28


Göteborg 1954

Agnes pomyślała, że dziewczynka jest beznadziejna. Stłumiła westchnienie. Wiązała z nią tyle nadziei, tyle marzeń. Taka była śliczna, kiedy była mała. Dzięki ciemnym włosom z łatwością uchodziła za jej córkę. Mówiła na nią Mary, żeby przypominała jej lata spędzone w Stanach i pozycję, jaką zapewnił jej pobyt za granicą. Było to zresztą ładne imię, w sam raz dla uroczej dziewczynki.

Ale po paru latach coś się stało. Mary zaczęła tyć, śliczne dotychczas rysy powoli rozlewały się w tłuszczu. Budziła w Agnes obrzydzenie. Objadała się bez umiaru. Miała zaledwie cztery lata, a już trzęsły jej się uda, a policzki zwisały jak u bernardyna. Bóg świadkiem, że naprawdę się starała, ale nic nie pomagało. Chowali przed nią jedzenie, szafki w kuchni zamykali na klucz, ale Mary jak szczur zawsze wywęszyła coś do zjedzenia i w wieku dziesięciu lat była górą tłuszczu. Najwyraźniej godziny spędzone w piwnicy nie podziałały na nią odstraszająco. Wprost przeciwnie – wychodziła stamtąd jeszcze głodniejsza.

Agnes nie potrafiła tego zrozumieć. Zawsze przywiązywała ogromną wagę do swego wyglądu, choćby dlatego, że dzięki niemu zdobywała to, czego chciała. Nie mogła pojąć, jak można świadomie tak sobie szkodzić.

Czasami żałowała, że tak lekkomyślnie zabrała ją z nowojorskiego portu, ale tylko czasami, bo przecież dzięki temu osiągnęła dokładnie to, o co jej chodziło.

Nikt nie potrafił się oprzeć bogatej wdowie z czarującą córeczką. Potrzebowała tylko trzech miesięcy, żeby zdobyć mężczyznę, który miał jej zapewnić życie na odpowiednim poziomie. Åke przyjechał do Fjällbacki w lipcu, na tygodniowy urlop. Agnes usidliła go tak skutecznie, że oświadczył się już po dwóch miesiącach znajomości. Oświadczyny przyjęła z wielką nieśmiałością, z którą było jej bardzo do twarzy. Po cichym ślubie wraz z córeczką przeprowadziła się do Göteborga. Åke miał duże mieszkanie przy Vasagatan. Dom we Fjällbace znów został wynajęty. Agnes ulżyło. Od powrotu do Szwecji czuła się odcięta od świata i wreszcie się to skończyło. Doskwierało jej również to, że ludzie uparcie wracali do przeszłości. Tyle lat minęło, a Anders i chłopcy wciąż żyli w ludzkiej pamięci. Agnes nie potrafiła zrozumieć, dlaczego ludzie mają potrzebę roztrząsania przeszłości. Jakaś kobieta była na tyle bezczelna, żeby ją spytać, jak może mieszkać tam, gdzie zginęła jej rodzina. Agnes była już wtedy pewna, że Åke złapał haczyk, więc mogła sobie pozwolić na zignorowanie tego pytania. Odwróciła się na pięcie i odeszła. Wiedziała, że znów ją wezmą na języki, ale zupełnie się tym nie przejmowała. Osiągnęła cel. Åke piastował wysokie stanowisko w firmie ubezpieczeniowej. Zapewni jej wygodne życie. Wprawdzie życie towarzyskie niezbyt go interesowało, ale zamierzała to zmienić. Marzyła, żeby po latach znów znaleźć się w centrum zainteresowania, żeby błyszczeć na wspaniałych przyjęciach. Miały być tańce i szampan, piękne suknie i biżuteria. Nikt jej tego nie odbierze. Wspomnienia z przeszłości wymazała tak skutecznie, że jawiły się jej jak odległy zły sen.

