7


Strömstad 1923

To była wyjątkowa jesień. Anders jeszcze nigdy nie był tak zmęczony i tak pełen energii zarazem. Agnes tchnęła w niego nowe życie. Dziwił się nawet, jak mógł żyć, zanim się pojawiła.

Tego wieczoru, gdy zdobyła się na odwagę i przyszła pod jego okno, zmieniło się całe jego życie. Gdy się zjawiała, miał wrażenie, jakby zaświeciło słońce, gdy się rozstawali – gasło. Przez pierwszy miesiąc ostrożnie zbliżali się do siebie. Agnes była nieśmiała, cichutka. Nie mógł się nadziwić, że to ona zrobiła pierwszy krok. Wszelka natarczywość była jej obca i robiło mu się gorąco na samą myśl, że dla niego poważyła się zrobić tak wielkie odstępstwo od zasad.

Z początku miał mnóstwo wątpliwości. Przewidywał problemy i widział wszystko od najgorszej strony. Ale przepełniało go uczucie tak silne, że w końcu sam siebie przekonał, że wszystko się ułoży. Agnes okazywała tyle ufności. Gdy opierała głowę na jego ramieniu, a jej drobna ręka spoczywała w jego dłoni, był gotów przenosić góry.

Nie mieli zbyt wielu okazji do spotkań. Anders dopiero późnym wieczorem wracał z kamieniołomu. Wstawał wczesnym rankiem. Ale jej zawsze się udawało coś wymyślić, i kochał ją za to. Mimo przenikliwych jesiennych chłodów chodzili na długie spacery za osiedle i pod osłoną ciemności znajdowali jakieś suche miejsce. Siadali i całowali się. Był już listopad, gdy odważyli się wsunąć jedno drugiemu ręce pod ubranie. Anders rozumiał, że trzeba się na coś zdecydować.

Ostrożnie zaczął mówić o przyszłości. Jego ciało domagało się zbliżenia, ale bardzo ją kochał i nie chciał, żeby przytrafiła im się wpadka. Chciał porozmawiać o swoich rozterkach, ale przerwała mu pocałunkiem.

– Nie rozmawiajmy o tym – powiedziała i znów go pocałowała. – Jutro wieczorem, kiedy do ciebie przyjdę, nie wychodź, tylko mnie wpuść.

– A jeśli moja gospodyni…

Agnes znów przerwała mu pocałunkiem.

– Ciii. Będziemy cicho jak myszki. – Pogłaskała go po policzku i dodała: – Dwie kochające się myszki.

– Ale pomyśl, jeśli… – mówił niespokojnie.

– Nie myśl tyle – powiedziała z uśmiechem. – Żyjmy teraźniejszością. Kto wie, jutro może nas nie być.

– Nawet tak nie mów – odrzekł, tuląc ją mocno do siebie. Ona ma rację. Za dużo myśli.



Lepiej załatwmy to za jednym zamachem – powiedział Patrik z westchnieniem.

– Nie rozumiem, czemu to ma służyć – mruknął Ernst. – To prawda, że Lilian z Kajem żrą się od lat, ale nie wierzę, żeby z tego powodu mógł zabić dzieciaka.

Patrik drgnął.

– Widzę, że ich znasz. Zauważyłem to, kiedy witaliśmy się z Lilian.

– Tylko jego znam – burknął Ernst. – Co jakiś czas spotykamy się w kilku i gramy w karty.

Czoło Patrika przecięła zmarszczka.

– Może z tym być problem? Szczerze mówiąc, nie wiem, czy w tej sytuacji powinieneś uczestniczyć w śledztwie.

– Pieprzysz – odparł Ernst kwaśno. – Gdyby z takiego powodu wyłączać ze spraw, nawet jednego zasranego dochodzenia nie dałoby się doprowadzić do końca. Przecież wszyscy się tu znają, wiesz o tym równie dobrze jak ja. Poza tym potrafię oddzielać sprawy służbowe od prywatnych.

