Postanowiłem pojechać do siebie i przepłukać gardło. Musiałem się nad wszystkim dobrze zastanowić. Znalazłem się w ślepym zaułku, jeśli chodzi o Czerwonego Wróbla. I jeśli chodzi o moje życie. Podjechałem pod dom, zatrzymałem wóz, wysiadłem. Najwyższy czas zmienić mieszkanie. Tkwiłem w tym samym miejscu już od 5 lat. Uwiłem sobie gniazdko, ale po co, skoro nic się w nim nie miało wylęgnąć. Za dużo osób wiedziało, gdzie mieszkam. Podszedłem do drzwi, otworzyłem kluczem, pchnąłem. Coś je blokowało. Ktoś leżał w przedpokoju. Dziewczyna. Nie, nie dziewczyna, tylko jedna z tych nadmuchiwanych gumowych lalek, jakie niektórzy faceci lubią posuwać. Ale ja do nich nie należę. Słowo.
Lala była dobrze nadmuchana. Podniosłem ją z podłogi i zatargałem na kanapę. Zobaczyłem, że do szyi ma przywiązaną kartkę z napisem: „Belane, daj sobie spokój z Czerwonym Wróblem, bo inaczej będziesz równie martwy jak to gumowe ruchadło”.
Miły liścik. A więc ktoś mnie odwiedził. Ktoś, kto nie chciał, żebym szukał Czerwonego Wróbla. Dodało mi to otuchy. Czerwony Wróbel musiał naprawdę istnieć, bo w przeciwnym razie nikt nie zadawałby sobie tyle fatygi. Musiałem jedynie złapać trop. Na pewno było to realne. Dużo ludzi wiedziało o Czerwonym Wróblu. Mogła kroić się grubsza afera. Może międzynarodowa. A może nawet międzyplanetarna? Czerwony Wróbel. Ha, do licha, sprawy zaczynały nabierać kolorów. Zrobiłem sobie dobrego drinka, golnąłem łyk. Zadzwonił telefon. Chwyciłem słuchawkę.
– Taa?
– Bączku, co robisz?
Ciarki przeszły mi po grzbiecie. Dzwoniła jedna z moich byłych żon, Penny. Ostatni raz widziałem ją jakieś 5 lat temu. Zaraz po rozwodzie wyniosła się z miasta razem z facetem imieniem Sammy, który pracował w Las Vegas jako krupier.
– Przykro mi, proszę pani, ale musiała pani pomylić numer.
– Poznaję cię po głosie, Bączku. Jak leci?
Tak mnie przezywała. Zupełnie bez powodu.
– Kiepsko – odparłem.
– Potrzebujesz towarzystwa.
– Bzdura.
– Nigdy nie wiedziałeś, czego ci potrzeba, Bączku.
– Może i nie, ale dobrze wiem, na co nie mam ochoty.
– Wpadnę do ciebie.
– Nie.
– Jestem na dole, Bączku. Dzwonię z hallu.
– A gdzie jest Sammy?
– Kto?
– Sammy.
– A, Sammy… Słuchaj, jadę na górę.
Rozłączyła się. Czułem się okropnie, jakby od stóp do głów ktoś mnie wysmarował gównem. Dopiłem drinka i przyrządziłem sobie następnego. Rozległo się pukanie. Otworzyłem drzwi. W progu stała Penny, 5 lat starsza i 15 kilo grubsza. Uśmiechnęła się odrażająco.
– Cieszysz się, że mnie widzisz? – zapytała.
– Wejdź – powiedziałem.
Weszła za mną do pokoju.
– Zrób mi drinka, Bączku!
– No dobra…
– Hej, a co to?
– Co?
– Ta baba z gumy.
– To nadmuchiwana lala.
– Używasz czegoś takiego?
– Jeszcze nie.
– Więc co tu robi?
– Nie wiem. Masz, napij się.
Penny zepchnęła lalę na podłogę i usiadła trzymając szklankę. Pociągnęła łyk.
– Brakowało mi cię, Bączku.
– To znaczy czego?
– O, różnych drobnych rzeczy.
– Jakich?
– Nie pamiętam.
Opróżniła szklankę, spojrzała na mnie, uśmiechnęła się.
– Potrzebuję trochę szmalu, Bączku. Sammy zwiał zabierając wszystko, co miałam.
– Żyję na kredyt, Penny. Jeden gość wypruje mi flaki, jeżeli nie zapłacę mu odsetek.
Poszedłem zrobić nowe drinki, wróciłem.
– Daj mi chociaż trochę, Bączku.
– Nie mam szmalu, na miłość boską.
– Zrobię ci lizaka. Pamiętasz, jaka jestem w tym dobra?
– Słuchaj, mam tylko 20 dolców. Trzymaj…
Wyciągnąłem banknot i jej dałem.
– Dzięki…
Wsadziła go do torebki. Siedzieliśmy, sącząc drinki.
– Mieliśmy dobre chwile, nie? – zapytała.
– Na początku.
– Sama nie wiem. Od razu miewałam depresje.
– Rozwiedliśmy się, bo nam nie wychodziło.
– No tak – powiedziała. – Słuchaj, pieprzysz ten kawał gumy?
– Nie, ktoś to tu zostawił.
– Kto?
– Nie wiem. Ktoś wyciął mi głupi numer.
– Chcesz, żebym zrobiła ci lizaka?
– Nie.
– Mogę tu trochę posiedzieć i jeszcze się napić?
– Jak długo?
– Ze 2 godziny.
– Dobra.
– Dzięki, Bączku.
Kiedy wychodziła, była nieźle wstawiona. Dałem jej jeszcze 2 dychy na taksówkę. Powiedziała, że ma niedaleko.
Zostałem sam. Podniosłem gumową lalę i posadziłem obok siebie na kanapie. Potem zrobiłem sobie wódkę z tonikiem. Wieczór był spokojny. Spokojny wieczór w piekle. Ziemia paliła się jak przegniła kłoda podziurawiona przez termity.