34

– Co z Christianem? – spytał Myron.

– Nancy Serat wynajęła domek tydzień temu – odparł Jake. – Dzień czy dwa przed wyjazdem do Cancun. Nie zdążyła się jeszcze rozpakować.

– No i?

– To skąd tam tyle całkiem świeżych i wyraźnych odcisków palców Christiana Steele’a? Na gałce u drzwi. Na szklance. Na gzymsie kominka.

– Jake. – Myron starał się nie okazać zdumienia. – Nikogo nie można aresztować na takiej podstawie. Media pożrą go żywcem.

– Gówno mnie to obchodzi.

– Nic na niego nie macie.

– Był na miejscu zbrodni.

– I co z tego? Jessica też tam była. Ją również aresztujecie?

Jake rozpiął marynarkę, uwalniając brzuch. Miał na sobie brązowy garnitur, na oko z roku 1972. Z szerokimi klapami. Nie ma co, nie należał do niewolników mody.

– No dobra, mądralo – rzekł. – Co w takim razie twój klient robił w domu Nancy Serat?

– Spytamy go o to. Porozmawia z tobą. To porządny chłopak, Jake. Nie niszcz go domysłami.

– Za nic nie chciałbym pozbawić cię prowizji.

– To cios poniżej pasa, Jake.

– W tej sprawie nie jesteś obiektywny, Bolitar. Steele to twój najcenniejszy klient, przepustka do elity menedżerów.! Nie chcesz, żeby okazał się winien.

Myron nic na to nie powiedział.

– Zostaw samochód tutaj. Zawiozę cię na posterunek.

Posterunek znajdował się tylko półtora kilometra dalej.

– Jest tu nowy prokurator okręgowy – uprzedził Jake, gdy wjechali na parking. – Młody, ambitny wał Roland.

Niedobrze.

– Cary Roland? – spytał Myron. – Kręcone włosy?

– Znasz go?

– Owszem.

– Szuka poklasku. Kiedy widzi się w telewizji, to mu staje. Na dźwięk nazwiska Christiana aż się spuścił.

Myron nie miał złudzeń. Znał Cary’ego Rolanda od dawna. Nie wróżyło to nic dobrego.

– Ujawnił jego nazwisko mediom? – spytał.

– Jeszcze nie. Odłożył to do jedenastej wieczorem, żeby znaleźć się w dziennikach wszystkich sieci.

– I mieć czas na poprawienie trwałej.

– Też.

Christiana zastali w klitce o powierzchni pięciu metrowi kwadratowych. Siedział na krześle przy biurku. Nie oświetlały go reflektory. Był sam.

– Gdzie Roland? – spytał Myron.

– Za lustrem.

Nawet na tak niepozornym, staroświeckim posterunku mielił weneckie lustro. Po wejściu do pokoiku Myron spojrzał w nie i poprawił krawat, powstrzymując się od pokazania Rolandowi j środkowego palca. Znowu zwyciężył w nim dorosły.

– Pan Bolitar?

Christian skinął mu ręką, jak znajomemu, którego dostrzegł na trybunie.

– Wszystko w porządku? – spytał Myron.

– Tak. Tylko nie wiem, co tu robię.

Do pokoiku wszedł z magnetofonem policjant w mundurze.

– Czy Christian jest aresztowany? – spytał Myron Jake’a Courtera.

– Niemal zapomniałem, że ty też jesteś prawnikiem – odparł z uśmiechem Jake. – Miło jest mieć do czynienia z zawodowcem.

– Jest aresztowany? – powtórzył Myron.

– Jeszcze nie. Chcieliśmy zadać mu kilka pytań.

Policjant podłączył sprzęt i zaczęło się przesłuchanie.

– Jestem szeryf Jake Courter, panie Steele – przedstawił się Jake. – Pamięta mnie pan?

– Tak. Zajmuje się pan sprawą zniknięcia mojej narzeczonej.

– Zgadza się. Panie Steele, czy zna pan Nancy Serat?

– Tak, mieszkała w akademiku z Kathy.

– Wczoraj wieczorem ją zamordowano. Czy wie pan o tym?

Christianowi rozszerzyły się oczy. Spojrzał na Myrona. Myron skinął głową.

– Mój Boże… nie.

– Przyjaźnił się pan z Nancy Serat?

– Tak – odparł głucho Christian.

– Gdzie pan był wczoraj wieczorem, panie Steele?

– O której? – wtrącił Myron.

– W czasie pomiędzy zakończeniem treningu a pójściem do łóżka.

Myron zawahał się. W pytaniu Jake’a kryła się mina, którą mógł rozbroić lub zostawić to Christianowi. W innych okolicznościach delikatnie ostrzegłby klienta, czym grozi zła odpowiedź. Tym razem jednak nic nie zrobił, obserwując, co się stanie.

– Jeżeli pyta pan o to, czy wczoraj spotkałem się z Nancy Serat, to potwierdzam – odparł wolno Christian.

Myron odetchnął. Spojrzał w weneckie lustro i pokazał język. Dorosły przegrał.

– O której? – spytał Jake.

– Około dziewiątej.

– Gdzie się spotkaliście?

– W jej domu.

– Tym przy Acre Street sto osiemnaście?

– Tak.

– W jakim celu?

