ROZDZIAŁ SIÓDMY

O’Mara uznał, że jeśli doktor Cerdal przypominał kogoś, to najbardziej Kelgianina, chociaż jego ciało było krótsze i mocniej zbudowane, a zamiast nóg posiadał dziesięć szerokich, półkolistych grup mięśni, które służyły mu do przemieszczania się. Jego sierść pozostawała nieruchoma, była też czarna, nie srebrzysta. Cztery chwytne kończyny, które wyrastały tuż pod wielką, okrągłą głową, sięgały do połowy tułowia. Też były czarne i wydawały się cienkie, bo nie rosły na nich włosy. Sierść pokrywała za to całą twarz, widać było tylko duże, czarne oczy oraz usta, gdy czasem je otwierał. W środku kryły się czarne niczym węgiel zęby. Wedle zapisków dostępnych w komputerze bibliotecznym ewolucja nie przypadkiem wyposażyła go w takie właśnie barwy, O’Mara miał jednak wrażenie, że przybysz pochłania światło niczym czarna dziura.

Nowy administrator wolał spotkać się z Cerdalem w swoim starym gabinecie, który był o wiele mniejszy niż biura administracji. Zrobił to z trzech powodów. Po pierwsze, nie chciał wprowadzać kandydata do potencjalnego miejsca pracy, dopóki nie wiedział, czy coś wyjdzie z tego angażu. Uważał, że byłoby to nieuprzejme. Po drugie, tutaj przechowywał wszystkie akta. Po trzecie zaś, dla Cerdala oba miejsca były najpewniej równie niewygodne, bo utrzymanie nie sprowadziło jeszcze cemmeccańskich siedzisk.

O’Mara zastanowił się, jak zachowałby się w tej sytuacji Craythorne. Pamiętał też wszystkie rady otrzymane od Thornnastora, Skemptona, Prilicli i młodego Conwaya, który zaczynał właśnie siwieć. Wszyscy oni mieli wiele do powiedzenia na temat tego, jak administrator powinien podejść do wysoko postawionego kandydata. W końcu zaczerpnął powietrza i zmusił rzadko używane mięśnie twarzy do ułożenia się w przyjemny wyraz, chociaż gość zapewne i tak nie umiał tego odczytać.

— Nazywam się O’Mara i jestem naczelnym psychologiem i administratorem Szpitala — powiedział i skinął głową na prawo i na lewo. — A to są moi asystenci. Ojczulek, czyli były kapitan chirurg Lioren z Tarli, oraz Cha Thrat, niegdyś sommaradvański chirurg wojownik.

Mój główny asystent, porucznik Braithwaite, pełni dyżur w zewnętrznym biurze, jednak pozostaje z nami cały czas w kontakcie. Ma możliwość komentowania naszej rozmowy oraz zadawania pytań. Obecne spotkanie ma mieć nieformalny przebieg, zatem ma pan pełną swobodę wypowiedzi i może przerywać nam w razie potrzeby. Na razie to wszystko, co winien pan o nas wiedzieć — dodał z uśmiechem. — My jednak chcemy dowiedzieć się jak najwięcej o panu. Proszę mówić.

Doktor Cerdal ułożył się przednią połową ciała na melfiańskiej kołysce, tak że jego głowa znalazła się dokładnie na poziomie oczu rozmówców. Przez chwilę spoglądał jedynie na O’Marę, zanim wygulgotał kilka pierwszych dźwięków. Autotranslatory przełożyły je na zrozumiałą dla każdego mowę.

— Najpierw chciałbym coś zauważyć i o coś spytać — powiedział. — Wywiad ma sprawdzić moją przydatność na najwyższe stanowisko w tej placówce. Oczekiwałem, że zostanie przeprowadzony przez osobę obecnie zajmującą to stanowisko. Dlaczego zatem towarzyszą mu w tym jego podwładni? Administrator Szpitala winien dysponować pełnią władzy i odpowiedzialności. Czy jego władza i tym samym odpowiedzialność zostały w jakiś sposób ograniczone? Czyżby Szpitalem kierował obecnie zespół? A może obecny zarządzający potrzebuje jakiegoś moralnego wsparcia?

