23

Dziwkowo.

Towaru do wyboru, do koloru. Białe, Murzynki, Azjatki, Latynoski – najprawdziwsze kurewskie Narody Zjednoczone. W większości młode, bardzo młode wychudzone prostytutki potykały się na za wysokich obcasach, niczym bawiące się w dorosłych dzieci, którymi w rzeczywistości były. Ich ręce pokrywały tuziny przypominających malutkie owady śladów po igłach, ich twarze, ze skórą mocno napiętą na kościach policzkowych, wyglądały trupio, z zapadniętych oczu ziała pustka, a sztywnym jak słoma włosom brakło życia.

– „Czy nie wiedzą, że kochają się z martwymi?” – mruknął Myron.

Esperanza przystanęła.

– Tego nie znam – powiedziała.

– Fantyna. W musicalu Nędznicy.

– Nie stać mnie na chodzenie na broadwayowskie musicale. Mój szef to kutwa.

– Ale miły.

Blondyneczka w kusych majtkach rodem z lat sześćdziesiątych pertraktowała z jakąś mendą w dużym fordzie dla całej rodziny. Myron dobrze znał jej historię. Widywał takie dziewczyny (a niekiedy chłopców), gdy wysiadały z autobusów Greyhounda, przyjeżdżających z Wirginii Zachodniej, zachodniej Pensylwanii lub wielkich, rozległych, jałowych połaci, które nowojorczycy nazywają Środkowym Zachodem. Uciekła z domu – może przed przemocą w rodzinie, lecz najpewniej z nudów oraz z przekonania, że jej miejsce jest w wielkim mieście. Wysiadła z autobusu szeroko uśmiechnięta, oczarowana, bez grosza przy duszy. Pilnie obserwowana przez cierpliwych jak sępy alfonsów, którzy w odpowiedniej chwili dopadali świeżą padlinę. Zaznajamiali ją z Nowym Jorkiem, zapewniali dach nad głową, jedzenie, ciepły prysznic, a czasem nawet jacuzzi, rzęsiste oświetlenie, fajny odtwarzacz CD i telewizję kablową z pilotem. Przyrzekali, że umówią ją z fotografem, załatwią kilka sesji zdjęciowych. Że nauczą ją, jak się bawić, bawić się na prawdziwych imprezach, a nie gównianych piwnych potańcówkach w Pipidówce, po których starsze pryszczate buraki dobierały się do niej na siedzeniu furgonetki. Że pokażą jej, jak rozerwać się dzięki najlepszemu towarowi, białemu proszkowi numero uno.

Jednak nic nie trwa wiecznie. Ktoś musiał płacić za rozrywki. Praca modelki pozostała w sferze marzeń, a dziewczyna nie mogła przecież żyć na cudzy koszt. Poza tym imprezowanie stało się nieodzowne jak jedzenie i oddychanie. Nie mogła dłużej obyć się bez niucha, bez walnięcia sobie w żyłę z ulubionej pompki.

Po niedługim czasie spadała na dno. A gdy się tam znalazła, nie miała już siły, ani nawet woli, by się podnieść.

I tam kończyła.

Myron zaparkował i w milczeniu wysiadł za Esperazzą. Było oczywiście po zmroku. Takie miejsca żyły tylko nocą. Słońce je uśmiercało.

Myron nigdy nie był z prostytutką, ale Win korzystał z ich usług wiele razy. Kochał wygody. Jego ulubionym przybytkiem był azjatycki burdel na Ósmej Ulicy, Noble House. W połowie lat osiemdziesiątych z grupką przyjaciół organizował w domu „chińskie noce” – firma Hunan Garden dostarczała potrawy, a Noble House panie. Win nie darzył kobiet sympatią. Nie ufał im. Zadowalał się dziwkami. Nie tylko dlatego, że nie mc się do niego przywiązać – na to nie pozwoliłby kobiecie – lecz także dlatego, że były towarem jednorazowego użytku. Czymś do wyrzucenia.

W tych nawiedzonych zarazą czasach Win nie uczestniczył już chyba w takich imprezach, ale Myron nie miał pewności. Nigdy o tym nie rozmawiali.

