X

Tak zaczęła się kolacja na cześć króla-Książki. Stół był zastawiony po królewsku. Herby, lilie i białe róże leżały na białym, atłasowym obrusie w pełnym blasku żyrandoli i kandelabrów, których ognie, odbijając się w porcelanie i kryształach, owiewały salę wichrem złotych iskier. Rozmowa toczyła się wokół szokujących pragnień, lecz wkrótce nastąpił odpowiedni moment.

— Wuju — rozpoczęła Runa — proszę rozkazać, by słudzy odeszli. — Tego, co teraz powiem, nikt nie powinien słyszeć oprócz pana.

Starzec uśmiechnął się i spełnił jej życzenie.

— Zacznijmy więc — powiedział nalewając wino — chociaż zanim wyłuszczysz mi swoje, jak się zdaje, szczególne życzenie, pomyśl dobrze i zdecyduj, czy jestem w stanie je spełnić. Jestem ministrem — to dużo, może nawet więcej, aniżeli myślisz, ale w mojej działalności często zdarzały się przypadki, gdy właśnie stanowisko ministra było przeszkodą w postępowaniu z własnym lub cudzym życzeniem. Jeśli takie okoliczności odpadają, to z radością zrobię dla ciebie wszystko co tylko mogę.

Uczynił tę uwagę z miłości do dziewczyny, bo odmówić jej w każdym wypadku byłoby mu trudno i ciężko. Jednak Runie wydało się, że domyśla się czegoś. Zaniepokojona roześmiała się.

— Nie, wuju, rozumiem, że swoim stanowczym „nie” już jak gdyby zawczasu oddalam niemożliwość; a jednak, Bóg mi świadkiem — jedynie od pana zależy ta wielka przysługa, gdyż nie ma żadnych poważnych przyczyn dla odmowy.

— Runa, słucham więc; chcę usłyszeć.

Wówczas zaczęła mówić lekko pobladła, mając świadomość, że siłą tej rozmowy stawia siebie poza przeszłością, że rzuca na szalę decydującą stawkę w bezwzględnej grze „powszechnych wyobrażeń”, z którymi walczyć może tylko słowami i sercem.

— Może życzenie poprzedzę krótkim opowiadaniem; pan, zapewne dość szybko, w miarę tego jak zacznie się pan domyślać, o co chodzi, zechce mi przerwać, nawet rozkazać mi, abym zamilkła, ale ja proszę, niezależnie od tego, ile by to pana kosztowało, proszę wysłuchać mnie do końca. Proszę mi obiecać, że tak będzie, albowiem wówczas, jeśli nic pana nie wzruszy, w ostatecznym razie pozostanie we mnie smętne pocieszenie, że oddałam memu życzeniu wszystkie siły mojej duszy i z drżeniem złożę je panu.

Wzruszenie Runy udzieliło się starcowi.

— Ależ, mój Boże — powiedział — wysłucham cię niezależnie od wszystkiego. W milczeniu podziękowała mu skinieniem rozpłomienionej twarzy.

— Zatem już bez wstępu. Proszę posłuchać: wczoraj moja pokojówka Elisabeth powróciła z ciekawą wiadomością; nocowała u siostry albo u swego przyjaciela, co nie ma znaczenia, w hotelu „Roma”.

Minister słuchał zi niespokojnym uśmiechem i wyjątkową uwagą; jego oczy stały się jeszcze bardziej obce — to były oczy ministra.

— Hotel ten — ciągnęła dziewczyna, wymawiając wyraźnie lecz nerwowo każde słowo, co też nadawało im szczególny, własny sens, znajduje się przy ruchliwej ulicy, gdzie wielu przechodniów było świadkami transportowania z tego hotelu i natychmiastowego odwiezienia nieznajomego człowieka, o którym mówiono, że jest niebezpiecznie chory. Zresztą Elisabeth dowiedziała się od swojej siostry, jak się nazywa ów, nieszczęśnik — to Szymon Aysher z 137-go numeru. Pokojówka powiedziała, że Aysher, według przekonania służby hotelowej, był tym samym tajemniczym człowiekiem, którego występ tak bardzo przeraził widzów w cyrku. Ze słów pokojówki nie tak łatwo udało się zrozumieć, dlaczego akurat Aysher jest właśnie tym człowiekiem. W tym wszystkim jest jakaś tajemnica. Mówię o tym dlatego, że słuchy krążące pośród służby hotelowej związane z chorobą Ayshera wywołały we mnie niezmierne zaciekawienie. Jeszcze bardziej wzrosło ono, gdy dowiedziałam się, że Aysher na kwadrans przed odwiezieniem, albo — powiedzmy — porwaniem, był wesół i zdrów. Rankiem leżąc w pościeli pił kawę, nie wiadomo, dlaczego uprzednio zbadaną przez administratora hotelu pod pretekstem, że służba lekceważy obowiązki, a on niby to sprawdza, czy zastawa jest czysta! Wczoraj wieczorem przyprowadzono do mnie człowieka, o którym wspomniał mi pewien znajomy, że jest znakomitością wśród wszystkich prywatnych biur detektywów; jego nazwisko zachowam dla siebie z wdzięczności. Wziął wiele, ale już późną nocą dostarczył mi wszystkie informacje. Jak mu się udało, to jego tajemnica. Wedle zebranych faktów oraz z danych czasowych wynika, że wywieziony z hotelu o pół do ósmej z rana chory, potem aresztowany i osadzony w tajnym sektorze więzienia około dziewiątej, to jedna i ta sama osoba. Ta osoba konsekwentnie przeistaczała się ze zdrowej w chorą i z chorej w tajemniczego więźnia, który został przekazany więziennej administracji w stanie omdlenia, przy czym naczelnik więzienia otrzymał zupełnie wyjątkowe instrukcje odnośnie swego więźnia, których sensu niestety nie udało się ustalić.

