9

– Coś ci wyznam – powiedziała Jessica, gdy, zostawiając za sobą opary spalin i moczu, wychodzili z garażu Kinneya na w miarę świeże powietrze na ulicy.

Skręcili w Piątą Aleję. Kolejka po paszporty sięgała za posąg Atlasa. Murzyn z długimi dredami raz po raz kichał, a grajcarki fruwały mu wokół głowy jak tuziny węży. Stojąca za nim kobieta cmokała, niezadowolona. Wielu czekających z udręczonymi twarzami patrzyło na katedrę Świętego Patryka po drugiej stronie ulicy, jakby błagali o boską interwencję. Japońscy turyści pstrykali zdjęcia rzeźbie i ogonkowi.

– Słucham – odparł Myron.

Szli. Jessica ze wzrokiem utkwionym przed siebie.

– Nie byłyśmy z sobą blisko. Właściwie rzadko rozmawiałyśmy.

– Od kiedy? – spytał zaskoczony.

– Od jakiś trzech lat.

– Dlaczego?

Potrząsnęła głową, ale na niego nie spojrzała.

– Trudno powiedzieć. Zmieniła się, a może po prostu dorosła i nie umiałam sobie z tym poradzić. Oddaliłyśmy się od siebie. Kiedy się spotykałyśmy, odnosiłam wrażenie, jakby nie mogła wytrzymać ze mną w tym samym pokoju.

– To przykre.

– Tak. Trudno, bywa. Wieczorem w dniu, w którym zniknęła, zadzwoniła do mnie. Pierwszy raz od Bóg wie jak dawna.

– Czego chciała?

– Nie wiem. Właśnie wychodziłam, więc prędko skończyłam rozmowę.

Przez resztę drogi do biura milczeli.

– Natychmiast zajdź do Wina – powiedziała Esperanza, gdy wysiedli z windy.

Wręczyła Myronowi kartkę, a na Jessicę spojrzała takim wzrokiem, jaki cofnięty obrońca wbija w utykającego przeciwnika tuż przed skoszeniem go równo z tartanem.

– Dzwonili Otto Burke i Larry Hanson? – spytał. Przeszyła go złym spojrzeniem.

– Nie. Natychmiast zajdź do Wina – powtórzyła.

– Usłyszałem za pierwszym razem. Przekaż mu, że będę za pięć minut.

Weszli do gabinetu. Myron zamknął drzwi i przebiegł wzrokiem kartkę. Jessica usiadła przed nim, krzyżując nogi, tak jak potrafi bardzo niewiele kobiet, które najzwyklejszej czynności nadają seksualny podtekst. Myron starał się nie patrzeć. Zapomnieć o rozkosznym dotyku tych nóg w łóżku. Nie udało mu się ani jedno, ani drugie.

– Co to za wiadomość? – spytała. Ocknął się.

– Nasz chudeusz z Kenmore Street w Glen Rock nazywa się Gary Grady.

Jessica przymknęła oczy.

– Nazwisko brzmi znajomo. – Potrząsnęła głową. – Gdzie ja je słyszałam?

– Przez siedem lat był żonaty z Allison. Bezdzietny. Na jego domu ciąży dług hipoteczny w wysokości stu dziesięciu tysięcy, ale raty spłaca w terminie. To na razie wszystko. Wkrótce powinniśmy wiedzieć nieco więcej. – Myron odłożył kartkę na biurko. – Musimy zaatakować na różnych frontach.

– Jak?

– Powrócić do wieczoru, w którym zniknęła twoja siostra. Od tego zacząć. Ta sprawa wymaga ponownego śledztwa. Podobnie jak zagadka śmierci twojego ojca. Nie twierdzę, że policja nie zbadała jej dokładnie. Pewnie zrobili, co mogli. Teraz wiemy więcej od nich.

– O tym magazynie.

– Właśnie.

– Jak ci mogę pomóc?

