ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY TRZECI

Spotkali się wcześnie następnego dnia w starym gabinecie, bo tylko tam O’Mara czuł się naprawdę swobodnie i tam właśnie chciał się pożegnać. Conway, Thornnastor, Prilicla i wszyscy pracownicy działu zostali porozsadzani na czym tylko się dało. Nieduże wnętrze wydało się jeszcze ciaśniejsze i bardziej zagracone niż zwykle. Conway podszedł to dużego ekranu diagnostycznego i zaczął przedstawiać raport z operacji pacjenta Tunneckisa.

— Za pierwszym razem przyjęliśmy, że jeśli zwiększymy stężenie składników mineralnych w obrębie narządu, przyspieszymy w ten sposób proces zdrowienia. Pobraliśmy więc próbki płynu i kryształów, poddaliśmy je analizie i wprowadziliśmy do środka dużą dawkę tych samych związków, tyle że w większym stężeniu. W ten sposób zwiększyliśmy także stężenie toksyn. Skutkiem było zahamowanie wzrostu białych kryształów, o których wiemy teraz, że są odbiornikami sygnałów telepatycznych, oraz niepohamowany rozrost zdeformowanych kryształów ciemnych, nadajników. W tym stanie wzmacniały znacząco przekaz, ale nie mogły przesyłać artykułowanych myśli, jedynie emocje.

W tym czasie Tunneckis był w złym stanie psychicznym. Lękał się otoczenia i ponurej przyszłości w roli osoby telepatycznie upośledzonej. Cierpiał z powodu głębokiej, klinicznej depresji, która mogła trzymać go już do końca życia. Trudno nam pojąć głębię takiej rozpaczy, niemniej i tak poniekąd została nam przedstawiona. Tunneckis czuł się źle i my razem z nim.

Teraz jednak pacjent dochodzi już do siebie i nie skarży się na samopoczucie. W ciągu kilku sekund, gdy odczuwałem charakterystyczne swędzenie wywołane przez znajdujący się w stanie atrofii ludzki organ telepatyczny, dowiedzieliśmy się sporo o sobie wzajem.

Szczególnie istotny jest w tym przypadku fakt, że telepatia nie pozwala na przekazywanie kłamstw. Fatalny przekaz strachu i rozpaczy, który narastał przez poprzednie dni, zniknął niemal w jednej chwili. Jego efekty będą z wolna słabnąć, aż ustąpią. Pacjent zgodził się pozostać w Szpitalu na okres rekonwalescencji i podobnie jak ja sądzi, że umożliwienie chorym kontaktu z nim może przyspieszyć proces zdrowienia. Pomyślałem, że jako pierwszy powinien skorzystać z tego Cerdal. Był pierwszym i najcięższym przypadkiem, a ponadto jest kandydatem na miejsce administratora i naczelnego psychologa.

— Tak też będzie — powiedział O’Mara. Ale już nie ja się tym zajmę, dodał w myślach.


Conway odszedł od ekranu i przysiadł na skraju melfiańskiego stojaka.

— Dowódca bazy na Kermie zaprosił mnie, abym spędził tam kilka miesięcy.

Powiedział, że skoro mam jakieś pojęcie o sposobie myślenia miejscowych, może to przyczynić się do zmniejszenia liczby problemów ekip kontaktowych. Ja zaś miałbym szansę zebrać więcej informacji o kermiańskiej medycynie do wykorzystania w Szpitalu, gdyby kiedyś było to potrzebne z innym, miejmy nadzieję, lżejszym przypadkiem. Może zanim wrócę, podejmiesz już decyzję i wszyscy będziemy mówić do Cerdala „sir”.

— Nie, z dwóch powodów — odezwał się O’Mara. — Doktor Cerdal pragnie pozostać w Szpitalu, ale wycofał swoją kandydaturę na stanowisko administratora, ja zaś już zdecydowałem. W tej sytuacji zamierzam opuścić Szpital pierwszym nadarzającym się statkiem.

Conway był tak zdumiony, że omal nie spadł z melfiańskiego siedziska. Thornnastor zahuczał niczym pełen ciekawości rożek mgłowy. Prilicla zadrżał lekko, a personel działu wyraził na różne sposoby swoje zaskoczenie. O’Mara odchrząknął uroczyście.

