Strömstad 1924
Anders właśnie skończył wykuwać cokół, gdy z głębi kamieniołomu zawołał go majster. Westchnął i zachmurzył się. Nie lubił, gdy ktoś go rozpraszał. Ale jak zwykle musiał słuchać. Starannie odłożył narzędzia do stojącej obok bloku skrzynki i poszedł dowiedzieć się, o co majstrowi chodzi.
Grubas nerwowo szarpał wąsy.
– Coś ty narozrabiał, Andersson? – spytał na wpół żartobliwie, na wpół z troską.
– Ja? A co takiego? – odparł Anders, patrząc na niego ze zdumieniem i jednocześnie ściągając rękawicę.
– Dzwonili z biura. Masz tam zaraz iść.
Diabli nadali, zaklął w myślach. Może w ostatniej chwili chcą zmienić coś w projekcie. Architekci i ci, pożal się Boże, artyści, jakkolwiek się nazywają, siedzą w swoich gabinetach, nanoszą poprawki na plany, a potem oczekują, że kamieniarz z równą łatwością dokona tych zmian. Nie mają pojęcia, że kamieniarz już na początku musi ustalić, gdzie i jak uderzać, musi mieć szkic. Każda zmiana w projekcie oznacza zmianę wszystkiego. Kamień może nawet pęknąć, a wtedy cała robota na nic.
Zdawał sobie jednak sprawę, że nie ma co protestować, bo decydujący głos ma klient. On jest niewolnikiem wykonującym ciężką pracę, której autor projektu nie umie albo nie chce wykonać.
– Już idę. Dowiem się, czego ode mnie chcą – powiedział z westchnieniem.
– Może nie będzie większych zmian – powiedział majster. Dobrze rozumiał obawy Andersa i choć raz okazał trochę współczucia.
– Pożyjemy, zobaczymy – odpowiedział Anders i powlókł się na drogę.
Chwilę później nieśmiało zapukał do biura. Próbował wytrzeć buty o wycieraczkę, choć nie miało to większego sensu. I tak cały był zakurzony i brudny. Niech mają, pomyślał, skoro każą mu przychodzić natychmiast. Mężczyzna zaprowadził go do gabinetu dyrektora.
Szybki rzut oka na pokój i poczuł, jak żołądek podchodzi mu do serca. Zrozumiał, że nie chodzi o pomnik, ale o coś znacznie poważniejszego.
W pokoju były tylko trzy osoby. Za biurkiem siedział dyrektor. Bił od niego gniew. W kącie, ze wzrokiem wbitym w podłogę, siedziała Agnes. Z drugiej strony siedział nieznajomy mężczyzna. Przyglądał mu się z ledwie skrywaną ciekawością.
Nie wiedząc, jak się zachować, Anders postąpił parę kroków i stanął niemal na baczność. Cokolwiek nastąpi, zachowa się jak mężczyzna. Doszłoby do tego prędzej czy później. Wolałby jednak sam o tym zdecydować.
Szukał wzroku Agnes, ale uparcie wpatrywała się w swoje buty. Serce mu się ścisnęło. Musi jej być ciężko. Ale mają przecież siebie. Burza ucichnie i zaczną budować wspólne życie.
Przeniósł wzrok na jej ojca. Spokojnie czekał, aż zacznie mówić. Minęła dłuższa chwila. Wskazówki zegara przesuwały się nieznośnie wolno. W końcu August przemówił. W jego głosie pobrzmiewał zimny, metaliczny ton.
– Dowiedziałem się, że potajemnie spotykałeś się z moją córką.
– Tak, zmusiły nas do tego okoliczności – spokojnie odpowiedział Anders. – Miałem i mam wobec Agnes uczciwe zamiary – dodał. Nie uciekał wzrokiem i dojrzał zdziwienie na twarzy Augusta. Najwyraźniej nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
– Aha, no cóż. – August chrząknął, aby zyskać na czasie i zastanowić się, co odpowiedzieć. Potem złość wróciła.
– No i jak to sobie wyobrażasz? Dziewczyna z dobrego domu i biedny kamieniarz. Naprawdę wierzyłeś, że to możliwe? Jesteś aż taki naiwny?
Słysząc ten szyderczy ton, Anders aż się zachwiał. Naiwny? Wobec takiej pogardy jego pewność zaczęła słabnąć. Nagle sam usłyszał, jak głupio to zabrzmiało. Oczywiście, że to niemożliwe. Serce mu pękało. Rozpaczliwie szukał wzroku Agnes. Czy to koniec? Już nigdy się nie spotkają? Agnes nadal na niego nie patrzyła.
– Kochamy się z Agnes – powiedział cicho. Zabrzmiało to jak ostatnie słowo skazańca.
– Chłopie, znam swoją córkę lepiej od ciebie. Znacznie lepiej, niż ona myśli. Wprawdzie ją rozpuściłem i pozwoliłem na więcej, niż należało, ale wiem, że jest dziewczyną z ambicjami, nie poświęciłaby wszystkiego dla życia z jakimś robotnikiem.