Tymczasem życie kolejny raz spłatało jej figla. Nie za wiele było tych przyjęć, mąż nie obsypał jej również biżuterią. Okazał się skąpcem, każdy grosz musiała od niego wyciągać. W dodatku zachował się nieładnie – był zawiedziony, gdy pół roku po ślubie Agnes dostała wiadomość, że majątek odziedziczony po zmarłym mężu niestety przepadł na skutek nieudanej inwestycji zarządcy. Agnes sama wysłała do siebie ten telegram i była bardzo dumna z tego, jak wspaniale odegrała przedstawienie. Zakończyła je nawet omdleniem. Nie przewidziała jednak, że Åke będzie aż tak rozczarowany. Zrozumiała wówczas, że jej rzekomy majątek był o wiele większą zachętą do oświadczyn, niż przypuszczała. Trudno, nie ma rady. Muszą ze sobą wytrzymać.

Na początku jego skąpstwo i gnuśność tylko trochę ją drażniły. Wieczory najchętniej spędzał w domu. Po kolacji sięgał po gazety, czytał kilka rozdziałów jakiejś książki, a potem przebierał się w tę okropną piżamę i przed dziewiątą był w łóżku. W pierwszych miesiącach po ślubie prawie każdej nocy szukał jej po omacku, ale teraz na szczęście zdarzało się to najwyżej dwa razy w miesiącu, zawsze przy zgaszonym świetle. Nie chciało mu się nawet zdejmować góry od piżamy. Agnes odkryła, że następnego ranka zawsze łatwiej wyciągnąć od niego jakąś sumkę na własne wydatki, i już nie przepuszczała takich okazji.

Z czasem rozdrażnienie przeszło w nienawiść. Agnes zaczęła się zastanawiać, jakiego narzędzia mogłaby użyć przeciw mężowi. Zauważyła, że coraz bardziej przywiązuje się do małej, i uznała, że znalazła na niego sposób. Zdawała sobie sprawę, że bardzo mu się nie podoba, gdy karci córkę, ale wiedziała również, że unika konfliktów i jest zbyt słaby, żeby stanąć w jej obronie. Największą przyjemność znajdowała w stopniowym, lecz skutecznym nastawianiu dziecka przeciw niemu.

Doskonale wiedziała, jak bardzo Mary potrzebuje ciepła i miłości. Nie skąpiąc jej czułości, a jednocześnie sącząc jad do ucha, kropla po kropli, obserwowała, jak to na nią wpływa.

Biedny Åke nie rozumiał, co się dzieje. Widział, że dziewczynka coraz bardziej się od niego odsuwa, widział nienawiść w jej oczach. Podejrzewał, że to robota Agnes, ale nie potrafił dociec, co zrobiła. Starał się jak najwięcej rozmawiać z Mary, próbował nawet ją przekupić, podsuwając słodycze, za którymi przepadała. Wszystko na nic. Im bardziej się od niego odsuwała, tym większy miał żal do żony. Osiem lat po ślubie Åke wiedział, że popełnił błąd, ale nie miał siły zakończyć małżeństwa. Wiedział, że choć Mary nie chce go znać, jest dla niej ostatnią deską ratunku. Jeśli go zabraknie, Agnes będzie mogła zrobić wszystko. Nie miał co do tego żadnych złudzeń.

Agnes wiedziała, że on wie. Chwilami miewała przebłyski niezwykłej intuicji, jakby potrafiła czytać w ludzkich myślach jak w otwartej księdze.

Siedziała przed toaletką i szykowała się do wyjścia. Pół roku wcześniej wdała się w namiętny romans z jednym z przyjaciół męża. Upięła czarne włosy, bez śladu siwizny, i uperfumowała się za uszami i na nadgarstkach, a także w zagłębieniu między piersiami. Włożyła czarną, koronkową, jedwabną bieliznę, w której nadal wyglądała tak, że figury mogłaby jej pozazdrościć niejedna młoda dziewczyna.

