jeśli myślę o awansie, powinnam za wszelką cenę unikać zmarszczek. Jako szczęśliwa posiadaczka złotej karty Lucida kręci nosem na Srebrne Piaski™: kolorowe kostiumy, na miłość boską! I te sztuczne palmy! Na Złotych Piaskach™ obowiązują czarne kostiumy – jest to wprawdzie szykowne, ale (moim skromnym zdaniem) dość nudne. Na platynowej wszyscy noszą cieliste stroje jak tancerze baletu, co bezlitośnie uwydatnia nawet najmniejszą skazę.
Muszę przyznać, że Lucida trochę mnie denerwuje. Na srebrnej plaży byłyśmy oddanymi przyjaciółkami; w podobny sposób przedłużyłyśmy sobie włosy i nosiłyśmy skąpe bikini w identycznym kolorze. Teraz skróciła włosy i schudła, a na dodatek uważa, że blond jest do kitu. Odnoszę wrażenie, że nabija się moim kosztem; w tle pozostawionej wczoraj wiadomości na sekretarce wyraźnie słyszałam wybuchy śmiechu. Jezu, może ona uważa, że ja też jestem do kitu? Zawsze była snobistyczną krową, nawet przed operacją nosa.
Mimo to jestem pewna, że przy pewnym nakładzie pracy dostanę złotą kartę. Bogu dzięki jestem dość wysoka, muszę tylko poprawić sobie zęby i zrzucić parę kilo. Mogłabym zaryzykować liposukcję, ale to droga przyjemność i nie zawsze skutkuje – wystarczy spojrzeć na biedną Ta – nyę. Nieważne, zawsze mogę zacząć palić, byle tylko nie zostawiać niedopałków na plaży. A jeśli dodatkowo ograniczę kalorie do czterystu dziennie, do końca miesiąca osiągnę upragnioną wagę.
Twarz? Podczas ostatniej kontroli inspektor powiedział, że prawie kwalifikuję się na platynową, więc przynajmniej przez kilka najbliższych lat nie muszę myśleć o liftingu. Super. Pozostaje sprawa piersi. Cóż, i tak zamierzałam coś z nimi zrobić; 32C to stanowczo za mało na złotą plażę, nie wspominając o platynowej. Poza tym to skąpe, cieliste bikini nie trzyma należycie biustu, a sami wiecie, jak potrafią opadać prawdziwe cycki. Piersi mojej mamy zasługują na złotą kartę; zoperowała je w zeszłym roku z polisy estetycznej, co potwierdza regułę, że przezorny zawsze ubezpieczony.
Naturalnie mama uważa, że jestem za młoda na operację. „Masz na to mnóstwo czasu”, powtarza. Sama jest za stara na plażę i nie rozumie, że mojemu pokoleniu zostało tego czasu naprawdę niewiele. Zresztą ona ma mnie, co jest pewnym zadośćuczynieniem za rozstępy oraz nadmiar sadełka tu i ówdzie. A my? Pozostają nam tylko plaże; oboW TAŃCU wiązek Piękna, Aspiracji i Obywatelstwa. Nie zrozumcie mnie źle: chciałabym kiedyś wyjść za mąż. Może nawet urodzę dzieci, zrobią mi cesarkę i blizna będzie prawie niewidoczna. Ale wyjść za chłopaka z plaży publicznej? Nawet srebrna plaża straciła nieco ze swego czaru, odkąd mogę zajrzeć przez płot do złotej i zobaczyć reklamy platynowej, na których widać gładkie, opalone ciała surfingowców, rozłożonych na ręcznikach od Louisa Vuittona i taksujących wzrokiem przechodzące dziewczęta.
„Ale przecież ty już jesteś ładna – mówi płaczliwie Tanya. – Mogłabyś mieć każdego miłego chłopca”. Ona nic nie rozumie. „Miły” to nie wszystko. Nawet „ładny” jest chybionym komplementem dla kogoś, kto aspiruje do miana pięknego. Nie chodzi tylko o plażę, nawet nie o ekskluzywne przyjęcia czy markowe ciuchy. Chodzi o poczucie spełnienia: świadomość, że dokonałaś wszystkiego, przeszłaś całą drogę od Piękna do Ideału. Posiadacz platynowej karty żyje w świecie nieustannej rozkoszy: pokonał wszystkie przeszkody, usunął najdrobniejszą skazę. Platynowa dziewczyna nie musi pracować, ma obowiązki jedynie względem siebie, co pochłania cały jej czas. Platynowa dziewczyna nie ma odcisków ani pryszczy. Jest smukła, wymuskana, oszlifowana, wydepilowana, drogocenna, bajkowa w bajkowych ciuchach. Bezgranicznie seksowna i nieskończenie pociągająca, słodka i uwielbiana. Czy mogłabym się zadowolić przeciętnością, mając w perspektywie coś takiego? A wy?
Jedynym wrogiem jest czas. Za kilka lat będę za stara na plażę, gdzie młodość i świeżość to dwa podstawowe warunki do spełnienia. Nikt nie chce patrzeć na starców, a efekty zabiegów chirurgicznych nie trwają wiecznie. Teraz już wiem, że za długo byłam na liście oczekujących. Dwa zmarnowane lata, gdy tymczasem moje przyjaciółki harowały na poczet złotej karty, spędzając cenne godziny na siłowni i w salonach piękności oraz przesiadując na plaży niczym młode boginie. Muszę mocno się starać, żeby je dogonić. Wiem, że nie nadrobię całego czasu, ale jestem na liście oczekujących na złotą kartę i wyraziłam gotowość poddania się koniecznym zabiegom korygującym. Zamówiłam sobie nowy kształt nosa i oszczędzam na operację piersi. Mama krzywo na to patrzy, ale co ona wie? Zresztą w przyszłym roku skończę trzynaście lat. Czas nagli.