Patrik nie był do końca przekonany, ale wiedział, że Ernst ma trochę racji. Wszyscy w okolicy znali się lepiej lub gorzej. Należałoby wyłączyć ze śledztwa wszystkich. Nawet gdyby nie chodziło o bliskie pokrewieństwo czy coś w tym rodzaju. Swoją drogą szkoda. Byłaby to dobra okazja, żeby pozbyć się Lundgrena.

Ruszyli w stronę sąsiedniego domu. W oknie przy drzwiach poruszyła się firanka, ale nie zdążyli zobaczyć, kto za nią stał.

Patrik uważnie przyglądał się domowi. Lilian nazwała go nowobogackim. Wprawdzie mijał go codziennie w drodze do pracy, ale nie miał okazji się przyjrzeć. Rzeczywiście, nie był zbyt ładny. Architektowi najwyraźniej dano wolną rękę, bo stworzył nowoczesną, przeszkloną konstrukcję z mnóstwem dziwnych załamań. Patrik musiał przyznać Lilian rację. Chyba został zbudowany po to, żeby właściciel mógł go zaprezentować w magazynie „Piękne Wnętrza”, ale na tle starej zabudowy Fjällbacki wyglądał jak nastolatek na potańcówce dla seniorów. Kto powiedział, że pieniądze idą w parze z dobrym smakiem? Swoją drogą naczelny architekt miasta musiał chyba być ślepy, gdy wyrażał zgodę na budowę.

Patrik zwrócił się do Ernsta:

– Czym Kaj się zajmuje? Dzień powszedni, godziny pracy, a on siedzi w domu. Lilian mówiła, że jest jakimś dyrektorem. To prawda?

– Sprzedał firmę i przeszedł na wcześniejszą emeryturę – odpowiedział Ernst. Nadal był obrażony, że Patrik wątpił w jego profesjonalizm. – Ale udziela się społecznie, prowadzi drużynę piłki nożnej. Trzeba przyznać, że jest świetnym trenerem. W młodości miał podpisać kontrakt, miał grać zawodowo, ale przeszkodził mu jakiś wypadek. Powtarzam, szkoda naszego czasu. Kaj Wiberg to bardzo porządny gość. Kto mówi co innego, kłamie. To jest po prostu śmieszne.

Patrik zignorował to. Wszedł na schodki prowadzące do drzwi i nacisnął dzwonek. Po chwili usłyszeli kroki. Drzwi otworzył mężczyzna. Kaj, jak domyślał się Patrik. Na widok Ernsta rozjaśnił się.

– Cześć, Lundgren. Ale chyba dziś nie gramy, co?

Szeroki uśmiech zgasł, bo policjanci nawet nie mrugnęli. Kaj przewrócił oczami.

– Co to babsko znowu wymyśliło?

Zaprowadził ich do wielkiego salonu. Usiadł na fotelu, a gościom wskazał kanapę.

– Naprawdę bardzo im współczuję, to prawdziwa tragedia, ale że w takiej sytuacji chce im się jeszcze awanturować! Od razu widać, z kim mamy do czynienia.

Patrik nic nie mówił, przyglądał mu się. Był średniego wzrostu, szczupły, i przywodził na myśl psa myśliwskiego. Włosy miał siwe, krótko ostrzyżone. W jego wyglądzie nie było zupełnie nic charakterystycznego. Gdyby przyszło mu do głowy obrabować bank, żaden świadek nie potrafiłby go opisać.

– Obchodzimy domy wszystkich sąsiadów. Pytamy, czy coś widzieli. To nie ma nic wspólnego z waszym konfliktem. – Patrik postanowił nie mówić, że Lilian wskazała Kaja jako podejrzanego.

– Ach tak – odrzekł Kaj. W jego głosie słychać było zawód. Wojna z sąsiadką najwyraźniej była w jego życiu elementem nie tylko stałym, ale i pożądanym.