Te słowa oparzyły go jak ogień. Chciał krzyczeć, że się myli, że Agnes, którą on zna, jest inna. Dobra, wrażliwa, kocha go równie gorąco jak on ją i gotowa jest poświęcić wszystko dla wspólnej przyszłości. Siłą woli próbował ją zmusić, by na niego spojrzała i powiedziała ojcu, jak było. Ale Agnes wyniośle milczała. Ziemia osunęła mu się spod nóg. Nie dość że może stracić Agnes, to zapewne grozi mu również utrata pracy.
August znów się odezwał, ale teraz w jego gniewnych słowach słychać było ból:
– Niestety sprawy przybrały inny obrót. W normalnych okolicznościach zrobiłbym wszystko, żeby uniemożliwić córce związek z kamieniarzem, ale postawiliście mnie przed faktem dokonanym.
Anders zdziwił się. Nie rozumiał, o co chodzi. August to zauważył i mówił dalej:
– Tak, Agnes spodziewa się dziecka. Jesteście parą idiotów, że o tym nie pomyśleliście.
Anders starał się złapać oddech. Gotów był się z tym zgodzić. Rzeczywiście, zachowali się jak idioci, nie przewidzieli tego, ale podobnie jak Agnes był przekonany, że byli wystarczająco ostrożni. To wszystko zmienia. Był coraz bardziej zmieszany, targały nim sprzeczne uczucia. Z jednej strony radość, że ukochana nosi jego dziecko, z drugiej – wstyd przed jej ojcem. Rozumiał jego gniew. Też byłby wściekły, gdyby ktoś postąpił tak z jego córką. W napięciu czekał na dalszy ciąg.
Starając się nie patrzeć na córkę, August powiedział:
– Można to rozwiązać tylko w jeden sposób: pobierzecie się. W tym celu przyprowadziłem samego rajcę Flemminga. Zaraz udzieli wam ślubu. Potem załatwimy formalności.
Agnes po raz pierwszy podniosła wzrok. Zamiast radości, którą sam czuł, Anders zobaczył w jej oczach rozpacz. Zwróciła się do ojca błagalnym tonem:
– Ojcze kochany, nie zmuszaj mnie do tego. Przecież są inne możliwości. Nie możesz mnie zmusić, żebym za niego wyszła. Przecież to… prosty robotnik.
Anders poczuł się, jakby dostał w twarz batem. Po raz pierwszy zobaczył, jaka jest naprawdę, zmieniła się na jego oczach.
– Agnes! – powiedział błagalnie, jakby chciał, by pozostała dziewczyną, którą pokochał, choć widział, że z jego marzeń nic już nie zostało.
Agnes nie zwróciła na niego uwagi. Cały czas patrzyła błagalnym wzrokiem na ojca. Ten nawet na nią nie spojrzał. Zwrócił się do rajcy:
– Proszę robić swoje.
– Ojcze kochany! – krzyknęła Agnes, padając przed nim na kolana.
– Milcz! – odpowiedział. Patrzył na nią zimno. – Bez histerii! Nie rób z siebie pośmiewiska! Jak sobie posłałaś, tak się wyśpisz – krzyknął, a ona nagle ucichła.
Niechętnie i z wyrazem cierpienia na twarzy Agnes stanęła przed radnym. To był dziwny ślub. Panna młoda stała kilka metrów od pana młodego, ale na pytanie radnego zgodnie odpowiedzieli tak. Jedno z wyraźną niechęcią, drugie wyraźnie zmieszane.
– No to po wszystkim – stwierdził August po ceremonii, formalnej do bólu. – Z oczywistych względów nie możesz tutaj zostać. – Anders kiwnął głową na znak, że tego się spodziewał. – Ale choćbyś nie wiem jak źle postąpił, nie mogę zostawić córki bez grosza. Jestem to winien jej matce.
Agnes w napięciu patrzyła na ojca. Miała nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone.
– Załatwiłem ci pracę w kamieniołomie we Fjällbace. Pomnik dokończy kto inny. Zapłaciłem też czynsz za pierwszy miesiąc za pokój z kuchnią w baraku. Potem musicie sobie radzić sami.
Agnes jęknęła. Sięgnęła ręką do gardła, jakby się dusiła. Anders czuł się, jakby stał na pokładzie tonącego okrętu. Jeśli miał jeszcze jakieś nadzieje na wspólną przyszłość, stracił je, kiedy zobaczył, z jaką pogardą Agnes na niego patrzy.
– Ojcze kochany – błagała. – Nie możesz mi tego robić. Prędzej sobie życie odbiorę, niż pójdę mieszkać do śmierdzącej szopy z tym tam.
Anders skrzywił się. Gdyby nie dziecko, obróciłby się na pięcie i poszedł precz, ale mężczyzna musi brać odpowiedzialność za swoje czyny, choćby było to bardzo trudne. Nauczył się tego jeszcze w dzieciństwie. Został więc, chociaż pokój nagle wydał mu się ciasny i duszny. Próbował wyobrazić sobie życie z kobietą, której jest wstrętny.