– Urocze miejsce. Malownicze – powiedział.

Esperanza skinęła głową.

Minęli nocny klub. Od głośnej muzyki pękał chodnik. Na Myrona wpadło nastoletnie stworzenie z zielonymi włosami sklejonymi w szpikulce – on, ona? Wyglądało jak Statua Wolności. Wokół roiło się od motocykli, kolczyków w uszach i pępkach, tatuaży i jubilerskich łańcuchów. Twarze kurew, wołających do niego ze wszystkich możliwych stron „Hej, kotku!”, zlewały się w jedno wielkie ludzkie śmietnisko. Czuł się jak na karnawałowym festynie odmieńców.

Szyld nad wejściem obwieszczał, że jest to CLUB F.U. Jego znakiem firmowym był wystawiony środkowy palec. Co za finezja! Na tablicy kredą wypisano:

OSTRA NOC „MEDYCZNA”!

ŻYWA MUZA!

Tylko u nas wystąpią:

WYMAZ Z SZYJKI

i DOWCIPNY TERMOMETR

Myron zerknął przez otwarte drzwi. W środku tańczono. Tancerze podskakiwali, głowy latały im na szyjach jak na gumowych taśmach, ręce przyciskali do boków. Skupił wzrok na zatraconym w fioletowej ekstazie, spoconym piętnastolatku o długich włosach przyklejonych do twarzy. Zastanawiał się, czy zespół na estradzie to Wymaz z Szyjki, czy może Dowcipny Termometr. Nieważne. I tak to, co grali, brzmiało jak świnia w rui wpychana do malaksera.

Sceneria była jak z Dickensa i z Łowcy androidów Ridleya Scotta.

– Dochodzimy do studia – uprzedziła Esperanza.

Budynek był kamienicą w ruinie bądź małym magazynem.

Prostytutki zwieszały się z okien jak resztki bożonarodzeniowych dekoracji.

– To tu? – spytał Myron.

– Na drugim piętrze – odparła z niezmąconym spokojem. Nic sobie nie robiła z otoczenia, ale w końcu pochodziła z niewiele lepszej dzielnicy niż ta, w której się znajdowali. Nigdy nie okazywała słabości. Często wybuchała, ale choć spędzili z sobą tyle czasu, Myron jeszcze nie widział, by płakała. Czego ona nie mogła powiedzieć o nim.

Podszedł do ganku. Drogę zastąpiła mu tłusta dziwka wepchnięta w body, w którym wyglądała jak baleron.

– Zrobić ci loda, mały? – spytała, oblizując usta. – Pięć dych.

Myron powstrzymał się od zamknięcia oczu.

– Nie – odparł cicho i opuścił głowę.

Z chęcią by ją pouczył, przeobraził słowami, odmienił jej życie. Powiedział jedynie: „Przepraszam” i szybko ją wyminął. Tłuścioszka wzruszyła ramionami i odeszła.

W budynku – żadna niespodzianka – nie było windy. Na schodach walali się ludzie, przeważnie nieprzytomni, może martwi. Lawirując pomiędzy nimi, dostali się na piętro. Z korytarza biła kakofonia dźwięków – muzyczna mieszanka, od Neila Diamonda po zespół Wymaz z Szyjki lub podobny, tym nie koniec. Tę kocią muzykę wzbogacały brzęk tłuczonych butelek, krzyki, przekleństwa, łomoty i płacz dzieci. Orkiestra z piekła.

Gdy dotarli na drugie piętro, ujrzeli oszklone biuro. W środku nie dostrzegli nikogo, ale zdjęcia na ścianie – a do tego bykowiec i kajdanki – nie pozostawiały wątpliwości, że dobrze trafili. Myron przekręcił gałkę. Ustąpiła.

– Zostań tu – rzekł do Esperanzy.

– Dobrze.

– Halo! – zawołał, wchodząc do środka.

Nikt nie odpowiedział, ale z drugiego pomieszczenia dochodziła muzyka brzmiąca jak calypso. „Halo” – zawołał powtórnie i wszedł do studia.