Cieszyła się na to spotkanie. Jak zwykle umówili się w hotelu Eggers. Per-Erik to prawdziwy mężczyzna, nie to co Åke. Ku jej radości coraz częściej mówił, że zamierza się rozwieść. Agnes nie była tak naiwna, żeby bez zastrzeżeń wierzyć w takie obietnice. Wiedziała jednak, że docenia jej łóżkowe umiejętności, choć zdrowie nie do końca mu na to pozwalało. Przy niej jego obfita żonusia była bez szans.

Pozostawał jeden problem: co z Åkem. Umysł Agnes pracował na pełnych obrotach. Zobaczyła w lustrze pulchną buzię córki i chciwie w nią wpatrzone wielkie oczy.



Martin wziął prysznic i zmienił ubranie. A jednak ciągle miał wrażenie, że unosi się wokół niego woń wymiocin. Był wstrząśnięty samobójstwem nastolatka. A potem jeszcze Patrik powiedział mu przez telefon o tym, co się przydarzyło Mai. Czuł się bezsilny. Za dużo wątków, za dużo dziwnych zdarzeń naraz. Nie miał pojęcia, jak im się uda rozplątać tę gmatwaninę.

Stanął przed drzwiami Patrika i zawahał się. Nie był pewien, czy po tym, co się wczoraj stało, Patrik przyjdzie do pracy. Z pokoju dochodziły jednak jakieś odgłosy. Delikatnie zapukał.

– Proszę – krzyknął Patrik.

– Nie byłem pewien, czy dzisiaj przyjdziesz – powiedział Martin. – Pomyślałem, że może zostaniesz w domu z Eriką i Mają.

– Chciałbym – odparł Patrik. – Ale jeszcze bardziej zależy mi na tym, żeby w końcu dopaść psychola, który robi to wszystko.

– Erika naprawdę chciała zostać sama w domu? – Martin bał się, że to pytanie zabrzmi niewłaściwie.

– Wiem. Ja też bym wolał, żeby ktoś z nią był, ale powiedziała, że da sobie radę. Dzwoniłem do Dana, jej kolegi. Był u nas, kiedy to się stało. Obiecał, że się przejdzie i sprawdzi, czy wszystko w porządku.

– Żadnych śladów? – spytał Martin.

– Niestety. – Patrik potrząsnął głową. – Wszystko spłukał padający deszcz. Posłałem do zbadania kombinezon Mai, zabrudzony popiołem. Zobaczymy, co to da. Zakładam, że to formalność, bo nie wierzę, że to zbieg okoliczności. Musi być jakiś związek.

– Ale dlaczego akurat Maja?

– Kto wie? – odparł Patrik. – Pewnie ktoś mnie ostrzega. Coś zrobiłem albo czegoś nie zrobiłem podczas śledztwa. Już sam nie wiem – dodał ze złością. – Jedyne rozwiązanie to prowadzić to śledztwo tak, żeby jak najszybciej znaleźć sprawcę. Dopóki się nam nie uda, nie będę miał chwili spokoju.

– Od czego zaczniemy? Od przesłuchania Kaja czy…

– Tak – odpowiedział ponuro Patrik. – Przesłuchamy Kaja.

– Ale zdajesz sobie sprawę, że wczoraj, kiedy… Kaj siedział w areszcie…?

– Oczywiście, że zdaję sobie sprawę – ze złością powiedział Patrik. – Ale to nie znaczy, że nie mógł być w to zamieszany. Ani że nie odpowiada za inne rzeczy.

– Okej, ja tylko pytam – powiedział Martin, podnosząc ręce w obronnym geście. – Powieszę tylko kurtkę i zaraz przyjdę – dodał i poszedł do swojego pokoju.