– Postaraj się dowiedzieć wszystkiego o planach Kathy tuż przed zniknięciem. Pogadaj z jej znajomymi, koleżankami z pokoju, koleżankami z korporacji studenckiej, czirliderkami, z kim się da.

– Dobrze.

– Zdobądź też jej arkusze ocen. Zobaczymy, czy coś nam to powie. Chcę wiedzieć, na jakie zajęcia chodziła, czym się zajmowała, te rzeczy.

Drzwi otwarły się z rozmachem.

– Dojna krowa na linii drugiej – oznajmiła Esperanza. Myron sprawdził godzinę. Christian powinien być w tej chwili na treningu. Podniósł słuchawkę.

– Christian?

– Panie Bolitar, nie wiem, co się dzieje.

Myron ledwo go słyszał. Miał wrażenie, że chłopak dzwoni z tunelu aerodynamicznego.

– Gdzie jesteś?

– W budce pod stadionem Tytanów.

– Co się stało?

– Nie chcą mnie wpuścić.

Jessica została w gabinecie, żeby odbyć kilka rozmów. Myron wypadł z biura. Jadąc do West Side Highway zaskakująco luźną Pięćdziesiątą Siódmą Ulicą, zadzwonił do Ottona Burke’a i Larry’ego Hansona. Żadnego nie zastał. Wcale go to nie zdziwiło.

Potem zatelefonował pod zastrzeżony numer w Waszyngtonie. Niewielu go znało.

– Halo? – odezwał się uprzejmy głos.

– Cześć, P.T.

– O, Myron! O co tym razem chodzi?

– O pomoc.

– Super. Właśnie mówiłem komuś: kurczę, żeby tak znowu zadzwonił do mnie Bolitar i poprosił o pomoc. Mało co sprawia mi taką frajdę.

P.T. pracował w FBI. Szefowie FBI się zmieniali; P.T. był tam na stałe. Media nic o nim nie wiedziały, ale jego numer telefonu figurował w pamięci telefonów wszystkich amerykańskich prezydentów, począwszy od Nixona.

– Chodzi o sprawę Kathy Culver. Z kim najlepiej o niej pogadać?

– Z miejscowym policjantem – odparł P.T. – Jest szeryfem czy kimś takim. Świetny gość, mój dobry znajomy. Zapomniałem nazwiska.

– Możesz mnie z nim umówić?

– Czemu nie? Gdybym nie zaspokajał twoich potrzeb, nie miałbym po co żyć.

– Mam u ciebie dług.

– Nie pierwszy. Taki, że nie zdołasz spłacić. Dam ci znać, kiedy coś załatwię.

Myron odłożył słuchawkę. Ruch nadal był mały. Niebywałe. Przebył most Waszyngtona i w rekordowym czasie dojechał do Meadowlands.

Kompleks sportowy Meadowlands wybudowano w miejscowości East Rutheford, na bagnistym terenie przy autostradzie New Jersey Turnpike. Składały się nań od zachodu na wschód tor wyścigowy, stadion Tytanów oraz kryty Stadion im. Brendana Byrne’a, byłego gubernatora stanu, taki lubianego jak pryszcz na balu maturalnym. Dorównującej gwałtownością francuskiej rewolucji protesty przeciw nazwaniu tego obiektu jego imieniem nic nie dały. Bo jakież szanse mają byle rewolucje w starciu z miłością własną polityków.

– A niech to! – zaklął Myron.

Samochód Steele’a – no bo czyj – oblegał zwarty, gruby kordon reporterów. Można się było tego spodziewać. Myron polecił Christianowi zamknąć się w samochodzie i milczeć, o ucieczce nie było mowy. Dziennikarze pojechaliby za nimi, a jemu nie uśmiechał się wyścig samochodowy.

Zaparkował w pobliżu. Reporterzy otoczyli go jak lwy, które zwietrzyły ranne jagnię.