Zdumiał się. Pomieszczenie było czyste, jasno oświetlone, z wielkimi białymi parasolami, które widzi się we wszystkich atelier fotograficznych. Stało tam z pół tuzina aparatów na trójnogach, a w górze wisiała bateria różnokolorowych świateł.

Jednak to nie wygląd studia przyciągnął jego uwagę. Na motocyklu siedziała naga kobieta. Prawdę mówiąc, nie była całkiem naga – na nogach miała czarne buty. Ale nic prócz nich. Nie każdej byłoby do twarzy w tej kreacji, u niej wszakże nie wadziła. Zaczytana w magazynie The National Sun, nie dostrzegła intruza. Tytuł na pierwszej stronie pisma głosił: „Szesnastolatek babcią”. Hm. Myron podszedł bliżej. Pod wielkimi piersiami golaski jak z filmów Russa Meyera dostrzegł szramy. Implanty, rekwizyt mody z lat osiemdziesiątych.

Zaskoczona, podniosła wzrok.

– Cześć – powiedział z ciepłym uśmiechem.

– Wypierdalaj! – wrzasnęła, osłaniając piersi.

Jaka skromna. Rzadkość w dzisiejszych czasach. Aż miło popatrzeć.

– Nazywam się…

Znów przeraźliwie wrzasnęła. Słysząc za plecami hałas, Myron natychmiast się odwrócił i zobaczył uśmiechniętego chudego chłopaka bez koszuli. Przyklejony do jego warg cienki, maniakalny uśmiech pękł. Muskularne jak u Bruce’a Lee ciało lśniło. Przykucnął i przyzwał Myrona gestem z West Side Story. Brakowało tylko strzelania palcami.

Otworzyły się drugie drzwi i z czerwieni, która się z nich wylała, wyłoniła się kobieta. Jej kędzierzawe włosy wydawały się rude, ale Myron nie dałby głowy, czy takiego koloru nie zawdzięczają czerwonemu światłu z ciemni.

– Pan się wdarł do cudzego mieszkania – powiedziała. – Hector ma prawo pana zabić.

– Nie wiem, gdzie zdobyła pani dyplom z prawa, ale jeśli Hector się zagapi, to wepchnę mu tę zabawkę w miejsce, które nie ogląda słońca.

Hector zachichotał i przerzucił nóż z ręki do ręki.

– No, no – powiedział Myron.

Naga modelka umknęła do ubieralni, nazwanej pomysłowo ROZBIERALNIĄ. Kobieta wyszła z ciemni i zamknęła drzwi. Jej włosy były rzeczywiście rude, a właściwie kasztanowe Miała około trzydziestki, cerę, jak określają niektórzy, kremowobrzoskwiniową i, o dziwo, tryskała werwą. Wyglądała jak porno wcielenie Katie Couric z dziennika NBC.

– Pani jest właścicielką? – spytał Myron.

– Hector to urodzony nożownik – odparła chłodno. – Potrafi wyciąć człowiekowi serce i pokazać mu je, nim skona.

– Dusza towarzystwa.

Mężczyzna postąpił krok. Myron ani drgnął.

– Zademonstrowałbym wam mistrzostwo w sztukach walki – błyskawicznie wyjął pistolet i wycelował go w pierś Hectora – ale dopiero co wziąłem prysznic.

Zaskoczonemu Hectorowi rozszerzyły się oczy.

– Niech to będzie dla ciebie lekcja, kosiorku. W tym domu połowa lokatorów nosi broń. Pochodź dłużej, wymachując tą zabaweczką, to ktoś mniej poczciwy niż ja cię rozwali.

Rudej rewolwer nie speszył.

– Wynoś się pan stąd. Ale już – powiedziała do Myrona.

– Jest pani właścicielką? – ponowił pytanie.

– Ma pan nakaz?

– Nie jestem policjantem.

– To dupa w troki i wypad.

Gdy mówiła, mocno się kołysała. Jej biodra i nogi były w ciągłym ruchu. Na jej znak Hector zamknął majcher.

– Możesz iść – powiedziała.

– Nie tak szybko. Wejdź do ciemni – rzekł Myron. – Jeszcze wpadnie ci do głowy wrócić tu z gnatem.

Hector spojrzał na rudą. Skinęła głową.

