24


Fjällbacka 1928

Dwa dni później do Fjällbacki przyjechał ojciec Agnes. Oczekiwała go w tymczasowo użyczonym pokoiku. Kiedy wszedł, siedziała z rękoma splecionymi na kolanach. Wieści były prawdziwe. Wyglądał naprawdę źle. Na czubku głowy prześwitywała łysina, a dawna krągłość, skądinąd budząca sympatię, zmieniła się niemal w otyłość. Oddech miał ciężki, twarz zaczerwienioną i świecącą od wysiłku, ale pod czerwienią czaiła się niezdrowa bladość.

Z ociąganiem i niedowierzaniem przestąpił próg maleńkiego ciemnego pokoiku. Kiedy zobaczył córkę, podbiegł i objął ją mocno. Agnes pozwoliła się uściskać, ale nie odpowiedziała tym samym. Wciąż siedziała z rękoma na kolanach. Ojciec zawiódł ją i nic tego nie zmieni.

August czekał, aż da mu jakiś znak, ale w końcu dał za wygraną. Nie mógł się powstrzymać, żeby jej nie pogłaskać po policzku. Drgnęła, jakby ją uderzył.

– Agnes, biedne kochanie moje.

Usiadł obok niej, ale już nie próbował jej dotykać. Współczucie malujące się na jego twarzy budziło obrzydzenie. Też wyskoczył. Ojcowskiej opieki potrzebowała cztery lata temu. Teraz już za późno.

Specjalnie nie patrzyła na niego, gdy do niej mówił. Augusta aż zatykało z przejęcia.

– Agnes, wiem, że postąpiłem źle, i nic tego nie zmieni. Ale pozwól sobie pomóc teraz, gdy tak ci ciężko. Wróć do domu, pozwól mi się sobą zaopiekować. Wszystko będzie tak jak dawniej. To okropne, co się stało. Postaramy się, żebyś zapomniała.

Wypowiadane to wznoszącym się, to opadającym głosem prośby rozbijały się o twardą skorupę. Dla Agnes brzmiały jak szyderstwo.

– Kochanie moje, wróć do domu. Będziesz miała wszystko, czego zapragniesz.

Kątem oka widziała, jak drżą mu ręce. Błagalny ton sprawiał jej większą satysfakcję, niż się spodziewała. Tyle razy w ciągu minionych mrocznych lat wyobrażała sobie tę scenę. Śniła o niej.

Obróciła się twarzą do ojca. August sądził, że córka spełni jego prośbę, chciał chwycić ją za ręce. Odsunęła się i nie mrugnąwszy okiem, oznajmiła:

– W piątek wyjeżdżam do Ameryki.

Napawała się jego zdumieniem.

– Do A… aa… meryki – wyjąkał. Nad jego górną wargą pokazały się kropelki potu. Tego się nie spodziewał.

– Anders kupił bilety. Marzył, że zapewni nam przyszłość w Ameryce. Zamierzam spełnić jego życzenie. Pojadę sama – powiedziała dramatycznym tonem, patrząc w okno. Zdawała sobie sprawę, że jej profil pięknie się rysuje na jego tle, a czarny strój podkreśla bladość, o którą zawsze tak dbała.

Od dwóch dni wszyscy chodzili koło niej na palcach. Dali pokoik, w którym mogła mieszkać, jak długo zechce. Plotki, lekceważenie, z jakim mówiono o niej dawniej, wszystko zniknęło, ulotniło się. Sąsiadki przynosiły jej jedzenie i ubrania. Wszystko, co miała na sobie, pożyczono jej lub podarowano. Nic się nie uratowało z pożaru.

Przyszli również koledzy Andersa z kamieniołomu. Ubrani w najlepsze, niedzielne garnitury i, w miarę możności, wyszorowani do czysta witali się z nią z czapkami w rękach i ze wzrokiem wbitym w ziemię mówili coś o jej mężu.

Agnes nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie uwolni się od tej gromady oberwańców. Marzyła o chwili, gdy wejdzie na pokład statku, a on zabierze ją na inny kontynent. Morskie powietrze zetrze z niej lepką warstwę brudu i rozkładu. Jeszcze przez kilka dni będzie musiała wysłuchiwać żałosnych zapewnień o współczuciu i życzliwości. Potem wyjedzie i już nigdy się za siebie nie obejrzy. Przedtem jednak wydusi co nieco od tego tłustego, czerwonego mężczyzny, który siedzi obok i który cztery lata temu potraktował ją tak okrutnie.