Patrik zbierał papiery i już miał wychodzić, gdy zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu zobaczył, że to Annika. Podniósł słuchawkę w nadziei, że to nic poważnego. Chciał natychmiast zabrać się za tego siedzącego w areszcie skurwysyna. Teraz jeszcze bardziej niż przedtem.

– Słucham – powiedział niecierpliwie. Miał nadzieję, że Annika nie weźmie tego do siebie. Słuchał z rosnącym zainteresowaniem. W końcu powiedział: – Okej, przyślij ich do mnie.

Wbiegł szybko do Martina, który zdążył zdjąć kurtkę, i rzucił od progu:

– Charlotte i Niclas przyszli. Chcą ze mną rozmawiać. Poczekajmy z przesłuchaniem, muszę się dowiedzieć, czego chcą.

Pobiegł z powrotem do swojego pokoju. Po chwili usłyszał kroki i szmer rozmowy na korytarzu. Weszli rodzice Sary. Patrika uderzyło skrajne wyczerpanie malujące się na twarzy Charlotte. Bardzo się postarzała, od kiedy widział ją ostatnio. Ubranie wisiało na niej. Niclas też wyglądał na zmęczonego, ale nie tak jak ona. Usiedli i zapadła cisza. Patrik zastanawiał się, o co chodzi, dlaczego zjawili się bez uprzedzenia. Pierwszy odezwał się Niclas:

– My… okłamaliśmy was. To znaczy nie powiedzieliśmy o czymś, więc na jedno wychodzi.

Patrik milczał i z ciekawością czekał na dalszy ciąg. Niclas mówił dalej:

– Chodzi o te urazy u Albina. Podejrzewaliście mnie albo nadal podejrzewacie. To, to… – szukał słów i wtedy wtrąciła się Charlotte:

– To Sara. – Jej głos zabrzmiał mechanicznie, obojętnie.

Patrik drgnął. Nie tego się spodziewał.

– Sara? – zdziwił się.

– Tak – potwierdziła Charlotte. – Jak wiadomo, miała wielkie problemy. Nie panowała nad swoimi odruchami, miewała napady furii. Zanim urodził się Albin, atakowała nas, ale dawaliśmy sobie z tym radę i pilnowaliśmy, żeby ani sobie, ani nam nie zrobiła krzywdy. Ale kiedy urodził się Albin… – Głos jej się załamał, wpatrywała się w swoje ręce. Żeby opanować drżenie, splotła je na kolanach.

– Kiedy urodził się Albin, ataki się nasiliły. Nie byliśmy w stanie nad tym zapanować – powiedział Niclas. – Myśleliśmy, jak się okazuje, niesłusznie, że pojawienie się brata wpłynie na nią korzystnie, że będzie musiała się nim opiekować i poczuje się odpowiedzialna. Teraz, po fakcie, wiemy, że to było naiwne. Sara go znienawidziła, również za to, że poświęcaliśmy mu czas. Korzystała z każdej okazji, żeby mu zrobić krzywdę, i chociaż staraliśmy się zawsze być przy nich, nie dało się jej upilnować. Szybka była… – Niclas spojrzał na Charlotte. Kiwnęła głową. – Próbowaliśmy wszystkiego. Zwróciliśmy się o pomoc do kuratora, psychologa, próbowaliśmy ją uczyć radzenia sobie z agresją, podawaliśmy leki. Nie ma metody, której byśmy nie wypróbowali. Zmieniliśmy jej dietę, na przykład całkowicie wyeliminowaliśmy cukier i w ogóle wszelkie cukry proste, bo z niektórych badań naukowych wynika, że to mogłoby pomóc, ale nic nie działało. Zupełnie nic. W końcu nie wiedzieliśmy już, co robić. Baliśmy się, że prędzej czy później zrobi mu coś poważnego. Nie chcieliśmy jej nigdzie oddawać. Zresztą gdzie mielibyśmy ją oddać? Kiedy się dowiedziałem, że przychodnia we Fjällbace poszukuje lekarza, pomyśleliśmy, że to może być jakieś wyjście. Całkowita zmiana otoczenia, w pobliżu mama Charlotte i jeszcze Stig. W razie potrzeby mogliby nas wesprzeć. Rozwiązanie wydawało się idealne.