– Zamknij drzwi – upomniał Myron.

Hector zamknął drzwi. Myron zasunął na nich rygiel.

– Zadowolony? – spytała ruda, podpierając się pod boki.

– Bliski ekstazy.

– To wyjdź.

– Posłuchaj, nie chcę kłopotów – rzekł Myron z ciepłymi uśmiechem, od którego tają damskie serca. – Przyszedłem kupić kilka zdjęć. Nazywam się Bernie Worley. Pracuję dla nowego magazynu porno.

Ruda zrobiła minę.

– Czy ja wyglądam na idiotkę? – spytała. – Bernie Worley wpadł po kilka zdjęć? Nie wciskaj mi ciemnoty!

Wtem ich usłyszał. Ludzie. Kupa ludzi. Tumult. Nawet jak na miejscowe zwyczaje. W korytarzu. Tam, gdzie zostawił Esperanzę.

Odwrócił się i pobiegł z sercem w gardle. Oblegała ją chmara ludzi, większość klęczała. A ona, uśmiechnięta, stała pośrodku i – nie do wiary! – rozdawała autografy.

– Pocahontas! – krzyknął ktoś.

– Mnie napisz „Z wyrazami sympatii dla Manuela”.

– Jesteś moją ulubioną zapaśniczką!

– Pamiętam, jak dolałaś Królowej Carimbie. Co za walka!

– No, a ta bydlaczka, Dorota Drogówka! Kiedy sypnęła ci solą w oczy, chciałam ją zabić.

Spostrzegając Myrona, Esperanza wzruszyła ramionami i wróciła do składania autografów na zapałczanych kartonikach i karteluszkach. Ruda wyszła za nim na korytarz.

– Poca?! – wykrzyknęła rozpromieniona na widok Esperanzy.

Esperanza spojrzała na nią.

– Lucy?

Padły sobie w ramiona. Weszły do studia, a Myron za nimi.

– Gdzieś się podziewała, dziewczyno? – spytała Lucy.

– Tu i tam.

Pocałowały się. W usta. Pocałunek trwał odrobinę za długo.

– Myron? – powiedziała Esperanza.

– No?

– Wybałuszasz oczy.

– Naprawdę?

– Nie mówię ci wszystkiego.

– Najwyraźniej. Nareszcie zrozumiałem, dlaczego moja męska krasa nie zrobiła wrażenia na twojej znajomej.

Ta odpowiedź je rozśmieszyła.

– Lucy, to Myron Bolitar – przedstawiła go Esperanza.

– Twój chłopak?

Lucy zmierzyła Myrona wzrokiem.

– Nie. Bliski przyjaciel. Mój szef.

– Podobny do takiego jednego, który występował w perwersyjnym show w klubie przy tej ulicy. W swoim numerze spryskiwał różne babki złotym deszczem.

– To nie ja – zapewnił Myron. – Ja krępuję się wejść nawet do męskiej ubikacji.

– Dobrze wyglądasz, Poca. – Lucy zwróciła się Esperanzy.

– Dzięki.

– Zerwałaś z zapasami?

– Na dobre.

– Ale nadal ćwiczysz?

– Kiedy tylko mogę.

– W Nautilusie?

– Uhm.

– To widać – powiedziała z uśmiechem Lucy. – Ostra z ciebie laska.

Myron chrząknął.

– To co z tymi fotkami? – wtrącił.

Zignorowały go.

– Nadal robisz zdjęcia zapaśniczkom? – spytała Esperanza.

– Już nie. Głównie zajmuję się tym szajsem. Esperanza spojrzała na Myrona.

– Lucy – to nie jest jej prawdziwe imię, nazwałyśmy ją tak, bo ma włosy jak Lucille Ball – robiła kiedyś zdjęcia reklamowe wszystkim zapaśniczkom – wyjaśniła.

– Zdążyłem skojarzyć. Pomoże nam?

– A co chcecie wiedzieć? – spytała Lucy.

Myron wręczył jej numer Cyców i pokazał zdjęcie Kathy.

– Chcę się czegoś dowiedzieć o tym – powiedział. Lucy przyjrzała się fotografii.

– To glina? – spytała Esperanzę.

