To smutne, że w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat opowiadanie straciło swoje pierwotne znaczenie. W świecie prozy liczy się teraz objętość, a zatem twórcy krótkich form dołączyli do grona wymierających gatunków. Powszechnie uważa się, że brak im artystycznej odwagi, potrzebnej do napisania powieści z prawdziwego zdarzenia, i dlatego poprzestają na tworzeniu poślednich form „jednorazowych”.
Nic bardziej mylnego. Dobre opowiadanie (a znam kilka nawet bardzo dobrych) pozostaje w pamięci znacznie dłużej niż powieść. Potrafi zdumieć, rozpalić, oświecić i poruszyć daleko bardziej. Często bywa niepokojące, przewrotne lub przerażające. Nasuwa pytania, podczas gdy większość powieści próbuje podsuwać odpowiedzi. Ze wszystkich książek, które przeczytałam i bardzo mi się spodobały, najlepiej zapamiętałam opowiadania, owe przejmujące, anarchistyczne wizje w głąb przeróżnych światów, do serc ludzi.
Niektóre dręczą mnie mimo upływu czasu. Do dzisiaj nie daje mi spokoju los samotnego przechodnia Raya Bradbury’ego. Nadal płaczę nad „Różą dla Eklezjastesa” Rogera Żelaznego i mam ciarki na wspomnienie „Tego wspaniałego życia” Jerome’a Bixby’ego. A za każdym razem gdy wsiadam do metra, ogarnia mnie irracjonalny niepokój wywołany opowiadaniem „Pociąg zwany Moebius”, choć czytałam je, mając zaledwie dwanaście lat, i nawet nie zapamiętałam nazwiska autora.
Uważam, że opowiadanie to forma trudna i czasochłonna. Zawrzeć pomysł na niewielkiej przestrzeni, zachować jego proporcje i utrzymać odpowiedni ton jest zajęciem wymagającym i zarazem frustrującym. Napisanie czterech lub pięciu tysięcy wyrazów w formie powieści zabiera mi jeden dzień, lecz w formie opowiadania pochłania nierzadko dwa tygodnie. Przeważnie moje opowiadania są eksperymentalne, podobnie jak dziadkowe wino. Nigdy nie jestem pewna powodzenia: niekiedy opowiadanie zaistnieje, innym razem umrze śmiercią naturalną jak przydługi dowcip bez puenty. Nie mam pojęcia, dlaczego tak się dzieje. Ale lubię je pisać. Lubię ów wachlarz nieskończonych możliwości, różnorodność, wyzwanie. Piszę je (albo raczej próbuję pisać) od dziesięciu lat. Oto pierwszy zbiór, który ukazuje się w druku.