Ojciec nadal był w szoku.

– Ale, ale… z czego będziesz tam żyła? – spytał, jąkając się i ocierając chusteczką pot z czoła.

– Nie wiem – odpowiedziała z dramatycznym westchnieniem. Na jej twarzy pojawił się cień troski. Cień na tyle wyraźny, że ojciec go dostrzegł.

– Nie mogłabyś zmienić zdania, serce moje? Zostań ze starym ojcem.

Potrząsnęła głową i czekała, co jej zaproponuje. Nie zawiodła się. Tak łatwo przychodziło jej rozszyfrować każdego mężczyznę.

– Może mógłbym ci pomóc? Jakieś pieniądze na początek, na utrzymanie, żebyś sobie dała radę? Może chociaż to mógłbym dla ciebie zrobić? Zamartwię się o ciebie na śmierć, gdy będziesz sama tak daleko.

Agnes zastanawiała się. August dodał pospiesznie:

– Mógłbym ci kupić lepszy bilet. Kajuta w pierwszej klasie to chyba lepsze, niż płynąć w ścisku.

Agnes łaskawie skinęła głową i po chwili milczenia powiedziała:

– Niech będzie. Możesz mi dać te pieniądze jutro. Po pogrzebie – dodała, a August drgnął jak oparzony.

Szukał właściwych słów.

– Chłopcy – zaczął drżącym głosem. – Czy byli podobni do nas? Do naszej rodziny?

Obaj malcy byli niezwykle podobni do Andersa, ale Agnes odpowiedziała twardo:

– Wyglądali zupełnie jak ty na zdjęciach z dzieciństwa. Skóra zdarta z ciebie. Często pytali, dlaczego nie mają dziadka jak inne dzieci – dodała, zadając mu cios w samo serce. Wszystko to kłamstwa, ale im większe będzie miał wyrzuty sumienia, tym więcej jej dorzuci.

August wstał, by pożegnać się z córką. Oczy miał pełne łez. Odwrócił się w drzwiach, żeby spojrzeć na nią ostatni raz. Agnes postanowiła rzucić mu ochłap i skinęła głową. Zgodnie z przewidywaniami bardzo się ucieszył i uśmiechnął do niej przez łzy.

Patrzyła za nim z nienawiścią. Ją można zdradzić tylko raz. Drugiej szansy nie będzie.



Patrik siedział w samochodzie i próbował się skupić na tym, co go czeka. Trzeba jak najprędzej pójść tropem wczorajszej rozmowy. Nadal nie mógł się uwolnić od myśli o tym, jak głupio odezwał się do Eriki. Jakie to wszystko trudne. Dotychczas sądził, że posiadanie dziecka to bardzo prosta sprawa, nawet jeśli wymaga poświęceń. Nie przypuszczał, że wiąże się z tym tyle lęków i obaw, ilu doświadczyli w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Westchnął z rezygnacją.

Domowe problemy udało mu się zostawić za sobą, dopiero gdy parkował przed białobrązowymi blokami przy południowym wjeździe do Fjällbacki. Mieszkanie, do którego zmierzał, znajdowało się w drugiej klatce pierwszego z nich. Wszedł na pierwsze piętro. Zobaczył na drzwiach tabliczkę z napisem Svensson/Kallin i cichutko zapukał. Dobrze wiedział, jak bardzo rodzice nie lubią, gdy niespodziewany gość zapomina, że w domu jest małe dziecko, i budzi je. Drzwi otworzył facet w wieku około dwudziestu pięciu lat. Wyglądał na zaspanego, choć było już pół do dziewiątej.

– Mia, do ciebie.

Nie przywitał się, tylko powlókł do pokoju obok. Patrik zajrzał do niego. Niewielki pokój, zapewne pierwotnie gościnny, zamieniono w salon gier. Patrik zobaczył komputer, sporo joysticków i mnóstwo gier rozłożonych na biurku. Na ekranie odbywała się rozgrywka pod hasłem „zabij tylu wrogów, ilu zdołasz”. Facet, Svensson albo Kallin, żył w innym świecie.

Patrik zostawił buty przy drzwiach i wszedł do znajdującej się na lewo kuchni.

– Proszę, właśnie karmię Liama.

Mały siedział na wysokim białym krześle i jadł kaszkę z przecierem owocowym. Patrik pomachał do niego i w nagrodę dostał szeroki, pełen kaszki uśmiech.