– Co się stało, to się nie odstanie – odpowiedział August. – Masz całe jutrzejsze popołudnie, żeby zabrać z domu tyle, ile dasz radę unieść. Potem zostaniesz odwieziona do Fjällbacki. Wybieraj rozsądnie, bo z sukien wieczorowych raczej nie będziesz miała pożytku – dodał złośliwie. Widać było, że córka zraniła go do żywego i nic już tego nie naprawi.
Gdy zamknęły się za nim drzwi, zapadła znamienna cisza. Anders zobaczył nienawiść w oczach Agnes i wzdrygnął się. Jakiś głos podpowiadał mu, żeby uciekał, póki czas, ale nie ruszył się, jakby miał nogi przybite do podłogi.
Przeszedł go dreszcz. Miał przeczucie, że nadchodzą złe czasy.
Morgan widział, jak policjanci wchodzą i wychodzą z domu. Nie zastanawiał się, po co przyszli. Nie miał takiego zwyczaju.
Przeciągnął się. Było późne popołudnie. Jak zwykle niemal cały dzień przesiedział przed komputerem. Mama ostrzegała, że będzie miał problemy z kręgosłupem, ale Morgan nie widział powodu, żeby się martwić na zapas. Wprawdzie już miał niewielkie skrzywienie, ale nic go nie bolało, więc jego umysł nie zarejestrował problemu. Na razie był to problem raczej natury estetycznej. Jeśli ktoś nie jest całkiem normalny, nie przejmuje się czymś tak błahym jak skrzywiony kręgosłup.
Jak przyjemnie siedzieć w spokoju. Wreszcie nikt nie zawraca głowy. Nie lubił tej dziewczynki. Nawet bardzo. Bez przerwy przychodziła i przeszkadzała mu, gdy był zajęty pracą, a kiedy mówił, żeby sobie poszła, udawała, że nie słyszy. Inne dzieci bały się go albo wytykały palcami, gdy wychodził z domu, co zresztą zdarzało się bardzo rzadko. Sara nie bała się zupełnie, nawet kiedy na nią krzyczał, i natarczywie domagała się jego uwagi. Potrafiła go doprowadzić do takiego stanu, że stawał bezradnie, zatykał uszy i krzyczał. Miał nadzieję, że sobie pójdzie, a ona tylko się śmiała. Co za ulga, że już nie wróci. Nigdy.
Śmierć w różnych postaciach, a zwłaszcza jej nieodwołalność, była stale obecna w jego myślach. Fascynowała go. Najbardziej lubił pracować przy grach komputerowych, w których było dużo śmierci. Śmierci i krwi.
Czasem myślał o odebraniu sobie życia. Nie dlatego, że nie chciał żyć. Chciał się przekonać, jak to jest. Dawniej mówił o tym. Wprost powiedział rodzicom, że zastanawia się nad odebraniem sobie życia. Dla niego była to informacja jak każda inna, ale kiedy to powiedział, zrozumiał, że takie myśli powinien zachowywać dla siebie. Zrobiło się straszne zamieszanie. Jeszcze częściej musiał odwiedzać psychologa. Obserwowali go przez całą dobę, zwłaszcza mama. Wcale mu się to nie podobało.
Nie rozumiał, dlaczego wszyscy tak bardzo boją się śmierci. Nie pojmował, skąd tyle emocji, gdy tylko ktoś o niej wspomni. Śmierć to pewien stan, jak życie. Dlaczego miałaby być od niego gorsza?
Najbardziej chciałby zobaczyć, jak rozcinali tę dziewczynkę podczas sekcji. Stałby sobie obok i patrzył, żeby się dowiedzieć, czego ludzie tak bardzo się boją. Może odpowiedź znalazłby w środku. A może w wyrazie twarzy tych, co ją rozcinali.
Śniło mu się czasem, że leży w kostnicy. Cały nagi na zimnym metalowym stole. Widział błysk noża, na chwilę zanim naciął mu klatkę piersiową. O tym też nikomu nie opowiadał. Na pewno pomyśleliby, że oszalał. Jakby nie wystarczało, że nie jest normalny. Z tą etykietką już się nauczył żyć.
Wrócił do kodowania. Rozkoszował się spokojem i ciszą. Jak dobrze, że jej już nie ma.
Lilian otworzyła drzwi, zanim zdążyli zapukać. Patrik podejrzewał, że nie ruszyła się z miejsca i cały czas wyglądała, czy nie idą. W przedpokoju dostrzegł parę butów, których poprzednio nie było. Przypuszczał, że należą do przyjaciółki Lilian, Evy, która przyszła ją wesprzeć.
– No i co? – spytała Lilian. – Co miał na swoją obronę? Może załatwimy formalności, żebyście mogli go zatrzymać?
Patrik głęboko zaczerpnął powietrza.
– Najpierw chcielibyśmy porozmawiać z pani mężem. Potem zajmiemy się tym doniesieniem. Jest parę niejasności.
Przez mgnienie oka widział na jej twarzy niepewność, ale wojowniczość szybko wróciła.