– Agent sportowy.

– Aha. – Lucy to wystarczyło. – Bo to zdjęcie może nas wpakować w kłopoty.

– Dlaczego? – spytał Myron.

– Dziewczyna na nim ma gołe piersi.

– I co z tego?

– To nielegalne. W ogłoszeniach na telefony zaczynające się na dziewięćset zdjęcia bez staników są zakazane. Jeżeli władze to zobaczą, dobiorą się nam do tyłka.

– Nam? – spytał podchwytliwie Myron.

– Jestem współwłaścicielką jednej z tych firm. W tym budynku mamy wiele linii obsługujących sekstelefony.

– Nie bardzo rozumiem. Zdjęcia dziewcząt bez staników są zakazane? W tym pisemku prawie wszystkie panienki są gołe.

– Ale nie w ogłoszeniach na dziewięćset. Ten zakaz wprowadzono dwa lata temu. Linie na dziewięćset muszą być przyzwoite. – Lucy przewróciła stronę i pokazała inne ogłoszenie. – Dziewczyna może być wyzywająca, ale nie naga. Spójrz na nazwy tych linii. Potajemne Wyznania, Porozmawiaj z Dziewczętami i podobne. Porównaj je z ogłoszeniami zaczynającymi się na osiemset. Są ostre.

Myronowi przypomniała się rozmowa z Tawny na linii 900. Zdziwił się, że w ogóle nie świntuszy.

– A więc ostrym seksem przez telefon zajmują się inne linie?

– Tak. Na nie trzeba mieć specjalne pozwolenie. Tak zdecydowały władze. Na dziewięćset może zadzwonić każdy dureń. Opłaty są naliczane automatycznie. Niemal od chwili podniesienia słuchawki. W przypadku Unii na osiemset i pozostałych jest inaczej. Albo korzystasz z karty kredytowej, albo podajesz numer telefonu i czekasz na oddzwonienie. W ten sposób płacisz.

– A więc te wszystkie gadki o świńskiej linii dziewięćset…

– To bzdury – dokończyła Lucy. – Zwykły pic. Na tych liniach nie możemy powiedzieć nic brzydkiego. Używamy ich na wabia, bo są łatwe w obsłudze. Facet musi tylko wykręcić numer. Żadnych kart kredytowych. Żadnego oddzwaniania. Większość czasu zajmują rozmowy o dupie Maryni i aluzje – sugestywne, ale niewinne. Po to, żeby się podniecili, rozumiesz.

– Tak.

– Zresztą dzwoniący są wystarczająco napaleni. Twardnieją im tak, że wystarczy im dziura w desce. Podpuszczamy jednego z drugim, o co wcale nietrudno, do użycia jakiegoś brzydkiego słowa. A kiedy to wypowie, mówimy mu: „Kochanie, nie wolno mi świntuszyć na tej linii, ale weź kartę kredytową i zadzwoń do mnie pod numer X”. Chłopcy dzwonią i bulą od nowa.

– I nie boją się, jak to będzie wyglądać na wyciągu, bankowym?

Lucy potrząsnęła głową, cały czas erotycznie i irytująco się kołysząc.

– Nazwy firm nie rzucają się w oczy – odparła. – Rachunki wystawiają firmy o nazwach Telemark czy Norwood Incorporate, a nie Gorące Lesbijki czy coś w tym rodzaju. Chcesz zobaczyć?

– Co?

– Salę na górze, gdzie odpowiadamy na niektóre telefony. Mam w tej chwili obsadzonych kilka stanowisk. Większość zatrudnionych pracuje w domu. Chcesz zobaczyć?

– Czemu nie.

Myron wzruszył ramionami.

Lucy zaprowadziła ich piętro wyżej. Klatkę schodową spowijał wstrętny zapach. Dotarli na podest. Lucy otworzyła drzwi. Zamknęły się za nimi, gdy tylko weszli.

– To linie Wieczne Fantazje – wyjaśniła. – A także Konik Lizusek, Piersiolinia, Telezbytki i tuzin innych.

Myron nie wierzył własnym oczom. Rozdziawił usta. Oczekiwał, że ujrzy brzydkie, grube, stare kobiety. Ale nie coś takiego.

