Nazajutrz siedziałem w biurze. Ktoś otworzył kopniakiem drzwi i do środka wparował Harry Sanderson ze swoimi 2 małpiszonami. Tym razem ubrany był w jasnofioletowy garnitur. Miał dziwny gust, jeśli chodzi o kolory. Znałem kiedyś babkę, która też lubiła takie niewydarzone kolorki. Kiedy szliśmy razem do knajpy, wszystkie głowy obracały się w jej stronę. Kłopot w tym, że ona sama niewarta była ani jednego spojrzenia. Nawet na kacu i z 3 – dniowym zarostem wyglądałem lepiej od niej. Ale wracając do Sandersona…
– Właśnie minęły 24 godziny, frajerze – powiedział. – Wciąż ćwiczysz palcówki na flecie czy podjąłeś decyzję?
– Wciąż ćwiczę palcówki.
– Chcesz dostać Czerwonego Wróbla czy nie?
– Chcę. Ale przypominacie mi facetów, którzy wyrolowali moją ciotkę w Illinois.
– Twoją ciotkę? Co ty mi tu, kurwa, gadasz za pierdoły?
– Ciotce przeciekał dach.
– I co z tego?
– Przyszło do niej 2 facetów i powiedziało, że naprawią dach, że mają nowy superklej. Kazali jej podpisać jakiś świstek, wystawić czek i wleźli.
– Gdzie wleźli?
– Na dach. Wleźli na dach i polali go starym olejem silnikowym. I poszli sobie. Kiedy spadł deszcz, wszystko przeciekło do środka, woda razem z olejem. Zapaćkało ciotce cały dom.
– Poważnie, Belane? Co za wzruszająca historyjka! Ale do rzeczy. Chcesz Czerwonego Wróbla czy mamy się zmywać?
– Pożyczycie mi 10 kafli, tak? Których nawet nie zobaczę, ale będę musiał płacić odsetki w wysokości 15% miesięcznie? Macie dla mnie jeszcze jakieś korzystne propozycje? No bo niech pan spojrzy na to w taki sposób: czy gdyby pan był mną, poszedłby pan na coś takiego?
Sanderson uśmiechnął się.
– Belane, jedną z niewielu rzeczy, za które dziękuję losowi, jest to, że nie jestem panem.
Oba małpiszony też się uśmiechnęły.
– Sypiasz pan z nimi, Sanderson?
– Czy sypiam z nimi? Co to, u chuja, ma znaczyć?
– Nie wie pan, co znaczy sypiać? Zamknąć oczy. Podłożyć łapę pod policzek. Takie rzeczy.
– Uważaj, Belane, bo jak ci przyjebię, zostanie z ciebie mniej niż z bąka puszczonego w pustym kościele!
Oba małpiszony zachichotały.
Wciągnąłem powietrze, wypuściłem powietrze. Miałem wrażenie, że zaczynam bzikować. Ale to nic nowego.
– No więc jak, Sanderson, naprawdę możecie dostarczyć mi Czerwonego Wróbla?
– Jasne.
– To wypierdalajcie.
– Co?
– Powiedziałem: wypierdalajcie!
– Co cię naszło, Belane? Zbzikowałeś?
– A taa, zbzikowałem.
– Chwileczkę…
Sanderson nachylił się do małpiszonów. Zaczęli szczekać i jazgotać. Wreszcie skończyli naradę. Sanderson miał poważną minę.
– Twoja ostatnia szansa, cwaniaku.
– To znaczy?
– Postanowiliśmy dostarczyć ci ptaka za 5 kafli.
– 3.
– 4. To nasza ostatnia oferta.
– Dawajcie, kurwa, papiery!
– Już się robi…
Wyciągnął z kieszeni umowę i rzucił na biurko. Zacząłem ją czytać, ale niewiele kapowałem, bo sporządzona była w żargonie prawniczym. Wynikało z mej, że pożyczam pieniądze od Firmy Egzekucyjnej Akme. I że mam płacić odsetki w wysokości 15%. Tyle do mnie dotarło. Nagle coś dojrzałem.
– Tu przecież stoi, że pożyczam 10 kafli.
– Och, panie Belane, możemy to zmienić od ręki – powiedział Sanderson.
Złapał umowę, wykreślił 10, napisał 4, postawił z boku parafę. Znów cisnął umowę na biurko.
– Proszę podpisać…
Wziąłem długopis i podpisałem ten cholerny cyrograf. Sanderson od razu schował dokument z powrotem do kieszeni.
– Ogromne dzięki, panie Belane. Miłego dnia.
Wszyscy trzej ruszyli do wyjścia.
– Hej, a Czerwony Wróbel?
Sanderson zatrzymał się, odwrócił.
– Ach tak…
– Ach tak, właśnie – powiedziałem.
– Proszę czekać na nas jutro o 2 po południu na Grand Central Market.
– W którym miejscu? Przecież to ogromny teren.
– Przy sklepie mięsnym. Tym ze świńskimi łbami. Zjawimy się.
– Ze świńskimi łbami?
– Tak jest. Zjawimy się.
Obrócili się na pięcie i wyszli. Siedziałem i patrzyłem na ściany. Miałem niejasne uczucie, że dałem się wystrychnąć na dudka.