– Proszę, niech pan siada. – Mia wskazała mu krzesło po przeciwnej stronie stołu.

Patrik usiadł i wyjął notes.

– Mogłaby pani opowiedzieć o tym, co się wczoraj wydarzyło?

Na samo wspomnienie zadrżała jej trzymająca łyżkę ręka. Skinęła głową i opowiedziała pokrótce. Patrik zapisywał, chociaż opowieść nie różniła się od tego, co zanotowała Annika, kiedy Mia składała doniesienie.

– Nie widziała pani nikogo w pobliżu wózka?

Mia potrząsnęła głową. Liam uznał, że to zabawne, i również zaczął energicznie kręcić głową. Utrudniło to karmienie.

– Nie widziałam. Ani przed wejściem do sklepu, ani kiedy wyszłam.

– Postawiła pani wózek za sklepem, tak?

– Tak, miejsce jest zaciszne, wydawało mi się, że będzie tam spokojniej. Nie chciałam zabierać małego ze sobą. Po pierwsze, dlatego że spał, a po drugie, nie chciało mi się ciągnąć wózka do sklepu. Potrzebowałam tylko kilka minut.

– I kiedy pani wyszła, zobaczyła pani, że wózek i dziecko są wysmarowane jakąś ciemną substancją.

– Mały strasznie krzyczał. Musiał mieć pełną buzię tego czegoś, bo chociaż udało mu się sporo wypluć, usta miał całe czarne.

– Była pani z nim u lekarza?

Potrząsnęła głową. Patrik trafił w czuły punkt.

– Nie. Wiem, że powinnam pójść, ale spieszyło mi się do domu. Wydawało mi się, że mały tylko się przestraszył i rozzłościł, a poza tym nic mu się nie stało, więc…

Umilkła. Patrik wtrącił:

– Dobrze pani zrobiła. Widać po nim, że wszystko w porządku.

Liam jakby na potwierdzenie zamachał rękami i otworzył buzię, niecierpliwie czekając na następną łyżkę kaszki. Apetyt miał świetny, wystarczyło spojrzeć na jego podwójny podbródek.

– A sweterek, o który wczoraj prosiłem przez telefon…

Wstała.

– Tak jak pan prosił, nie uprałam. Pełno na nim tego czarnego proszku. Wygląda jak popiół.

Mia poszła po sweterek, a Liam popatrzył tęsknie na leżącą obok talerza łyżeczkę. Patrik chwilę się zastanawiał, a potem przysiadł się bliżej i zaczął go karmić. Dwie łyżeczki weszły gładko. Potem Liam postanowił pokazać, jak warczy samochód, i opryskał Patrikowi twarz i włosy. W tym momencie weszła Mia ze sweterkiem. Nie mogła się powstrzymać od śmiechu.

– Ależ pan wygląda! Powinnam pana ostrzec albo dać pelerynę i coś na głowę. Naprawdę bardzo przepraszam.

– Nie szkodzi – z uśmiechem odparł Patrik, ścierając kaszkę z rzęs. – Moja ma dopiero dwa miesiące, powinienem się przyzwyczajać.

– No to proszę bardzo – powiedziała Mia. Usiadła na jego krześle i pozwoliła Patrikowi dokończyć. – To ten sweterek – dodała, kładąc go na stole.

Patrik spojrzał. Cały przód był brudny.

– Mógłbym go zabrać?

– Bardzo proszę. Pewnie i tak bym go wyrzuciła. Zapakuję do plastikowej torebki.

Patrik wziął torebkę i wstał.

– Gdyby się pani przypomniało jeszcze coś, proszę zadzwonić – powiedział, podając jej wizytówkę.

– Dobrze. Nie rozumiem, dlaczego ten ktoś to zrobił. Ani do czego wam się przyda ten sweterek.

Patrik tylko potrząsnął głową. Nie chciał się wdawać w wyjaśnienia. Do mediów nie przedostała się dotąd informacja o tym, że w płucach Sary znaleziono popiół. Zerknął na Liama. W tym przypadku na szczęście do tego nie doszło. Pytanie tylko, czy sprawca chciał zrobić coś więcej, czy coś mu przeszkodziło. Dopóki nie ma wyników analizy popiołu, nie da się stwierdzić, czy ta sprawa ma związek ze śmiercią Sary. Ale gotów był się założyć, że ma. To nie mógł być zwykły zbieg okoliczności.