– Mowy nie ma. Stig jest chory, leży w łóżku. Właśnie odpoczywa i nie wolno mu przeszkadzać. – Jej głos brzmiał nienaturalnie, niespokojnie. Patrik domyślił się, że i ona zapomniała, że Stig może być świadkiem. Tym bardziej zależało mu, żeby z nim porozmawiać.
– Trudno. Na pewno znajdzie dość sił, żeby porozmawiać z nami parę minut – oznajmił stanowczo. Zdecydowanym ruchem zdjął kurtkę.
Lilian otworzyła usta, by zaprotestować. Wtedy Gösta przemówił władczym tonem:
– Jeśli nie pozwoli nam pani porozmawiać z mężem, będziemy mogli to uznać za próbę utrudnienia postępowania. Źle by to wyglądało w papierach.
Patrik wątpił, czy dałoby się obronić takie stwierdzenie, ale na Lilian podziałało. Z wściekłością poprowadziła ich na schody. Zamierzała pójść na górę razem z nimi, ale Gösta ją przytrzymał.
– Dziękujemy, sami trafimy.
– Ale… – szukała kolejnego pretekstu, lecz w końcu dała za wygraną.
– Tylko potem nie mówcie, że was nie ostrzegałam. Wpychacie się, chociaż Stig się źle czuje. Jeśli mu się pogorszy po tym waszym wypytywaniu, to…
Nie zwracając na nią uwagi, weszli na piętro. Pokój gościnny znajdował się na lewo od schodów. Nietrudno było trafić, bo Lilian zostawiła drzwi otwarte. Stig leżał w łóżku, ale nie spał. Czekał na nich z głową zwróconą w stronę do drzwi. Gniewny głos Lilian było słychać tak dobrze, że wiedział, że do niego idą. Patrik wszedł do pokoju przed Göstą i na chwilę wstrzymał oddech. Chory wydawał się tak kruchy, a przede wszystkim tak chudy, że jego rysujące się pod kocem ciało przypominało płaskorzeźbę. Zapadnięta, szara twarz i przedwcześnie posiwiałe włosy dodawały mu lat. W pokoju unosił się duszący zapach choroby. Patrik się zmusił, żeby nie oddychać tylko przez usta.
Z ociąganiem wyciągnął rękę i przedstawił się. Gösta uczynił to samo. Rozejrzeli się po pokoiku, szukając krzeseł. Nie chcieli stać nad chorym, wyszłoby zbyt oficjalnie. Stig wskazał ręką brzeg łóżka.
– Niestety, tylko to mogę zaoferować – mówił cicho, głos miał matowy. Jego stan przeraził Patrika. Ten człowiek był zdecydowanie zbyt chory, żeby leżeć w domu. Powinien trafić do szpitala. Ale to nie jego rzecz, w końcu w tym domu jest lekarz.
Przysiedli z Göstą na brzegu łóżka. Stig lekko się skrzywił, bo łóżko się ugięło. Patrik zaczął przepraszać, ale Stig tylko machnął ręką.
Patrik odchrząknął.
– Chciałbym zacząć od wyrazów współczucia w związku ze śmiercią wnuczki. – Znów ten oficjalny ton, którego sam nie znosił.
Stig przymknął oczy, jakby zbierał siły, żeby odpowiedzieć. Był poruszony. Starał się zapanować nad uczuciami.
– Sara nie była moją rodzoną wnuczką. Jej dziadek, ojciec Charlotte, zmarł osiem lat temu. Ale dla mnie była wnuczką, której towarzyszyłem od urodzenia aż… – zaciął się – do końca. – Przymknął oczy. Po chwili je otworzył, już spokojniejszy.
– Rozmawialiśmy już z innymi członkami rodziny. Musimy ustalić, co wydarzyło się tamtego ranka. Chciałbym w związku z tym zapytać, czy słyszał pan wtedy coś szczególnego. Może wie pan na przykład, o której Sara wyszła z domu.
Stig potrząsnął głową.
– Biorę bardzo silne środki nasenne i zwykle budzę się dopiero koło dziesiątej. A wtedy już jej… nie było. – Znów przymknął oczy.
– Pytaliśmy pańską żonę, kto mógł chcieć skrzywdzić Sarę, a ona podała nazwisko waszego sąsiada, Kaja Wiberga. Czy pan też tak uważa?
– Żona powiedziała, że to Kaj zamordował Sarę? – Stig spojrzał z niedowierzaniem.
– Nie wprost, ale dała do zrozumienia, że ten człowiek ma powody, żeby źle życzyć waszej rodzinie.
Stig westchnął ciężko.
– Nigdy nie potrafiłem zrozumieć, o co im chodzi. Zaczęli tę wojnę, zanim się tu zjawiłem, jeszcze przed śmiercią Lennarta. Szczerze mówiąc, nie wiem, kto pierwszy rzucił kamieniem. Wydaje mi się zresztą, że obydwoje, i Lilian, i Kaj w tym samym stopniu podsycają tę waśń. Próbowałem trzymać się od tego z daleka, choć nie jest to łatwe. – Potrząsnął głową. – Zupełnie nie rozumiem, po co to robią. Znam swoją żonę jako osobę ciepłą i współczującą, ale gdy chodzi o Kaja i jego rodzinę, zachowuje się tak, jakby ślepa plamka przesłaniała jej pole widzenia. Chwilami wydaje mi się, że i ona, i Kaj w gruncie rzeczy świetnie się bawią, wręcz po to żyją. Brzmi to niedorzecznie, bo po co to ciągnąć, włóczyć się po sądach i tak dalej. Poza tym kosztowało nas to mnóstwo pieniędzy. Kaja na to stać, nam się tak dobrze nie powodzi, oboje jesteśmy na emeryturze. Naprawdę nie rozumiem, po co ciągnąć tę awanturę.