Siedzieli tu, z jednym wyjątkiem, sami mężczyźni.

– Sekstelefony dla gejów? – spytał. Lucy z uśmiechem potrząsnęła głową.

– Od gejów mamy bardzo mało telefonów. Może jeden na sto.

– Ale… to są mężczyźni. Myron Bolitar, sokole oko.

– Tak, wielkoludzie, wepchnij go do końca – doszedł go szorstki głos, godzien kierowcy ciężarówki. – O, tak! Jak dobrze!

Lucy uśmiechnęła się do mężczyzny. Ten przewrócił oczami i mówił dalej:

– Cwałuj, cwałuj, jebako. Zajeźdź mnie.

Myrona pocieszyło, że Esperanza jest zmieszana jak on.

– Co tutaj się wyrabia, Lucy? – spytała.

– Takie czasy. Przy takiej gospodarce mężczyźni są tańszą siłą roboczą. Większość dziewczyn pracuje na ulicach. A tu ich bracia, kuzyni, dzieci ulicy.

– Ale ich głosy…

– Używają zmieniaczy. Sprzedaje je firma Sharper Image, ale ja kupuję je taniej w Village. Dzięki nim małe dziewczynki basują jak Barry Wbite i vice versa. A ci goście stają się kobietami o ochrypłych głosach, nastoletnimi dziewicami, małymi dziewczynkami, zależnie od zapotrzebowania.

– Czy klienci o tym wiedzą? – spytał zdumiony Myron,

– Ależ skąd… Tępy – powiedziała Lucy do Esperanzy – ale ładny.

Myron Bolitar, obiekt westchnień lesbijek.

Pomieszczenie wyglądało jak biuro telemarketingowe. Telefony były bardzo nowoczesne. Nad kilkudziesięcioma zajętymi liniami paliły się informacje, z kim chce rozmawiać dzwoniący. Z napaloną gospodynią domową. Z domina. Z transwestytką. Cycatym dziewczątkiem. Fetyszystką stóp. Drugi telefon na każdym ze stanowisk służył weryfikacji kart Visa i MasterCard.

– Przez linie oznaczone literą C nie wolno gadać żadnych świństw – wyjaśniła Lucy. – Ponadto setka osób pracuje w domu. Głównie kobiety.

– Napalone gospodynie domowe?

– Niektóre. Większość to zwykłe panie domu. Właśnie dlatego zdziwiło mnie to ogłoszenie. Nie powinno w nim być dziewczyny bez stanika.

Wyszli z sali i zeszli do studia. Myron o mały włos nie potknął się o pijaka, który w chwili, gdy przez niego przestępował, postanowił wstać.

– Czy jedną z firm na górze jest ABC? – spytał Myron.

– Tak.

– Wczoraj dzwonił do ciebie Gary Grady. Można wiedzieć, w jakiej sprawie?

– Kto?

– Gary Grady.

Lucy potrząsnęła głową.

– Nie znam go – odparła.

– A Jerry’ego?

– A, jego. – Zaśmiała się. – Domyślałam się, że nazywa się inaczej. Jest bardzo tajemniczy.

– Czego chciał?

Skinęła głową, jakby nagle coś sobie skojarzyła.

– Teraz rozumiem.

– Co?

– Spytał mnie o zdjęcie, które zrobiłam dwa lata temu.

– Oto?

Myron wskazał zdjęcie Kathy.

– Tak. Jednej ze swoich dziewcząt.

Myron i Esperanza wymienili spojrzenia.

– A więc były inne?

– Kilka. Pół tuzina, może więcej.

Myron znów poczuł przypływ gniewu.

– Małolatki? – spytał.

– Skąd mogę wiedzieć?!

– Nie spytałaś?

– Czy wyglądam na policjantkę? Człowieku, jeżeli przy szedłeś, żeby się mnie czepiać…

– Nie – przerwała jej Esperanza. – Możesz mu zaufać.

– Zaufać, Poca?! Wpada tu, kurwa, z rewolwerem i straszy modelkę.

– Potrzebujemy pomocy. Ja potrzebuję pomocy!