– Co tu się dzieje, Myron?

– Dlaczego Christian nie trenuje?

– Co z jego kontraktem?

Rzuciwszy im na pożarcie ochłap „bez komentarzy”, przepłynął przez morze mikrofonów, kamer i ciał, i wcisnął się do samochodu Christiana, nie wpuszczając medialnego szlamu do środka.

– Jedź – polecił.

Christian włączył silnik i ruszył. Reporterzy niechętnie się rozstąpili.

– Przepraszam, panie Bolitar – powiedział.

– Co się stało?

– Strażnik mnie nie wpuścił. Podobno tak mu polecono.

– Sukinkot – mruknął Myron.

Otto Burke i jego przeklęte numery! Lisek chytrusek! Wiele można było się po nim spodziewać. Ale szlaban dla gracza?! Tym razem przesadził. Pomimo prężenia mięśni byli przecież bliscy podpisania kontraktu. Burke’owi bardzo zależało na jak najszybszym ściągnięciu Christiana na zgrupowanie, żeby mógł się przygotować do sezonu.

Dlaczego więc go nie wpuścił?

Coś tu śmierdziało.

– Masz w samochodzie telefon? – spytał.

– Nie. – Trudno.

– Zawróć i zaparkuj przy bramie C – polecił Myron.

– Co pan chce zrobić?

– Pójdziesz ze mną.

Myron popchnął przed sobą Christiana, obok próbującego ich zatrzymać strażnika.

– Hej, nie wolno wam wejść! – krzyknął za nimi strażnik. – Stać.

– Zastrzel nas.

Myron nie zwolnił kroku. Weszli na boisko. Gracze nacierali j ostro na manekiny. Bardzo ostro. Nikt się nie oszczędzał. Poddawano ich próbie. Większość walczyła o miejsce w zespole. W drużynach szkolnych i uniwersyteckich większość z nich była niekwestionowanymi gwiazdami, a mimo to musiała odpaść. Odrzuceni powoli żegnali się z marzeniami, zabiegając o dostanie się do innych zespołów, o utrzymanie się w nich, by wreszcie, po licznych niepowodzeniach, rozstać się z futbolem.

Fascynująca profesja.

Trenerzy dmuchali w gwizdki. Ofensywni obrońcy ćwiczyli błyskawiczne sprinty. Kopacze posyłali piłki w stronę odległych i bramek. Wykopywacze ćwiczyli loby z woleja. Kilku graczy obejrzało się, dostrzegli Christiana i podniósł się szum. Myron i nie zwrócił na to uwagi. Wypatrzył swój cel – Otto Burke siedział w pierwszym rzędzie na wprost linii środkowej boiska.

Siedział niczym Cezar w Koloseum, z przyklejonym uśmiechem na twarzy i rękami opartymi na sąsiednich krzesełkach.! Za nim zasiadali Larry Hanson i kilku członków zarządu. Senat imperatora. Co jakiś czas Otto odchylał się do tyłu i częstował swoją świtę uwagami wywołującymi salwy śmiechu.

– Myron! – zawołał uprzejmie, przyzywając go krótką rączką. – Chodź no! Usiądź!

– Zaczekaj tu – powiedział Myron do Christiana i wszedł po schodach.

Świta pod przewodnictwem Larry’ego Hansona wstała ja na komendę i odmaszerowała.

– Raz, dwa, trzy, cztery! W prawo zwrot! – zawołał nich, salutując.

A to ci niespodzianka. Żaden się nie roześmiał.

– Siadaj, Myron – rzekł rozpromieniony Otto. – Pogadajmy.

– Nie odpowiedziałeś na moje telefony.

– Dzwoniłeś? – Burke pokręcił głową. – Opieprzę za to moją sekretarkę.

Myron westchnął głęboko i usiadł.

– Dlaczego nie wpuszczono Christiana?