Pytanie było retoryczne, nie oczekiwał odpowiedzi.
– Czy kiedykolwiek doszło między nimi do rękoczynów? – spytał z naciskiem Patrik.
– Nie, Boże uchowaj – odpowiedział zdecydowanie Stig. – Do tego stopnia jeszcze nie oszaleli. – Roześmiał się.
Patrik i Gösta wymienili spojrzenia.
– Ale słyszał pan, że Kaj był tu dzisiaj?
– Trudno było nie słyszeć – odrzekł Stig. – W kuchni był okropny hałas. Kaj się wydzierał, awanturował. Ale w końcu podkulił ogon, Lilian go wyrzuciła. – Stig spojrzał na Patrika. – Nie rozumiem niektórych ludzi. Niezależnie od problemów we wzajemnych relacjach, można przecież okazać trochę współczucia, zważywszy na to, co się stało. Ze względu na Sarę…
Patrik zgadzał się, że w ostatnich dniach powinno przeważyć współczucie, ale w odróżnieniu od Stiga nie winił jedynie Kaja. Także Lilian wykazywała zatrważający brak taktu. W umyśle Patrika zrodziło się nieprzyjemne podejrzenie. Pytał dalej:
– Czy widział pan żonę po wizycie Kaja? – spytał i wstrzymał oddech.
– Oczywiście – odparł Stig, zdziwiony tym pytaniem. – Przyniosła mi herbatę i opowiedziała, jaki ten Kaj bezczelny.
Patrik już rozumiał, skąd ten niepokój na twarzy Lilian, gdy oznajmili, że zamierzają porozmawiać ze Stigiem. Popełniła błąd taktyczny, zapominając o mężu.
– Czy zwrócił pan uwagę na coś szczególnego? – spytał Patrik.
– Coś szczególnego? Niby co? Była zła, ale w tym chyba nie ma nic dziwnego.
– Nic, co by wskazywało, że dostała od niego w twarz?
– Dostała w twarz? Ależ skąd! Kto tak mówi? – Stig zmieszał się. Patrikowi było go żal.
– Lilian twierdzi, że Kaj ją pobił, kiedy tu był. Pokazała nam ślady, między innymi na twarzy.
– Przecież po wyjściu Kaja nie miała na twarzy żadnych śladów pobicia. Nie rozumiem… – Stig niespokojnie poruszył się w łóżku i skrzywił się z bólu.
Patrik spochmurniał. Spojrzał na Göstę i dał mu znak, że pora kończyć.
– Porozmawiamy jeszcze z pańską żoną – powiedział, wstając jak najostrożniej.
– Ale kto mógł…
Zostawili go zmieszanego. Patrik podejrzewał, że kiedy wyjdą, Lilian poważnie sobie z nim porozmawia. Ale najpierw oni porozmawiają z nią.
Schodząc po schodach, aż kipiał z oburzenia. Zaledwie trzy dni minęły od śmierci Sary, a już próbowała to wykorzystać w błahym sąsiedzkim konflikcie. Była w tym taka… znieczulica, wprost nie do pojęcia. Najbardziej złościło go, że nie wahała się marnować czasu i środków policji, która przecież usiłowała znaleźć mordercę jej wnuczki. Nawet o tym nie pomyślała. Niebywała zła wola i głupota. Nie znajdował słów.
Wszedł do kuchni i spojrzał na Lilian. Już wiedziała, że przegrała tę bitwę.
– Dowiedzieliśmy się od Stiga interesujących rzeczy – powiedział złowieszczym tonem Patrik. Eva, przyjaciółka Lilian, spojrzała na nich pytająco. Najwidoczniej uwierzyła w historyjkę Lilian. Zaraz ujrzy ją pewnie w innym świetle.
– Nie rozumiem, dlaczego się uparliście, żeby zakłócać spokój choremu. Dzisiejsza policja z nikim się nie liczy – syknęła Lilian, próbując odzyskać przewagę.
– Nie ma obaw – spokojnie odrzekł Gösta, siadając na krześle naprzeciw obu kobiet. Patrik wziął krzesło obok i również usiadł.
– Dobrze, że jego też wysłuchaliśmy, bo powiedział coś ważnego. Może pani to wyjaśnić?
Lilian nie spytała, o co chodzi. W milczeniu czekała, co będzie dalej. Odezwał się Gösta:
– Pani mąż mówi, że przyszła pani do niego po wyjściu Kaja i nie miała pani żadnych śladów pobicia. I nic mu pani o tym nie mówiła. Może pani to wytłumaczyć?
