5


Strömstad 1923

Leżał na łóżku z rękami pod głową i patrzył w sufit. Było już późno. Jak zwykle w całym ciele odczuwał zmęczenie po pracy, ale nie potrafił się odprężyć. Po głowie krążyły mu różne myśli. Było tak, jakby próbował zasnąć wśród roju brzęczących much.

Myślał o spotkaniu w sprawie bloku. Dobrze wypadło. Rozumiał, że to wyzwanie, i zastanawiał się, jak powinien się do tego zabrać. Już wiedział, skąd wyciąć blok. W południowo-zachodnim kącie kamieniołomu znajdowała się nienaruszona skała. Wyobraził sobie, że uda się z niej wyciosać duży, piękny blok. Jeśli dobrze pójdzie, będzie bez skazy i nie rozpadnie się podczas obróbki.

Rozmyślał też o dziewczynie o czarnych włosach i błękitnych oczach. Miał świadomość, że to zakazany teren. Nie wolno mu nawet o niej myśleć. Cóż, to silniejsze od niego. Kiedy witając się z nią, poczuł dotyk jej skóry, zapragnął przytrzymać jej dłoń. Zmusił się, by natychmiast ją wypuścić. Nie chciał igrać z ogniem. Spotkanie stało się dla niego jedną wielką udręką. Wskazówki zegara przesuwały się powoli, pełzły po cyferblacie, a on myślał tylko o tym, żeby się nie odwrócić i nie spojrzeć na siedzącą w kącie dziewczynę.

Nigdy dotąd nie widział tak pięknej istoty. Nie ma porównania z dziewczynami i kobietami, które w życiu spotkał. Były z zupełnie innego świata. Westchnął i obrócił się na bok. Starał się zasnąć. Dzień jak zawsze zaczynał się dla niego o piątej, nawet jeśli myśli krążące po głowie nie pozwalały mu spać.

Usłyszał stuknięcie, jakby kamień uderzył o szybę. Jedno uderzenie, więc pomyślał, że na pewno mu się zdawało. Wokół panowała cisza, zamknął oczy. I wtedy znów usłyszał stuknięcie. Nie miał wątpliwości – ktoś rzucał kamykami w okno. Usiadł na łóżku. Pewnie koledzy, z którymi czasem chodził na piwo. Ze złością pomyślał, że jeśli obudzą wdowę, u której wynajmuje pokój, porachuje się z nimi. Od trzech lat dobrze mu się u niej mieszka, nie chce, żeby się skarżyła.

Ostrożnie podniósł haczyk i otworzył okno. Zajmował pokój na parterze, widok zasłaniał wielki krzak bzu. Wytężył wzrok, żeby zobaczyć, kto stoi w bladym świetle księżyca.

A gdy zobaczył, nie wierzył własnym oczom.



Erika długo się wahała. Dwa razy wkładała kurtkę i znów ją zdejmowała. W końcu się zdecydowała. Przecież nie ma nic złego w ofiarowaniu pomocy. Inna rzecz, czy Charlotte będzie miała dość sił, żeby się z nią zobaczyć. Erika wiedziała, że nie usiedzi w domu, gapiąc się przed siebie, kiedy jej przyjaciółka przeżywa piekło na ziemi.

Po drodze natykała się na ślady szalejącego dwa dni wcześniej sztormu. Przewrócone drzewa, śmieci, sterty rupieci rozrzuconych wśród zalegających na ziemi czerwonych i żółtych liści. Za sprawą sztormu zniknęła brudna, jesienna powłoka otulająca osiedle. Pachniało świeżością, powietrze było przejrzyste niczym starannie wypucowana szyba.

Erika przyspieszyła kroku. Maja wrzeszczała na całe gardło. Uznała widocznie, że leżenie w wózku, gdy się nie śpi, jest kompletnie bez sensu, więc głośno protestowała. Od jej krzyku Erice waliło serce. Na czole pokazały się krople potu. W pierwszym odruchu chciała się zatrzymać, wyjąć Maję z wózka i utulić. Opanowała się. Do domu matki Charlotte było już blisko; po chwili była na miejscu.