Patrik wsiadł do samochodu i sięgnął po komórkę.

O dziwo, technicy, którzy wczoraj przeszukali dom Kaja, jeszcze się nie odezwali. Tyle miał wczoraj spraw na głowie, że nie pomyślał o tym. Teraz zdziwił się, że nie złożyli raportu. Zaklął, gdy zdał sobie sprawę, że wczoraj po przesłuchaniu Kaja zapomniał włączyć komórkę. Na ekranie mrugała ikonka: ktoś nagrał wiadomość. Wysłuchał jej w napięciu. Z triumfującą miną zamknął klapkę telefonu i wsunął go do kieszeni.


Znów zwołał zebranie w kuchni. Była największym pomieszczeniem w komisariacie, a poza tym świeża kawa działała na uczestników bardzo korzystnie. Annika przyniosła z pobliskiej piekarni sporą torebkę ciasteczek orzechowych i czekoladowych. Nie musiała szczególnie zachęcać do jedzenia. Kiedy Patrik stanął przed tablicą, wszyscy byli zajęci jedzeniem.

Odchrząknął.

– Wiecie już, że wczoraj dużo się działo.

Gösta kiwnął głową i sięgnął po następne ciasteczko orzechowe. Daleko mu było do Mellberga, który pochłaniał już trzecie i miał wyraźną ochotę na czwarte. Ernst usiadł nieco z boku. Wszyscy starali się na niego nie patrzeć. Od chwili kiedy wszyscy się dowiedzieli, żył w cieniu zbliżającego się dnia sądu. Czekał, kiedy topór spadnie mu na głowę. I na razie musiał czekać. Śledztwo weszło w szczególnie intensywną fazę, ale wszyscy wiedzieli, że to tylko kwestia czasu. Ernst również.

Wszyscy wpatrywali się w Patrika. Mówił dalej:

– Chciałbym zrobić małe podsumowanie. O większości spraw wiecie, ale dobrze będzie przedstawić wam sytuację w całości.

Znów odchrząknął. Chwycił pisak i zaczął pisać.

– Po pierwsze przesłuchaliśmy ojca Sary. Chodziło o jego alibi. Nadal nie wiemy, gdzie był w tamto poniedziałkowe przedpołudnie, więc nie wiemy też, dlaczego próbował przedstawić fałszywe alibi. Ponadto przejrzeliśmy dokumentację szpitalną młodszego dziecka. Mowa w niej o wielu urazach, więc ojciec jest podejrzany o znęcanie się nad nim. Pytanie, czy znęcał się również nad Sarą i czy została zamordowana wskutek eskalacji przemocy. – Zaznaczył punkt, obok napisał „Niclas” i narysował strzałki w kierunku słów „alibi” i „podejrzany o przemoc”. – Wczoraj przyszła z mamą koleżanka Sary, Frida. Powiedziała, że na dzień przed śmiercią Sarę bardzo nastraszył jakiś „zły pan”. Groził jej, krzyczał i nazwał „czarnym miotem”. Może mi to ktoś wytłumaczyć?

Patrik patrzył pytająco na zebranych. Nikt nie odpowiedział. Wszyscy w milczeniu zastanawiali się, co mogą znaczyć te dziwne słowa. Annika rozejrzała się, potrząsnęła głową, jakby dziwiła się ich tępocie, i wyjaśniła:

– Myślę, że powiedział czarci pomiot.

Miny mieli takie, jakby chcieli puknąć się w czoło.

– No jasne – powiedział Patrik, klnąc własną głupotę. Wyjaśnienie było oczywiste, jeśli już się na to wpadło.

– Wygląda to na fanatyzm religijny. Frida opisała tego człowieka jako siwego starca. Martin, spytaj mamę Sary, czy coś jej to mówi.

Martin skinął głową.

– Wczoraj mieliśmy jeszcze jedno interesujące zgłoszenie. Pewna dziewczyna zostawiła wózek ze śpiącym dzieckiem na tyłach sklepu żelaznego i weszła po zakupy. Kiedy wyszła, dziecko krzyczało na całe gardło, a w wózku było pełno jakiejś czarnej substancji. Mały miał ją również w buzi. Ktoś chyba próbował go zmusić do połknięcia tego czegoś. Rano poszedłem porozmawiać z tą kobietą. Dała mi sweterek, który dziecko miało wtedy na sobie. Cały przód jest wymazany czymś, co wygląda na popiół.