– Ale dlaczego się tym zajmujecie? – spytał. – To wielka tragedia, że mała się utopiła, ale co ma do tego policja? Widać, że nie macie co robić – zaśmiał się. Spoważniał, gdy spojrzał na Patrika i zorientował się, że go to nie bawi. Nagle coś mu zaświtało.

– Coś się nie zgadza? Mówili, że dziewczynka utonęła, ale to takie gadanie. Musiało być inaczej, skoro policja chodzi po domach i wypytuje. Mam rację? – spytał podniecony.

Patrik spojrzał na niego z obrzydzeniem. Co się dzieje z ludźmi? Śmierć dziecka to dla nich sensacja? Co za brak taktu! Odpowiedział Kajowi z obojętnym wyrazem twarzy.

– Do pewnego stopnia. Nie mogę wchodzić w szczegóły, ale stwierdziliśmy, że Sara Klinga została zamordowana. Musimy ustalić, co robiła w dniu śmierci.

– Zamordowana – powiedział Kaj. – Straszne. – Zrobił minę, która miała wyrażać współczucie. Nie wyglądało jednak na głębokie, a Patrikowi wydało się wręcz fałszywe. Miał ochotę mu przyłożyć. Zacisnął zęby i mówił dalej:

– Jak wspomniałem, nie mogę wchodzić w szczegóły, ale jeśli ktoś widział Sarę w poniedziałek rano, chcielibyśmy wiedzieć, gdzie i kiedy. Możliwie dokładnie.

Kaj zmarszczył czoło.

– Niech pomyślę, poniedziałek. Tak, widziałem ją rano, ale nie potrafię określić, która wtedy była. Wybiegła z domu, podskakiwała. Nawiasem mówiąc, ona nigdy nie chodziła, tylko podskakiwała. Jak piłka.

– Widziałeś, w którą stronę poszła? – odezwał się po raz pierwszy Ernst. Kaj spojrzał na niego z rozbawieniem. Najwyraźniej śmieszyło go, że kompan od kart gra rolę policjanta.

– Nie, widziałem tylko, jak schodziła po podjeździe. Odwróciła się i pomachała komuś. Potem pobiegła dalej, ale nie widziałem dokąd.

– Która mogła być godzina? – spytał Patrik.

– Koło dziewiątej. Niestety nie potrafię określić dokładniej.

Patrik zawahał się.

– Wiem, że nie bardzo się z sąsiadką przyjaźnicie.

Kaj prychnął.

– Rzeczywiście, można to tak określić. Mało kto się z tą jędzą przyjaźni.

– Jest jakiś szczególny powód tej… – Patrik szukał właściwego określenia – nieprzyjaźni?

– Nie trzeba szczególnego powodu, żeby poróżnić się z Lilian Florin, ale ja mam taki powód. Wszystko zaczęło się, gdy kupiliśmy tu plac pod budowę domu. Najpierw miała zastrzeżenia do projektu, potem robiła wszystko, żeby wstrzymać budowę. Można powiedzieć, że zorganizowała nawet akcję protestacyjną. – Zachichotał. – Proszę sobie wyobrazić! Akcję protestacyjną we Fjällbace. Człowiekowi nogi trzęsą się ze strachu. – Kaj wytrzeszczył oczy, udając strach, i roześmiał się. Potem mówił dalej: – Rzecz jasna udało nam się pokonać te przeszkody, choć kosztowało to sporo czasu i pieniędzy. Ale nie koniec na tym. Wiecie już, że stać ją na wiele. Urządziła nam istne piekło. – Odchylił się na fotelu i założył nogę na nogę.

– Nie lepiej było sprzedać to wszystko i przeprowadzić się gdzie indziej? – ostrożnie spytał Patrik.

W oczach Kaja zapłonął ogień.

– Przeprowadzić się?! W życiu! Nie dam jej tej satysfakcji. Dopiero by się czuła… Niech ona się przeprowadza. Czekam tylko na wyrok sądu administracyjnego.

– Sądu administracyjnego? – zdziwił się Patrik.