Dziwne, że jedno zdarzenie do tego stopnia może zmienić ogląd świata. Dotychczas Erika uważała, że domy stojące nad zatoką poniżej kempingu w Sälvik, zwrócone frontem do morza i pobliskich wysp, wyglądają jak perły rozrzucone wzdłuż drogi. Teraz wydało jej się, że atmosfera tego miejsca jest wyjątkowo ciężka, zwłaszcza w pobliżu domu Florinów. Znów się zawahała, ale głupio jej było zawracać, skoro już tu doszła. Niech ją wyproszą, jeśli uznają, że chwila nie jest odpowiednia. Przyjaciół poznaje się w biedzie. Nie chciała, żeby ją zaliczono do tych, którzy z przesadnej delikatności, a częściej ze zwykłego tchórzostwa odsuwają się od przeżywających ciężkie chwile przyjaciół.

Sapiąc, pchała wózek pod górę. Dom Florinów stał na wzniesieniu. Przy wjeździe do garażu musiała na chwilę przystanąć, żeby wyrównać oddech. Maja wrzeszczała głośniej, niż się dopuszcza w miejscu pracy. Zablokowała koła i wzięła małą na ręce.

Kilka długich sekund stała przed drzwiami z uniesioną dłonią. Gdy w końcu zapukała, serce waliło jej jak młotem. Był wprawdzie dzwonek, ale wydawało jej się, że dźwięk przeszywający cały dom zabrzmiałby zbyt natrętnie. Upłynęło trochę czasu i już miała odchodzić, gdy usłyszała kroki. Otworzył Niclas.

– Cześć – powiedziała cicho.

– Cześć – odpowiedział Niclas. Na tle jego bladej twarzy wyraźnie odcinały się czerwone obwódki oczu. Pomyślała, że wygląda, jakby już umarł, tylko utknął na ziemskim padole.

– Przepraszam, nie chciałabym przeszkadzać, ale pomyślałam… – nie znajdowała słów. Zapadła przytłaczająca cisza. Niclas patrzył na swoje stopy. Erika była o włos od tego, aby zawrócić na pięcie i uciec do domu.

– Wejdziesz?

– A mogę? – zapytała. – To znaczy… myślisz, że mogłabym jakoś… – znów szukała właściwego słowa – pomóc?

– Dostała silne środki uspokajające i nie całkiem jest… – Nie dokończył zdania. – Ale bez przerwy powtarza, że powinna do ciebie zadzwonić. Może się uspokoi, jak z tobą porozmawia.

Erika pomyślała, że jeśli po tym, co się wydarzyło, Charlotte martwi się, że nie zadzwoniła, to znaczy, że jest w zupełnej rozsypce. Mimo to, kiedy już weszła za Niclasem do salonu i zobaczyła Charlotte, nie zdołała powstrzymać okrzyku przerażenia. O ile Niclas wyglądał jak półżywy, o tyle Charlotte tak, jakby już jakiś czas przeleżała w ziemi. Ze znanej Erice energicznej, ciepłej i pełnej życia kobiety nie zostało nic. Ciało leżące na kanapie przypominało pustą skorupę. Ciemne włosy okalające twarz Charlotte były zmierzwione i przepocone. Matka dokuczała jej z powodu lekkiej nadwagi. Erika uważała jednak, że przyjaciółce jest z nią do twarzy. Wyglądała jak bujna chłopka z obrazów Andersa Zorna. Teraz jednak, gdy leżała skulona pod kocem, jej cera i ciało wyglądały niezdrowo, jak surowe ciasto.

Charlotte nie spała. Martwy wzrok wbiła w przestrzeń. Trzęsła się, jakby miała dreszcze. Nawet nie myśląc o zdjęciu kurtki, Erika rzuciła się do niej i uklękła przy kanapie. Odłożyła Maję, która dostosowała się do nastroju i choć raz zachowała spokój.

– Charlotte, tak strasznie mi przykro. – Erika rozpłakała się. Ujęła twarz Charlotte, ale oczy przyjaciółki pozostały puste, nie zareagowała.

– Ona tak cały czas? – Erika zwróciła się do Niclasa.

Stał na środku pokoju, kołysząc się lekko. Skinął głową i przeciągnął ręką po oczach.

– To od tabletek. Ale kiedy je odstawiamy, zaczyna krzyczeć. Jak ranne zwierzę. Nie mogę tego znieść.

Erika znów zwróciła się do Charlotte. Głaskała ją po głowie. Najwyraźniej od kilku dni się nie kąpała ani nie przebierała. Unosiła się nad nią woń potu i udręki. W pewnej chwili poruszyła ustami, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie dało się tego zrozumieć. Po kilku próbach niskim, ochrypłym głosem wykrztusiła:

– Nie mogłam przyjść. Powinnam zadzwonić.