– Rano Nancy wróciła z wycieczki. Zadzwoniła do mnie. Powiedziała, że musimy porozmawiać.

– Wymieniła powód?

– Chodziło o Kathy. Przez telefon powiedziała tylko tyle.

– Co zaszło po pańskim przyjeździe?

– Prawdę mówiąc, wypchnęła mnie za drzwi. Powiedziała, że muszę natychmiast wyjść.

– Powiedziała dlaczego?

– Nie. Spytałem ją, co się dzieje, ale prędko mnie wyprosiła. Obiecała, że zadzwoni za parę dni i wszystko mi powie.

– Co pan zrobił?

– Spierałem się z nią kilka chwil. Zaczęła się denerwować i mówić od rzeczy, tak że w końcu poddałem się i wyszedłem.

– Co to znaczy „od rzeczy”?

– Coś o ponownym połączeniu się sióstr.

Myron usiadł prosto.

– A co konkretnie? – spytał Jake.

– Nie pamiętam dokładnie. Coś w rodzaju: „Czas, żeby siostry znów się połączyły”. Naprawdę nie było w tym wiele sensu, proszę pana.

Jake spojrzał na Myrona. Myron na Jake’a.

– Pamięta pan coś więcej z tego, co mówiła?

– Nie.

– Wrócił pan od niej prosto do siebie?

– Tak.

– O której pan dotarł do domu?

– Chyba kwadrans po dziesiątej lub odrobinę później.

– Czy ktoś może to potwierdzić?

– Wątpię. Dopiero co się wprowadziłem na osiedle w Englewood. Być może widział mnie jakiś sąsiad, nie wiem.

– Zechce pan chwilę zaczekać.

Jake dał znak Myronowi, żeby poszedł za nim. Myron nachylił się nad Christianem,

– Ani słowa, dopóki nie wrócę – powiedział.

Christian skinął głową.

Przeszli do drugiego pokoju. Na drugą stronę lustra, by tak rzec. Prokurator okręgowy Cary Roland studiował z Myronem prawo na Harvardzie. Bystry gość. Publikacje w studenckiej gazecie prawniczej. Praktyka w Sądzie Najwyższym. Polityczne ambicje zdradzał już w łonie matki.

I odpowiednio wyglądał. Ubierał się (a jakże, już na studiach) w szare trzyczęściowe garnitury. Miał zakrzywiony nos, małe, czarne oczka i rozwichrzone kręcone włosy jak gitarzysta Peter Frampton w latach siedemdziesiątych, tylko krótsze.

Na widok Myrona Roland pokręcił głową i prychnął z obrzydzeniem.

– Masz bardzo zmyślnego klienta, Bolitar – powiedział.

– Nie aż tak zmyślnego jak twój fryzjer.

Jake powstrzymał śmiech.

– Ale go aresztujemy – ciągnął Roland. – Ogłosimy to na konferencji dla prasy.

– Teraz widzę.

– Widzisz co?

– Że ci stanął, kiedy powiedziałeś słowo „prasa”. He, he, he!

– Wciąż błaznujesz, Bolitar? – zaperzył się Roland. – Twój klient dostanie za swoje.

– Myślę, że nie dostanie, Cary.

– Nie interesuje mnie, co myślisz. Myron westchnął.

– Christian logicznie ci wyjaśnił, skąd wziął się w domu Nancy Serat. Nic na niego prócz tego nie masz, ergo nie masz nic. Poza tym wyobraź sobie nagłówki w gazetach, jeśli Christian okaże się niewinny. „Kompromitująca wpadka młodego prokuratora. Dla korzyści osobistych oczernił dobre imię lokalnej gwiazdy. Osłabił szansę Tytanów w rozgrywkach o Superpuchar. Najbardziej znienawidzony człowiek w stanie!”.

Roland przełknął ślinę. Oślepiony przez reflektory – reflektory telewizyjne – takiej ewentualności nie wziął po uwagę.

– Co pan na to, szeryfie Courter? – spytał, włączając wsteczny bieg.

– Nie mamy wyboru. Musimy go wypuścić – odparł Jake.

– Pan mu wierzy?

– Cholera go wie. – Jake wzruszył ramionami. – Ale mamy za mało, żeby go zatrzymać.

– W porządku. – Roland, ważna figura, z powagą skinął głową. – Jest wolny. Niech nie opuszcza miasta.

Myron spojrzał na Jake’a.

– Niech nie opuszcza miasta? – powtórzył i roześmiał się.; Serdecznie. – Powiedział: „Niech nie opuszcza miasta”?

Jake próbował powstrzymać śmiech, lecz warga wyraźniej mu drżała. Roland poczerwieniał.

– Dziecinada! – wyrzucił z siebie. – Szeryfie, proszę o codzienne raporty w tej sprawie.

– Tak jest.

Roland zgromił obecnych najgroźniejszym ze spojrzeń – i nikt nie padł na kolana – i wymaszerował z pokoju.

– Praca z nim to kupa śmiechu – rzekł Myron.

– Jaja nie do wytrzymania.

– Czy Christian i ja jesteśmy wolni?

Jake potrząsnął głową.

– Dopiero, gdy opowiesz mi o swojej wizycie u dziekana Gordona.

Загрузка...