Nazajutrz miałem w głowie mętlik. Siedziałem w biurze i nie wiedziałem już, kto nadal jest moim klientem i co, kurwa, jest grane. Postanowiłem wyjaśnić parę rzeczy. Miałem numer do pracy Upka. Więc zadzwoniłem do niego.
– Halo – powiedział.
– Upek, mówi Belane.
– Ty skurwielu!
– Spokojnie, Upek. Mam czarny pas.
– Przyda ci się, kiedy następnym razem wparujesz do mojej sypialni.
– Al, widziałem tylko unoszący się tyłek. Nie wiedziałem, że to ty, dopóki nie odwróciłeś głowy.
– A myślałeś, że kto? Myślisz, że jakiś obcy będzie ją posuwał w moim własnym łóżku?
– Takie rzeczy zdarzały się nieraz.
– Co?!
– Nie mówię o twoim łóżku.
– A o czyim?!
– Nieważne.
– Jak to nieważne?!
– Chodziło mi o to, że takie rzeczy zdarzały się innym żonatym gościom. Dzwonię, żeby pogadać.
– O czym?
– Chcesz, żebym dalej pracował dla ciebie, czy nie?
– Na razie daleko się nie posunąłeś, jedynie sfilmowałeś moją dupę.
– Już niedługo uporam się z tą sprawą, Al.
– Gadasz.
– Chyba jestem na tropie poważnej afery.
– Co takiego?
– Mam poszlaki. I swoje domysły.
– Poszlaki? Domysły? Co ty bredzisz?
– Cindy kręci z takim jednym gościem. Znam go. Podejrzany typ. Coś razem knują.
– Nakryłeś ich w łóżku?
– Jeszcze nie.
– Dlaczego?
– Nie chcę się spieszyć. Czekam, aż wpadną w pułapkę.
– Nie możesz ich dopaść natychmiast?
– Nie, muszę czekać, żeby złapać go z grucha w ręku.
– Co takiego?
– Muszę ich złapać na gorącym uczynku.
– Nie wiem, czy do końca wiesz, co robisz, Belane.
– Dobrze wiem, co robię. Dopadnę go, jak. będzie stawiał sztosa.
– Nie lubię, jak tak mówisz.
– Świat to nie przedszkole, Al. Dopieprzę im.
– Dopieprzysz?
– Dobiorę się Cindy do tyłka. Przecież sam tego chcesz, nie?
– Dostarcz mi tylko dowodów.
– Dowody to pestka, Upek.
– Naprawdę jesteś blisko, Belane?
– Czuję ich trop, depczę im po piętach. Znam tego gościa. To Francuz. Wiesz, jacy są Francuzi, no nie?
– Nie. Jacy?
– Jak nie wiesz, Upek, to nie będę ci tłumaczył. Nie mam czasu. No więc jak, do cholery, chcesz, żebym się dalej zajmował tą sprawą?
– Mówisz, że jesteś blisko?
– Depczę Cindy po piętach, dosłownie wtykam nochala między jej pośladki!
– Co takiego?
– Chcesz, żeby dalej pracował, czy nie, Upek? Liczę do 10.
1, 2, 3, 4…
– Dobra, dobra. Rób swoje.
– W porządku, Al. Ale jest jeszcze pewna drobna sprawa…
– Jaka?
– Musisz mi zapłacić za miesiąc z góry.
– Za miesiąc? Myślałem, że już prawie ich nakryłeś.
– Muszę zastawić pułapkę. Muszę ją dobrze przygotować.
Dograć szczegóły. I kiedy facet wyciągnie gruchę…
– Dobra, dobra, wysyłam czek!
Cisnął słuchawkę na widełki. Zachowywał się, jakby był zakochany. Co za palant…
Następnie zadzwoniłem do Groversa. Też dał mi swój numer do pracy. Po 3 sygnałach Grovers podniósł słuchawkę.