– Taki ślad widać dopiero po jakimś czasie – mruknęła Lilian, próbując ratować sytuację. – Nie chciałam męża niepokoić, jest chory. Nie rozumiecie tego?
Rozumieli aż za dobrze. Lilian była tego świadoma.
Patrik przejął inicjatywę.
– Wie pani, co oznacza składanie fałszywych zeznań?
– Niczego nie zmyśliłam – wybuchnęła Lilian. Łagodniejszym tonem dodała: – No… może trochę… przesadziłam, ale widziałam w jego oczach, że chce się na mnie rzucić.
– A skąd ślady, które nam pani pokazała?
Nie odpowiedziała, nie musiała. Domyślili się, że sama się o nie postarała, zanim przyszli. Patrik zaczął się zastanawiać, czy ma po kolei w głowie.
Uparcie ciągnęła:
– Chodziło o to, żebyście mieli powód, żeby go przesłuchać. Moglibyście wtedy spokojnie szukać dowodów, że Sarę zamordował albo on, albo Morgan. Pewna jestem, że zrobił to któryś z nich. Chciałam wam tylko pomóc.
Patrik spojrzał na nią z niedowierzaniem. Albo jest najbardziej upartą osobą, jaką kiedykolwiek spotkał, albo jest szurnięta. Tak czy inaczej, należy z tym skończyć.
– Niech nam pani da spokojnie pracować, dobrze? I proszę zostawić w spokoju Wibergów. Czy zrozumiała pani?
Lilian skinęła głową, ale widać było, że jest wściekła. Przyjaciółka cały czas przyglądała jej się ze zdziwieniem. Teraz skorzystała z okazji i wyszła razem z Patrikiem i Göstą. Domyślali się, że ich przyjaźń została wystawiona na ciężką próbę.
Wracając na komisariat, Patrik i Gösta nie rozmawiali o tym, co się stało. Cała ta historia była zbyt przygnębiająca.
Stig był zaniepokojony. Domyślał się, że Lilian będzie zła, ale nie wiedział, co innego mógłby zrobić. Kiedy do niego przyszła, wyglądała jak zawsze. Zupełnie nie rozumiał, o co policjantom chodzi. Powiedziała, że Kaj ją pobił? Chybaby nie kłamała?
Słysząc jej kroki na schodach, wiedział, że się nie myli. Lilian jest zła. Przez chwilę chciał schować się pod kołdrą i udać, że śpi, ale zmienił zdanie. Nie będzie tak źle. Przecież powiedział tylko, jak było. Lilian musi to zrozumieć. Zresztą to na pewno jakieś nieporozumienie.
Z wyrazu jej twarzy wyczytał więcej, niż chciał. Była na niego tak wściekła, że pod jej spojrzeniem aż się skulił. Zawsze uważał, że jej humory są w najwyższym stopniu nieprzyjemne. Nie rozumiał, jak to się dzieje, że ktoś tak miły i ciepły jak ona nagle zmienia się w kogoś tak niesympatycznego. Przyszło mu na myśl, że może naprawdę było tak, jak sugerowali policjanci, że skłamała, żeby fałszywie oskarżyć Kaja. Odrzucił jednak tę myśl. Zaraz się wyjaśni, jak było naprawdę.
– Nie mógłbyś trzymać gęby na kłódkę? – Lilian stanęła nad nim. Słysząc jej ostry głos, poczuł w głowie przeszywający ból.
– Kochanie, przecież ja tylko…
– Tylko powiedziałem, jak było! Tak? To chciałeś powiedzieć? Co za szczęście, że na świecie są jeszcze uczciwi ludzie, jak ty. Szczerzy, prawdomówni, mający w nosie własną żonę i pogrążający ją w gównie. A ja liczyłam, że staniesz po mojej stronie!
Pryskała na niego śliną. Ledwie poznawał pochyloną nad nim wykrzywioną twarz.
– Ależ Lilian, przecież ja zawsze stoję po twojej stronie. Tylko nie wiedziałem…
– Nie wiedziałem, nie wiedziałem! Ty idioto, czy zawsze trzeba ci wszystko mówić?
– Ale nic mi nie powiedziałaś… Przecież to nieprawdopodobne, co mówią policjanci, to znaczy nie zmyśliłabyś czegoś takiego.
Stig próbował zrozumieć jej wściekły atak. Dopiero teraz dostrzegł na jej policzku sinawy ślad. Spojrzał na nią badawczo.
– Co to za ślad masz na twarzy? Przedtem tego nie miałaś. Czy to prawda, co powiedzieli policjanci? Zmyśliłaś, że Kaj cię pobił? – W jego głosie słychać było niedowierzanie. Lilian zgarbiła się i nie potrzebował już potwierdzenia.
– Po coś zrobiła takie głupstwo? – Zamienili się rolami. Stig mówił ostrym tonem, Lilian opadła na brzeg łóżka i ukryła twarz w dłoniach.