– Nie chciałem cię urazić, Lucy – zapewnił Myron. Interesuje mnie tylko dziewczyna ze zdjęcia.

Lucy zawahała się.

– No dobrze – powiedziała wreszcie – ale się nie czepiaj! Skwapliwie skinął głową.

– Przyszła do ciebie z Jerrym? – spytał.

– Tak, do innego studia, kilka przecznic stąd. Przyprowadzał do mnie te panienki przez kilka lat i kazał im robić zdjęcia o różnym przeznaczeniu. Do magazynów porno, obsceniczne fotosy, takie rzeczy. Te dziewczyny były zwykle nieco porządniejsze od przeciętnych puszczalskich, które tam przychodziły. Potem z reguły dołował ich zdjęcia i czekał, aż siksy podrosną. Osiągną odpowiedni wiek.

Myron znów poczuł gniew i zacisnął dłonie.

– I wczoraj Jerry spytał cię o to zdjęcie?

– Tak.

– Co chciał wiedzieć?

– Czy sprzedałam ostatnio jakieś odbitki.

– A sprzedałaś?

– Tak – odparła Lucy po chwili. – Parę miesięcy temu.

– Kto je kupił?

– Myślisz, że to notuję?

– On czy ona?

– On.

– Pamiętasz, jak wyglądał?

Wyjęła papierosa, zapaliła i wydmuchała dym.

– Nie mam pamięci do twarzy – odparła.

– Ale coś pamiętasz. Był młody, stary? – spytała Esperanza. Lucy znów wydmuchała dym.

– Stary. Nie wiekowy, ale i nie młody. W wieku mojego ojca. Poza tym wiedział, co robi. – Spojrzała na Myrona. – W przeciwieństwie do ciebie.

– Co to znaczy, że wiedział, co robi?

– Zapłacił jak za zboże, ale postawił warunek: oddaję mu do ręki wszystkie zdjęcia i negatywy. Cwany. Chciał mieć pewność, że nie zrobię duplikatów.

– Ile zapłacił?

– Sześć tysięcy pięćset. Gotówką. Pięć za zdjęcia i negatywy. Tysiąc za numer telefonu Jerry’ego. Powiedział, że chce się skontaktować z tą dziewczyną. A potem dorzucił jeszcze pięćset za to, bym nic nie mówiła Jerry’emu.

Z głębi domu dobiegł kolejny mrożący krew w żyłach wrzask. Żadne nie zareagowało.

– Poznałabyś go? – spytał Myron.

– Nie wiem. Nie mogę go sobie przypomnieć, ale przy spotkaniu twarzą w twarz… kto wie? – Z ciemni dobiegło walenie. – Mogę wypuścić Hectora?

– Już idziemy. – Myron wręczył Lucy wizytówkę. – Gdybyś jeszcze sobie coś przypomniała…

– To zadzwonię. – Lucy spojrzała na Esperanzę. – Nie zapominaj o mnie, Poca.

Esperanza skinęła głową. W milczeniu zeszli na dół.

– Nie chciałam cię zaszokować – powiedziała po wyjściu na rozgrzaną rojną ulicę.

– Nie moja sprawa – odparł. – Trochę mnie to zaskoczyło.

– Lucy jest lesbijką. Kiedyś tego próbowałam. Dawno temu.

– Nie musisz się tłumaczyć – zapewnił, ale rad był, że mu to wyznała.

Nie miał przed nią tajemnic i wolał nie myśleć, że Esperanza coś przed nim ukrywa.

Zawrócili do samochodu. W tym momencie poczuł na żebrach lufę i usłyszał głos:

– Spokój, Myron.

Znany mu z garażu typ w pilśniowym kapeluszu sięgnął do jego kieszeni po rewolwer. Drugi, z wąsami a la Gene Shalit, pochwycił Esperanzę i przystawił jej do skroni pistolet.

– Jeden jego ruch i rozwalasz tej dziwce mózg – powiedział amator kapeluszy do koleżki.

Wąsaty skinął głową i wykrzywił się w półuśmiechu.

– Ruszaj. Pójdziemy na spacerek.

Pilśniak dźgnął Myrona w żebra.

Загрузка...