Głos mu się załamał. Charlotte położyła mu rękę na dłoni i lekko uścisnęła. Przeszli piekło. Udało im się z niego wyjść, a jednocześnie w pewnym sensie nadal w nim tkwili.

– Bardzo mi przykro – powiedział Patrik. – Niestety muszę spytać, czy macie na to jakieś dowody.

Niclas skinął głową.

– Rozumiem, że pan musi. Tu jest lista osób, które prosiliśmy o pomoc. Zawiadomiliśmy wszystkich, że policja pewnie będzie dzwonić i pytać, więc nie muszą się zasłaniać tajemnicą lekarską. Udzielą wyczerpujących wyjaśnień.

Podał listę Patrikowi. Patrik wziął ją bez słowa. Ani przez chwilę nie wątpił, że to, co przed chwilą usłyszał, jest prawdą. Ale musiał to sprawdzić.

– Czy udało wam się coś ustalić? W związku z Kajem? – nieśmiało spytała Charlotte, uważnie obserwując Patrika.

– Przesłuchujemy go w związku z pewną sprawą. Więcej nie mogę powiedzieć.

Charlotte kiwnęła głową.

Widział, że Niclas chce jeszcze coś powiedzieć, ale nie może mu to przejść przez gardło. Czekał w milczeniu.

– Co do mojego alibi… – Niclas spojrzał na Charlotte, a ona nieznacznie skinęła głową. – Powinniście jeszcze raz z nią porozmawiać. Kłamała, że u niej nie byłem, żeby się zemścić, bo z nią zerwałem. Jestem pewien, że jak ją przyciśniecie, to powie prawdę.

Patrik nie zdziwił się. Od początku wydawało mu się, że w tym, co mówiła Jeanette, pobrzmiewał jakiś fałszywy ton. Przy okazji się nią zajmie, jeśli okaże się to konieczne. Kiedy przesłuchają Kaja, alibi Niclasa prawdopodobnie nie będzie miało żadnego znaczenia.

Wstali i zaczęli się żegnać, gdy zadzwoniła komórka Niclasa. Odebrał na korytarzu. Widać było, że jest zaskoczony.

– Do szpitala? Teraz? Nie denerwuj się, zaraz będziemy. – Spojrzał na Charlotte, która stała w drzwiach z Patrikiem. – Stigowi nagle się pogorszyło. Wiozą go do szpitala.

Patrik patrzył za nimi, gdy pospiesznie szli korytarzem. Czy nie dość się już nacierpieli?


Arne schronił się w kościele. Ciągle brzmiały mu w uszach słowa Asty. Krążyły jak rój os. Jego świat zatrząsł się w posadach. Oczekiwał, że w kościele znajdzie ukojenie, ale tak się nie stało. Siedział w pierwszej ławce i wydawało mu się, że kamienne ściany świątyni otaczają go coraz ciaśniej. Czyżby usta wiszącego na krzyżu Jezusa wykrzywiał szyderczy grymas? Dlaczego nigdy wcześniej go nie zauważył?

Usłyszał za sobą jakiś dźwięk i odwrócił się raptownie. Do kościoła weszło kilku niemieckich turystów. Rozmawiali głośno, robili zdjęcia. Turyści od dawna go denerwowali, a ci okazali się kroplą, która przepełniła czarę.

Wstał i zapluwając się, krzyczał:

– Wynoście się stąd? Ale już! Wynocha!

Niemcy wprawdzie nie zrozumieli ani słowa, ale jego ton nie pozostawiał żadnych wątpliwości. Umknęli przestraszeni. Arnemu ulżyło. Tym razem udało mu się postawić na swoim. Znów usiadł w ławce. Szyderczy grymas Jezusa nadal go przygnębiał.