Tak, wuju, tu nie ma pomyłki. Mówimy o latającym człowieku, którego pojmano nie wiadomo dlaczego, i proszę o wyjaśnienie tych przyczyn. Niejasno i nie w pełni domyślam się zapewne, o co chodzi, ale zakładając że istnieje prawdziwa przyczyna, to znaczy jakieś nieznane przestępstwo — chciałabym wiedzieć wszystko. Oprócz tego proszę, nawet gdyby zostały naruszone wszystkie tryby machiny państwowej, o pozwolenie na tajne lub jawne, jak pan, wuju, chce, jak to będzie możliwe, przyjęte czy dozwolone, na widzenie się z więźniem. To wszystko. Ale, widzę, wuju, rozumiem wyraz pana oblicza, proszę jednak o łaskawą odpowiedź. Nie wszystko jeszcze powiedziałam; to, czego nie dopowiedziałam, dotyczy mnie samej; na razie jestem skrępowana w oczekiwaniu na pańską, wuju, odpowiedź i pańskie nieuchronne pytania; proszę więc pytać, będzie mi lżej, ponieważ tylko zrozumienie i współczucie pozwoli mi na pewne uspokojenie; w przeciwnym wypadku nie wiem, czy uda mi się objaśnić mój stan. I jeszcze jedno, proszę teraz tylko o chwilę, jedną chwilę milczenia!

Chwila… Ale minęło chyba z pięć minut, zanim minister powrócił ze strasznego oddalenia, z zimnego, oszałamiającego wzburzenia, w które rzuciło go to wyznanie zakończone tak bezpretensjonalną prośbą. Patrzył na stół, starając się opanować odruchowe drżenie rąk i twarzy i nie śmiał zacząć rozmowy, bo chciał wpierw opanować własne roztrzęsienie, które było tym bardziej dotkliwe, że trwało w milczeniu. W końcu minister przełamał siebie, wypił jednym haustem szklankę wody, spojrzał prosto na siostrzenicę i powiedział z bladym uśmiechem:

— Pani raczyła skończyć?

— Tak — słabo kiwnęła głową. — O, proszę tak na mnie nie patrzeć…

— Trzeba będzie zwrócić szczególną uwagę na wszystkie te prywatne biura i agencje, na wszystkie te szajki samozwańczych tropicieli śladów. Dość tego. Łapią nas za gardło. Zniszczę ich! Runa, oto moja opinia w sprawie Ayshera. Proszę słuchać uważnie. Sens zjawiska nie jest zrozumiały: stawiamy X, ale być może jest ono najbardziej doniosłe od czasu, gdy człowiek nie lata. Tu nie chodzi o benzynę. Mówię o sile, o władzy Ayshera, nad którą nie ma kontroli. A żaden rząd nie ścierpi zjawisk, które wymknęłyby się poza granice jego kontroli niezależnie od tego, jaki jest sens tych zjawisk. Odrzucając wszystkie spekulacje i prawidłowości, rozpatrzmy meritum rzeczy.

Kim jest — nie wiemy. Jaki ma cel — też nie wiemy. Ale znane są nam jego możliwości. Proszę spojrzeć z góry na to wszystko, co przyzwyczailiśmy się widzieć w horyzontalnej projekcji. Otwarte pozostają wnętrza fortów, doków, przystani, koszar, fabryk broni — wszystkich zasłon wznoszonych przez państwo, wszystkich budowli, planów, zamiarów, liczb i rachub; w tej sytuacji nie mają sensu żadne tajemnice i gwarancje. Załóżmy, na przykład, że ma złe zamiary, bo o dobre trudno kogokolwiek podejrzewać. W tej sytuacji przestępstwo przekroczy wszelkie prawdopodobieństwo. Oprócz niebezpieczeństw, na które wskazałem, nikt i nic nie ma możliwości obrony; nieuchwytny Ktoś może kierować losem, życiem, własnością wszystkich bez wyjątku, ryzykując w ostatecznym wypadku tylko zmianą miejsca pobytu.