– Dobudowali sobie balkon, ale nie sprawdzili, co mówią na ten temat przepisy. Otóż ten balkon wystaje dwa centymetry na moją posesję, co oznacza, że złamali prawo. Będą musieli go rozebrać. Orzeczenia sądu spodziewam się lada dzień. Ale będzie miała minę. – Kaj uśmiechnął się z zadowoleniem.

– Nie sądzi pan, że mają teraz większe zmartwienia? – Patrik nie mógł się powstrzymać.

Twarz Kaja pociemniała.

– Nie jestem obojętny wobec ich tragedii, ale sprawiedliwość musi być. Prawo nie zważa na takie rzeczy – dodał, szukając wzrokiem wsparcia u Ernsta. Ten z uznaniem kiwnął głową i Patrik znów zaczął wątpić, czy Ernst powinien uczestniczyć w śledztwie. Przysparzał mu dość powodów do zmartwień, a jeszcze okazało się, że ma kumpla wśród osób wytypowanych do przesłuchania.


Kiedy wyszli od Kaja, podzielili się zadaniami, żeby sprawdzanie kolejnych sąsiadów poszło szybciej. Ernst, klnąc pod nosem, zmagał się z podmuchami ostrego, przeszywającego wiatru. Był głęboko rozgoryczony. Tak głęboko, że aż czuł niesmak w ustach. Kolejny raz musiał ustąpić szczeniakowi prawie o połowę młodszemu. Nie mógł zrozumieć, jak to się dzieje, że nie cenią jego doświadczenia i profesjonalizmu. Układ – tylko taka odpowiedź przychodziła mu do głowy. Trudniej już byłoby mu wskazać, kto ten układ tworzy i jaki ma w tym interes, ale tym nie zaprzątał sobie głowy. Pomyślał, że widzą zagrożenie w jego licznych zaletach.

Chodzenie od domu do domu było zajęciem śmiertelnie nudnym. Ernst marzył, żeby wreszcie znaleźć się w cieple. W dodatku nikt nie miał nic ciekawego do powiedzenia. Tamtego ranka nikt nie widział Sary. Nikt nie miał do powiedzenia nic ponadto, że to straszna historia. Z tym akurat się zgadzał. Dobrze, że nie zrobił głupstwa i nie ma dzieci. Udało mu się również nie zadawać się z babami. Całkowicie wyparł ze świadomości, że kobiety po prostu zupełnie się nim nie interesowały.

Zerknął w stronę Hedströma, który chodził po domach stojących na prawo od Florinów. Czasem aż go ręka świerzbiła, żeby mu dać w mordę. Widział jego minę, kiedy się dowiedział, że musi go zabrać ze sobą. Odczuł wtedy coś w rodzaju satysfakcji. Hedström i Molin byli nierozłączną parą i nigdy nie słuchali rad starszych kolegów, to znaczy Ernsta i Gösty. Ernst zgadzał się, że Gösta nie jest może wzorowym policjantem, ale uważał, że choćby ze względu na staż zasługuje na szacunek. Nic dziwnego, że człowiek się zniechęca, gdy musi pracować w takich warunkach. Jak się dobrze zastanowić, to młodzi funkcjonariusze ponoszą winę za to, że stracił chęć do pracy i raz po raz robi sobie przerwę. Ulżyło mu. Pewnie, że to nie jego wina. Bynajmniej nie dręczyły go wyrzuty sumienia, ale uważał, że dobrze jest nazywać rzeczy po imieniu. Wszystko przez tych gówniarzy. Tu jest pies pogrzebany. Życie od razu wydało mu się przyjemniejsze, gdy o tym pomyślał. Zapukał do kolejnych drzwi.


Frida ładnie uczesała lalkę. Idzie na przyjęcie, więc powinna wyglądać elegancko. Stojący przed nią stolik był już nakryty. Postawiła na nim maleńkie plastikowe filiżaneczki na pięknych czerwonych spodkach, a także ciasteczka i kawę. Ciasteczka też z plastiku, ale prawdziwych lalki i tak nie jedzą, więc nie szkodzi.