Cha Thrat wydała odgłos, którego autotranslator nie przetłumaczył. Lioren wbił w Cerdala spojrzenie obu par oczu, a O’Mara zacisnął mocno usta, aby powstrzymać się od wybuchu. Pomyślał ze złością, że być może Cemmeccanie są znacznie bardziej podobni do Kelgian, niż dotąd sądził. Ten tutaj nie pojmował, albo udawał, że nie pojmuje, na czym polega dyplomacja, takt czy chociaż prosty szacunek wobec urzędu. Ojczulek musiał dojść do podobnych wniosków i to on odezwał się pierwszy.

— Z materiałów zebranych w naszej bibliotece wynika, że nie należy pan do szczególnie uprzejmej rasy — powiedział. — Czy zgadza się pan z tym sądem?

— Rozumiem, na czym polega uprzejme zachowanie, i sam uciekam się do niego w wymagających tego sytuacjach. Niemniej, choć ułatwia ono odnalezienie się w różnych kontaktach społecznych, może czasem prowadzić do konfliktów. Nie wątpię, że moja praca będzie skłaniać mnie czasem do stonowanego zachowania, chociażby w terapii, obecnie jednak bardziej wskazana wydaje mi się szczera bezpośredniość. Na dłuższą metę posłuży zapewne lepiej niż udawanie uległości czy uniżoności. Ufam, że moje obecne starania nie okażą się tylko stratą czasu.

Z głośnika dobiegło chrząknięcie Braithwaite’a.

— Czy w ramach dodatkowego przygotowania do tej rozmowy zapoznał się pan z dostępnymi materiałami dotyczącymi charakteru obecnego administratora? — spytał porucznik. — Czy przestudiował je pan, aby właściwym zachowaniem zwiększyć swoje szanse?

— Oczywiście — odparł bez wahania Cerdal.


O’Mara już się uspokoił, postanowił jednak nie odzywać się, skoro pozostali zadawali właściwe pytania. Jak dotąd Cerdal radził sobie nie najgorzej.

— Doktorze — spytała Cha Thrat, odzywając się po raz pierwszy. — Ponieważ przez dłuższy czas może pan pozostawać jedynym Cemmeccaninem w Szpitalu, pańska praca będzie związana raczej z istotami innych gatunków. Jakie ma pan doświadczenie w tej dziedzinie?

— Zanim odpowiem, chciałbym wyjaśnić, że należałem do personelu największego szpitala na naszym świecie. Zasadniczo nie był on wielogatunkowy, niemniej sporadycznie przyjmowaliśmy także przedstawicieli najczęściej spotykanych ras, podróżników przysyłanych z pobliskiego portu kosmicznego. Nie mieliśmy warunków do leczenia chlorodysznych ani metanodysznych form życia, o bardziej specyficznych istotach nie wspominając. Osobiście prowadziłem pięć przypadków, z czego dwa wymagały interwencji chirurgicznej z pomocą zapisów edukacyjnych, trzy psychoterapii.

— Najbardziej interesują nas te trzy ostatnie — powiedziała Cha Thrat, nie szukając nawet potwierdzenia swoich słów u O’Mary. — Czy może nam pan przedstawić szczegóły kliniczne? W zarysie.

O’Mara pomyślał, że Cha Thrat świetnie odnajduje się w tej sytuacji. Jako lekarz wojownik zajmowała zapewne na Sommaradvie o wiele wyższą pozycję w hierarchii medycznej niż obecny tu kandydat na swoim świecie. Teraz to procentowało. O’Mara nadal nie uznawał za właściwe, aby się wtrącać.

