47

Nazajutrz siedziałem w biurze. Ktoś otworzył kopniakiem drzwi i do środka wparował Harry Sanderson ze swoimi 2 małpiszonami. Tym razem ubrany był w jasnofioletowy garnitur. Miał dziwny gust, jeśli chodzi o kolory. Znałem kiedyś babkę, która też lubiła takie niewydarzone kolorki. Kiedy szliśmy razem do knajpy, wszystkie głowy obracały się w jej stronę. Kłopot w tym, że ona sama niewarta była ani jednego spojrzenia. Nawet na kacu i z 3 – dniowym zarostem wyglądałem lepiej od niej. Ale wracając do Sandersona…

– Właśnie minęły 24 godziny, frajerze – powiedział. – Wciąż ćwiczysz palcówki na flecie czy podjąłeś decyzję?

– Wciąż ćwiczę palcówki.

– Chcesz dostać Czerwonego Wróbla czy nie?

– Chcę. Ale przypominacie mi facetów, którzy wyrolowali moją ciotkę w Illinois.

– Twoją ciotkę? Co ty mi tu, kurwa, gadasz za pierdoły?

– Ciotce przeciekał dach.

– I co z tego?

– Przyszło do niej 2 facetów i powiedziało, że naprawią dach, że mają nowy superklej. Kazali jej podpisać jakiś świstek, wystawić czek i wleźli.

– Gdzie wleźli?

– Na dach. Wleźli na dach i polali go starym olejem silnikowym. I poszli sobie. Kiedy spadł deszcz, wszystko przeciekło do środka, woda razem z olejem. Zapaćkało ciotce cały dom.

– Poważnie, Belane? Co za wzruszająca historyjka! Ale do rzeczy. Chcesz Czerwonego Wróbla czy mamy się zmywać?

– Pożyczycie mi 10 kafli, tak? Których nawet nie zobaczę, ale będę musiał płacić odsetki w wysokości 15% miesięcznie? Macie dla mnie jeszcze jakieś korzystne propozycje? No bo niech pan spojrzy na to w taki sposób: czy gdyby pan był mną, poszedłby pan na coś takiego?

Sanderson uśmiechnął się.

– Belane, jedną z niewielu rzeczy, za które dziękuję losowi, jest to, że nie jestem panem.

Oba małpiszony też się uśmiechnęły.

– Sypiasz pan z nimi, Sanderson?

– Czy sypiam z nimi? Co to, u chuja, ma znaczyć?

– Nie wie pan, co znaczy sypiać? Zamknąć oczy. Podłożyć łapę pod policzek. Takie rzeczy.

– Uważaj, Belane, bo jak ci przyjebię, zostanie z ciebie mniej niż z bąka puszczonego w pustym kościele!

Oba małpiszony zachichotały.

Wciągnąłem powietrze, wypuściłem powietrze. Miałem wrażenie, że zaczynam bzikować. Ale to nic nowego.

– No więc jak, Sanderson, naprawdę możecie dostarczyć mi Czerwonego Wróbla?

– Jasne.

– To wypierdalajcie.

– Co?

– Powiedziałem: wypierdalajcie!

– Co cię naszło, Belane? Zbzikowałeś?

– A taa, zbzikowałem.

– Chwileczkę…

Sanderson nachylił się do małpiszonów. Zaczęli szczekać i jazgotać. Wreszcie skończyli naradę. Sanderson miał poważną minę.

– Twoja ostatnia szansa, cwaniaku.

– To znaczy?

– Postanowiliśmy dostarczyć ci ptaka za 5 kafli.

– 3.

– 4. To nasza ostatnia oferta.

– Dawajcie, kurwa, papiery!

– Już się robi…

Wyciągnął z kieszeni umowę i rzucił na biurko. Zacząłem ją czytać, ale niewiele kapowałem, bo sporządzona była w żargonie prawniczym. Wynikało z mej, że pożyczam pieniądze od Firmy Egzekucyjnej Akme. I że mam płacić odsetki w wysokości 15%. Tyle do mnie dotarło. Nagle coś dojrzałem.

– Tu przecież stoi, że pożyczam 10 kafli.

– Och, panie Belane, możemy to zmienić od ręki – powiedział Sanderson.

Złapał umowę, wykreślił 10, napisał 4, postawił z boku parafę. Znów cisnął umowę na biurko.

– Proszę podpisać…

Wziąłem długopis i podpisałem ten cholerny cyrograf. Sanderson od razu schował dokument z powrotem do kieszeni.

– Ogromne dzięki, panie Belane. Miłego dnia.

Wszyscy trzej ruszyli do wyjścia.

– Hej, a Czerwony Wróbel?

Sanderson zatrzymał się, odwrócił.

– Ach tak…

– Ach tak, właśnie – powiedziałem.

– Proszę czekać na nas jutro o 2 po południu na Grand Central Market.

– W którym miejscu? Przecież to ogromny teren.

– Przy sklepie mięsnym. Tym ze świńskimi łbami. Zjawimy się.

– Ze świńskimi łbami?

– Tak jest. Zjawimy się.

Obrócili się na pięcie i wyszli. Siedziałem i patrzyłem na ściany. Miałem niejasne uczucie, że dałem się wystrychnąć na dudka.

Загрузка...