Spojrzał na ambonę i poczuł przypływ odwagi. Czas zrobić to, co powinien był zrobić bardzo dawno temu.


Ernst pomyślał, że życie jest niesprawiedliwe. Zawsze, od urodzenia, miał pod górkę. Nigdy niczego nie dostał za darmo. Nikt go nigdy nie docenił. Nie mógł zrozumieć, o co ludziom chodzi. Na czym to polega? Dlaczego patrzą na niego krzywo, szepczą za plecami, nie dają szansy? Zawsze tak było. Już w podstawówce zmawiali się przeciw niemu. Dziewczynki się podśmiewały, a chłopcy spuszczali mu lanie, kiedy wracał ze szkoły. Nikt mu nie współczuł, nawet wtedy, gdy się przewrócił na widły. Wiedział, co ludzie o tym mówią, jak mielą ozorami, że na pewno miała z tym coś wspólnego jego biedna matka. Nie mieli za grosz wstydu.

Miał nadzieję, że wszystko się zmieni na lepsze, gdy skończy szkołę i pojedzie w świat. Postanowił zostać policjantem, żeby wreszcie wszystkim pokazać, że jest prawdziwym mężczyzną. Po dwudziestu pięciu latach służby musiał przyznać, że nie tak sobie to wszystko wyobrażał. Ale nigdy wcześniej nie wpadł w takie gówno jak teraz. Po prostu nie mieściło mu się w głowie, że jego kumpel Kaj mógłby mieć z tym coś wspólnego. Grywali razem w karty. Kaj był w porządku, a poza tym był jedną z niewielu osób, które chciały się z nim zadawać. Mało razy widział, jak bezpodstawne oskarżenia mogą zrujnować życie niewinnemu człowiekowi? Nadarzyła się okazja, żeby wyświadczyć koledze przysługę, więc oczywiście to zrobił. Chyba nie można go za to winić? Rzeczywiście, nie napisał raportu po rozmowie z policjantem z Göteborga, ale nikt nie chce zrozumieć, że miał jak najlepsze intencje. Teraz wszystko obraca się przeciwko niemu. Zawsze musi mieć takiego pecha! Nie był aż tak głupi, żeby nie zdawać sobie sprawy, że samobójstwo tego chłopaka jeszcze bardziej go pogrąży.

Siedział w swoim pokoju i czuł się jak zesłaniec na Syberię. Nagle przyszedł mu do głowy genialny pomysł. Już wiedział, jak obrócić wszystko na swoją korzyść. Zostanie bohaterem dnia i raz na zawsze pokaże temu szczeniakowi Hedströmowi, kto ma najwięcej doświadczenia. Widział, jak Hedström przewrócił oczami, gdy Mellberg powiedział, że należałoby się bliżej przyjrzeć tamtemu głupkowi. Nie ma tego złego… Jeśli Hedström nie chce pójść najprostszą drogą, a ona na pewno prowadzi wprost do sprawcy, on mu pokaże, jak to się robi. Przecież to oczywiste, że Morgan musi być winny. Zwłaszcza że znaleziono u niego kurtkę dziewczynki.

Obmyślił plan i zachwyciła go jego genialna prostota: zatrzyma Morgana na przesłuchanie, szybko zmusi go, żeby się przyznał, i będzie miał mordercę. W dodatku pokaże Mellbergowi, że bierze sobie do serca słowa zwierzchnika, podczas gdy Hedström nie tylko jest niekompetentny, ale jeszcze podważa jego opinię. Wtedy na pewno mu się uda wrócić do łask.

Wstał i energicznie ruszył do drzwi. Czas pokazać, co to prawdziwie rzetelna robota. W korytarzu rozejrzał się, czy nikt nie widzi, że wychodzi. Droga wolna.

Загрузка...