— To nie była łatwa decyzja — powiedział, patrząc na Ojczulka Liorena i na Cha Thrat. — Od początku wiedziałem jednak, że będę musiał ją podjąć. To pierwszy i zapewne ostatni raz, kiedy powiem wam coś miłego, ale taki ton z trudem przechodzi mi przez gardło. Muszę jednak przyznać, że mam, to znaczy miałem, wyjątkowo udany zespół. Jesteście pracowici, oddani sprawie i staranni. Potraficie adaptować się do wymogów chwili i nie brak wam wyobraźni. — Spojrzał znacząco na Braithwaite’a. — A ty wykazałeś się ostatnio tymi cechami w większym stopniu niż inni. Wszyscy troje macie wykształcenie medyczne, które wymagane jest na tym stanowisku, i wszyscy, bez wyjątku, moglibyście je objąć. Czasem zdarza się, że ktoś prawdziwie oddany swojemu zawodowi, kto znalazł cel w życiu, nie chce jakiejś pracy, chociaż mógłby ją wykonywać. Dotyczy to zwłaszcza mojego następcy, który uzna wybór za zaszczyt, ale nie przejaw życzliwości. Ale trudno. W tym przypadku będę nalegał.

— Moje gratulacje, administratorze Braithwaite.

Cha Thrat i Ojczulek dali znać na swoje sposoby, że pochwalają decyzję. Prilicla zaświergotał, Conway zaklaskał, a Thornnastor zatupał, dość jednak cicho jak na Tralthańczyka. Conway wstał nagle i pospieszył do Braithwaite’a z wyciągniętą ręką.

— Powodzenia, administratorze — powiedział. — Po tym, jak rozwiązał pan problem Tunneckisa, naprawdę pan na to zasłużył — dodał ze śmiechem. — Niemniej potrwa trochę, zanim przyzwyczaimy się do naczelnego psychologa o nieco odmiennych manierach.

— Sir, powiedział pan, że chce zaraz wyjeżdżać — odezwał się po raz pierwszy Ojczulek.

— Szpital był przez lata pana życiem. Chyba nikt nie pamięta go bez pana. Zastanawiamy się teraz wszyscy, co zamierza pan zrobić z resztą tego życia?

— Mam pewne plany — odparł poważnie O’Mara. — Obejmują dalszą pracę zawodową oraz długie i szczęśliwe życie.

— Ależ sir — powiedział Conway. — Nie musisz chyba koniecznie znikać już teraz, zaraz?

Braithwaite będzie potrzebował kilku tygodni na wdrożenie się do obowiązków. Może nawet paru miesięcy. Ty zaś musisz przywyknąć do nicnierobienia. Może nawet nie uda ci się zerwać wszystkich więzi łączących cię ze Szpitalem. Od czasu do czasu trafiają nam się też niemedyczne problemy. Możesz się okazać potrzebny jako konsultant. Nie kręć tak głową.

Poza tym musimy nieco pozmieniać grafiki dyżurów, aby móc wydać porządne przyjęcie pożegnalne.

— Nie — powiedział stanowczo O’Mara. — Nie będzie żadnego okresu przejściowego. W tej pracy najlepiej jest rzucić delikwenta od razu na głęboką wodę. Nie będzie też delegacji i konsultacji, a przede wszystkim, nie będzie długich i kłopotliwych pożegnań, nawet jeśli ktoś je lubi. Prilicla zna moje odczucia w tej sprawie. Nalegam. Dziękuję, ale nie.

Braithwaite odchrząknął znacząco. Uprzejmie, ale autorytatywnie.

— Nie jestem empatą, jak doktor Prilicla, ale wiem, co myślą o panu wszyscy, którzy tu pracują. Tym razem to ja nalegam. Pański wyjazd opóźni się o kilka dni, ponieważ żaden statek nie może wziąć pana na pokład bez mojej wiedzy i zgody. Znajdzie się więc czas na przyjęcie pożegnalne, które wszyscy dobrze zapamiętamy. To jest pierwsze moje polecenie służbowe jako nowego administratora Szpitala — dokończył Braithwaite.

Загрузка...