Zjawisko to należy opanować stosując bezwzględną izolację, a może nawet poprzez likwidację. W tym wszystkim jest jeszcze inny, bardziej istotny aspekt. Nauka zatoczywszy łuk na którym częściowo zostały rozwiązane lub też brutalnie obnażone w imię swobodnego rozwoju umysłów najtrudniejsze problemy naszych czasów, cofnęła religię do stanu prymitywnego — ta zaś stała się udziałem prostych ludzi; niewiara okazała się powszechnym i codziennym zjawiskiem, utraciła jakikolwiek sens, który wcześniej nadawał jej przynajmniej charakter buntu; krótko mówiąc, niewiara — to życie. Ale po rozważeniu i przeanalizowaniu tego wszystkiego nauka w tym wypadku ponownie stanęła w obliczu sił, które nie poddając się analizie, są w swej istocie wszystkim. Zostawmy prostakom nazywanie tego „energią” albo jakimkolwiek innym słowem, spełniającym rolę gumowej piłki, którą pragnie się przebić granitową skałę…

Mówiąc to wszystko zastanawiał się nad okolicznościami dziwnego w sprawie Ayshera odstępstwa wywołanego prośbą dziewczyny. W myślach postanowił pozwolić Runie na to spotkanie, ale chciał także uzupełnić swoją zgodą tajną instrukcją dla naczelnika, która nadałaby temu wszystkiemu charakter szczególnej konieczności o państwowym znaczeniu; miał nadzieję, że właśnie w taki sposób dowie się co nieco, jeśli nie wszystkiego.

— …granitową skałę. Istotne jest, że religia i nauka ponownie spotkały się w tym samym miejscu, z którego początkowo rozeszły się w różne strony; ściślej — religia czekała tutaj na naukę, i teraz obie przyglądają się sobie wzajemnie.

Zastanówmy się, co się stanie, gdy w jałową pustkę współczesnej duszy wedrze się ten obraz, ten wstrząsający dziw — człowiek latający nad miastami, który na przekór wszelkim prawom przyrody wykazuje ich monstrualne, tysiącletnie oszustwo. Łatwo powiedzieć, że świat nauki ruszy do ataku, ażeby wszystko to objaśnić. Żadne wyjaśnienie nie zlikwiduje nadprzyrodzonej aureoli widowiska. Przeciwnie — wywoła łatwozapalny stan myśli i uczuć, podobny do ekstatycznych nastrojów wypraw krzyżowych. Tu jest pole do religijnych spekulacji na gigantyczną skalę. Spowodowane nimi poruszenie może przynieść w rezultacie katastrofalne skutki. Wszystkie partie, każda na swój sposób, wykorzystają tego Ayshera, doprowadzając do konfrontacji całą masę najbardziej sprzecznych interesów. Powstaną albo odrodzą się sekty; fascynacja niezwykłym zjawiskiem otworzy bramy dla wszelkiego rodzaju nieobliczalnej fantazji; legendy, podania, doniesienia, przepowiednie i proroctwa pomieszają wszystkie karty państwowego pasjansa, który zwie się Równowagą. Myślę, że wystarczająco dużo powiedziałem, dlaczego ten człowiek został uwięziony. Pomówmy teraz o twoim zamiarze, wyjaśnij mi swoje intencje. — Są bliskie pańskiej miłości do unikalnych książek. Wszystko, co niezwykłe, pociąga mnie. Był pewien człowiek, który skupował echo, wykupował miejscowości, gdzie rozlegało się wielokrotnie, wyraźnie i pięknie. Pragnę widzieć Ayshera i rozmawiać z nim z powodów nie mniej ważkich, aniżeli te, które każą szukać miłości lub popychają do bohaterskich czynów. To coś, czego nie da się ogarnąć rozumem; coś, co tkwi tylko w duszy. Jakże inaczej mogę to panu objaśnić? To — ja sama. Proszę wyobrazić sobie, że istnieje taki człowiek, który nigdy nie słyszał słowa „ocean”, nigdy go nie widział, nigdy nie podejrzewał istnienia tego błękitnego obszaru. Powiedziano mu: Jest ocean, tutaj, tuż obok, przejdź się w pobliżu, a zobaczysz go. Co w tym momencie mogłoby powstrzymać tego człowieka?

— Wystarczy — powiedział minister — twoje wzruszenie jest szczere, a słowa godne ciebie. Pozwolenie daję, ale też stawiam dwa warunki: musisz milczeć o naszej rozmowie, a czas spotkania nie może przekroczyć pół godziny. Jeśli pozwolisz, od razu napiszę rozkaz, który zawieziesz.

— Mój Boże! — powiedziała śmiejąc się i ściskając go. — Jakie warunki? Wszystko jestem gotowa spełnić. Proszę napisać. Już późna noc. Jadę natychmiast.

Minister napisał długi, dokładny rozkaz, zapieczętował go i przekazał Runie, która nie tracąc czasu, pojechała natychmiast do więzienia.

Загрузка...