7

A więc znów miałem biuro.

Trzeba się było brać do roboty. Podniosłem słuchawkę i wystukałem numer mojego bukmachera.

– Pizzeria Tony'ego – usłyszałem.

– Tu Powolna Śmierć – podałem swoją ksywę.

– Belane, wisisz mi na 475 dolców – powiedział. – Nie przyjmę żadnego nowego zakładu, dopóki nie spłacisz długu.

– Chcę postawić 25. Jak wygram, to wygram 5 paczek i będziemy kwita. A jak umoczę, wszystko ureguluję, przysięgam na honor mojej matki.

– Belane, twoja stara wisi u mnie ma 230 dolców.

– Taa? A twoja ma kurzajki na tyłku!

– Poważnie? Słuchaj, Belane, czyżbyś…?

– Nie, nie ja. Jeden gość. To on mi powiedział.

– Chyba że tak.

– Dobra, chcę postawić 25 górą na Burnt Butterfly w szóstej.

– Niech będzie, przyjmuję. I życzę ci szczęścia. Bo ci się kończy.

Rozłączyłem się. Kurwa mać, człowiek musi walczyć o każdy centymetr. Rodzi się, żeby walczyć, rodzi się, żeby umrzeć.

Myślałem o tym. I myślałem o tym.

Potem odchyliłem się w fotelu, zaciągnąłem głęboko papierosem i wydmuchałem niemal idealne kółko.

Загрузка...