— Pierwszy był Melfianin, który ucierpiał podczas wypadku w próżni — odparł Cerdal, nadal patrząc na O’Marę. — Doznał złamania kończyn podczas wciskania się do zbyt małej kapsuły ratunkowej. Moi koledzy zoperowali go z powodzeniem, jednak gdy tylko odzyskał częściowo zdolność ruchu, nieustannie próbował uciekać ze swojego pokoju na oddziale. Był jeszcze na tyle rozkojarzony, że nie potrafił przekazać nam, w czym problem. Uznałem, że problem może wiązać się z kubaturą izolatki. Jak na melfiańskie standardy była dość ciasna, z niskim stropem, i mogła kojarzyć się pacjentowi z ciasnotą kapsuły ratunkowej. Przeniosłem go wraz ze sprzętem i ramą legowiska do szpitalnego parku, na otwarty teren, z dala od drzew. W ciągu kilku tygodni doszedł w pełni do siebie. Złamania zrosły się, a klaustrofobia ustąpiła. Szczęśliwie zewnętrzny szkielet Melfian jest wodoodporny — dodał. — Często u nas pada.

Jeśli była to próba wtrącenia żartu — O’Mara odnotował z uznaniem — została zignorowana przez wszystkich.

— A dalej? — spytał Lioren.


— Potem pojawił się Orligianin cierpiący na skumulowany stres wynikły z wykonywanej aktualnie pracy. Było to zadanie niewymagające długiego czasu, ale bardzo odpowiedzialne. Pacjent odpowiadał za podłączenie naszej sieci planetarnej do systemu lokalnej placówki Korpusu Kontroli. Wywiad pozwolił ustalić, że pacjent był samotny i w pełni oddany pracy, która wiązała się z częstymi podróżami w obrębie całej Federacji. Ten tryb życia był mu właściwy od chwili wejścia w dorosłość. Uznałem, że przyczyną problemów jest wyczerpanie emocjonalne połączone z tęsknotą za domem. Dalsze wywiady ujawniły, że towarzyszy jej także pragnienie powrotu do czasu młodości, przez co zalecony przeze mnie dłuższy wypoczynek na ojczystej planecie nie doprowadził do pełnego wyleczenia, pozwolił niemniej na ponowne podjęcie obowiązków zawodowych.

W trzecim przypadku chodziło o młodego Kelgianina, który doznał poważnych obrażeń i tym samym uszkodzenia powłoki włosowej. Nie chodziło o rozległy obszar, niemniej nerwy oraz mięśnie odpowiedzialne w tym miejscu za mobilność skóry uległy zniszczeniu w stopniu wykluczającym regenerację. W typowy dla Kelgian sposób pacjent uznał, że został trwale i poważnie oszpecony. Wiedział, że znacznie to utrudni jego szanse na znalezienie stałej partnerki i ograniczy możliwość wchodzenia nawet w krótkie związki. Na tym tle rozwinęły się w nim zapędy autodestrukcyjne, które w razie powodzenia mogłyby oszpecić go jeszcze bardziej. Leczenie zostało podjęte blisko rok temu. Wrócił w tym czasie do pracy, pozostaje jednak na Cemmecce i nie szuka jak dotąd towarzystwa innych Kelgian.

Częstotliwość nawrotów ataków autodestrukcji została ograniczona, trudno jednak mówić o pełnym sukcesie terapeutycznym. Leczenie trwa nadal.

Ostatniej relacji O’Mara wysłuchał ze szczególną uwagą, chociaż nikt z zebranych nie potrafiłby powiedzieć dlaczego. Odetchnął, gdy Braithwaite znowu zabrał głos.

— Skoro już mowa o problemach seksualnych, jak zostało wspomniane, będzie pan tu jedynym przedstawicielem swojego gatunku. Czy nie stanie się to dla pana problemem? Jeśli tak, proszę powiedzieć, jak zamierza pan sobie z nim radzić. Jeśli nie, proszę wyjaśnić, dlaczego to nie stanowi problemu.