Zapadła cisza. Przestali jeść, nikt nie siorbał kawy. Patrik mówił dalej:

– Wysłałem już popiół do analizy i coś mi mówi, że to jest taki sam popiół, jaki znaleźliśmy w żołądku Sary. Wiemy dość dokładnie, kiedy doszło do… targnięcia się na dziecko przed sklepem, trzeba posprawdzać alibi różnych osób. Gösta, bierzemy to na siebie.

Gösta kiwnął głową i palcem zebrał z talerza ostatnie wiórki kokosowe.

Całą tablicę zajmowały notatki i kółka. Patrik na chwilę przestał mówić, potem zaznaczył kolejny punkt i napisał: Kaj. Dla wszystkich stało się oczywiste, że ten będzie najważniejszy.

– Dzięki kolegom z Göteborga dowiedzieliśmy się, że Kaj Wiberg należy do rozpracowywanej przez nich siatki pedofilów.

Wszyscy starannie unikali patrzenia na Ernsta. Ernst wiercił się na krześle.

– Wczoraj go zatrzymaliśmy. Koledzy z Uddevalli przeszukali jego dom. Przesłuchanie nie przyniosło nic konkretnego, ale to dopiero wstęp, jeszcze sobie z nim pogadamy. Na podstawie materiałów z Göteborga spróbujemy zidentyfikować ewentualne ofiary. Kaj przez wiele lat pracował z młodzieżą, tu u nas, we Fjällbace, więc to dość prawdopodobne.

– Czy cokolwiek wskazuje na to, że ten facet ma jakiś związek z zamordowaniem Sary? – spytał Gösta.

– Zaraz do tego przejdę – odparł Patrik. Martin spojrzał na niego ze zdumieniem. Podczas przesłuchania nie było o tym mowy. – Przeszukanie prawdopodobnie doprowadziło do przełomu w śledztwie.

Wszyscy siedzieli w coraz większym napięciu. Patrik dla większego efektu zrobił pauzę. Wreszcie powiedział:

– U Wiberga znaleziono kurtkę Sary.

Wszystkich zatkało.

– Gdzie ją znaleźli? – spytał Martin urażony, że Patrik nic mu o tym nie wspomniał.

– Właśnie o to chodzi – odpowiedział Patrik. – Nie znaleźli jej w dużym domu, lecz w domku Morgana, jego syna.

– Cholera – odezwał się Gösta. – Mogłem się założyć, że ten cudak jest w to zamieszany. Tacy jak on…

Patrik mu przerwał.

– Zgadzam się, że to okoliczność obciążająca, ale uważam, że na obecnym etapie nie powinniśmy przywiązywać do tego zbyt wielkiej wagi. Po pierwsze, nie wiadomo, który z nich zostawił tam tę kurtkę, ojciec czy syn. Mógł to zrobić Kaj. Po drugie, jest aż za dużo innych niejasności, choćby alibi Niclasa. Dlatego musimy nadal rozpracowywać wszystkie – położył nacisk na to słowo – punkty wypisane na tej tablicy. Jakieś pytania?

Głos zabrał Mellberg:

– Doskonale, Hedström. Świetna robota. Rzeczywiście, trzeba sprawdzić pozostałe punkty. – Niedbale machnął ręką, wskazując tablicę. – Ale zgadzam się z Göstą. Ten Morgan chyba nie jest całkiem w porządku i na twoim miejscu – teatralnym gestem położył rękę na piersi – porządnie bym go przycisnął. Ale to ty odpowiadasz za śledztwo i ty decydujesz – powiedział to tak, żeby było jasne, że Patrik powinien posłuchać jego rady.

Patrik nie odpowiedział. Mellberg uznał, że jego zalecenie zostało przyjęte. Z zadowoleniem pokiwał głową. Rozwiązanie zagadki jest już tylko kwestią czasu.

Patrik z zaciętą miną poszedł do swego pokoju, by zająć się bieżącymi sprawami. Głupi dziad. Może mówić, co chce, Patrik nie będzie tańczyć, jak mu zagra. Wprawdzie znalezienie kurtki w domku Morgana skłaniało do określonych wniosków, ale coś – instynkt, doświadczenie albo zwykła podejrzliwość – mówiło mu, że sprawy nie mają się tak, jak by się mogło wydawać.

Загрузка...