– No wiesz! To bardzo proste. Jeszcze nie podpisał kontraktu. Tytani nie mogą tracić czasu na inwestowanie w kogoś, kto może nie wejść do drużyny. – Burke wskazał głową boisko. – Widzisz, kogo tu próbujemy? To Neil Decker z Cincinnati. Świetny rozgrywający.

– Jasne, wspaniały. Już prawie umie kręcić piłką beczki. Otto zaśmiał się.

– Rozbawiasz mnie. Pocieszny z ciebie facet, Myron.

– Cieszy mnie ta opinia. Powiesz mi, o co chodzi?

Otto Burke skinął głową.

– To proste. Dlatego mówmy wprost, zgoda?

– Rzeczowo, wprost. Jak tylko chcesz.

– Świetnie. Chcemy renegocjować kontrakt twojego klienta. Od nowa.

– Rozumiem.

– Uważamy, że jego wartość spadła.

– Aha.

Burke uważnie przyjrzał się Myronowi.

– Widzę, że nie jesteś zaskoczony – powiedział.

– Co wymyśliłeś tym razem?

– A co miałem wymyślić?

– No, to przypomnę ci Benny’ego Kelehera. Zaprosiłeś go do domu, napoiłeś gorzałą, a potem nasłałeś na niego gliniarza, który aresztował go za jazdę po pijaku.

– Nie miałem z tym nic wspólnego – oburzył się Otto.

– Nazajutrz Keleher dziwnym trafem podpisał kontrakt. Następna sprawa, przypadek Eddiego Smitha. Wynająłeś detektywa, żeby zrobił mu kilka kompromitujących fotek, i zagroziłeś, że wyślesz je jego żonie.

– Kolejne kłamstwo.

– Niech ci będzie. Dobra, przejdźmy do rzeczy. Jaki jest powód nagłego spadku ceny za Christiana?

Otto usiadł wygodnie i ze złotej papierośnicy z emblematem Tytanów wyjął papierosa.

– W pewnym mocno świńskim magazynie zobaczyłem coś, co mnie bardzo zniechęciło – odparł.

Wcale nie wyglądał na zniechęconego. Był bardzo zadowolony.

– Znów walnąłeś poniżej pasa. Brawo!

– Słucham?

– Mówię o magazynie. To twoja robota.

Otto uśmiechnął się.

– A więc o nim wiedziałeś?

– Skąd wziąłeś to zdjęcie?

– Jakie zdjęcie?

– To z ogłoszenia.

– Nie mam z tym nic wspólnego.

– No jasne. Po prostu zaprenumerowałeś sobie Cyce.

– Nie mam nic wspólnego z tym ogłoszeniem, Myron. Słowo.

– To skąd wziąłeś to pismo?

– Ktoś mi je pokazał.

– Kto?

– Nie mogę powiedzieć.

– Wygodny wykręt.

– Nie podoba mi się twój ton. A poza tym wiedz jedno: I tym razem to ty zagrałeś nie fair. Skoro wiedziałeś o tymi magazynie, to twoim moralnym obowiązkiem było mi o nim powiedzieć.

– Użyłeś słowa „moralny” i piorun w ciebie nie strzelił? Bóg nie istnieje.

Uśmiech na twarzy Burke’a przygasł, lecz pozostał.

– Choćbyśmy nie wiem jak chcieli, to problem pozostanie.! Ten magazyn istnieje i trzeba coś zrobić z tym fantem. Powiem ci, co wymyśliłem.

– Zamieniam się w słuch.

– Przyjmiesz naszą aktualną ofertę i obniżysz ją o jednał trzecią. Jeśli nie, fotka panny Culver trafi do mediów. Przemyśl to sobie. Na decyzję masz trzy dni.

Podana przez Neila Deckera piłka, lecąc jak kaczka złamanym skrzydłem, spadła za daleko od adresata. Otto Burk zmarszczył brwi i pogładził bródkę.

– Dwa dni – sprostował.

Загрузка...