– Sama nie wiem, Stig. Teraz widzę, jakie to głupie, ale chciałam, żeby się wzięli za Kaja i jego rodzinę. Jestem pewna, że mają coś wspólnego ze śmiercią Sary! Zawsze mówiłam, że ten człowiek jest zdolny do wszystkiego. I jeszcze ten stuknięty Morgan. Chował się po krzakach, żeby mnie podglądać! A policja nic nie robi!
Trzęsła się od płaczu. Stig mimo bólu usiadł na łóżku i objął ją. Gładził ją uspokajająco po plecach, ale w oczach miał niepokój.
Kiedy Patrik wrócił do domu, zastał Erikę samą. Siedziała w ciemnościach, pogrążona w myślach. Kristina wyszła z Mają na spacer, Charlotte już dawno poszła do domu. Erika martwiła się tym, co od niej usłyszała.
Słysząc, że Patrik otwiera drzwi, podniosła się i wyszła mu na spotkanie.
– Dlaczego siedzisz po ciemku? – Torby z zakupami położył przy zlewie i po kolei zapalał lampy. Przez chwilę mrużyła oczy, potem ciężko usiadła przy kuchennym stole i przyglądała się, jak Patrik wyjmuje zakupy.
– Ale ładnie posprzątane! – powiedział, rozglądając się z zadowoleniem. – Jak miło, że mama czasem przyjeżdża pomóc – mówił dalej, nie zauważając spojrzenia Eriki.
– Rzeczywiście, bardzo miło! – powiedziała kwaśno. – Miło jest wrócić do domu, w którym wreszcie jest porządek!
– Oj, tak! – odparł Patrik, nie czując, że kopie sobie coraz głębszy grób.
– To może byś częściej bywał w domu i zadbał o jaki taki porządek?! – krzyknęła Erika.
Patrik aż podskoczył. Spojrzał na nią zdumiony.
– Co ja takiego powiedziałem?
Erika wstała i wyszła. Czasem Patrik bywał niewiarygodnie tępy. Skoro sam nie rozumie, nie będzie mu tłumaczyć.
Usiadła w ciemnym salonie i patrzyła w okno. Pogoda odzwierciedlała stan jej ducha. Szaro, wietrznie i przenikliwie zimno. Zdradliwe chwile ciszy na przemian z gwałtownymi uderzeniami wiatru. Łzy popłynęły jej po policzkach. Patrik usiadł przy niej na kanapie.
– Przepraszam cię, nieźle palnąłem. Z mamą pewnie niełatwo wytrzymać, co?
Erika czuła, jak drży jej podbródek. Sama miała dość własnego płaczu. Ciągnął się za nią od kilku miesięcy. Myślała, że kiedy urodzi dziecko, będzie ją rozpierać radość, a tu coś takiego. Gdyby chociaż mogła się na to przygotować! Chwilami prawie nienawidziła Patrika za to, że nie dzieli z nią tych uczuć. Z jednej strony rozumiała, że to dobrze, bo ktoś musi czuwać nad tym, żeby rodzina jakoś funkcjonowała, z drugiej jednak pragnęła, żeby choć na chwilę wczuł się w jej sytuację.
Patrik jakby czytał w jej myślach:
– Naprawdę chętnie bym się z tobą zamienił, ale nie mogę. Więc nie rób z siebie bohaterki, tylko mów, co czujesz. Może byś pogadała z jakimś specjalistą? W przychodni na pewno coś poradzą.
Erika gwałtownie potrząsnęła głową. Depresja sama przejdzie. Na pewno. Zresztą inni mają gorzej.
– Była Charlotte – powiedziała.
– Jak się czuje? – spytał cicho Patrik.
– Trochę lepiej, cokolwiek to znaczy. – Zawahała się. – Wpadliście na coś?
Patrik odchylił się do tyłu i patrzył w sufit. Westchnął głęboko.
– Niestety nie. Nie wiemy nawet od czego zacząć. W dodatku stukniętej mamusi Charlotte bardziej zależy na znajdowaniu nowych argumentów w sporze z sąsiadem niż na tym, żeby nam pomóc. Nie ułatwia nam pracy.
– Co się stało? – spytała zaciekawiona Erika. Patrik w skrócie opowiedział, co się wydarzyło.
– Myślisz, że ktoś z rodziny mógłby mieć coś wspólnego z jej śmiercią?
– Nie chce mi się wierzyć – odparł Patrik. – Zresztą wszyscy mają wiarygodne alibi na przedpołudnie.
– Na pewno? – znaczącym tonem spytała Erika. Patrik miał już pytać, co ma na myśli, gdy otworzyły się drzwi i wkroczyła Kristina z Mają na ręku.