Sara mówiła, że bawienie się lalkami jest głupie i że są już za duże, że lalki są dla małych dzieci. Ale Frida lubiła się bawić lalkami. Sara bywała męcząca. Zawsze chciała rządzić, wszystko musiało być tak, jak ona chciała. Inaczej się obrażała albo niszczyła, co jej wpadło w rękę. Mama Fridy bardzo się o to na Sarę gniewała. Odsyłała ją wtedy do domu i jeszcze dzwoniła do jej mamy i mówiła takim złym głosem. Ale jak Sara była grzeczna, Frida bardzo ją lubiła i chciała się z nią bawić. Jeśli nadal była grzeczna.

Nie rozumiała, co się stało z Sarą. Mama powiedziała jej, że Sara nie żyje, że utopiła się w morzu, ale gdzie jest teraz? Mama mówi, że w niebie, ale Frida bardzo długo patrzyła w niebo i nie zobaczyła jej. Była pewna, że gdyby Sara rzeczywiście była w niebie, toby jej pomachała. A skoro tego nie zrobiła, to jej tam nie ma. Pytanie tylko, gdzie jest. Przecież nie można tak po prostu zniknąć. A gdyby mama nagle zniknęła? Przeszył ją dreszcz przerażenia. Jeśli Sara mogła zniknąć, to i mamy mogą znikać, prawda? Mocno przytuliła lalkę, starając się odpędzić złe myśli.

Zastanawiało ją jeszcze jedno. Mama powiedziała, że panowie, którzy zadzwonili do drzwi i powiedzieli o Sarze, to policjanci. Frida wiedziała, że policji trzeba mówić całą prawdę. Nie wolno kłamać. Ale przecież obiecała Sarze, że nikomu nie opowie o tym złym panu. Czy trzeba dotrzymać obietnicy danej komuś, kogo już nie ma? Jeśli Sary nie ma, to się nie dowie, że opowiedziała o tym panu. Ale gdyby wróciła i dowiedziała się, że naskarżyła? Pewnie rozzłościłaby się jak jeszcze nigdy i może jeszcze porozbijałaby wszystkie zabawki w jej pokoju, nawet lalkę. Dlatego postanowiła, że nic o złym panu nie powie.


Gösta, masz chwilkę? – Patrik zapukał cicho i wszedł do pokoju kolegi. Zdążył jeszcze zobaczyć, jak siedzący przed komputerem Gösta szybko zamyka internetowego golfa.

– Może i mam – mruknął Gösta. Zdawał sobie sprawę, że Patrik widział, jakiemu niezbyt chwalebnemu zajęciu oddaje się w godzinach pracy.

– Chodzi o tę dziewczynkę? – spytał bardziej uprzejmym tonem. – Słyszałem od Anniki, że to nie wypadek. Paskudna sprawa – dodał i potrząsnął głową.

– Poszliśmy z Ernstem porozmawiać z jej rodziną – powiedział Patrik, siadając na krześle dla gości. – Zostali poinformowani, że prowadzimy śledztwo w sprawie zabójstwa. Pytaliśmy również, gdzie kto był, kiedy zniknęła, i czy przychodzi im do głowy ktoś, kto chciałby zrobić Sarze krzywdę.

Gösta spojrzał pytająco na Patrika.

– Myślisz, że zabił ją ktoś z rodziny?

– W tej chwili nic nie myślę. Chodzi o to, żeby można ich było jak najszybciej wykluczyć ze śledztwa. Trzeba jeszcze sprawdzić, czy w okolicy mieszka jakiś przestępca seksualny lub ktoś w tym rodzaju.

– Ale mała nie została wykorzystana, prawda? Tak przynajmniej zrozumiałem z relacji Anniki.

– Z ustaleń lekarza sądowego tak wynika, ale kiedy zostaje zamordowana mała dziewczynka… – Patrik nie dokończył, ale Gösta zrozumiał. Tyle się opowiada w mediach historii o wykorzystywaniu dzieci, że nie da się tego wykluczyć.