Erika potrząsnęła głową, wciąż głaszcząc ją po głowie.

– Nie szkodzi. Nie myśl o tym.

– Nie ma Sary – powiedziała Charlotte, kierując na Erikę wzrok pełen przejmującego bólu.

– Wiem, Charlotte. Nie ma Sary. Ale jest Albin i jest Niclas. Powinniście się nawzajem wspierać. – Erika miała świadomość, że to banały, ale może właśnie prostota tych słów dotrze do Charlotte.

Tymczasem Charlotte uśmiechnęła się gorzko i stłumionym głosem powiedziała:

– Wspierać się nawzajem. – Jej uśmiech przypominał raczej grymas. Słowa Eriki powtórzyła tak, jakby chciała powiedzieć coś więcej. A może Erice się zdawało. Silne środki uspokajające miewają nieoczekiwane skutki uboczne.

Erika usłyszała za plecami jakiś dźwięk i odwróciła się. W drzwiach stanęła Lilian. Wyglądała, jakby się dusiła ze złości. Spojrzała na Niclasa z błyskawicami w oczach.

– Umówiliśmy się, że Charlotte nie będzie przyjmować żadnych wizyt, tak czy nie?

Erice zrobiło się przykro, ale na Niclasie ton teściowej nie zrobił żadnego wrażenia. Nie otrzymawszy odpowiedzi, Lilian zwróciła się wprost do siedzącej na podłodze Eriki.

– Charlotte jest za słaba, żeby ją nachodzić. Człowiek mógłby chyba liczyć na trochę zrozumienia! – Zrobiła ruch, jakby chciała podejść i strzepnąć Erikę jak muchę, ale wzrok Charlotte po raz pierwszy się ożywił. Uniosła głowę z poduszki i spojrzała matce prosto w oczy.

– Życzę sobie, żeby Erika ze mną została.

Opór córki jeszcze bardziej rozwścieczył Lilian. Nie bez wysiłku zachowała dla siebie, co miała na końcu języka, i wybiegła do kuchni. W tym zamieszaniu Maję opuścił niezwykły u niej spokój i w pokoju rozległ się głośny płacz. Charlotte podniosła się z trudem i usiadła na kanapie. Niclas jakby się przebudził i ruszył, żeby jej pomóc. Szorstko odsunęła jego rękę, wyciągając dłoń do Eriki.

– Możesz siedzieć? A może jeszcze trochę odpoczniesz? – spytała niespokojnie Erika, ale Charlotte potrząsnęła głową.

Nadal mówiła niewyraźnie, ale wykrztusiła:

– Już się należałam. – Oczy miała pełne łez. – To nie sen?

– Niestety nie – odparła Erika. Nie wiedziała, co jeszcze mogłaby powiedzieć. Usiadła na kanapie obok Charlotte. Na kolanach trzymała Maję, drugą ręką objęła przyjaciółkę. Poczuła, że trykotowa koszulka Charlotte jest wilgotna, i zastanawiała się, czy wypada podpowiedzieć Niclasowi, żeby pomógł Charlotte wziąć prysznic i zmienić ubranie.

– Chciałabyś jeszcze jedną tabletkę? – zapytał Niclas. Po tym, jak go odepchnęła, nie miał odwagi na nią spojrzeć.

– Żadnych tabletek – odpowiedziała Charlotte, potrząsając głową. – Muszę oprzytomnieć.

– Może chciałabyś wziąć prysznic? – zapytała Erika. – Niclas albo twoja mama na pewno chętnie ci pomogą.

– A ty byś nie mogła? – spytała Charlotte pewniejszym głosem.

Erika zawahała się:

– Oczywiście.

Jedną ręką trzymając Maję, pomogła Charlotte wstać z kanapy i wyprowadziła ją z pokoju.

– Gdzie jest łazienka? – zapytała. Niclas w milczeniu wskazał drzwi w głębi korytarza.

Korytarz wydawał się nie mieć końca. Minęły kuchnię i wtedy zobaczyła je Lilian. Już szykowała się do wystrzelenia kolejnej salwy, gdy nadszedł Niclas. Powstrzymał ją jednym spojrzeniem. Do uszu Eriki dotarły stłumione słowa, wyraźnie pełne złości, ale było jej to całkowicie obojętne. Najważniejsze, że Charlotte poczuła się nieco lepiej. Poza tym Erika głęboko wierzyła w uzdrawiającą moc prysznica i czystego ubrania.

Загрузка...