25

Pilśniak wiedział, co robi.

– Idź kilka kroków za mną – polecił nowemu partnerowi. W garażu on i Mięśniak (który, ku satysfakcji Myrona, widać stracił fuchę) nie docenili przeciwnika. Tym razem Pilśniak nie powtórzył błędu. Nie tylko nie spuszczał Myrona z oczu i z lufy, ale pilnował, żeby nowy koleżka (Wąsik) trzymał się z Esperanzą w bezpiecznej odległości.

Sprytnie.

Myrona kusiło, żeby coś zrobić, lecz w tych okolicznościach stał na straconej pozycji. Nawet gdyby odebrał Pilśniakowi broń, to nim wymierzyłby ją w Wąsika, ten zabiłby jego lub Esperanzę.

Pozostało czekać i pilnie obserwować. Znał ich plany. Nie wynajęto ich po to, żeby zafundowali mu lody, nauczyli kowbojskich tańców ani nawet dali wycisk. Nie tym razem.

– Wypuśćcie ją – powiedział. – Ona nie ma z tym nic wspólnego.

– Nie zatrzymuj się – odparł Pilśniak.

– Co wam po niej?

– Idź.

– Na potem będzie jak znalazł – rzekł szyderczo Wąsik. Zatrzymał się, w prawy policzek Esperanzy wcisnął lufę, a lewy polizał mokrym krowim jęzorem. Esperanza zesztywniała.

– Coś ci się nie podoba, gościu? – spytał, patrząc na Myrona.

Myron nie odpowiedział. W tym stanie rzeczy słowa były zbyteczne albo mogły zaszkodzić.

Skręcili za róg. Po obu stronach wąskiego zaułka piętrzyły się bez mała dwumetrowe zwały cuchnących śmieci. Pilśniak szybko zlustrował uliczkę. Była wyludniona.

– Idź – powiedział, dźgając Myrona lufą. – Do samego końca.

Myron poczuł się tak, jakby szedł na stracenie. Ruszył, najwolniej, jak mógł.

– No, a co z tą dupencją? – spytał Wąsik.

– Widziała nas – odparł Pilśniak, nie spuszczając Myrona z oczu. – Jest świadkiem.

– Za nią nam nie zapłacili – zaprotestował Wąsik.

– I co z tego?

– Po co marnować taką dupę… lepiej ją wpierw przelecieć.

Wąsik zaśmiał się na tę myśl. Pilśniak nie. Cofnął się o krok, mierząc w plecy Myrona. Myron odwrócił się. Dzieliły ich dwa metry. Stał pod ścianą. Nie było mowy o ucieczce. Najniższe okno znajdowało się blisko cztery metry od ziemi. Brak miejsca na jakikolwiek manewr.

Pilśniak podniósł rewolwer na wysokość jego twarzy. Myron ani mrugnął. Patrzył mu prosto w oczy… które raptem znikły.

Wraz z połową czaszki, rozłupanej przez kulę niczym kokos. Kulą dum-dum. Pilśniak osunął się na ziemię, a za nim opadł miękki kapelusz.

Wąsik wrzasnął, rzucił rewolwer i podniósł ręce do góry.

– Poddaję się! – krzyknął.

Myron puścił się biegiem.

– Nie strzelaj! – zawołał. – Podda…

Broń wypaliła ponownie i twarz Wąsika znikła w czerwonej mgiełce. Myron zatrzymał się, zamknął oczy. Wąsik opadł za Pilśniakiem na zaświniony beton. Do Myrona podeszła Esperanza. Objęła go i ruszyli do wylotu zaułka.

Win wyszedł z ukrycia, patrząc na swoje dzieło niczym rzeźbiarz na posąg, który niezbyt mu się podoba. Był w szarym garniturze i czerwonym, idealnie zawiązanym krawacie. Schludnie ostrzyżone blond włosy przedzielał tradycyjny przedziałek z lewej. Policzki miał rumiane, a na ustach błąkał mu się nikły uśmiech. W ręku trzymał czterdziestkę czwórkę.

– Dobry wieczór – powiedział.

– Długo tu jesteś? – spytał Myron.

Nie zauważył go, kiedy wyszli ze studia. Wiedział, że powinien być w pobliżu. Win już taki był. Należał do pewników.

– Przyjechałem, gdy weszliście do tego zakazanego budynku. – Uśmiechnął się. – Chciałem mieć efektowne entrée.

Myron puścił Esperanzę.

– Chodźmy stąd, nim zjawi się policja – rzekł Win.

Ruszyli w milczeniu. Esperanza drżała. Myron też nie czuł się za dobrze. Tylko Win niczym się nie przejął. Gdy dochodzili do samochodu, zaczepiła go ta sama gruba jak baleron prostytutka i spytała:

– Zrobić ci loda, mały? Pięć dych.

– Prędzej dałbym sobie odessać spermę cewnikiem – odparł.

– No, dobra. Cztery dychy. Win zaśmiał się i odszedł.

Загрузка...