Cerdal nadal patrzył jedynie na O’Marę.

— Przynajmniej część z was czytała już zapewne, jak wygląda nasz mechanizm reprodukcji. Na wszelki wypadek opiszę go jednak pokrótce. Ponieważ wszyscy tutaj są przedstawicielami odmiennych gatunków, zakładam, że wasze zainteresowanie ma charakter czysto kliniczny i tym samym nie mam powodu, aby odczuwać zakłopotanie.

Cha Thrat złączyła dłonie dwóch górnych kończyn, co w jej mowie ciała oznaczało przeprosiny. Cerdal zapewne tego nie rozpoznał.


— Słuchamy — powiedziała.

— W naszej rasie występują trzy płcie. Funkcje dwóch z nich odpowiadają w zarysie funkcjom osobników żeńskich i męskich u przedstawicieli ras dwupłciowych. Poza nimi są jeszcze matki. Wszystkie te istoty są oczywiście rozumne, niemniej osobniki męskie wykazują mniejszą skłonność do współudziału w akcie prokreacji i muszą być zwykle wabione na rozmaite sposoby do wniknięcia do ciała matki. Sama prokreacja ma miejsce wewnątrz matki, która także bierze w niej udział i mimo rosnącej znacznie wagi ciała nie przerywa w tym czasie swojej zwykłej aktywności. Poród polega na wydaleniu na zewnątrz dwojga rodziców wraz z dzieckiem. W tym momencie rola matki dobiega końca. Okres, który para spędza wewnątrz jej ciała, uznawany jest za szczególnie przyjemny. Sam go jeszcze nie doświadczyłem.

— Z zasady matki są istotami szczególnie zrównoważonymi emocjonalnie, niekiedy jednak mogą pojawić się pewne problemy, zwykle czysto medycznej natury. Na przykład wówczas, gdy w łonie matki panuje większy ścisk. W takich przypadkach chirurg zakłada kombinezon ochronny, który ma zapobiec skażeniu płodu obcym materiałem genetycznym i uchronić lekarza przed wpływem matki, i wchodzi do środka na czas interwencji. Z rzadka odnotowuje się także zaburzenia emocjonalne u dwojga rodziców przebywających w łonie, polegające na niechęci do opuszczenia tego miejsca.

Zamilkł, ale nikt nie zabrał głosu.

— Jeśli chodzi o moje osobiste potrzeby seksualne — dodał po chwili — sądzę, że uległy one sublimacji w trakcie wielu lat praktyki lekarza zajmującego się uzdrawianiem umysłów.

Biorąc zaś pod uwagę specyfikę naszych zachowań prokreacyjnych, wątpię, abym kiedykolwiek odczuł pokusę podjęcia czynności zastępczych z udziałem przedstawicieli innych ras.

— I dzięki Bogu — mruknął Lioren.

— Mogę więc powiedzieć, że jestem w pełni oddany medycynie. Tak jest obecnie i mam podstawy sądzić, że tak będzie i w przyszłości — zakończył Cerdal.

O’Mara spoglądał na niego kilka chwil w milczeniu. Naprawdę był zadowolony, że Lioren podjął rozmowę.

— Zdaje pan sobie na pewno sprawę, doktorze Cerdal, że pańskie doświadczenie z innymi rasami jest dalece niewystarczające wobec tutejszego zakresu obowiązków — powiedział Ojczulek. — W tej sytuacji będzie pan musiał przejść dodatkowe przeszkolenie, aby w ogóle mieć szanse im sprostać. Wiele będzie przy tym zależeć od pańskiego nastawienia i zdolności do nawiązywania kontaktu z pacjentami, których sposób myślenia może okazać się całkiem odmienny od tego, co zdołał poznać pan do tej pory. W grę wchodzi też zbadanie pańskiego poziomu ksenofobii, o ile takowa się objawi, i zdolności do świadomego zapanowania nad wzbudzanymi przez nią odruchami.