– Ale – mówił dalej Patrik – co mnie bardzo dziwi, otrzymałem bardzo konkretną odpowiedź na pytanie, kto mógłby chcieć im zaszkodzić.

Gösta podniósł rękę.

– Niech zgadnę. Lilian rzuciła na pożarcie Kaja.

Patrik uśmiechnął się.

– Można to tak nazwać. W każdym razie nie pałają do siebie gorącym uczuciem. Wstąpiliśmy też do Kaja, porozmawialiśmy i można spokojnie powiedzieć, że pod powierzchnią tlą się zadawnione urazy.

Gösta prychnął.

– Pod powierzchnią – tak bym tego nie ujął. To jest dramat, który od dziesięciu lat rozgrywa się w pełnym świetle, choć dla postronnych to tylko jakaś męcząca historia.

– Też tak pomyślałem, kiedy Annika mi powiedziała, że od lat trafiają do ciebie doniesienia, które nawzajem na siebie składają. Mógłbyś mi o tym powiedzieć coś więcej?

Gösta nie odpowiedział. Odwrócił się i sięgnął po segregator stojący na regale za biurkiem. Szybko przekartkował i znalazł, czego szukał.

– Mam tylko skargi z ostatnich lat, domyślasz się, że reszta jest w archiwum.

Patrik skinął głową.

Gösta szybko przejrzał papiery.

– Możesz sobie wziąć. Sporo tego jest. Doniesienia obu stron, na każdy temat.

– Na przykład?

– Bezprawne wtargnięcie: pewnego razu Kaj przeszedł przez ich działkę, żeby sobie skrócić drogę. Grożenie śmiercią: Lilian powiedziała Kajowi, żeby uważał, jeśli mu życie miłe. – Gösta wertował dalej. – Są jeszcze doniesienia dotyczące Morgana, syna Kaja. Lilian twierdziła, że ją szpieguje. Cytuję: „Słyszałam, że tacy jak on mają szczególnie silny popęd płciowy, więc pewnie chce mnie zgwałcić”, koniec cytatu. To tylko niewielka część.

Patrik, zdziwiony, potrząsnął głową.

– Że też nie mają nic lepszego do roboty.

– Widać nie mają – odrzekł sucho Gösta. – W dodatku z jakiegoś powodu upierają się, żeby się z tym paskudztwem zawsze zwracać do mnie. A ja lekką ręką daję ci to na jakiś czas – powiedział i podał segregator Patrikowi. Patrik wziął go z wyraźną niechęcią.

– Ale – dodał Gösta – chociaż są okropnymi awanturnikami, trudno mi uwierzyć, żeby Kaj posunął się do zabicia tej dziewczynki.

– Na pewno masz rację – odpowiedział Patrik, wstając. W rękach trzymał segregator. – Tylko że, jak wspomniałem, został wymieniony jako podejrzany, więc muszę to sprawdzić.

Gösta zawahał się.

– Powiedz, gdybyś potrzebował pomocy. To niepoważne ze strony Mellberga, że do tego śledztwa wyznaczył tylko ciebie i Ernsta. Chodzi w końcu o morderstwo. Więc gdybym mógł pomóc…

– Dziękuję, doceniam to. Myślę, że Mellberg chciał mi zrobić na złość. Przecież nie może mu chodzić o to, żebyście ani ty, ani Molin nam nie pomagali. Postanowiłem zrobić jutro krótkie zebranie wszystkich pracowników. Niech mi Mellberg powie, jeśli będzie miał coś przeciwko temu. Ale nie sądzę, żeby miał.

Podziękował koledze skinieniem, wyszedł na korytarz i skręcił w lewo, do swojego pokoju. Usadowił się wygodnie na krześle, otworzył segregator i zaczął czytać. Rzeczywiście, bogaty przegląd ludzkiej małostkowości.

Загрузка...