V

Wzięła Tawi za rękę, jak gdyby ta przypadkowa bliskość uzasadniała jej decyzję, przeszła całe dolne piętro w kierunku schodów i podniosła głowę.

— Tam znajduje się gabinet męża — powiedziała wdowa — tam powinna była pani spełniać swoje powinności.

Zbliżyła się, idąc po schodach, do ciemnych, rzeźbionych drzwi. Wdowa nie otworzyła ich od razu, lecz zanim to uczyniła, jeszcze raz uważnie spojrzała w głębinę oczu Tawi. Na moment mściwy błysk przemknął po jej zszarzałej twarzy i znikł. Niejednokrotnie po drodze rozmawiała sama ze sobą i teraz Tawi także usłyszała: „Panie Boże, pomóż mi i naucz, ażebym nie powiedziała czegoś zbędnego”. Ten modlitewny szept, co wydawało się zrozumiałe, mocno przestraszył Tawi, już nawet odwróciła się i chciała zbiec na dół, ale wstydziła się. Katriona była odważniejsza i wcale nie starsza ode mnie, szepnęła, przypominając sobie wspaniałą powieść autora „Nowych nocy arabskich”. Czegóż się więc boję? Ta kobieta wycierpiała wiele, na pewno jej życie było istną męką. Jest zdenerwowana i nic więcej.

Wymawiając ostatnie słowo, Tawi śmiało przekroczyła próg gabinetu i wcale nie rozczarowała się, że zamiast skarbca Sinobrodego lub czegoś podobnego, co doprowadziłoby do trzepotu jej serce, zobaczyła tylko bardzo luksusowy i duży pokój, którego oddalone sprzęty widoczne były dzięki jasnej i głębokiej perspektywie, jak gdyby przez pomniejszające szkła lornetki.

— Tu zostawię panią — powiedziała wdowa — proszę rozglądnąć się. Oto szafy a w nich książki, ukochane i stałe zajęcie mojego męża. Coś niecoś pani zrozumie z tego wszystkiego, a gdy zechce odejść, proszę zadzwonić. Wówczas przyjdę. Są sprawy, o których trudno mówić, ale trzeba je poznać — dodała dostrzegając, że Tawi już nabiera spory haust powietrza. — A więc, zostawiam panią; proszę czuć się jak u siebie w domu.

Z jej smutnych ust wyłonił się nikły uśmieszek. W tym czasie, gdy Tawi zastanawiała się, co ma powiedzieć, jak zareagować, wdowa po Torpie wzięła ze stołu część papierów, wyszła i zamknęła drzwi; zapanowała cisza, Tawi została sama.

„Tu albo na nas krzyczą, albo piszczą, albo zostawiają i… — dotknęła ręką drzwi — nie, nie zamykają, jednak furę zagadek wysypano na moją głowę. A wszystkie są trudne do zgryzienia jak laskowe orzechy”.

Zatrzymała spojrzenie na drogocennych ramach obrazów, potem — na samych obrazach. Oprócz panneau było ich ponad dwadzieścia i wszystkie przypominały ilustrację do jednego utworu, bo ich treść była tak jednorodnie znacząca. Alkowy, czarodziejki, rusałki, postacie kobiece symbolizujące pory roku, sceny miłosne z różnych epok, kąpiące się i śpiące kobiety; w końcu pojawiły się też obrazy o bardziej skomplikowanej treści, ale i tak dominowały w nich pocałunek i miłość. Tawi obejrzała je tak szybko, że ledwie zapamiętała ich mdłe i nudne tematy. Śpieszyła się. Szczególną cechą jej charakteru był nerwowy pośpiech do ogarnięcia wszystkiego naraz lub możliwie jak najwięcej. Napotykała więc, szybko przechodząc od stołów do etażerek, od etażerek do szaf i statuetek, wszędzie było podobnie lub trochę inaczej — czy to w postaci pompejańskiego drobiazgu, szkicu, czy rzeźby — wszędzie obnażone kobiety, co mogło nasuwać wniosek, że zmarły miał słabość do malarstwa, a może też i sam malował. „Ale co powinnam, obejrzeć, co trzeba obejrzeć?” Ze zdziwieniem unosiła brwi i wzruszyła ramionami. W zamyśleniu, oglądając w szafach piękne oprawy książek, które od razu pobudziły jej namiętność do lektury, powiedziała do siebie: „Zaczniemy od najważniejszej sprawy. Na pewno te książki powinnam była czytać zmarłemu. No cóż, zobaczymy”.

Dziewczyna otworzyła jedną z szaf, wzięła miniaturowy tom o pozłacanych brzegach; przyzwyczajona była od razu zaglądać do serca książki, w jej środek, robiła tak zawsze, by zaspokoić swoją ciekawość, wybrała więc na chybił trafił kilka stronic i przeczytała je. W miarę jak tekst prowadził do niejasnych miejsc, których nie mogła zrozumieć, niemniej jednak wyczuwała coś szczególnego, coś, co przypominało przewrotne wyznanie lub aluzję, jej brwi marszczyły się coraz mroczniej, rozciągając biel wypukłego i wyniosłego czoła zmarszczką surowego napięcia. I z wolna, jak pod wpływem silnego bólu, powstrzymanego nadzwyczajnym wysiłkiem woli, od samych ramion, po szyi, uszach, po całej twarzy rozpłynął się gęsty rumieniec wstydu.

Jednak nie upuściła i nie odrzuciła szokującej książki. Zamknęła tom, starannie ustawiła na poprzednie miejsce, zamknęła drzwi szafy, powoli zbliżyła się do dzwonka i z zadowoleniem przytrzymała palec na guziku, dopóki nie zadźwięczał. Wszystko stało się dla niej jasne: wszystkie zagadki tego ranka znalazły swoje dokładne wyjaśnienie, i mimo że nie ponosiła żadnej winy, czuła się tak, jak gdyby to ona złapała twardą ręką zieloną palmę. Ale nie czuła się znieważona, cień śmierci leżał między nią i losem tego domu, śmierć zabrała wszystko.

Загрузка...