— Rozumiem — odparł Cerdal.

Nadal patrzył na O’Marę.

— Na czas stażu może pan się uważać za pracownika tego działu, podobnie jak Braithwaite, Cha Thrat i ja. Będziemy panu doradzać oraz zwracać uwagę na błędy. Czy to panu odpowiada?

— Całkowicie — powiedział Cemmeccanin. — Przynajmniej do czasu zakończenia stażu.

Potem mogę mieć swoje uwagi do przekazania. Muszę jednak powtórzyć wcześniejsze pytanie.

— Tak?

Niezmiennie wpatrzony w O’Marę Cerdal poszukał właściwych słów, aby jak najprecyzyjniej wyrazić swoje wątpliwości.

— Jestem kandydatem na najważniejsze stanowisko w Szpitalu. W tej sytuacji oczekiwałbym, że administrator sam przeprowadzi ze mną wywiad i nie dozwoli, aby zastępowały go w tej roli osoby będące jego podwładnymi. Dla kogoś o mojej pozycji jest to sytuacja co najmniej dziwna, o ile nie obraźliwa. Chyba że istnieje ważny powód dla takiego właśnie postępowania. Biorąc pod uwagę siwą barwę pańskich włosów, można sądzić, że jest pan w podeszłym wieku. Czy oznacza to, że sprawność pańskiego umysłu spadła już na tyle, że potrzebuje pomocy młodszych istot? Jeśli tak, byłoby to wystarczające usprawiedliwienie.

Cha Thrat i Lioren zastygli w bezruchu niczym posągi, z komunikatora dobiegały odgłosy sugerujące, że Braithwaite musiał się chyba czymś zakrztusić. Wszyscy czekali na eksplozję O’Mary, on jednak nie odmówił sobie przyjemności zaskoczenia obecnych.

— Jest jeszcze jedna możliwość, której nie wziął pan pod uwagę, doktorze Cerdal — powiedział z uśmiechem. — Że to nie jeden wywiad, ale cztery, przeprowadzane równocześnie.

I że moi asystenci, chociaż sami do tej chwili o tym nie wiedzieli, są podobnie jak pan kandydatami na to samo stanowisko.

Zanim ktokolwiek zdołał się odezwać, O’Mara uniósł dłoń i spojrzał po kolei na zgromadzonych.

— Proszę darować sobie protesty i próby dowodzenia, że brak wam kwalifikacji. Nie cierpię fałszywej skromności. Wasze doświadczenie, zdobyte podczas pracy w naszym dziale, czyni z was idealnych kandydatów na moje stanowisko. Wszyscy posiadacie też kwalifikacje medyczne. Fakt, że porucznik musiał wiele zapomnieć, nie praktykując od dłuższego czasu, Cha Thrat nie dostała pozwolenia na praktykę w Szpitalu, a Lioren sam zdecydował ojej porzuceniu, nie ma w tej sytuacji żadnego znaczenia. Nikt nie oczekuje od administratora, że będzie osobiście leczył pacjentów. Cha Thrat, Ojczulku, dobrze wiem, ile macie pracy.

Możecie się nią zająć. Braithwaite, znajdź trochę czasu, aby oprowadzić doktora Cerdala po jego potencjalnym królestwie. I pamiętajcie, że będę was obserwował, niekiedy wystawiając na próby. O waszym ewentualnym awansie zdecydują takie czynniki, jak kompetencja zawodowa, zdolność działania pod wpływem stresu oraz moje subiektywne wrażenie.

Raz jeszcze uśmiechnął się oszczędnie.

— Chociaż niekoniecznie w tej kolejności — dodał. — Wstępny wywiad został zakończony. Możecie odejść.

Загрузка...