39

I tak tkwiłem między Kosmosem a Śmiercią. Jedno i drugie pod postacią Kobiety. Jakie miałem szansę? Tymczasem powinienem był szukać Czerwonego Wróbla, który może w ogóle nie istniał. Dziwnie się czułem. Nigdy się nie spodziewałem, że tak się wszystko pokomplikuje. Ledwo rozumiałem, co się dzieje. Jak się miałem zachować?

Idioto, nie trać zimnej krwi! – poradził mi wewnętrzny głos.

Dobra.

Pojawiły się nasze drinki.

– Wasze zdrowie, drogie panie!

Stuknęliśmy się szklankami i pociągnęliśmy po zdrowym łyku.

Dlaczego nie mogłem być zwyczajnym gościem, który ogląda mecz baseballowy? I przejmuje się tylko tym, jaki będzie wynik? Dlaczego nie mogłem być kucharzem i z takim skupieniem smażyć jajecznicy, jakby nie obchodziło mnie nic więcej na świecie? Dlaczego nie mogłem być muchą wędrującą z zainteresowaniem po czyimś nadgarstku? Dlaczego nie mogłem być kogutem dziobiącym w kurniku ziarno? Dlaczego musiałem być tu?

Jeannie stuknęła mnie łokciem i szepnęła:

– Belane, muszę z tobą pogadać…

Położyłem kilka banknotów na barze. Po czym spojrzałem na Panią Śmierć.

– Mam nadzieję, że się pani nie wnerwi, ale…

– Wiem, grubasku, chcesz pomówić z tą panią sam na sam.

Dlaczego miałabym się wnerwić? Przecież nie kocham się w tobie.

– Ale ciągle jest pani przy mnie…

– Jestem przy każdym, Nick, tyle że ty jesteś bardziej wyczulony na moją obecność.

– Aha. Aha.

– Pomogłeś mi z Celine'em…

– Tak, tak…

– Więc zostawię cię samego z tą damą. Ale tylko na jakiś czas.

Mamy jeszcze coś do załatwienia, jednakże niedługo się spotkamy.

– Nie wątpię, pani Iśćmer…

Dopiła szkocką i wstała ze stołka. Po czym odwróciła się i ruszyła w stronę drzwi. Zabójczo piękna. Po chwili już jej nie było. Barman podszedł po pieniądze.

– Kto to był? – zapytał. – Aż mi się zrobiło słabo, kiedy mnie mijała.

– Ma pan szczęście, że tylko słabo.

– Dlaczego?

– Gdybym panu powiedział, i tak by mi pan nie uwierzył.

– Niech pan powie.

– Nie mam ochoty. Proszę nas zostawić samych, chcę pogadać z tą damą.

– Dobrze. Ale niech mi pan powie jedno.

– Co?

– Jak to się dzieje, że piękne laski lgną do takiego ohydnego tłuściocha?

– To dzięki temu, że zawsze smaruję wafle maślanką. A teraz zmykaj.

– Trochę grzeczniej, koleś – powiedział.

– A twoje pytanie było grzeczne?

– Ale nie tak chamskie jak to „zmykaj”!

– Zmykaj, bo powiem coś takiego, że dopiero się zdziwisz!

– Pierdol się! – zawołał.

– Bardzo ładnie – pochwaliłem. – A teraz szpulaj się, póki jeszcze możesz.

Powoli podreptał na koniec baru, stanął i zaczął drapać się po tyłku.

Zwróciłem się do Jeannie.

– Przepraszam, skarbie, ale jakoś ostatnio wdaję się w nieprzyjemne rozmowy ze wszystkimi barmanami. – Nie przejmuj się, Belane.

Miała smutną minę.

– Belane, muszę cię opuścić.

– Trudno, idź, ale wypij chociaż strzemiennego.

– Chodzi o to, że cała nasza grupa opuszcza Ziemię. Sama nie wiem, jak to się stało, ale cię polubiłam.

– To zrozumiałe. – Zaśmiałem się. – Ale dlaczego opuszczacie Ziemię?

– Długo zastanawialiśmy się nad tym i zdecydowaliśmy, że nie chcemy kolonizować waszej planety. Wszystko jest takie okropne.

– Co jest okropne, Jeannie?

– Ziemia. Smog, morderstwa, zatrute powietrze, zatruta woda, zatruta żywność, nienawiść, beznadziejność, wszystko razem. Jedyne, co tu jest piękne, to zwierzęta, ale je zabijacie, niedługo zostaną tylko oswojone szczury i konie wyścigowe. To takie smutne, nic dziwnego, że tyle pijesz.

– Masz rację, Jeannie. No i nie zapominaj o arsenałach broni jądrowej.

– Tak, wygląda na to, że się z tego nie wykaraskacie.

– Hm. Może szlag trafi ludzkość za 2 dni, a może jeszcze przetrwamy z 1000 lat. Sami nie wiemy, co będzie, i dlatego tak trudno jest nam myśleć poważnie o czymkolwiek.

– Będzie mi cię brakowało, Belane, ciebie i zwierząt…

– Nie dziwię się, że nas opuszczasz, Jeannie…

Jej oczy zaszkliły się.

– Proszę cię, nie płacz, Jeannie, niech to cholera…

Podniosła szklankę, dopiła szkocką i skierowała na mnie oczy, jakich nie widziałem u nikogo innego i nigdy już nie zobaczę. – Żegnaj, grubasku. – Uśmiechnęła się. I znikła.

Загрузка...