– Dzień dobry – powiedział. – Tu zakład pogrzebowy SREBRNA PRZYSTAŃ.
– Jezu!
– Co? – spytał.
– Grovers, pan robi w umrzykach!
– Co?
– Zajmuje się pan truposzami, umarlakami. Mówi Nick Belane.
– O co chodzi, panie Belane?
– Pracuję dla pana nad sprawą tej kosmitki, panie Grovers.
– Tak, pamiętam.
– Niech mi pan powie, z łaski swojej, dlaczego robi pan to, co robi?
– To znaczy?
– Dlaczego robi pan w trupach? Dlaczego? Dlaczego?
– Taki mam zawód. Trzeba jakoś zarabiać na życie.
– Ale macając trupy? To nienormalne. Chore. Spuszcza pan z nich krew? I co pan robi z tą spuszczoną krwią?
– Tym zajmuje się mój pracownik. Billy French.
– Niech pan odda mu słuchawkę, chcę z nim pogadać.
– Wyszedł na lunch.
– Jest w stanie jeść? Poważnie?
– Tak.
Zabrakło mi słów. Odetchnąłem głęboko. Raz. Drugi.
– No więc jak, Grovers, chce pan, żebym dalej zajmował się tą sprawą? – zapytałem.
– Chodzi panu o Jeannie Nitro?
– No. A zna pan jeszcze jakieś kosmitki?
– Nie.
– Więc jak, chce pan, żebym pana od niej uwolnił?
– Pewnie. Ale czy da pan radę? Pierwszą rundę przegrał pan zdecydowanie.
– Grovers, wielu najlepszych bokserów przegrywa pierwszą rundę. Potem tak przyłożę tej kurwie, że wyleci z ringu!
– Ona wcale nie jest kurwą, panie Belane.
– Tak tylko powiedziałem. Nie miałem zamiaru obrazić tej zdziry.
– Myśli pan, że uda się panu załatwić tę sprawę?
– Nawet kiedy tak sobie rozmawiamy, analizuję różne poszlaki. Mam swoje domysły.
– Na przykład?
– Nie mogę panu zbyt wiele zdradzić. Ale to, że pan robi w umarlakach, a ona jest kosmitką, ma związek.
– Jaki, panie Belane?
– Nie mogę panu zbyt wiele zdradzić. W każdym razie konsultowałem się ze specjalistą. Ma grube tomiszcze o kosmitach, ale zażądał więcej informacji o panu.
– Dobrze, co chciałby pan wiedzieć?
– Chwileczkę. Zanim poświęcę tej sprawie więcej czasu, muszę dostać kolejny czek. Wynagrodzenie za 2 tygodnie z góry.
– Więc myśli pan, że uda się panu…
– Kurwa, przecież powiedziałem, że ją załatwię!
– Dobrze, panie Belane. Dziś wyślę panu czek. Wynagrodzenie za 2 tygodnie.
– Mądry z pana facet, panie Grovers.
– Tak. Aha, panie Belane, właśnie wrócił Billy French. Chce pan z nim rozmawiać?
– Nie, ale niech go pan spyta, co jadł.
– Chwileczkę…
Czekałem. Po chwili odezwał się znów.
– Mówi, że rostbef i ziemniaki piure.
– Rzygać się chce!
– Słucham?
– Muszę kończyć, panie Grovers.
– Przecież chciał pan dowiedzieć się o mnie czegoś więcej!
– Wyślę panu kwestionariusz.
Odłożyłem słuchawkę, położyłem nogi na biurku. Wszystko układało się po mojej myśli. Znów panowałem nad sytuacją. Ja, Nick Belane, prywatny detektyw. Ale wciąż miałem na głowie sprawę Czerwonego Wróbla. No i jeszcze był Celinę i Pani Śmierć. Pani Śmierć zawsze jest w pobliżu.
To dopiero wyjątkowa kurwa.
No bo jak inaczej można ją nazwać?