– Co wy wyprawiacie z tym dzieckiem? – powiedziała z gniewem. – Przez całą drogę powrotną krzyczała tak, że nie sposób było jej uspokoić. Tak jest, jak się bierze dziecko na ręce, kiedy tylko zapłacze. Rozpuściliście ją. Ani ty, ani twoja siostra nigdy tak nie krzyczeliście…
Patrik podszedł i wyjął Maję z wózka, przerywając matce tyradę. Erika po krzyku Mai poznała, że jest głodna. Z westchnieniem usiadła w fotelu, rozpięła biustonosz i wyjęła przesiąkniętą mlekiem wkładkę. No to od początku…
Monika wróciła do domu i od razu wiedziała, że coś jest nie tak. Złość Kaja wyczuwała na odległość, jakby miała w głowie radar. Poczuła się jeszcze bardziej zmęczona. O co chodzi tym razem? Miała dość jego wybuchów. Właściwie nie pamiętała, żeby kiedykolwiek było inaczej. Związali się ze sobą, kiedy byli jeszcze nastolatkami. Wtedy jego gwałtowność uważała za wyraz siły, coś pociągającego. Już nie pamiętała, jak to było. Nieważne. Życie potoczyło się tak, jak się potoczyło. Monika zaszła w ciążę, pobrali się, urodził się Morgan, mijał dzień za dniem. Od wielu lat nic ich nie łączyło. Od dawna sypiali osobno. Być może mogłaby sobie jeszcze ułożyć życie inaczej, ale przyzwyczaiła się. Czasem nachodziła ją myśl o rozwodzie, a raz, prawie dwadzieścia lat temu, w tajemnicy nawet spakowała walizkę, żeby się razem z Morganem wyprowadzić. Potem pomyślała, że jeszcze ugotuje Kajowi obiad, uprasuje kilka koszul i zrobi pranie, żeby nie zostawiać po sobie brudów. Zanim się obejrzała, sama rozpakowała tę walizkę.
Poszła do kuchni, wiedząc, że go tam znajdzie. Zawsze tam przesiadywał, kiedy był zły. Może dlatego, że miał stamtąd widok na najczęstszy powód swojej złości. Teraz też przez szparę w zasłonach gapił się na dom sąsiadów.
– Cześć – powiedziała. Zamiast równie miłej odpowiedzi usłyszała długą, pełną nienawiści tyradę.
– Wiesz, co ta jędza zrobiła? – Nie oczekiwał odpowiedzi. Zresztą Monika nie zamierzała się odzywać. – Nasłała na mnie policję. Powiedziała, że ją pobiłem! Pokazała im jakieś ślady, które sobie sama zrobiła, i powiedziała, że to ja ją uderzyłem. Cholera, ona jest rąbnięta!
Wchodząc do kuchni, Monika postanowiła, że nie da się wciągnąć w kolejną odsłonę wojny Kaja, ale czegoś takiego się nie spodziewała. Wbrew sobie poczuła, jak wzbiera w niej gniew. Musiała się jednak upewnić.
– Na pewno nie napadłeś na nią, Kaj? Tak łatwo wybuchasz…
Kaj spojrzał na nią, jakby straciła rozum.
– Co ty opowiadasz? Naprawdę myślisz, że jestem tak głupi, żeby tak się podłożyć? Z największą przyjemnością bym jej przyłożył, ale przecież wiem, co by się stało! Owszem, poszedłem, żeby jej wygarnąć, co o niej myślę, ale nawet jej nie tknąłem!
Monika wiedziała, że Kaj mówi prawdę. Rzuciła nienawistne spojrzenie w kierunku domu sąsiadki. Gdyby Lilian dała im wreszcie święty spokój!
– No i co? Policja uwierzyła w te kłamstwa?
– Nie, na szczęście udało im się ustalić, że kłamała. Rozmawiali ze Stigiem. To chyba on obalił całą tę historię. Ale niewiele brakowało.
Monika usiadła przy stole naprzeciw męża. Twarz mu poczerwieniała, bębnił palcami po stole.
– A może by tak spasować i wyprowadzić się stąd? Przecież tak się nie da żyć.
Tyle razy go o to prosiła i zawsze zdecydowanie się sprzeciwiał.
– Mowy nie ma. Już ci mówiłem. Nie dam jej tej satysfakcji. Nie przepędzi mnie z własnego domu.
Dla podkreślenia swoich słów walnął pięścią w stół. Niepotrzebnie. Monika znała ten argument i wiedziała, że to bez sensu, choć, prawdę mówiąc, ona też nie chciała pozwolić, żeby sąsiadka wygrała. Zwłaszcza po tym, co naopowiadała o Morganie.
Dostrzegła szansę i zmieniła temat.
– Widziałeś dziś Morgana?
Kaj niechętnie oderwał wzrok od domu Florinów i mruknął:
– Nie, a powinienem? Przecież on w ogóle nie wychodzi z tego swojego domku.
– To prawda, ale myślałam, że może poszedłeś się przywitać, spojrzeć, jak sobie radzi. – Wiedziała, że to pobożne życzenie, ale nie traciła nadziei. Przecież Morgan jest jego synem.
– Niby dlaczego? – prychnął Kaj. – Jeśli zechce się kolegować, może tu przyjść. – Podniósł się. – Dasz mi coś do zjedzenia?
Monika nie odpowiedziała. Podniosła się i zaczęła szykować obiad. Jeszcze kilka lat temu pomyślałaby, że Kaj sam mógłby go ugotować, skoro siedzi w domu. Teraz nie przyszło jej to do głowy. Wszystko jest tak jak zawsze. I tak już zostanie.